Kultura

Czas na komiks o polskich emancypantkach

Kółka samokształceniowe, wszechnice dla robotników, bibuła, Uniwersytet Latający nie zostały wynalezione w czasie karnawału „Solidarności”. Tą drogę przetarły emancypantki − mówi Agnieszka Grzybek.

Jan Smoleński: Fundacja Ster zbiera środki na wydanie komiksu o polskich emancypantkach. Wybacz naiwne pytanie: dlaczego ważne jest to, żeby o nich przypomnieć?

Agnieszka Grzybek: Bo wciąż jako ruch feministyczny korzystamy z repertuaru wypracowanego przez emancypantki pod koniec XIX i na początku XX wieku. One pisały odezwy, apele, lobbowały, przekonywały polityków do wpisywania postulatów dotyczących równouprawnienia do programów wyborczych, organizowały zjazdy i manifestacje. Jeszcze przed pierwszą wojną światową w Galicji wraz z PPS organizowały obchody międzynarodowego dnia kobiet, który wtedy świętowano w maju lub czerwcu.

Czy zjazd, który odbył się w 1907 roku, można nazwać pierwszym Kongresem Kobiet?

W 1907 roku w Filharmonii Warszawskiej spotkało się trzy tysiące emancypantek z trzech zaborów. I to był już piąty taki zjazd. Pierwszy odbył się w 1891 roku w Warszawie. Był nielegalny, bo wtedy kobietom w Królestwie Polskim nie było wolno działać w organizacjach politycznych. Potem był Lwów i Zakopane. Na trzecim kongresie, który miał miejsce w 1905 roku w Krakowie, spisano program polityczny walki o powszechne prawo wyborcze bez różnicy płci. To był pierwszy oficjalny zjazd, bo na fali odwilży po rewolucji 1905 roku zliberalizowano prawo i pozwolono kobietom zakładać organizacje polityczne.

Komiks „Bez różnicy płci”. Historia walki o prawa wyborcze kobiet

Kim były i o co walczyły polskie emancypantki? Która z nich jako pierwsza ubiegała się o mandat posłanki? Jak wyglądał pierwszy dzień na uniwersytecie pierwszych polskich studentek? Kto organizował Uniwersytet Latający, trójzaborowe zjazdy, wiece i manifestacje? Kim były kobiety, które przemycały broń i walczyły w kobiecych legionach? Jak udało się przekonać Józefa Piłsudskiego do podpisania dekretu przyznającego powszechne prawa wyborcze?Fabuła komiksu koncentruje się wokół pięciu emancypantek: Kazimiery Bujwidowej, Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit, Marii Dulębianki, Aleksandry Piłsudskiej i Justyny Budzińskiej-Tylickiej, symbolizujących różne etapy i formy walki o równouprawnienie. Historie fabularne przeplatają się z planszami informacyjnymi, zaprojektowanymi w atrakcyjnej formie graficznej. Na przykładzie losów pierwszych studentek Uniwersytetu Jagiellońskiego – Jadwigi Sikorskiej i Stanisławy Dowgiałło – komiks pokazuje drogę kobiet do uzyskania dostępu do wyższego wykształcenia. Opowiada barwną historię trójzaborowych zjazdów kobiet, startu Marii Dulębianki w wyborach do Sejmu Krajowego we Lwowie, zaangażowania kobiet w tajną działalność niepodległościową i udziału na froncie pierwszej wojny światowej. Przybliża gorącą atmosferę listopadowych dni 1918 roku, kiedy kształtowało się niepodległe państwo, a kobiety musiały zawalczyć o prawo głosu.Scenariusz: Agnieszka GrzybekRysunki: Beata SosnowskaProjekt graficzny: Karolina SosnowskaKonsultacje: Anna Czerwińska, Anna Nowakowka-Wierzchoś, Katarzyna SierakowskaObjętość: 48 stronFormat: 19 x 26 cmPrace nad komiksem finansowane są z programu Patriotyzm Jutra, Muzeum Historii Polski. Z tej dotacji komiks ukaże się tylko w wersji elektronicznej. Docelowo zbierane są środki na druk komiksu.https://zrzutka.pl/awpwka

Opublikowany przez Fundacja na rzecz Równości i Emancypacji STER Poniedziałek, 18 listopada 2019

Jak działały wcześniej?

Zakładały organizacje charytatywne, które oficjalnie zajmowały się dobroczynnością, a obok tego służyły jako organizacje de facto polityczne.

Wróćmy do tego, co emancypantki wypracowały.

Od nich pochodzi nurt tradycji pozytywistyczno-lewicowo-społecznikowskiej, bardzo żywy na przykład w przypadku Komitetu Obrony Robotników. Zastanawiam się, do jakiego stopnia ta grupa zdawała sobie sprawę, że wcześniej szlaki dla nich przecierały polskie emancypantki.

Rodowody niepokornych Cywińskiego wywarły na działaczach KOR duże wrażenie. Tam o tym było.

Cywiński wspomina o ruchu emancypacyjnym, ale w zasadzie marginalnie. Informacje o emancypantkach można wyłuskać z głównego nurtu jego opowieści.

To opowiedz więcej o tej tradycji.

Kółka samokształceniowe, wszechnice dla robotników organizowane przez Barbarę Labudę w czasie karnawału „Solidarności” we Wrocławiu, nielegalne biblioteki i bibuła – to wszystko już wcześniej, choć pod inną postacią, zostało wypracowane przez emancypantki. Uniwersytet Latający i Towarzystwo Kursów Naukowych KOR wręcz swoją nazwą nawiązują do Uniwersytetu Latającego i późniejszego Towarzystwa Kursów Naukowych z Królestwa Polskiego.

Dlaczego te instytucje są tak istotne w historii emancypantek?

Bo na wykładach Uniwersytetu Latającego bardzo wiele z nich się spotkało: Justyna Budzińska-Tylicka, Kazimiera Bujwidowa, Zofia Daszyńska-Golińska czy Stefania Sempołowska. Uniwersytet założyły kobiety dla kobiet – jego pomysłodawczynią była Jadwiga Szczawińska. Kobiety nie mogły wtedy studiować ani na Uniwersytecie Warszawskim, ani na uniwersytetach w Galicji, więc jedyne, co im pozostawało, to tajne komplety lub wyjazd za granicę. A to z kolei wiązało się z wysokimi kosztami, nie mówiąc już o presji społecznej – młoda dama wyjeżdża za granicę sama…

Niełatwo było zostać Marią Skłodowską-Curie?

Maria Skłodowska najpierw przez kilka lat pracowała jako guwernantka, żeby sfinansować wyjazd do Paryża i studia medyczne swojej siostry Bronisławy. Potem, gdy Bronisława ukończyła już studia i wyszła za mąż, pomogła finansowo swojej siostrze. Ale zanim wyjechała do Francji, Maria skończyła Uniwersytet Latający.

„Siłaczki” forever

Szacuje się, że te studia ukończyło pięć do sześciu tysięcy kobiet. Wiele absolwentek Uniwersytetu Latającego wyjeżdżało później na studia za granicę i wracało jako wykładowczynie, jak Daszyńska-Golińska, ekonomistka z doktoratem z Zurychu. Na Uniwersytecie Latającym wykładali najwybitniejsi profesorowie i profesorki, na przykład Odo Bujwid, pionier bakteriologii i mąż Kazimiery Bujwidowej. Poziom był tak wysoki, że w pewnym momencie zaczęli na niego przychodzić studenci UW.

Komiks ma być kontynuacją wystawy, którą zrobiłyście na stulecie wywalczenia praw wyborczych przez kobiety…

Tak, i ważne jest, by podkreślać, że kobiety w Polsce sobie te prawa wywalczyły, a nie dostały z dobroci serca od Józefa Piłsudskiego. Rok 1918 był kulminacją wcześniejszych zmagań. Pod zaborami kobiety miały bardzo ograniczone prawa polityczne. W Galicji jedynie bardzo zamożne właścicielki majątków ziemskich mogły głosować i to jedynie przez pełnomocników-mężczyzn. W Królestwie Polskim dość długo w ogóle nie wolno im było nawet zrzeszać się politycznie. Te różnice wpłynęły zresztą na sposób, w jaki kobiety w tych dwóch zaborach walczyły o swoje prawa.

To znaczy?

W Galicji chodziło im o zmianę ordynacji. To dlatego w 1908 roku Maria Dulębianka zgłosiła swoją kandydaturę do Sejmu Krajowego we Lwowie. Jej długoletnia towarzyszka życia, Maria Konopnicka, bardzo ją w tym wspierała, wygłaszała przemówienia. Kandydatura cieszyła się zainteresowaniem. Kiedy Dulębianka miała wygłosić swoje pierwsze przemówienie – do Towarzystwa Pedagogicznego we Lwowie waliły tłumy! Poparł ją m.in. PSL – wiem, teraz wydaje się dziwne, że PSL był partią postępową – ale sprzeciwiali się narodowcy.

Wiśniewska: Opowiedzcie nam o Solidarności

Obawiali się, że przepadną wszyscy kandydaci, którzy mieli startować z Dulębianką ze wspólnej listy. Koniec końców te 511 głosów, które na nią oddano, unieważniono, bo Dulębianka nie spełniała kryteriów majątkowych.

W Królestwie Polskim z kolei, z powodu większego autorytaryzmu i zakazu działalności politycznej kobiet, musiały one – jak już wspominałam – zakładać organizacje charytatywne i politycznie działać pod ich przykryciem albo też wybrać całkowitą konspirację. Gdy po rewolucji 1905 roku doszło do liberalizacji, kobiety mogły organizować się politycznie. Wtedy powstał Związek Równouprawnienia Kobiet Polskich, wytrwale walczący o prawa wyborcze – domagał się m.in., aby także kobiety, nie tylko mężczyźni z Kongresówki, mogły kandydować do Dumy i – oczywiście – głosować.

Natomiast kiedy w 1917 r. zaczęły tworzyć się zręby państwowości polskiej, prawa polityczne kobiet wcale nie były jeszcze pewne.

Dlaczego?

Dlatego że kiedy kolejne stronnictwa polityczne zaczęły zgłaszać swoje projekty, okazało się, że w projektach ustaw i konstytucji prawa wyborcze były zarezerwowane tylko dla mężczyzn! Co więcej, w tych projektach pojawiały się rozwiązania kuriozalne, czyli głosowanie w ramach swoich grup majątkowych. To powodowało, że głosy nie były sobie równe.

I co wtedy zrobiły?

Zaczęły lobbować. We wrześniu 1917 roku w Warszawie zorganizowały zjazd, w którym udział wzięło ponad tysiąc uczestniczek. Delegatki pisały z oburzeniem, że nawet analfabeci mają prawa wyborcze, pod warunkiem że są mężczyznami, najlepiej wykształconym kobietom zaś, z doktoratami z zagranicznych uczelni, tego prawa się odmawia.

Różne stronnictwa polityczne miały do praw kobiet stosunek dwuznaczny. Dmowski i spółka, czyli endecja, uważali, że miejsce kobiet jest w domu. Socjaliści z kolei stali na stanowisku, że najważniejsza jest walka klasowa i poprawa sytuacji ekonomicznej, a gdy ta walka zostanie wygrana, to równość nastąpi automatycznie. Ale emancypantki dość wcześnie zdały sobie sprawę z tego, że walka o prawa kobiet musi się toczyć niezależnie, bo partie często instrumentalizowały tzw. kwestię kobiecą.

Co przypomina dzisiejszą sytuację z niektórymi partiami opozycji.

Teraz też słyszymy, że to nie jest dobry czas na mówienie o prawach kobiet. Wtedy priorytetem była walka o niepodległość, teraz – łamanie konstytucji. Ale jak mówiłam, już Paulina Kuczalska-Reinschmit, którą nazywano hetmanką i głównodowodzącą armii feministek, naciskała na autonomię ruchu emancypacyjnego.

Prawa wyborcze nie były prezentem dla kobiet

W opisie swojego komiksu piszecie, że zachodnie sufrażystki są w Polsce bardziej znane niż polskie emancypantki. Z czego ta niewiedza twoim zdaniem wynika?

Polski ruch emancypantek, ze względu na to, że działał w innych warunkach niż ruch sufrażystek z Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych, nie miał aż tak dramatycznych momentów. W USA podczas pierwszej wojny światowej kobiety stały przykute do płotu przed Białym Domem. Sufrażystki brytyjskie były bite, na jedną z pokojowych manifestacji nasłana została policja konna. Niektóre z nich trafiły do więzienia, a gdy rozpoczęły strajk głodowy, to były przymusowo karmione. To jest bardzo bogato udokumentowane, mamy zdjęcia, a nawet nagrania.

Jak to słynne nagranie, na którym kobieta podczas wyścigów konnych wychodzi przed pędzącego konia.

4 czerwca 1913 roku Emily Davison rzuciła się pod królewskiego konia podczas gonitwy Derby w Epsom.

Ten ruch w Europie Zachodniej i w Stanach wyglądał bardziej dramatycznie. Jednak gdyby nie konsekwencja i upór polskich kobiet, to prawdopodobnie długo musiałybyśmy czekać na prawa polityczne.

Ale przecież emancypantki były zaangażowane w – proszę wybaczyć szkolny język – czyn niepodległościowy. Czy to nie był wystarczający powód?

To prawda, że walka o prawa polityczne kobiet była sprzężona z walką o niepodległość. Przed pierwszą wojną światową kobiety były zaangażowane głównie w organizowanie tajnego nauczania, jeździły też jako nauczycielki na wieś, wszystko to w ramach już wspomnianego pozytywistyczno-lewicowo-społecznikowskiego etosu.

W czasie pierwszej wojny światowej angażowały się już – skoro jesteśmy przy języku szkolnym – w czyn zbrojny. W 1913 roku powstała Liga Kobiet Pogotowia Wojennego, zajmująca się aprowizacją, zaopatrzeniem czy organizowaniem pomocy medycznej.

Niektóre kobiety były sanitariuszkami, inne angażowały się bezpośrednio w walkę na froncie. Wanda Gertz czy Zofia Plewińska założyły męskie mundury i walczyły. Ale to do 1915 roku, bo Piłsudski był przeciwnikiem obecności kobiet na froncie i wydał wtedy rozkaz, w myśl którego kobiety miały z frontu wrócić.

Patriarchat hard i soft

Skąd taka decyzja Piłsudskiego?

Trudno mi powiedzieć. Jego późniejsza żona Aleksandra Szczerbińska była komendantką specjalnego oddziału zwiadowczo-kurierskiego, składającego się z samych kobiet. One przedzierały się przez linię frontu, przenosiły meldunki i rozkazy Piłsudskiego, sporządzały raporty o sytuacji wojskowej czy na zapleczu frontowym, przemycały broń i bibułę.

Wiele z nich otrzymało później odznaczenia. Wcześniej, jeszcze w ramach organizacji bojowej PPS, Aleksandra uczestniczyła w słynnym napadzie na pociąg pocztowy pod Bezdanami. Pepeesowcy ukradli wtedy pieniądze, za które kupili broń. Szczerbińska odpowiadała za wszystkie magazyny broni w Warszawie. Tak że to podejście Piłsudskiego może wydawać się nieco dziwne.

Ale trzeba też pamiętać, że sam nie był entuzjastą praw wyborczych kobiet. Uważał, że kobiety z natury są konserwatywne i podatne na wpływy.

W opisie komiksu piszecie też, że historia polskich emancypantek to materiał na film fabularny.

Bo te historie kurierek Piłsudskiej są bardzo przejmujące. Wiele z nich musiało się zmagać nie tylko z niebezpieczeństwami wojny, ale też z obojętnością społeczeństwa.

Nie wszyscy chcieli walczyć za Najjaśniejszą Rzeczpospolitą?

We wspomnieniach Piłsudska opisuje, jak jej żołnierki nieraz chodziły od domu do domu, ale nikt nie chciał im udzielić wsparcia, choćby przenocować. Również księża na plebaniach.

Z pewnością są też historie komiczne.

Tak. Piłsudska opisuje, jak pewnego razu wraz z przyjaciółką przenosiły nielegalnie broń. Przyjaciółka była dość korpulentna, więc wsadziła całkiem sporo tej broni pod suknię, ale pech chciał, że się potknęła, przewróciła i nie mogła się podnieść. Zobaczył to oficer carski i z galanterią ruszył na pomoc. Zdziwił się nieco, gdy jego męska krzepa nie wystarczyła, by podnieść obładowaną bronią korpulentną panią. Dopiero gdy stójkowy zaczął się zbliżać, udało się tę koleżankę podnieść. Oficer musiał być bardzo dumny z siebie, bo tylko zasalutował i strzelił obcasami, a panie z bronią udały się w swoją stronę.

Konarzewska: Zapominamy, jaką rolę w naszym życiu odgrywają bajki

Są momenty jak z filmów sensacyjnych czy thrillerów szpiegowskich. Pierwszy zjazd kobiet, dla którego pretekstem było 25-lecie pracy pisarskiej Elizy Orzeszkowej, odbył się nielegalnie w prywatnym mieszkaniu. Zaproszenia przesyłano sobie w zaszyfrowany sposób. Uczestniczki z innych zaborów jeździły na cudzych paszportach − chodziło o to, żeby władze się nie dowiedziały, że przekroczyły granicę i brały udział w takim zjeździe.

Są też historie podnoszące na duchu, na przykład pierwszych studentek Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ta opowieść doskonale pokazuje przeciwności, z jakimi musiały się zmagać kobiety, kiedy chciały studiować.

Opowiedz ją.

Jadwiga Sikorska i Stanisława Dowgiałło, bo to o nie chodzi, spotkały się na Uniwersytecie Latającym. Obie chciały zostać farmaceutkami, ale żeby móc studiować farmację, musiały wcześniej odbyć kilkuletnie praktyki w aptece. Problem polegał na tym, że żaden aptekarz nie chciał ich przyjąć. Rodzinie Sikorskiej udało się jednak przekonać znajomego aptekarza, by je przyjął na praktyki. Musiały pracować na zapleczu.

Więcej dziewuch, mniej księżniczek

Aptekarz po prostu się bał, że jeśli w świat pójdzie informacja, że zatrudnia kobiety − z natury swej niezdolne ponoć do wykonywania takiego zawodu − to nikt nie będzie chciał do jego apteki przychodzić. Jednak ten sekret wyciekł.

I apteka splajtowała?

Wręcz przeciwnie. Gdy rozeszła się wieść, że w Warszawie jest apteka, w której pracują kobiety, ludzie zaczęli się tam schodzić. Nie mówiąc już o tym, że Sikorska i Dowgiałło były bardzo dokładne w swojej pracy, więc klienci byli zadowoleni. Przez trzy lata, od szóstej rano do jedenastej w nocy, pracowały bez żadnego wynagrodzenia.

Pomimo ukończenia praktyk Uniwersytet Warszawski odmówił przyjęcia ich na studia, więc udały się do Galicji, gdzie Kazimiera Bujwidowa organizowała właśnie akcję pisania podań do władz Uniwersytetu Jagiellońskiego o przyjęcie na studia. Dopatrzyła się w gąszczu przepisów, że kobiety mogłyby studiować jako wolne słuchaczki. Napisano kilkadziesiąt podań, sporo złożyły kobiety studiujące za granicą, które podkreślały, że studiować na ziemiach polskich i po polsku byłoby łatwiej i taniej. I tak Sikorska, Dowgiałło i Janina Kosmowska w 1894 roku stały się pierwszymi studentkami UJ. Trzy lata później austriackie Ministerstwo Nauki wydało rozporządzenie pozwalające kobietom na studia. Najdłużej przed tą zmianą broniły się wydziały prawa i dopiero w niepodległej Polsce zaczęły przyjmować kobiety.

„Zabić, powiesić, poćwiartować” – prawica wobec pierwszych rządów niepodległej Polski

Historia samej Kazimiery Bujwidowej też jest bardzo interesująca. Była nieślubnym dzieckiem, wychowywała ją ciotka. Kazimiera zawsze chciała studiować i jej ojciec był gotów nawet sfinansować jej te studia, ale ciotka się nie zgadzała. Uznała, że praktyczniej będzie, jeśli Kazimiera ukończy kursy krawieckie.

Skąd taki opór ciotki?

Trzeba pamiętać, że lata 80. XIX wieku były okresem ubożenia ziemiaństwa i przenoszenia się do miast. Kobiety, które kończyły pensje, były całkiem na to nieprzygotowane, nie miały żadnych umiejętności, a musiały znaleźć pracę, żeby pomóc w utrzymaniu rodziny. Wtedy zaczęło się popularyzowanie szkolenia zawodowego kobiet, zwłaszcza wśród tych wywodzących się ze spauperyzowanej klasy ziemiańskiej.

Bujwidowa uczyła się na Latającym Uniwersytecie, gdzie jej mąż był wykładowcą, a potem intensywnie działała na rzecz otwarcia uniwersytetów dla kobiet i pierwszego żeńskiego gimnazjum, które uprawniało dziewczęta do zdawania matury.

Uderzająca jest ta kobieca solidarność.

Siostrzeństwo. One zwracały się wobec siebie per siostro. Te kobiety, które zdobywały wykształcenie, później, kiedy otwierały swoje zakłady, zatrudniały same kobiety. Antonina Leśniewska, która skończyła farmację w Petersburgu, otworzyła tam aptekę, w której zatrudniała same kobiety. Józefa Bojanowska, przyjaciółka i towarzyszka życia Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit, ukończyła szkołę introligatorską i później otworzyła zakład introligatorski, w którym również zatrudniła tylko kobiety.

11 listopada: Święto lewicy

czytaj także

Dużo tych nazwisk znamy, ale jako nazwiska mężczyzn.

To prawda, bo wiele z tych kobiet miało znanych mężów. Natomiast były samodzielnymi działaczkami, to nie były paprotki, które zrobiły karierę dzięki mężom. Wiele z nich zaangażowało się w politykę również w niepodległej Polsce. Daszyńska-Golińska została senatorką. Zofia Moraczewska została jedną z pierwszych posłanek.

Zofia Praussowa również była posłanką i radną warszawską. Justyna Budzińska-Tylicka co prawda przepadła w wyborach do Sejmu Ustawodawczego, ale potem została bardzo aktywną radną Warszawy. Zabierała głos na każdej sesji rady i później wiele jej pomysłów było punktami odniesienia dla innych w radzie miasta. Poza tym razem z Boyem i Ireną Krzywicką założyła na Lesznie pierwszą poradnię świadomego macierzyństwa.

Akuszerki nowych er

czytaj także

Akuszerki nowych er

Marta Knaś

Skąd czerpiecie inspiracje?

Opieramy się przede wszystkim na tekstach źródłowych: wspomnieniach, zapiskach, odezwach, manifestach, artykułach prasowych. Na istniejących opracowaniach historycznych polegamy w mniejszym stopniu. Chcemy opowiedzieć historię polskiej walki o prawa kobiet, koncentrując się na pięciu wiodących postaciach: Kazimiery Bujwidowej, Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit, Marii Dulębianki, Aleksandry Szczerbińskiej, później Piłsudskiej, i Justyny Budzińskiej-Tylickiej. W ten sposób opowiadamy o różnych etapach i aspektach walki o równouprawnienie.

A dlaczego akurat komiks?

Komiks jest bardzo dobrym sposobem popularyzowania wiedzy. W Polsce wychodzą komiksy o zachodnich działaczkach tłumaczone na język polski. Czas na opowieść o polskich emancypantkach.

 

**
Agnieszka Grzybek – tłumaczka i redaktorka, ekspertka od problematyki równego statusu kobiet i mężczyzn, od 1997 roku działa w polskim ruchu feministycznym (współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 Marca, członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet). Współzałożycielka Fundacji na rzecz Równości i Emancypacji STER.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Smoleński
Jan Smoleński
Politolog, wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW
Politolog, pisze doktorat z nauk politycznych na nowojorskiej New School for Social Research. Wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW. Absolwent Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Stypendysta Fulbrighta. Autor książki „Odczarowanie. Z artystami o narkotykach rozmawia Jan Smoleński”.
Zamknij