Historia

Szmul Muszkies – fotograf nowoczesny

Na wielu starych ostrowieckich zdjęciach można zobaczyć pieczątki jego zakładu. Rozmowa z Wojtkiem Mazanem.

Monika Pastuszko: Kim był bohater twojej książki Szmul Muszkies – fotograf profesjonalny?

Wojtek Mazan: Szmul Muszkies wraz z żoną Małką prowadził zakład fotograficzny „Rembrandt”, który funkcjonował w Ostrowcu Świętokrzyskim przed wojną. Na wielu starych ostrowieckich zdjęciach można zobaczyć jego pieczątki. To „Rembrandt” otrzymał zlecenie z huty, największego zakładu w okolicy, na okolicznościowe fotografowanie pracowników.

Im więcej dowiadywałem się o Muszkiesie, tym bardziej mi się podobał: nowoczesny, przedsiębiorczy, z artystycznymi aspiracjami. Chciałem pokazać go jako przedwojennego ostrowczanina, z którym czuję duże powinowactwo. Zajmował się fotografią, tak jak ja. Był świetny technicznie – zdjęcia do dzisiaj zachowują jakość. Nie żółkną, nie odbarwiają się. Pozostawił po sobie mnóstwo śladów, a jednak bardzo mało o nim wiemy. Tymczasem wykonane przez niego zdjęcia są ważnymi rodzinnymi pamiątkami w wielu ostrowieckich domach. Często są też portretami osób, które to miasto kiedyś tworzyły.

Podtytuł książki brzmi: Portret ostrowczan lat 30. XX wieku wykonany w zakładzie fotograficznym „Rembrandt”. I rzeczywiście, pokazuje ostrowiecką warstwę mieszczańską. A kim byli sami Muszkiesowie?

To też była mieszczańska rodzina. Szmul Muszkies był przedsiębiorcą, zapewne działał w żydowskim cechu rzemieślniczym. Nie do końca wiemy, jak wiele było w Ostrowcu tego typu rodzin. Jakieś spojrzenie na tę społeczność daje informacja, że przez całe dwudziestolecie w radzie miasta – dwudziestokilkuosobowej radzie 35-tysięcznego miasta – było około dziesięciu radnych żydowskich. Muszkies nie był radnym, był jednak Żydem liczącym się w lokalnej społeczności.

Ruth Webber, młodsza córka Muszkiesa, wiele lat temu udzieliła wywiadu Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie . Opowiada tam o pewnym drobiazgu: w domu Muszkiesów myło się owoce, wyparzając je we wrzątku, żeby zabić zarazki. Ruth zwraca uwagę, że taki poziom higieny nie był standardem w przedwojennych ostrowieckich domach. To dla niej pewna dystynkcja – znak tego, że był to dom na poziomie.

Rzeczywiście, Ruth w tym wywiadzie podkreśla tę wyjątkowość. Opowiada, że rodzice prowadzili dom otwarty, w którym spotykali się polscy i żydowscy przyjaciele. Chaja, starsza siostrzyczka Rutki, grała podczas tych spotkań na pianinie. To pianino to zresztą ostatni przedmiot, który im zarekwirowano w getcie, bo Niemcy przychodzili słuchać, jak gra mała Chaja. Zachowało się zdjęcie koncertu w getcie ostrowieckim. Chaja siedzi przy pianinie, są też muzycy z Wiednia i z Łodzi.

Czyli to była nowoczesna mieszczańska rodzina, rodzina zasymilowanych Żydów?

Kiedy pytałem rodzinę Muszkiesa, czy byli zasymilowani, to odpowiadali, że nie. Byli postępowymi Żydami. Sam Muszkies działał w organizacji syjonistycznej, w Haszomer Hacair. Jego siostra Bluma i brat Izaak wyemigrowali przed wojną do Brazylii. Szmul jednak nie wyjechał. Zakład fotograficzny prosperował, miał wielkie, nowoczesne atelier, oświetlone – rzadkość w tych czasach – światłem naturalnym. Nie widział potrzeby wyjazdu.

Muszkiesowie kładli nacisk na artystyczne wychowanie dzieci.

Gdy Muszkies dostrzegł talent muzyczny starszej córki, Chai, robił wszystko, by uczyła się gry na pianinie. Przed wojną jeździła na lekcje do Warszawy, a w czasie wojny znaleziono dla niej taką kryjówkę po aryjskiej stronie, by dalej mogła uczyć się grać. W ukrywaniu uczestniczył Leon Zenkteler, jej nauczyciel muzyki, Polak przesiedlony tu z Poznania. Zapowiedziano mu, że jeżeli z Muszkiesów nie przeżyje nikt oprócz Chai, to ona wyjedzie do rodziny do Brazylii, a on razem z nią. Dlatego miał motywację, by przez lata funkcjonować jako łącznik między Chają a Muszkiesami.

Chaja przeżyła wojnę w ukryciu. Droga młodszej Rutki była inna: jako kilkuletnie dziecko była w getcie w Ostrowcu, potem w kilku obozach. Ostatecznie Armia Radziecka wyzwoliła ją w Auschwitz. Małka przeżyła Zagładę, zresztą prawie do końca wojny opiekowała się Rutką – rozdzieliły się dopiero podczas ewakuacji Auschwitz. Szmul nie przeżył, zginął w Mauthausen, również pod koniec wojny. Co się stało później?

Małka po wyzwoleniu z podobozu Gross-Rosen wróciła po Chaję do Ostrowca. Szybko się okazało, że Rutka jest w sierocińcu w Krakowie razem z innymi dziećmi wyzwolonymi z Auschwitz. Jesienią 1945 roku były w Ostrowcu już we trójkę: Małka, Rutka, Chaja. Potem uciekły przez zieloną granicę do Niemiec. Trafiły do obozu przejściowego. Były tam dość długo, dziewczynki chodziły tam do szkoły. Małka starała się o wyjazd do Palestyny, ale nie mogły wyjechać ze względu na zapalenie płuc Rutki. Odszukały dalszą rodzinę w Kanadzie i wyjechały do Toronto. Do dziś żyje tam Chaja, która nazywa się teraz Helen Mueller i została nauczycielką muzyki. Mieszkała tam też Małka, która umarła w 2003 roku.

Książkę zacząłeś przygotowywać na warsztatach Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”. Opowiadałeś mi, że kiedy podzieliłeś się swoim pomysłem na nią, usłyszałeś: „o nie, tylko nie rób kolejnej książki o Holokauście”. To pokazuje różnicę między dyskursem w środowisku artystyczno-kulturalnym w Warszawie a lokalnym dyskursem publicznym w Ostrowcu. W Warszawie niemal co kilka tygodni pojawia się nowa książka czy film na ten temat, cały czas odbywają się wykłady i dyskusje o tematyce żydowskiej. Zaś w Ostrowcu brakuje źródeł informacji o zagładzie Żydów ostrowieckich.

Faktycznie, pierwszą wersję książki opracowałem w ramach „Migawek”. To był fotograficzny projekt mentorski, w którym każdy uczestnik miał zrealizować własny projekt fotograficzny. Od początku zamierzałem zrobić coś, co dotyczyłoby żydowskiej przeszłości Ostrowca. Chciałem jednak wykorzystać moje własne, współczesne zdjęcia. Projekt trwał od marca do listopada 2015 roku. Tak się złożyło, że w połowie roku, w wakacje, byłem w Kanadzie. Spotkałem się wówczas z Helen. Dzięki temu spotkaniu temat Szmula Muszkiesa odżył w mojej głowie. Po powrocie zacząłem szukać u ludzi w Ostrowcu zdjęć z zakładu „Rembrandt”.

Chciałem zająć się Muszkiesem poprzez historię Rutki, jego najmłodszej córki, a zarazem dziewczynki, która stoi za drutami kolczastymi w grupie dzieci w pasiakach na ikonicznym zdjęciu z Auschwitz. Znałem tę historię dzięki wywiadowi, którego wiele lat później, już jako Ruth Webber, udzieliła Muzeum Holokaustu. Ale kiedy przedstawiłem tę historię na warsztatach, rzeczywiście usłyszałem, że może lepiej przyjrzeć się przedwojennemu fotografowi w małym miasteczku niż historii jego rodziny podczas Holokaustu. Z perspektywy czasu widzę, że była to słuszna rada, bo teraz książkę można odbierać na wielu poziomach.

Ostatecznie więc Ruth Webber stała się jedną z wielu bohaterek-ostrowczanek. Ale to właśnie informacja, którą ty znalazłaś – że na słynnym zdjęciu z Auschwitz są dziewczynki z Ostrowca – była motorem prac na początkowym etapie.

Pierwszy etap prac zakończył się powstaniem makiety książki i wystawą w Fundacji Archeologia Fotografii w Warszawie. Podczas premiery Iwona Kurz z Instytutu Kultury Polskiej zwróciła uwagę, że podpisy pod zdjęciami wymagają rozwinięcia. Same imiona, nazwiska, nazwy organizacji niewiele mówią. Poszedłeś za jej sugestią.

Ja na tych zdjęciach widziałem społeczność Ostrowca. Ale zdałem sobie sprawę, że to rzeczywiście nie jest czytelne dla osób z zewnątrz. Dlatego przygotowując książkę do druku, poświęciłem wiele czasu na identyfikację osób, na szukanie informacji w źródłach historycznych i na przygotowanie obszernych opisów przybliżających kontekst. I tak książka z czysto artystycznej stała się także książką historyczną i regionalistyczną. Dzięki temu moim zdaniem jest bardziej znacząca.

Wrócę do jej podtytułu: Portret ostrowczan lat 30. XX wieku wykonany w zakładzie fotograficznym „Rembrandt” . Ten portret nie jest pełny. Nie tylko nie ma tu tych, których na dobrego fotografa nie było stać, ale też brakuje żydowskich rodzin. Jest tylko jedna taka rodzina – Muszkiesów.

Zbierałem fotografie od ludzi mieszkających tu, na miejscu. Gdzieś za oceanem albo w Izraelu w zbiorach rodzinnych jest zapewne o wiele więcej „Rembrandtów”.

Żydzi często pojawiają się w opisach fotografii. Mamy Franciszka Kostuchę, który pomagał ratować Żydów. Mamy zdjęcia cechów chrześcijańskich, które – jak wiemy – potem pośrednio skorzystały na Zagładzie. Mamy Ewelinę Szymańską, która uratowała swoją szkolną przyjaciółkę Rosenman. Po wojnie została uhonorowana tytułem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, przez co w zasadzie potem została wyrzucona z Polski.

Co zaś do tych, których nie było stać na wizytę w atelier Muszkiesa – nie zgodzę się, są tu przecież grupowe zdjęcia robotników z huty. Są zdjęcia ślubne Władysławy Szymczyk, która nie pochodziła z zamożnej rodziny – jej ojciec był woźnicą. Są także zdjęcia grupowe szkół powszechnych, gdzie widzimy dzieci licho ubrane i zaniedbane.

W Ostrowcu rzadko ukazują się jakiekolwiek książki na tematy lokalne. A książka dotycząca lokalnej historii, która przy tym oddawałaby należne pole żydowskiej części tej historii, pojawia się raz na dekadę.

Nawet raz na dwie dekady lub jeszcze rzadziej. Dużo się dziś mówi o patriotyzmie. O historii, z której powinniśmy być dumni. Ale to bardzo powierzchowne zainteresowanie. Ukazują się albumy ze starymi zdjęciami, pojawiają fanpejdże na Facebooku, ale rzadko wykraczają one poza nostalgiczną narrację typu „urok starej fotografii”. Konsekwencją tej powierzchowności jest to, że ulica Wandy Wasilewskiej w Ostrowcu ma się nazywać Pileckiego. Jakby Pilecki albo Wasilewska mieli coś wspólnego z Ostrowcem! Zapomina się zaś o ludziach, którzy naprawdę zasłużyli się dla miasta. W tej książce starałem się takie osoby zaprezentować i przypomnieć.

Jako pracownik ostrowieckiego Biura Wystaw Artystycznych prowadzisz spacery architektoniczne po mieście. Podczas oprowadzania łączysz dwie historie, chrześcijańską i żydowską, zwykle funkcjonujące osobno. Byłam na jednym z tych spacerów. Wiele budynków, przy których przystawaliśmy, wiązało się z historią żydowskiej społeczności.

Gdy mijaliśmy budynek poczty, mówiłem o stylu dworkowym i jego znaczeniu w kształtowaniu tożsamości polskiej w odrodzonej II RP. Potem mijaliśmy Dom Rosseta, więc mówiłem o kamienicy czynszowej jako podstawowym typie zabudowy w starych miastach i przytoczyłem historię jej właściciela Kiwy Rosseta. Uważam, że to naturalne.

Bardzo łatwo można pokazać Dom Rosseta, przemilczając fakt, że wiąże się on z żydowską historią. Nawet wydaje się to bardziej naturalne, bo uczymy się polskiej historii jako historii monoetnicznej i monowyznaniowej. Słyszałeś o tym, że CBOS co roku pyta ludzi, co jest najważniejszym wydarzeniem w historii Polski XX wieku? W 2015 roku respondenci jako najważniejsze wskazali : odzyskanie niepodległości w 1918 roku, wybór Karola Wojtyły na papieża i wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. Dalej jest m.in. upadek komunizmu i najazd Niemców na Polskę w 1939 roku. Wymordowanie Żydów polskich jest na miejscu piątym od końca z dwoma procentami wskazań. Jeszcze niżej jest uwłaszczenie chłopów. Te wyniki dają ogląd tego, w jaki sposób uczymy się o historii Polski. Tak samo traktuje się też historię lokalną.

To prawda.

Widzimy fragmenty oddzielone od siebie – historię polską osobno i żydowską osobno – tam, gdzie w rzeczywistości wszystko się łączyło.

Ale też okazuje się, że ta wiedza tu jest. Wystarczy delikatnie poskrobać. Ludzie dobrze pamiętają. I jak się z nimi rozmawia, to opowiadają o tych swoich sąsiadach bardzo ciepło. Kiedy chodzi o Żydów tak ogólnie, to są be. Ale historie bliskie i lokalne mają inną temperaturę. Pani Joanna Chruszczyńska opowiadała, jak częstowała swoich kolegów kiełbasą, bo oni nie mogli jeść jej w domu. No to ona się dzieliła. A oni z kolei częstowali ją czymś innym, swoim. Mieszkali blisko siebie, przez płot. I razem biegali na poziomki na Kirkut.

To dlaczego w Ostrowcu nie jest obchodzona rocznica likwidacji getta? Skoro jest ciepła pamięć – to jak to jest możliwe, że nie ma potrzeby upamiętnienia tych ludzi, którzy byli sąsiadami, a tak strasznie zginęli?

Pamięć jest, tylko niekoniecznie muszą być do tego formy. Publiczne rytuały są puste, często narzucone z góry: chodzi o złożenie kwiatów, pokazanie się. Za tym nie idzie często żaden prawdziwy patriotyzm, prawdziwe emocje.

To też nie jest tak, że wcześniej była sielanka. Były antagonizmy, wiemy o tym dobrze z historii. Ale brakuje nie tylko upamiętnienia Żydów. Często nie ma też upamiętnienia Polaków. Zobacz, jak bardzo ta pamięć jest wybiórcza. Pamięta się o powieszonych na Rynku [30 października 1942 roku Hitlerowcy powiesili 29 ostrowczan na Rynku; co roku organizowane są miejskie obchody tego zdarzenia – przyp. MP], a nie hołubi się pomnika poświęconego podobnej grupie Polaków rozstrzelanej troszeczkę niżej, przy skrzyżowaniu. Może więc jest tak, że społeczność wybiera sobie pewne wydarzenie do kultu oficjalnego, a inne nie.

Myślę, że – jeśli chodzi o wydarzenia związane z żydowską historią – mogą być też inne powody: wojenne i powojenne zmiany własnościowe, czyli klucze i kasa. Ale to już inny temat.

Premiera książki odbyła się pod koniec października i była ważnym wydarzeniem. Brał w niej udział prezydent Ostrowca Świętokrzyskiego Jarosław Górczyński, przyjechała rodzina Muszkiesa. Aż dziewięcioro gości ze Stanów, z Brazylii i z Izraela. Przyszedł tłum ludzi.

Webberowie, rodzina Muszkiesa, a przynajmniej niektórzy z nich, byli w Ostrowcu dwadzieścia lat temu i chyba nie zamierzali już wracać. Ale gdy usłyszeli, że wychodzi taka książka, zdecydowali się przyjechać. Ruth Webber, córka Muszkiesa, która urodziła się w Ostrowcu, wygłosiła podczas premiery poruszające przemówienie o swoich przeżyciach wojennych.

Fot. Karol Kisiel

Ludzie oklaskiwali ją na stojąco, wielu miało łzy w oczach.

Ruth tu, w Ostrowcu, w zasadzie powtórzyła opowieść, którą wiele lat temu nagrało Muzeum Holokaustu i dzięki której ja dotarłem do Muszkiesa. I ludzie mogli to teraz usłyszeć bez żadnych zapośredniczeń. Ruth Webber tu była, stała przed ludźmi i mówiła do nich – z wielką siłą i z niesamowitą energią – a oni słuchali. W ten sposób jej słowa dotarły do nich lepiej niż jakikolwiek eksponat na wystawie, lepiej niż jakikolwiek wpis na blogu czy artykuł. Z tych dwustu osób, które przyszły na premierę, wiele mówiło mi potem, że to było dla nich wstrząsające przeżycie. Pojawiały się też takie głosy, że to była niesamowita lekcja tolerancji.

Lekcja tolerancji? Dlaczego?

Chodziło o to, że spotkaliśmy się z potomkami Żydów ostrowieckich i porozumiewaliśmy się z nimi ponad podziałami. Bez ustalania tego, kto był winny, bez rozważania, kto bardziej cierpiał. To była przemowa o doświadczeniu ludzkim w nieludzkim czasie. Ruth mówiła o tym, że w 1945 roku, kiedy miała 9 lat, pomyślała, że odmawia bycia taką jak hitlerowcy. Że nie chce myśleć o zemście. Że chce kierować się ludzkimi zasadami wbrew bestialstwu, którego doświadczyła. To robiło wrażenie.

Jedną z osób, która przyjechała na tę premierę, była Rae Nachbar, siostra męża Ruth. Nie zabierała głosu publicznie, ale rozmawiałam z nią, znam więc jej historię. Przeżyła Holokaust dzięki temu, że zaraz na początku wojny została wygnana z rodzinnego Pułtuska do Rosji Radzieckiej. Podobnie jak Ruth była wtedy dzieckiem. Wojnę przeżyli także jej rodzice i rodzeństwo, wszyscy wrócili do Polski. I już po wojnie, w maju 1946 roku, jej rodzice, Abraham i Dwora Wygodowie, zostali zamordowani w okolicach Krościenka podczas przekraczania zielonej granicy. Mordercami byli mężczyźni w polskich mundurach, NSZ-owcy. Napadli oni na transport Żydów uciekających do Palestyny, zabili jedenaście albo dwanaście osób , siedem osób ranili*. Rae przeżyła, bo ze względu na chorobę nie mogła wyruszyć z rodzicami przez góry. Jej brat Leo był członkiem wyprawy i świadkiem masakry. Zastanawiam się, czy spotkanie na płaszczyźnie ogólnoludzkiego cierpienia jest możliwe, kiedy pomijamy powody, dla których Żydzi musieli po wojnie opuścić Polskę.

Ja nie mówię, że to dobre. Ale tak było podczas przemówienia Ruth, ona sama tak to przemówienie poprowadziła. Ona też pominęła niektóre rzeczy, które mogłyby być przykre dla Polaków.

Kiedy przyjeżdżasz do kogoś w odwiedziny – a oni przyjechali właśnie jako goście – to nie wypada być niemiłym.

Może. Ale w wywiadzie, którego Ruth udzieliła Muzeum Holocaustu, też nie ma takich historii. Są za to opisane dość nieoczywiste zdarzenia. Na przykład Ruth opowiada, jak ukrywały się z Małką w lesie w pobliżu Bodzechowa. Była zima. Małka zastukała do jakiegoś wiejskiego domu poprosić o mleko. Otworzyła im kobieta, która nie tylko je wygoniła, ale też doniosła na nie żandarmerii. I faktycznie znalazł je granatowy policjant, tyle że poradził im, żeby się oddaliły z tej okolicy. Bo inaczej będzie musiał odstawić je na posterunek. Tymczasem tyle się mówi o tym, że granatowi zabijali Żydów.

Ja na pewno nie byłbym za tym, by uogólniać cierpienie Żydów do cierpienia ogólnoludzkiego. Ale to ciekawe, że opowiedziana wspólnie polsko-żydowska historia może stworzyć miejsce spotkania. Bo były podziały, ale jednak żyło się razem.

*Atak ten był odnotowany przez Biuletyn Żydowskiej Agencji Prasowej. Notatkę przedrukowano współcześnie ze wskazaniem, że odpowiedzialny za zbrodnię był oddział Józefa Kurasia „Ognia”, w: Alina Cała Ochrona bezpieczeństwa fizycznego Żydów w Polsce powojennej. Komisje Specjalne przy Centralnym Komitecie Żydów w Polsce, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2014, s. 177. Jak podawała notatka biuletynu, „bandyci wylegitymowali wszystkich pasażerów, po czym otworzyli ogień z automatów”. Pojawia się też pewna niejasność: Rae pamięta o jedenastu zabitych, książka wskazuje zaś na dwanaścioro ofiar, wymieniając je wszystkie z imienia i nazwiska.

***

Wojtek Mazan (1981) fotograf, archiwista-pasjonat, aktywista. Mieszka i pracuje w Ostrowcu Świętokrzyskim. Założyciel i lider Stowarzyszenia Kulturotwórczego Nie z tej Bajki, w ramach którego realizuje projekty artystyczne łączące fotografię i historię lokalną: „Pozdrowienia z Ostrowca”, „Kolonia Robotnicza w Ostrowcu Św. – historia mówiona”, „Amo, amare”. Prowadzi bloga Żydowski Ostrowiec. Współpracuje z Krytyką Polityczną.

**Dziennik Opinii nr 333/2016 (1533)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Monika Pastuszko
Monika Pastuszko
Kulturoznawczyni, społeczniczka
Kulturoznawczyni, społeczniczka. Zajmuje się historią społeczną Ostrowca Świętokrzyskiego, zwłaszcza historią społeczności żydowskiej.
Zamknij