Film

Wiśniewska: Banały o świecie

Tworzymy świat, do którego wielu nie chcemy czy nie umiemy wpuścić. Banał. Żaden człowiek nie jest nielegalny. Kolejny banał. Czasem jednak warto powtarzać takie banały.

Na festiwalu kina dokumentalnego zawsze nadchodzi taki moment, kiedy człowiek myśli sobie: „Ależ ten świat jest skomplikowany”. Albo myśli się: „Ale ja to mam fart, że urodziłam się w Polsce”. Takie banały przychodzą do głowy po szóstej godzinie siedzenia na pokazach filmów opowiadających o tym, jak żyją ludzie na świecie. Spora część kina dokumentalnego to takie właśnie historie – nic więc dziwnego, że widzowi Krakowskiego Festiwalu Filmowego też w pewnym momencie chodzą po głowie różne banały o świecie. I pewno można by je przemilczeć, bo banały lepiej przemilczać, ale im dłużej oglądam filmy o „skomplikowanym świecie”, tym bardziej jestem przekonana, że są takie banały, które trzeba powtarzać i powtarzać.

 

Takim banałem o świcie jest to, że mieszkam w Europie, w dużym mieście, mam takie szanse, jakich większość ludzi na świecie nie ma. Mahdi Fleifel pokazał to w filmie Nie nasz świat (A World Not Ours). Rodzina reżysera pochodzi z Libanu. Choć powinnam napisać w zasadzie, że pochodzi z Ain al-Hilweh, największego obozu dla palestyńskich uchodźców w Libanie. To zasadnicza różnica, bo życie w obozie to nie to samo, co życie w Libanie. Przynajmniej z perspektywy mieszkańca obozu, bo dla Europejczyka to może być jednak tożsame.

 

Rodzina Mahdiego wyemigrowała do Danii. Chłopak tam dorastał, kończył szkoły. Przez lata jednak przyjeżdżał na wakacje do Ain al-Hilweh. Zawsze miał przy sobie kamerę. Wcześniej jego ojciec filmował namiętnie wszystkie uroczystości rodzinne i codzienne życie rodziny Mahdiego. Teraz chłopak przejął pałeczkę. Podczas wakacji w obozie Mahdi zajmuje się tym, czym zajmują się chłopaki w czasie wakacji: gra w piłkę, podrywa dziewczyny, gada z kolegami. I filmuje.

 

Wideo-dziennik Mahdiego to zapis życia w obozie. Początkowo wakacje w Ain al-Hilweh są dla Mahdiego szansą spotkania rówieśników, dziadków, dalszej rodziny. Dla młodego chłopaka są przygodą. Jego koledzy biegają po ulicach z pistoletami, wciąż słyszy się opowieści o wujku, który jest bohaterem walk o wolność. Dużo gra się na ulicach w piłkę, biega po piętrowych domach, które przypominają labirynty, po ciasnych uliczkach i jeszcze ciaśniejszych alejkach między domami. Obóz ma jakiś kilometr kwadratowy powierzchni, mieszka w nim 70 tysięcy ludzi. Wszędzie jest ciasno. Film Nie nasz świat pokazuje fizyczność tej ciasnoty. Wszystkie zdjęcia z obozu to zdjęcia wydarzeń dziejących się w ścisku. Filmowcy zapewne mają na to jakąś nazwę – ciasny kadr, czy coś podobnego. W kadrach w filmie Nie masz świat na pewno jest ciasno w tych scenach, które toczą się w obozie. Kiedy oglądamy filmowe zapisy wycieczki szkolnej Mahdiego, czy zdjęcia z przedmieść w Danii, gdzie mieszkała rodzina reżysera, widzimy natychmiast różnicę między przestrzeni. Ta przestrzeń ma znaczenie.

 

Z czasem, kiedy Mahdi dorasta, w jego wideo-dzienniku widać mniej młodzieńczego zachwytu życiem w obozie, a więcej refleksji nad tym, jak zmieniają się przez lata osoby, które w obozie spotyka. Żyją w zamknięciu. Bez większych szans na opuszczenie Ain al-Hilweh. Wujek Mahdiego, kiedyś bohater i legenda, „obozowy Rambo”, dziś jest – jak mówi Mahdi – „wioskowym głupkiem”. Przyjaciel Mahdiego, z którym przed laty oglądali mecze (mistrzostwa świata w piłkę nożną były według Mahdiego największym świętem w obozie), z biegiem czasu staje się coraz bardziej zamknięty, osowiały. W obozie nie ma szans na pracę, nie ma pieniędzy na mieszkanie, myśli o wzięciu udziału w ataku samobójczym. Mahdi ma poczucie, że to przez niego przyjaciel jest taki przygnębiony, że to obecność Mahdiego – który może w każdej chwili wyjechać z obozu, do świata znanego przyjacielowi tylko z telewizji – potęguje w kumplu poczucie braku perspektyw.

 

Mahdi jako chłopiec bardzo lubił życie w obozie: krzyki na targu, granie w piłkę na ulicach, gwar tak bardzo odmienny od spokoju wymuskanych przedmieść w Dani. Z czasem Mahdi widzi inne oblicze obozu. Widzi zamknięty świat beznadziei.

 

Przyjaciel Mahdiego decyduje się w końcu uciec z Ain al-Hilweh. Nic nie mówi rodzinie. Wyjeżdża do Grecji. Nie uda mu się jednak zostać w Europie.

 

I tu pojawiają się bohaterowie innego filmu, Szwajcarskiego Lotu specjalnego. Bilet bez powrotu (The World Is Like That – podaję angielskie tytuły, bo w obu pojawia się „świat”, o którym banały wypisuję). Lot specjalny to opowieść o tych, którym udało się uciec do Szwajcarii. Uciekali z Kosowa, Kamerunu, Senegalu, Gambii. Uciekali przed biedą, brakiem szans na pracę, mieszkanie. Uciekali do lepszego świata. Po 100 osób na małej łódce, płacili 800 euro za pomoc w opuszczeniu rodzinnych stron. Trafili do Szwajcarii. Tu założyli rodziny, pracowali, żyli. Często po kilkanaście, dwadzieścia lat. Po dwudziestu latach zostali zatrzymani jako nielegalni imigranci, trafili do więzienia i na tytułowy „lot specjalny”.

 

Lot specjalny przypomina trochę lot skazańców z filmu Con Air. „Pasażerowie” samolotu mają na rękach i nogach kajdanki, na głowie kask, który ma uniemożliwić „kręcenie się” w czasie lotu, mają na sobie pieluchy, bo o wyjściu do toalety nie ma mowy. Lecą do kraju, z którego pochodzą, jak skazańcy, przestępcy. W Szwajcarii zostają ich ukochane, ich dzieci, żony – bohaterami filmu Lot specjalny są akurat wyłącznie mężczyźni. Trafiają do miast, których w zasadzie nie znają. Od lat w nich nie mieszkają. Przyjeżdżają z pustymi rękami. Rodziny dotąd otrzymywały od nich wsparcie, wysyłali im pieniądze, teraz są ciężarem.

 

Bohaterowie filmu Lot specjalny mówią o strachu, o zagubieniu, braku perspektyw i beznadziei. Można pewnie powiedzieć, że byli w Szwajcarii nielegalnie i musieli wrócić do domu, ale oni mają domy właśnie w Szwajcarii. Banał. Można też dodać, że tworzymy świat, do którego wielu nie chcemy czy nie umiemy wpuścić. Kolejny banał. I że żaden człowiek nie jest nielegalny. Same banały. Wolę jednak oglądać i powtarzać te ważne banały, niż banały o tym, że „czas jest względny”, a „miłość ma różne oblicza”. Przepraszam, ale o filmach na te dwa ostatnie tematy w relacji z festiwalu pisać nie będę.

 


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij