Wiecie, jak oni nas tutaj nazywają? Social dumping – mówi jedna z bohaterek filmu, zachęcając polskich współpracowników do strajku.

Wiecie, jak oni nas tutaj nazywają? Social dumping – mówi jedna z bohaterek filmu, zachęcając polskich współpracowników do strajku.
W filmie „Strefa interesów” odgrodzony murem obóz koncentracyjny słychać, ale go nie widać. Ile takich murów oddziela nas od większości, która próbuje przetrwać?
Czy wyraźnie uprzedzony do Sandry prokurator nie pragnie przypadkiem ukarać jej za wejście w męską rolę? Na ile jako widzowie jesteśmy w stanie usprawiedliwiać różne zachowania Sandry tylko dlatego, że jest kobietą?
Spece od promocji „The Curse” nie postawili – jak ci od „feministycznych” „Biednych istot” – na nachalną promocję baneru pod tytułem: „uwaga, zrobiliśmy roast na bogaczy”. Nie sprzedają nam obietnicy manifestu, mimo nagromadzenia wątków sprawiających, że chcemy piętnować systemowe zwyrodnienia.
Już sukces zdeklasowanej przez „Biedne istoty” w walce po Oscary „Barbie” pokazał, że „feministyczny” marketing zwyczajnie zaczął się opłacać. Ba, potrafi – jak opowiadała mi niedawno Paulina Zagórska – sprzedać niejedno gówno w różowym papierku.
Jakub Majmurek rozmawia ze scenarzystą serialu „1670” Jakubem Rużyłłą i Michałem A. Zielińskim – scenarzystą „Kosa”.
Skoro, jak pokazuje Tarantino, dokonanej historii nie da się odkręcić inaczej niż tylko w kinie, Maślona sugeruje, że jej odkręcanie poza kinem trzeba zacząć już teraz. I tak właśnie moim zdaniem brzmi kluczowa lekcja z „Kosa”.
Wątek niewolniczo-pańszczyźniany czyni „Kosa” dużo ciekawszym filmem historycznym, niż jakikolwiek polski film biograficzny o narodowym bohaterze powstały w ostatnich latach.
Wyobraźnia wyobraźnią, ale czy naprawdę w 2023 roku, żeby grupka dzieci o różnym wyglądzie mogła się uczyć w jednej szkole, trzeba użyć tylu stereotypów?
Wiralowy i vibe’owy potencjał „Saltburn” jest tak duży, że nie pozostawia miejsca na jakikolwiek potencjał krytyczny.
Scenarzyści pracujący „w serialach” stali się wiosną tymi, którzy na nowo opowiedzieli o swojej pracy i tłumaczyli swoją rolę na planach, zrywając z wizerunkiem twórcy pracującego w samotności i przywiązanego do maszyny do pisania.
Komediowy serial „1670” przypomina, że za ideologiczną słusznością kroczy to, co musi kroczyć: nuda.