Czytaj dalej

Rozmawiajmy z dziećmi o seksualności od najmłodszych lat

radosci-z-kobiecosci-autorki

To najlepszy sposób na wychowanie zdrowych, odpowiedzialnych młodych ludzi, którzy uprawiają seks, kiedy są na to gotowi i nie zostają rodzicami jako nastolatki – mówią Nina Brochman i Ellen Støkken Dahl, autorki książki „Radości z kobiecości”.

Olga Wróbel: Na początek chciałam podziękować za wyjaśnienie różnicy pomiędzy waginą i sromem. Kalka językowa z angielskiego, gdzie „vagina” potocznie oznacza o wiele więcej niż sama pochwa, działa także w języku polskim, w związku z czym często czytam, że ktoś ogolił waginę.

Nina Brochmann: No właśnie, komu rosną tam włosy?

Ellen Støkken Dahl: W dodatku musisz być bardzo giętka, żeby je ogolić!

Dla kogo napisałyście Radości z kobiecości?

NB: Przez kilka ładnych lat pracowałyśmy jako edukatorki seksualne i spotkałyśmy mnóstwo młodych kobiet, które czuły się niepewnie we własnych ciałach, martwiły się naturalnymi procesami fizjologicznymi, nie wiedziały, czy wszystko z nimi w porządku. Dlatego zaczęłyśmy pisać bloga, którego nazwałyśmy „Underlivet” („genitalia” albo „życie tam na dole” – po norwesku to gra słów). Szybko stał się jednym z popularniejszych blogów w Norwegii, w komentarzach pojawiało się mnóstwo pytań, także od mężczyzn. Uznałyśmy, że skoro tak wiele osób zadaje naprawdę podstawowe pytania dotyczące ludzkiego ciała, musimy zwiększyć zasięg. Nie udałoby nam się to tylko poprzez zajęcia z edukacji seksualnej.

ESD: Książka to dobre medium, może dotrzeć do ogromnej liczby ludzi w wielu grupach odbiorczych. Na blogu mamy oddzielne kategorie dla każdego tematu, w książce opisujemy kobiece genitalia od A do Z. Było dla nas szczególnie ważne, żeby opowiedzieć na pytania, które same sobie zadawałyśmy. W Norwegii mamy edukację seksualną na dobrym poziomie, ale za mało skupiamy się na kobietach i na tym, jak funkcjonuje ich ciało. Trudno trafić na rzetelne opracowania. To spora niedogodność.

Z jakimi grupami pracowałyście jako edukatorki seksualne?

NB: Głównie z młodzieżą. W Norwegii istnieje organizacja skupiająca studentów wszystkich szkół medycznych, odwiedzamy szkoły średnie i prowadzimy całodniowe zajęcia z edukacji seksualnej. Rozmawiamy o wszystkim, od utraty dziewictwa po choroby przenoszone drogą płciową.

Dziecko, wygugluj sobie seks

czytaj także

Dziecko, wygugluj sobie seks

Anna Fiałkowska

Czy te zajęcia są dzielone na grupy pod względem płci?

NB: Nie, dziewczyny i chłopcy mają je razem. Po pewnym czasie zaczęłyśmy się zajmować także edukacją seksualną w ośrodkach dla uchodźców w Oslo. Tam był podział według płci, za to miałyśmy do czynienia ze wszystkimi grupami wiekowymi, od nastolatków po osiemdziesięciolatków. Ci najstarsi zazwyczaj opuszczali salę chwilę po rozpoczęciu zadań. Pamiętam pewnego staruszka z Somalii, który przyszedł z synem i wnukiem. Po dziesięciu minutach pokręcił głową, podszedł do nas i powiedział bardzo grzecznie: „To już mi się do niczego nie przyda”. Prowadziłyśmy także zajęcia z pracownicami seksualnymi działającymi na ulicach Oslo.

Te wszystkie zajęcia są opłacane z budżetu państwa?

ESD: Tak.

Wspomniałyście o całodziennych spotkaniach w szkołach – czy oprócz nich odbywają się regularne zajęcia z edukacji seksualnej?

NB: Tak, edukacja seksualna jest wpisana do programu nauczania w bloku przedmiotów przyrodniczych i ścisłych. Problem polega na tym, że takie zajęcia mogą być trochę przerażające, także dla nauczyciela, który musi nagle stanąć przed grupą młodzieży, z którą styka się na co dzień, i mówić o rozmnażaniu i stosunku seksualnym. Skuteczniejsze są więc zajęcia prowadzone przez osoby z zewnątrz, takie jak my. Młodzież czuje się bezpieczniej. Jeżeli chcą zadać jakieś pytanie, wiedzą, że nikt nie będzie ich z tego rozliczał przez resztę roku szkolnego.

ESD: Zazwyczaj nie chcesz jednak rozmawiać ze swoją nauczycielką biologii o tajnikach seksu analnego. Dziennikarze często pytają nas, czy nie czujemy się nieswojo, pisząc otwarcie o tak intymnych sprawach.

Wolf: Blues waginy

czytaj także

Wolf: Blues waginy

Naomi Wolf

Wcale nie miałam wrażenia, że książka porusza intymne tematy. Jest o seksie, owszem, ale traktowanym z perspektywy medycznej.

Zazwyczaj nie chcesz rozmawiać ze swoją nauczycielką biologii o tajnikach seksu analnego.

NB: Tak, a jednak to pytanie ciągle się pojawia: czy nie czujemy się zażenowane. Jesteśmy lekarkami, dlatego możemy omawiać te tematy z innej perspektywy – medycznej, nie osobistej. I na tym to właśnie polega. Jako nauczyciel biologii zawsze będziesz w gorszej sytuacji – nie masz wykształcenia medycznego, więc wszyscy podejrzewają, że to, co mówisz o seksie, jest oparte na twoim własnym doświadczeniu. My jesteśmy zawodowczyniami.

ESD: Za nami stoją badania, statystyki, wiemy, jakie problemy najbardziej doskwierają kobietom, wiemy, jak czuje się większość z nich, a jak tylko niektóre. Posługujemy się konkretnymi danymi, dlatego to, co mówimy i piszemy, nie dotyczy nas – przynajmniej nie bezpośrednio.

Czy rodzic może wypisać dziecko z takich zajęć, na przykład ze względów światopoglądowych?

ESD: Nie, są obowiązkowe. Poza tym ta wiedza jest potem sprawdzana, jeżeli nie chodzisz na zajęcia, oblejesz test.

Wydaje się to oczywiste, ale pytam z polskiej perspektywy – od lat mamy problem z wprowadzeniem rzetelnej edukacji seksualnej do szkół.

radosci-z-kobiecoscESD: Kiedy dowiedziałyśmy się, że Radości z kobiecości zostaną przetłumaczone na polski, byłyśmy bardzo zadowolone, szalenie nam na tym zależało. Śledzimy sytuację kobiet w Polsce, szczególnie ostatnie walki o prawo do aborcji.

Polskie wydanie jest doskonale opracowane, w przypisach wyjaśniono wszystkie różnice pomiędzy regulacjami w Norwegii a tymi w Polsce.

NB: To świetnie! W krajach, gdzie do głosu dochodzą poglądy silnie konserwatywne, związane także z grupami religijnymi, ludziom wydaje się, że najlepszym sposobem na kontrolowanie seksualności kobiet czy młodzieży jest odmawianie im dostępu do informacji. Ale nie da się pozbawić kogoś wiedzy. Zawsze było to niemożliwe, a w świecie prasy i przede wszystkim internetu jest niemożliwe jeszcze bardziej. Co się dzieje, kiedy dorośli – nauczyciele, politycy – wycofują się z rozmowy o seksie, szczególnie w przypadku młodzieży? Pozwalają, żeby w tej pustej przestrzeni pojawiły się źródła, nad którymi nie mamy kontroli. Oddajemy edukację seksualną pornografii i internetowi. Chyba wszyscy się zgodzimy, że poznawanie seksu przez pryzmat pornografii to ostatnia rzecz, jakiej chcemy dla naszych dzieci.

Najlepszym sposobem na wychowanie zdrowych, odpowiedzialnych młodych ludzi, którzy uprawiają seks, kiedy są na to gotowi i nie zostają rodzicami jako nastolatki, jest rozmawianie z dziećmi od najwcześniejszych lat o tym, czym jest seks, a czym nie jest lub nie powinien być. Musimy otwarcie mówić o antykoncepcji, o chorobach. Wyniki badań są jednoznaczne: dzieci, które rozmawiają z rodzicami o seksie, zazwyczaj później przechodzą inicjację seksualną, uprawiają bezpieczny seks, używają prezerwatyw i innych form antykoncepcji, wykazują mniejszą skłonność do ryzykownych zachowań czy jednonocnych przygód. Rozmawianie z dziećmi i nastolatkami o seksie może mieć tylko dobre skutki. Żadnych innych.

Tak wynika też z mojego doświadczenia.

NB: Czasami wydaje mi się, że wcale nie musimy stać w opozycji do konserwatywnych i religijnych grup. Ostatecznie zależy nam na tym samym: żeby nasze dzieci były bezpieczne i szczęśliwe, żeby uprawiały seks, kiedy są na to gotowe. Mniejsza z tym, czy powinno się to odbywać między mężem i żoną czy między chłopakiem i dziewczyną, albo w jeszcze innej konfiguracji. Ważne, żebyśmy się zgodzili co do metody.

„Sztuka kochania” aktualna? Może i tak, ale to nie jest dobra wiadomość

ESD: Im więcej wiesz, tym bardziej jesteś odpowiedzialny.

NB: I niekoniecznie bardziej zainteresowany natychmiastowym wprowadzeniem wiedzy w życie.

ESD: Ale w Norwegii też widać ten lęk za każdym razem, kiedy próbuje się zmienić zasady refundacji tabletek antykoncepcyjnych. W tej chwili antykoncepcja jest bezpłatna w przedziale wiekowym 16–19 lat. Kiedy próbuje się ten wiek obniżyć, podnoszą się głosy, że to zachęcanie młodszych nastolatków do seksu. Ale oni i tak będą go uprawiać!

NB: Kiedy masz 14 lat i nie chcesz wtajemniczać rodziców w swoje sprawy, musisz za antykoncepcję płacić samodzielnie, a to nie jest szczególnie tanie. Próbujesz więc zaoszczędzić i w rezultacie narażasz się na ryzyko ciąży i chorób.

Czy kupno pigułek wiąże się z wizytą u lekarza?

NB: Nie, może je przepisać także wykwalifikowana pielęgniarka. W każdym razie potrzebna jest recepta.

Ale na pigułkę Ella One recepta już nie jest potrzebna.

NB: Nie. A w Polsce jest konieczna?

No jasne. Był krótki moment, kiedy nie trzeba było mieć recepty, ale to już przeszłość.

ESD: W Norwegii też tak było, ale trzy lata temu zmieniono przepisy. Kiedy pisałyśmy książkę – w 2015 roku – pigułka „po” bez recepty wciąż była nowością. Oprócz Ella One jest jeszcze drugi środek, który zawsze był dostępny bez recepty. Ella One wymaga staranności przy stosowaniu, może także zakłócać potem cykl i działanie regularnej antykoncepcji, dlatego lepiej skonsultować się z kimś przed jej zażyciem. Jest jednak szalenie skuteczna.

NB: Ale w Polsce możecie dostać receptę, idąc po prostu do lekarza?

Teoretycznie tak, ale lekarze korzystają ze sprytnego manewru zwanego klauzulą sumienia.

Jak nie dostałam „pigułki po”

ESD: W Norwegii odbyła się olbrzymia debata na ten temat za sprawą lekarki, która odmówiła przepisania antykoncepcji „po”. Straciła prawo do wykonywania zawodu.

NB: Z pochodzenia była Polką…

Co za niespodzianka.

ESD: Dokładniej mówiąc, odmówiła założenia pacjentce miedzianej spirali, która bywa stosowana jako antykoncepcja awaryjna – jest bardzo skuteczna, bezpieczna i w dodatku może potem pozostać w macicy, zapewniając ochronę przez pięć kolejnych lat. Lekarka odmówiła i poniosła konsekwencje. W Norwegii służba zdrowia musi wykonywać zabiegi, które są przewidziane przez ministerstwo, nie ma miejsca na samowolne decyzje.

W Polsce założenie spirali w państwowym gabinecie bywa problematyczne.

ESD: Miedziane spirale otacza wiele mitów.

Zaskoczyło mnie, że ten rodzaj antykoncepcji polecacie także młodym kobietom. U nas panuje przekonanie, że jeżeli jeszcze nie rodziłaś, nie powinnaś zakładać spirali, bo to może potem spowodować problemy z zajściem w ciążę i donoszeniem jej.

NB: Spirale są absolutnie nieszkodliwe, także dla kobiet, które nie mają za sobą porodu. Młode kobiety mogą używać tradycyjnych spiral i tych nowego typu, mniejszych i łatwiejszych do umieszczenia w macicy. To, że spirala może powodować jakiekolwiek uszkodzenia macicy czy jej szyjki, jest po prostu nieprawdą.

„Pornografia powinna być”

czytaj także

„Pornografia powinna być”

Agnieszka Kościańska

A jak wspominacie rozmowy o seksie w swoich rodzinach?

NB: Mój tata chciał przeprowadzić ze mną poważną rozmowę, kiedy miałam 14 lat i pierwszego chłopaka. Próbował mi powiedzieć, że można spędzać razem czas na wiele fajnych sposobów, jednym z nich jest seks, ale trzeba się zabezpieczyć przed ciążą. Czułam, że umieram z zażenowania, starałam się mu wyjaśnić, że wszystko już wiem i może przestać. To była dla nas niezręczna sytuacja, ale jestem tacie wdzięczna, że poruszył ten temat, bo gdybym jednak w ciążę zaszła, wiedziałabym, że mogę z nim o tym porozmawiać. Nie chciałam dyskutować o seksie, ale wiedziałam, że jest taka możliwość, że on jest na to gotowy.

ESD: Dla mnie ta książka była ważna dlatego, że pracując z pacjentami, przekonałam się, jak niewiele trzeba, żeby pomóc ludziom w tak niesamowicie ważnej sferze życia.

NB: Lubimy łatwą robotę!

ESD: Chodzi mi o otwarcie pewnej przestrzeni. Wielu lekarzy umieszcza w gabinetach obiekty, które sygnalizują, że można tu mówić o określonych sprawach. Na przykład naklejka z tęczową flagą wysyła określony komunikat: jesteśmy otwarci, mamy odpowiednie kwalifikacje i wiedzę, możemy pomóc. W klinice, w której pracuję, w poczekalni wiszą na ścianach zdjęcia przedstawiające całujących się mężczyzn.

Nigdy nie spotkałaś się z negatywnymi reakcjami ludzi? Nikt nie poprosił o usunięcie fotografii?

ESD: Nie, ale pracuję w klinice, która zajmuje się problemami seksualnymi, więc ludzie, którzy do nas przychodzą, wiedzą, jaki mamy profil. Uważam, że to fantastyczny sposób na otwarcie przestrzeni do dyskusji, zaufania, szczególnie u lekarzy pierwszego kontaktu. Wielu ludzi nie może otwarcie porozmawiać o swoich problemach w domu czy z rodzinami; ważne, żeby wiedzieli, że mogą to zrobić w przychodni.

Trudno mi sobie wyobrazić poczekalnię u internisty w Polsce ze zdjęciem całujących się mężczyzn na ścianie.

ESD: To rzeczywiście dość mocny przykład, ale wielu lekarzy używa tęczowych flag. Kto ma wiedzieć, ten wie.

NB: A ci, którym prawa ludzi homoseksualnych są obojętne, pewnie nawet nie kojarzą, że to coś znaczy.

W Polsce ruchy gejowskie mają od lat czarny PR, więc wszyscy wiedzą, że tęcza to zło.

NB: Norwegia i Polska znajdują się w innych punktach. W Norwegii ruch LGBT osiągnął bardzo wiele, ludzie są szalenie tolerancyjni – i nie mówię tu o dwudziestolatkach, tylko o pokoleniu 50–60 lat. Wielu prominentnych polityków otwarcie deklaruje orientację homoseksualną; to są panowie po pięćdziesiątce, ministrowie, naprawdę ważne persony. Ostatnio coming outu dokonał jeden z najbogatszych Norwegów. Myślę, że pod tym względem jesteśmy naprawdę wyjątkowo przyzwoici.

ESD: Nadal zdarza się jednak, że ktoś zostanie pobity na ulicy – ale są to odosobnione przypadki, sytuacja radykalnie się poprawiła.

Jonas Gardell: Nic nie stało się samo

W waszej książce zdumiała mnie jeszcze jedna rzecz: piszecie, że norweskie pary hetero uprawiające seks bez zabezpieczenia praktycznie nie ryzykują zakażenia wirusem HIV.

ESD: Tak, to prawda. HIV nigdy nie rozprzestrzenił się pośród heteroseksualnej populacji Norwegii. Pary nie badają się na jego obecność, bo ryzyko jest minimalne. Mieliśmy 300 lub 400 przypadków HIV, połowa z nich dotyczyła homoseksualnych mężczyzn.

NB: W tej grupie było chyba tylko 60 kobiet. Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że Norwegowie mieli więcej szczęścia niż rozumu. Statystyki nie wynikają z ich wyjątkowego rozsądku i odpowiedzialności, dane dotyczące używania prezerwatyw są raczej przygnębiające – czego skutkiem jest wielki powrót rzeżączki. Wydaje mi się, że Norwegowie do pewnego momentu mało podróżowali, a poza tym są wybredni, introwertyczni i raczej kopulują między sobą. Wirus nie miał więc okazji się rozprzestrzenić. To oznacza jednak, że niektórzy po prostu nie zdają sobie sprawy z konsekwencji. Przed rozpoczęciem mistrzostw świata w piłce nożnej w Polsce i na Ukrainie słyszałam, jak przedstawiciel ministerstwa zdrowia zachęcał w radiu, żeby kibice dobrze się bawili, ale pamiętali o prezerwatywach w kontaktach z pracownicami seksualnymi, ponieważ wiele z nich jest nosicielkami wirusa. To było bardzo budujące wystąpienie – nikogo nie oceniano, nie próbowano piętnować, po prostu uświadomiono Norwegom ryzyko, z którego z pewnością większość z nich nawet nie zdawała sobie sprawy.

ESD: Sytuacja homoseksualnych mężczyzn jest bardziej skomplikowana, ale to się także zmienia wraz z dostępnością profilaktyki przedekspozycyjnej, tzw. PrEP (ang. pre-exposure prophylaxis). Można zażywać pigułki po stosunku, aby uniknąć zarażenia, inny rodzaj leku bierze się regularnie, co jest znakomitym rozwiązaniem dla partnerów osób zarażonych.

Czy to przełom dla mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami?

Przygotowując się do rozmowy, oglądałam waszą prezentację TED na temat dziewictwa. Dlaczego ten temat nadal jest tak ważny?

NB: Gdybyśmy tylko znały odpowiedź na to pytanie!

ESD: Jest w nas głęboko zakorzenione przekonanie, że kobieta powinna być nieskalana. I ono nadal jest niezwykle silne – wystarczy pomyśleć o wszystkich obelgach związanych z kobiecą seksualnością. Nie nazywamy mężczyzn kurwami, szmatami, zdzirami. Kobieca seksualność jest konotowana negatywnie, podczas gdy męska wiąże się z przyjemnością, doświadczeniem, zdobywaniem.

I z atrakcyjnością.

NB: Tak, musi być w tobie coś wyjątkowo atrakcyjnego, skoro sypiasz z tyloma partnerkami.

ESD: Ale jeśli jesteś kobietą, nazwiemy cię rozwiązłą dziwką.

NB: I dzieje się to w laickiej, postępowej Norwegii. Łatwo zrzucić winę na religię, ale chociaż odgrywa ona dużą rolę, to trzeba spojrzeć na kwestię dziewictwa także w perspektywie historii kultury i organizacji społeczeństw. Z punktu widzenia historii rodzina to heteroseksualna para, jej krewni i dzieci – dlatego trzeba kontrolować kobiety i ich seksualność związaną z płodnością. A jak najlepiej kontrolować kobiety? Poprzez zainstalowanie w nich poczucia wstydu – trzeba sprawić, że te, które przekroczą granice, będą miały naprawdę przesrane. I to się dzieje niezależnie od poglądów religijnych.

ESD: Kobiety, które próbowały wyrwać się spod kontroli, nazywano czarownicami lub podejrzewano o choroby psychiczne. O języku, którymi się wobec nich posługiwano, można by napisać całą książkę. To się zmienia, ale jednocześnie zadziwiające jest, że w Norwegii, kraju tak liberalnym, jeżeli chodzi o seksualne obyczaje, nadal używamy tych słów, żeby poniżać kobiety.

NB: Możemy więc uznać, że winna jest kultura, ale nie popisało się też środowisko medyczne, które może w znaczący sposób wpływać na postawy ludzi, jeżeli tylko ma na to ochotę. Jako lekarze nie możemy wprawdzie bezpośrednio walczyć ze sposobem, w jaki kobiety są dyskryminowane, ale możemy mówić o tym, co wiemy, mówić głośno, wyraźnie i nie pozwalać na rozprzestrzenianie się i trwanie mitów. Jeżeli komuś nadal zależy na kontrolowaniu i zawstydzaniu kobiet, musi znaleźć sobie inne sposoby. Jeżeli rozprawimy się z mitami otaczającymi dziewictwo, zlikwidujemy jedno z narzędzi opresji. To nie zmieni świata, ale sprawi, że trudniej będzie wymuszać na kobietach konkretne zachowania.

ESD: Od ponad stu lat w środowisku medycznym wiadomo, że błona dziewicza nie jest wcale dowodem dziewictwa, a mimo to ludzie nic na ten temat nie wiedzą. Co więcej, lekarze nadal oferują takie usługi jak „sprawdzenie dziewictwa”, rozmaite certyfikaty czy wręcz zabiegi medyczne scalające błonę.

Czy w Norwegii też ma to miejsce?

ESD: Teraz nie wolno już wykonywać tych zabiegów, ale jeszcze niedawno prywatne kliniki miały je w swojej ofercie. Problem istnieje nadal w Danii.

Czy zapotrzebowanie płynie ze środowisk imigranckich?

Jeżeli rozprawimy się z mitami otaczającymi dziewictwo, zlikwidujemy jedno z narzędzi opresji. To nie zmieni świata, ale sprawi, że trudniej będzie wymuszać na kobietach konkretne zachowania.

NB: Tak, w Skandynawii niewątpliwie tak. Ale powiedzmy to jasno: to nie jest domena islamu czy Bliskiego Wschodu. Dziewictwo to temat przewijający się przez wszystkie religie i kultury – chrześcijaństwo, katolicyzm, hinduizm, buddyzm. Zabiegi chirurgiczne są bardzo popularne w Japonii, Indiach, Chinach. Ludzie, którzy mówią: „To wszystko przez muzułmanów”, są w błędzie.

ESD: Sztuczne błony dziewicze, które można kupić w internecie, nazywane są nawet „chińskim hymenem”.

To tkwi bardzo głęboko – jestem ateistką z ateistycznej rodziny, ostatnio zaczęłam używać kubeczka menstruacyjnego i jestem zachwycona. Pomyślałam, że polecę go córce, kiedy zacznie miesiączkować, ale kolejna myśl brzmiała: „A co z jej dziewictwem”? To przecież idiotyczne.

NB: No właśnie, ale te wątpliwości pojawiają się bardzo często! Czy można używać kubeczków, jeżeli się jeszcze nie współżyło? Oczywiście, że można.

ESD: Mam jeszcze jeden przykład, niestety koszmarny. Czytałam ostatnio pracę poświęconą gwałtom na dzieciach, takim, przy których dochodzi do penetracji. W 95% przypadków błona dziewicza pozostawała nienaruszona. Ta przerażająca statystyka pokazuje, jak niewielkie znaczenie ma hymen i badania opierające się na jego stanie czy obecności, także w przypadku spraw o gwałt. Kluczowa jest nadal rozmowa i wiara w to, co mówi dziecko czy kobieta, a nie zaglądanie do pochwy w poszukiwaniu błony.

Wasza książka jest – pomimo lekkiego języka – poważna i konkretna. Czy nie miałyście pokusy, żeby dodać do niej kilka porad w stylu „Cosmopolitana”?

NB: Problem z takimi poradami polega na tym, że często mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, za to skutecznie powielają mity, które utrudniają kobietom życie. Wiele z nas myśli, że powinno osiągać tak zwany orgazm waginalny, inne gonią za coregazmem… Nie chciałyśmy wpisywać się w ten trend.

Co to jest coregazm?

NB: Powinnaś go odczuwać podczas treningu siłowego lub pilatesu.

ESD: Nigdy nie miałaś orgazmu podczas pilatesu?

Nie, wręcz przeciwnie.

ESD: Niektóre z czytelniczek czuły się rozczarowani naszą książką, bo spodziewały się właśnie czegoś w stylu „Cosmo”, tymczasem dostały poradnik medyczny. Zawsze podkreślamy, że Radości z kobiecości mają profil naukowy. To nie jest książka, którą musisz przeczytać od początku do końca. Może leżeć na półce i być używana w razie potrzeby, kiedy coś cię niepokoi, kiedy czegoś nie wiesz.

Medytacja orgazmiczna, czyli niesienie światu kobiecego orgazmu

NB: Jedna z rzeczy, które nas irytują, to feminizm nowej fali, z którym mamy obecnie do czynienia. Pod pewnymi względami jest wspaniały: pozytywny stosunek do seksu, badanie ról genderowych, akceptacja dla wszelkich form seksualności i orientacji seksualnych. Z drugiej strony pojawia się jednak pewien brak krytycyzmu: wszystko, co mówią i czują kobiety, jest fantastycznie i powinnyśmy bezwarunkowo to popierać. Ale kobiety czasami opowiadają bzdury, co jako lekarki widzimy szczególnie wyraźnie. Tymczasem nie można tego krytykować, bo każda krytyka odbierana jest jako atak na kobiety. Jeżeli ktoś mówi „coregazm jest fantastyczny”, to nie mogę odpowiedzieć, że on nie istnieje, bo w ten sposób rzekomo ograniczam prawo innej kobiety do przeżywania seksualności i jej ekspresji. Ale to nie może tak działać. Jeżeli kobiety chcą, żeby ich prawa były szanowane, muszą być gotowe na chłodne, krytyczne myślenie.

ESD: Jeżeli chcesz przekazywać wiedzę, ona musi być oparta na faktach. Zdumiewają mnie ludzie, którzy uważają własną głowę za wystarczające źródło.

NB: I wyjaśniają to w następujący sposób: „Moje doświadczenie przeczy twoim faktom”.

ESD: Weźmy punkt G, kolejną strukturę otoczoną licznymi mitami. W naszej książce wspominamy o badaniu, w którym kobiety, przekonane o istnieniu tego obszaru, próbują go zlokalizować w swojej pochwie. Żadnej się to nie udało.

NB: W Australii opublikowano wyniki kolejnych badań, w których obecność punktu G nie została potwierdzona. Zbliżamy się do momentu, w którym z naukowego punktu widzenia absurdem będzie twierdzić, że punkt G istnieje.

ESD: Jeżeli stymulacja przedniej ściany pochwy jest przyjemna, to wspaniale. Nie potrzebujemy tego tłumaczyć obecnością magicznego, nieuchwytnego narządu. Wszystko zresztą wskazuje na to, że za tą przyjemnością stoi łechtaczka. Po co szukać dalej? Przeżywajmy rozkosz. Nie musimy przy tym tworzyć kolejnych fałszywych przekonań.

ESD: To, że na to pozwalamy, pokazuje, jak bardzo boimy się szczerej rozmowy, która mogłaby wkurzyć inne kobiety. Może to zbyt daleko idący wniosek, ale mam wrażenie, że właśnie ten brak szczerości odpowiada za to, czego jesteśmy świadkami: za wzrost znaczenia prawicowych partii, Trumpa, za postprawdę i prawdę alternatywną. Unikając sporów, tworzymy przestrzeń dla prawdy opartej na subiektywnych przekonaniach. A to jest już niebezpieczne.

Być może nasza książka jest momentami nudna, pozbawiona polotu, ale jest prawdziwa. Oczywiście, używam słowa „prawda” ze świadomością, że jutro naukowcy mogą odkryć coś nowego i Radości z kobiecości nie będą już aktualne – ale w tej chwili prezentujemy najbardziej obiektywny i aktualny stan rzeczy.

Wydaje nam się, że coś powinno nas kręcić, bo tak napisali w gazecie [rozmowa z Natalią Trybus]

Czy myślałyście o napisaniu podobnego poradnika, ale skierowanego do mężczyzn?

ESD: Tak.

NB: Ale nie zrobimy tego.

ESD: Rozmawiałyśmy o tym kilka razy. Taka książka jest niezbędna, spotkałyśmy masę młodych i starszych mężczyzn, którzy mają problemy ze swoją seksualnością, ze swoimi penisami, którzy się wstydzą, są niepewni i zagubieni. Mamy jednak wrażenie, że taką książkę powinien napisać mężczyzna. Nie zamierzamy nikogo wyręczać.

*
Książka Niny Brochman i Ellen Støkken Dahl Radości z kobiecości, czyli wszystko o zarządzaniu narządami ukazała się nakładem wydawnictwa Sonia Draga.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Olga Wróbel
Olga Wróbel
Kulturoznawczyni, autorka komiksów
Kulturoznawczyni, autorka komiksów, pracownica muzeum. Prowadzi bloga książkowego Kurzojady.
Zamknij