Kinga Dunin czyta

Księżniczka rasy mieszanej

Meghan_Markle

Czy uprzedzenia na przykład wobec Polaków to rasizm, czy jednak niechęć do imigrantów, a może kwestia klasowa? Kinga Dunin czyta „Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry” Reni Eddo-Lodge i „Nowych londyńczyków” Bena Judaha.

Reni Eddo-Lodge, Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry, przeł. Anna Sak, Karakter 2018

EDDO-LODGE, Dlaczego - okładka22 lutego 2014 roku zamieściłam wpis na moim blogu. Dałam mu tytuł: „Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry”.

Autorka jest czarną Brytyjką, a odzew na ten wpis był ogromny i od tego czasu, jak się wydaje, jego autorka nie robi nic innego tylko wciąż rozmawia z białymi o brytyjskim rasizmie. Prelekcje, wywiady, artykuły prasowe, tłumaczenie książki na wiele języków. Widać ten głos był potrzebny. A jednocześnie przecież zdajemy sobie sprawę, że wszystko to – no prawie – było już sto razy wcześniej powiedziane.

To „prawie” dotyczy historii czarnych i innych niebiałych w Królestwie – od czasów gdy w do Liverpoolu zawijały statki niewolnicze, poprzez wszelkie niegodziwości, które popełniano z powodów rasowych, napaści, uliczne rozruchy, ciągnący się się przez lata proces, by w końcu skazać winnych zamordowania czarnego nastolatka. To także część historii mojego kraju, przypomina autorka. I to jest ważne, żeby potrafić opowiadać historię nie tylko z punku widzenia grup dominujących. Poza tym dowiemy się, że niebiali mają gorzej w sposób wymierny – biedni, bezrobotni, wypychani z lepszych dzielnic, na każdym etapie mają mniejsze szanse na pieniądze i karierę niż biali. CV z nazwiskiem wskazującym na obce pochodzenie cieszy się mniejszym zainteresowaniem pracodawców, niż takie samo z właściwym nazwiskiem. Trudniej im o karierę naukową, nie są wystarczająco reprezentowani w mediach.

Tyle statystyki i znane badania. Ale jest jeszcze poczucie tożsamości, problemy osób o mieszanym pochodzeniu. I wreszcie to, czemu „nie warto rozmawiać”, albo czemu takie rozmowy są trudne, nużące i powodują poczucie bezradności.

Lęk przed czarną planetą

czytaj także

Lęk przed czarną planetą

Reni Eddo-Lodge

Autorka w gruncie rzeczy nie pisze o najbardziej oczywistych czy dziś już kryminalizowanych przejawach rasizmu, tylko o rasizmie strukturalnym, przenikającym wszystkie instytucje i postawy. O dyskryminacji, której istotą nie są tylko uprzedzenia rasowe, ale uprzedzenia rasowe plus władza. Rasizm strukturalny, który dla uprzywilejowanych jest przezroczysty, dla czarnych wyczuwalny jest na co dzień. Dziennikarka zwraca się przede wszystkim do liberalnej klasy średniej, choć chyba do niej należy, mimo że sama zalicza się do prekariatu, którego miejsce widzi na dole społecznej drabiny. Do ludzi, którzy w swoim mniemaniu nie mają nic na sumieniu, pilnują politycznej poprawności, ale o strukturalnym rasizmie nie chcą słuchać, przybierają postawę obronną, irytują się, nudzi ich to. Albo są lewicowcami, więc zawsze podkreślają, że ważniejsza jest kwestia klasowa.

Autorka uważa, że to właściwie to samo – upośledzenie klasowe i rasowe w jednym stoją domku. I, jak twierdzi, nie walczy o równość w ramach istniejącego sytemu, tylko o sprawiedliwszy świat. Niestety nie pisze, jak konkretnie miałby on wyglądać. Natomiast to, czego się domaga, to przyjęcie do wiadomości, że rasizm strukturalny istnieje i wszyscy biali korzystają z przywileju rasowego i w jakimś stopniu się do tego przyczyniają. Nie było moim cele wywołanie poczucia winy – pisze – ale skłonienie wszystkich do przemyślenie swojego uprzywilejowania, zauważenia, że rasa wciąż ma znaczenie, i zwracania większej uwagi na swoje zachowania i zachowania w swoim otoczeniu.

Jakie znaczenie może mieć ta książka w Polsce? Rasizm nie jest w naszym kraju nieobecny, jest aż nazbyt widoczny, ale na co dzień większym problemem są pewno strukturalny seksizm czy np. ageizm. I to wcale nie wśród prawicowych chuliganów, tylko wśród największych czyściochów pod tym względem. (Np. mnie zajęło chwilę oduczenie KP używania określenia „babcie”, gdy mówi się o starszych kobietach.)

*
Ben Judah, Nowi londyńczycy, przeł. Barbara Gutowska-Nowak, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2018

nowi-londynczycyMuszę zobaczyć wszystko na własne oczy. Nie ufam statystykom. Nie ufam felietonistom. Nie ufam samozwańczym rzecznikom. Sam muszę sobie wyrobić opinię. Dlatego znowu trzęsę się z zimna na Dworcu Autobusowym Victoria o szóstej rano.

To na ten dworzec przybywają najbiedniejsi imigranci, a obok na ulicach koczują w dzień i nocy rumuńscy Romowie, właściwie niewolnicy, wysyłani tam jako żebracy i oddający większą część swoich zarobków.

Ben Judah zabiera nas do Londynu imigrantów i rozmaitych wspólnot etnicznych żyjących na marginesie brytyjskiej, londyńskiej, wspólnoty. Do dzielnic, w których większość stanowią imigranci, do meczetów, buddyjskich świątyń, setek czarnych kościołów, zaklinaczy wudu i etnicznych sklepów. Tam, gdzie istnieją społeczności, w których można żyć, nie mówiąc po angielsku. (Tu pewna wątpliwość – w jaki sposób dziennikarz z nimi rozmawiał, skoro znają tylko kilka angielskich słów. Tylko czasem pojawia się postać tłumacza).

Rumuńscy żebracy to sam dół tej drabiny, wyżej znajdują się czarni – pracujący za grosze albo bezrobotni. Także ci, którzy opanowali biznes narkotykowy, zaopatrując bogaczy i klasę średnią w kokainę i inne używki. Potem polscy budowlańcy, tłoczący się w kilkunastoosobowych pokojach. Rumuńskie prostytutki. Filipińskie służące. Najlepiej z nich wszystkich urządzeni są Pakistańczycy, chociaż o nich jest najmniej. A z drugiej strony mamy bajecznie bogatych Arabów, którzy wykupili całą dzielnicę i ich nieszczęśliwe córki, szukające pociechy w alkoholu i narkotykach, zanim zostaną odpowiednio wydane za mąż. Bogaci Rosjanie.

Zdecydowanie brakuje w tej panoramie klasy średniej – pojawia się raz polska urzędniczka, czarna nauczycielka – ale głównie są to opowieści ludzi, którzy, minio że o tym marzyli, nie mogą zostać Brytyjczykami, a wielu nie chce. O tych, którzy obsługują miasto, sprzątając, gotując albo sprzedając narkotyki. A także o etnicznych waśniach, nienawiści i ulicznych walkach, przemocy na przedmieściach. Poznajemy nie tylko koloryt lokalny, ale przede wszystkim konkretne osoby i ich losy. To nie są jacyś imigranci, tylko ludzie, którzy mają swoje marzenia, tak jak każdy, a raczej – mieli je.

Dunin: Klasa, rasa, płeć…

Niejasne są podawane statystyki. Raz możemy przeczytać, że biali Brytyjczycy stanowią 18% mieszkańców Londynu, gdzie indziej, że 45%. I kto to właściwie jest ten biały Brytyjczyk? Na przykład drugie, jednak zasymilowane pokolenie? Dzieci z rodzin mieszanych rasowo, mówiące tylko po angielsku? Ci, którzy się czują Brytyjczykami, czy tylko ci, którzy potrafią udowodnić swoje pochodzenie od stu pokoleń? Czy imigrantami są także Irlandczycy, którzy pojawiają się jako jedna z charakterystycznych grup?

Mimo tych pytań ten reportaż o innym Londynie, uzupełniony licznymi zdjęciami, jest naprawdę fascynujący i wart lektury. I pytania te nie zmieniają faktu, że społeczności imigranckie – bez względu na kolor skóry – są bardzo, bardzo liczne, że ludzie ci ciężko pracują, należą do najbiedniejszych i nie dostają wystarczającego wsparcia. Czy uprzedzenia np. wobec Polaków to też rasizm, czy jednak niechęć do imigrantów, a może kwestia klasowa? Tego mi zabrakło w książce Reni Eddo-Lodge – refleksji nad kwestią sytuacji imigrantów. Może jako brytyjska dziennikarka, mimo że czarna i cierpiąca z powodu rasizmu, ma też przywileje, nad którymi należałoby się czasem zastanowić? Czy biała rumuńska prostytutka, kolejny raz pobita przez klienta, naprawdę tak wiele zyskuje na swoim „przywileju rasowym”? Stawianie takich pytań jest oczywiście jeszcze jednym dowodem na strukturalny rasizm.

A tymczasem… brytyjską księżniczką został kobieta o mieszanym pochodzeniu rasowym, i w czasie ślubu śpiewał jej czarny zespół gospel. Oczywiście to, że fakt ten powszechnie odnotowano, jest kolejnym dowodem, że rasa nie jest bez znaczenia. Rozwodzenie się nad otwartością rodziny królewskiej coś nam mówi o normie, którą tak dzielnie przełamano.

Monarchia jako serial

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij