Jak napisać książkę o karze śmierci dla młodego czytelnika? To chyba potrafi tylko ta irlandzka pisarka. Okrucieństwo tego systemu pokazuje poprzez bardzo konkretną ludzką i rodzinną historię, w której wszyscy są wielowymiarowymi postaciami, także pracownicy służby więziennej.
Sarah Crossan, Kończy się czas, przeł. Małgorzata Glasenapp, Wyd. Dwie Siostry 2024
Zielony telefon
na ścianie w przedpokoju
prawie nigdy nie dzwonił.
Jeśli ktoś chciał rozmawiać z Mamą, dzwonił na komórkę.
Do Angeli też.
Przez chwilę słuchałem dzwonka,
zanim podniosłem słuchawkę.
„Halo?”
„Joe?” – To był Ed.
Joe ma siedem lat, trudno mu zrozumieć, co oznacza to, co ma do powiedzenia jego o dziesięć lat starszy brat. Brat, który może nie jest święty, ale zastępuje Joemu nieżyjącego ojca, jest troskliwy, opiekuńczy, po prostu fajny. To ważne, bo matka za dużo pije i nie jest ostoją rodziny. Ed mówi zaś, że został aresztowany, za czyn, którego nie popełnił. Za zabicie policjanta. Ale czy można mu wierzyć?
Mija dziesięć lat. Joe i jego siostra przeżyli je dzięki ciotce, bo matka gdzieś zniknęła. To dzięki ciotce ich życie było uregulowane, mieli co jeść i w co się ubrać, ceną za to było zapomnienie o bracie. Ten jednak się odzywa z więzienia, został skazany na karę śmierci i wyrok ma być wykonany niedługo.
Joe jedzie do małego miasteczka, którego głównym zakładem pracy jest więzienie nazywane Farmą. Będzie codziennie odwiedzał brata, poznawał go na nowo. Pojawi się adwokat, starający się (pro bono) o wstrzymanie wykonania wyroku i ponowne rozpatrzenie sprawy. W ostatnich dniach pojawią się też siostra i ciotka. Kara śmierci jest też karą dla rodziny. O amerykańskim systemie sprawiedliwości wiemy z niejednego źródła, że jest niesprawiedliwy – nie tylko ze względu na popełniane pomyłki, ale z powodów klasowych i rasowych. Okrutny dla biednych i pobłażliwy dla bogaczy, wciąż dopuszczający karę śmierci, na którą skazani oczekują często latami.
czytaj także
Jak napisać o tym książkę dla młodego czytelnika? To chyba potrafi tylko ta irlandzka pisarka. Okrucieństwo tego systemu pokazuje poprzez bardzo konkretną ludzką i rodzinną historię, w której wszyscy są wielowymiarowymi postaciami, także pracownicy służby więziennej. W której jest też ciepło i przyjaźń, szansa na odbudowanie rodzinnych relacji. Poza oczekiwaniem na decyzję gubernatora, która jest ostatnią szansą dla Eda, Joe będzie musiał sobie poradzić z innymi problemami, zarobić na życie. I znajdzie wsparcie.
Swoje podziękowania autorka zaczyna od nauczycielki religii, która pokazała piętnastoletnim uczniom film Forteen Days in May. Opowiada on o ostatnich czternastu dniach młodego mężczyzny oczekującego na wykonanie wyroku śmierci, o jego rodzinie, ludziach protestującym przeciwko tej karze. Wyrok zostanie wykonany – w komorze gazowej, której efektywność sprawdza się wcześniej na królikach. (W książce to ma być śmiertelny zastrzyk.) Nie uważam szkolnych lekcji religii za dobry pomysł, ale skoro już były, to cieszę się, że pokazywano na nich ten film, a nie o krzyczących zarodkach.
To kolejna, szósta już książka tej autorki, która ukazała się w Polsce, i o której piszę – bo chyba o wszystkich pisałam. Zwykle to pozycje dla młodych czytelników, jedna dla dorosłych. Ten podział jednak wydaje się niepotrzebny, bo te dla młodszych czytelników mogą spodobać się wszystkim. Biały wiersz, którym są napisane, jest właściwie skondensowaną prozą, dzięki czemu jej powieści odznaczają się wyrafinowaną prostotą. Cieszę się każdą jej nową książką – skoro się ukazują, to oznacza, że znalazły swoje czytelniczki i czytelników. Może zatem nie ma już potrzeby o nich wspominać? Ale jeśli to pomoże znaleźć jej nowych czytelników, to było warto.
czytaj także
Tekst i ilustracje Helena Stańczak, Ni pies, ni wydra, czyli koszmar bycia nastolatkiem, Wyd. Dwie Siostry 2024
Ni pies, ni wydra to komiks, który powstał jako praca dyplomowa w liceum plastycznym, dedykowany młodszej siostrze autorki. O okresie dojrzewania, kiedy dziecko przestaje być dzieckiem, a jeszcze nie staje się dorosłym. Krótkie historyjki, zwierzenia, które autorka zaczerpnęła z własnego życia, rozmów z rówieśnikami i rodziną, a przede wszystkim z ankiety, którą wrzuciła na Facebooka.
Odpowiedziały na nią przede wszystkim dziewczyny i kobiety, ale też chłopaki i mężczyźni oraz inne osoby. Najmłodsza miała szesnaście lat, najstarsza sześćdziesiąt. Tej różnicy wieku właściwie nie widać, problemy, z którymi się mierzyły, są bardzo podobne. Odpowiadające często mają już do nich dystans, który pozwala zwierzyć się z tego, czego się wstydziły, obawiały, ale też z pewną dozą humoru, takie także są rysunki – zabawne.
Nie oznacza to jednak lekceważenia tych uczuć i przeżyć. Jakich? Związanych z miesiączką, erekcją, piersiami i penisami, pryszczami, owłosieniem, wyglądem, ubiorem oraz innych, które każdy chyba pamięta z tego okresu. Chociaż pamięta coś innego, w zależności od tego, czy był chłopakiem, dziewczyną czy osobą o innej orientacji albo tożsamości. To chyba bardzo dobrze, że wymieszane są tu różne historie – chłopcy mogą dostrzec problemy dziewczyn i vice versa. Wszystko brzmi bardzo wiarygodnie, autentycznie i nikt tu nikogo nie poucza. Nie ma też objaśnień dotyczących fizjologii dojrzewania. Bardzo niewiele jest o seksie, dużo więcej o pierwszych zauroczeniach, bo komiks przeznaczony jest dla młodszych nastolatków. Jest też jednocześnie bezpruderyjny i niewinny.
Gdybym była osobą rodzicielską osoby nastoletniej, chciałabym jej dać taką książkę, i mogę tylko żałować, że kiedyś takich nie było. Ale myślę, że i starszym przyda się przypomnienie „koszmaru bycia nastolatkiem”, i zrozumienie, przez co przechodzą młodzi w tym wieku. Może teraz już tak o tym nie myślimy, ale wtedy?