Przypominam sobie, jak dosyć wcześnie, chyba za wcześnie, przeczytałam „Dymy nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej. Traumę i sny, które mnie potem prześladowały, pamiętam do dziś. Kinga Dunin czyta komiksy o Irenie Sendlerowej, „Kwaśne jabłko” Jerzego Szyłaka i Joanny Karpowicz oraz „Na skraju załamania” B.A. Paris.
Irena, część 1/3 Getto i 2/3 Sprawiedliwi, scenariusz: Jean-David Morvan, Séverine Tréfouël, rysunki: David Evrard, kolor: Walter, przeł. Małgorzata Fangrat, Timof i cisi wspólnicy 2017
Od czasów Mausa Arta Spiegelmana wiemy, że temat Zagłady i komiks można ze sobą połączyć. Ale czy w książce dla dzieci? Wypatrzyłam go u dziewięcioletniego syna mojej przyjaciółki, ale udało mi się wyciągnąć od niego jedynie informację, że to bardzo ciekawe.
Bohaterką tego stworzonego przez Francuzów (czemu nie przez przez Polaków?) komiksu jest, jak łatwo się domyślić, Irena Sendlerowa ratująca dzieci z getta warszawskiego. Nieco fikcyjna, ale każdy tom zawiera na końcu listę lepiej doprecyzowanych informacji.
Historia zaczyna się w roku 1941, kiedy getto jest już zamknięte. Sendlerowa wchodzi tam dzięki swojej przepustce z organizacji pomocy społecznej. Umierająca znajoma powierza jej opiece swojego synka, chłopiec jednak ginie, a Sendlerowa, nie bez wahania, postanawia zająć się ratowaniem dzieci. Wciąga do akcji innych i wprowadzają je na aryjską stronę. Zostaje aresztowana przez gestapo, torturowana, ale w każdej chwili zachowuje godność. Szybko też dowiadujemy się, że zostanie stamtąd wykupiona.
Sendlerowa to przewodnia postać tego komiksu, a obok niej – dzieci, przedstawiane, o ile to możliwe, bez dramatyzmu, mimo że bose i w łachmanach, to bawiące się i rozgadane. Sendlerowa jest dobra, dzielna i mądra, ale to z nimi ma się identyfikować młody czytelnik. I żeby to jeszcze bardziej złagodzić, będzie towarzyszył im uroczy piesek. Tego, co dzieje się getcie – biedy, stłoczenia, głodu, nieustannego zagrożenia i śmierci – nie da się jednak ukryć. Choć najczęściej jest to odsunięte na nieco dalszy plan.
Pojawia się też temat masowych mordów. Jak opowiedzieć dzieciom o ludziach, którym kazano się rozebrać i rozstrzeliwano nad dołami, w których już leżeli ich bliscy? Tutaj rysunki są najbardziej symboliczne, pokazują fragmenty sytuacji, nigdy całych ludzkich postaci. Natomiast główny zły Niemiec jest postacią groteskowo przerysowaną i diaboliczną. Dużo tu realiów odpowiadających historycznej Warszawie, ale rysunki są uproszczone, odbiegające od realistycznej konwencji. Barwy przygaszone. Są tu rzeczy straszne, ale nie ma epatowania okrucieństwem.
Jak opowiedzieć dzieciom o ludziach, którym kazano się rozebrać i rozstrzeliwano nad dołami, w których już leżeli ich bliscy?
Czy to wystarczy, żeby uznać, że jest to komiks, który powinny i mogą oglądać najmłodsi? Przyznaję, że miałam takie wątpliwości. Ale przecież kiedyś i w jakiś sposób należy to dzieciom zacząć opowiadać. I tu przypomniałam sobie, jak dosyć wcześnie, chyba za wcześnie, przeczytałam Dymy nad Birkenau Seweryny Szmaglewskiej, historię jej pobytu w obozie. Traumę i sny, które mnie potem prześladowały, pamiętam do dziś i nigdy nie pojechałam do Auschwitz. Z całą pewnością lepiej byłoby zaczynać od komiksu takiego jak Irena.
Ciekawi mnie bardzo, co będzie w trzecim tomie. A przede wszystkim – jak. Trzeba będzie opowiedzieć o likwidacji getta, pojawi się Korczak z dziećmi, którego spotykamy już wcześniej. Ale chyba najbardziej wrażliwy moment przed nami. Na razie Polacy są tu przedstawieni głównie w dobrym świetle. Za ukrywanie Żydów grozi śmierć, a jednak pomagają, niektórzy są obojętni, ale wielu im współczuje. Jednak w dalszej części, jak się domyślam, trzeba będzie opowiedzieć losy ukrywanych dzieci.
Bikont: Na każdym kroku pilnie wykluczano Żydów z polskiej społeczności
czytaj także
Tak się składa, że mniej więcej w tym samym czasie ukazała się świetna książka Anny Bikont, Sendlerowa. W ukryciu, m.in. obalająca mit o tym, że uratowanych dzieci było dwa i pół tysiąca, ale to nie ma większego znaczenia. Ma znaczenie to, że zagrożeniem dla tych dzieci byli także Polacy, inne dzieci, a opiekunowie z przechowywania ich często czynili źródło zarobku albo sposób na szantażowanie wciąż żyjących rodziców. Ale to będzie pewnie bardziej wyidealizowana historia, taka dla dzieci, bo dorośli już powinni wiedzieć, że większość ukrywających się Żydów prędzej czy później spotykało na swej drodze szmalcownika.
czytaj także
***
Kwaśne jabłko, scenariusz: Jerzy Szyłak, ilustracje: Joanna Karpowicz, Timof i cisi wspólnicy 2017
Ten komiks nie jest dla dzieci, a co gorsza nie wiem, dla kogo on jest.
Historia przedstawia się tak, że jest sobie młode małżeństwo z klasy średniej: piękni i dobrze sytuowani oraz katolicy, którzy w każdą niedzielę chodzą do kościoła, a na ścianie sypialni oczywiście wisi krzyż. Ona dziękuje Bogu za dobrego męża, a on ją zaczyna bić – bo się zdenerwował albo za dużo wypił. Potem przeprasza, a ona mu wybacza. Potem bije, a ona go usprawiedliwia, bo jednak przesoliła zupę – serio, jest przesolona zupa, ze znanej akcji przeciwko przemocy. Poza tym ją gwałci, powołując się, albo i nie, na małżeński obowiązek. Również analnie, chociaż to już jest niezgodne z nauką Kościoła. Ona nic z tym nie robi, nie szuka nigdzie pomocy, za to miewa fantazje o zemście i solidarności z innymi kobietami. Ale to tylko fantazje. Na ostatniej planszy widzimy ją wystylizowaną na Matkę Boską. Oczekuje dziecka i ma nadzieję, że będzie to chłopiec. Czy jest w tym jakiś potencjał emancypacyjny? Moim zdaniem, nie ma. Kobieta jest bezwolną ofiarą katolickiego światopoglądu, mężczyzny i ogólnie patriarchatu, który sama reprodukuje.
Ale przecież oczywisty jest słuszny zamiar autorów – potępiamy przemoc wobec kobiet. Nie lubimy katolicyzmu. I patriarchatu. Jeśli też ich nie lubisz, to będziesz musiał nas pochwalić.
Ten komiks to publicystyczna przypowiastka, której oglądanie i lektura nie zajmuje wiele czasu i która szantażuje nas swoją publicystyczną słusznością. Oraz pięknymi obrazkami, których realistyczna estetyka może przywodzić na myśl malarstwo Edwarda Hoppera. Tylko nie ma w nich żadnej głębi, zagadki, jedynie pewnego rodzaje przeestetyzowanie, wyidealizowanie obrazów, które do żadnej idealizacji się nie nadają. Mam problem z tak przedstawianą przemocą, bo koniec końców wciąga nas to w voyeurystyczną przechadzkę po scenach sadyzmu i gwałtów. Niektórzy to lubią. I może to dla nich jest ten komiks?
Zamierzenie artystów było na pewno inne, ale to za mało. Współczesny komiks potrafi naprawdę subtelnie pokazywać rozmaite sytuacje, złożoną psychikę bohaterów, wychwytywać niuanse, sięgać po tematy nieoczywiste. Wydaje mi się, że trudno dzisiejszego czytelnika – chyba że lubi sobie popatrzeć na katowane kobiety – poruszyć za pomocą propagandowej broszury, nawet tak ładnie narysowanej. A jednocześnie mogę sobie wyobrazić ten komiks jako pastisz konserwatywnej bajki o „prawdziwej, dobrej i katolickiej rodzinie” i subwersję takiej opowieści.
PS Na naszych łamach ukazał się wywiad z Joanną Karpowicz, odpowiedzialną za stronę wizualną tego komiksu, którego celowo nie przeczytałam – dzieło powinno się samo tłumaczyć. Ale polecam go wszystkim, którzy chcą sprawdzić, czego nie zrozumiałam, a powinnam.
czytaj także
***
B.A. Paris, Na skraju załamania, przeł. Maria Olejniczak-Skarsgård, Albatros 2018
Kiedy się rozstajemy po ostatnim spotkaniu przed wakacjami, nadchodzi burza.
Tu też mamy kobietę w opresji, ale w wersji pop, bo to psychologiczny thriller. Bohaterka, mijając nocą, podczas burzy, kobietę w samochodzie, może potrzebującą pomocy, wymija ją, a tamta zostaje zamordowana. Dręczą ją więc wyrzuty sumienia, a poza tym wciąż o czymś zapomina, popełnia pomyłki, boi się, że ciąży nad nią fatum demencji, na którą zmarła jej matka. Jest na skraju załamania nerwowego, albo i dalej.
Niestety od początku łatwo się domyślić, że to niby kochający mąż ją wkręca, czemu to robi oraz kto mu w tym pomaga. Tym razem nie udało się autorce stworzyć napięcia, które przykułoby nas do lektury. Tym razem, bo wcześniej wyszedł jej debiut Za zamkniętymi drzwiami – także o kobiecie psychologicznie terroryzowanej i manipulowanej przez męża – który naprawdę trzymał w napięciu i wciągał. Może dlatego Na skraju załamania rozczarowuje, bo spodziewałam się czegoś równie mocnego, ale wciąż nadaje się na lekturę do pociągu.