Kinga Dunin czyta

Dunin: Krowa, czyli półprodukt

Żyjemy w katolickim kraju, w którym zawsze można się pozbyć niepotrzebnych etycznych dylematów przy pomocy cytatu z Biblii. A poza tym rządzi nami rynek.

Przemysłowy chów zwierząt to oksymoron. Zwierzę to istota czująca, nie jest rzeczą, natomiast w warunkach hodowli przemysłowej staje się surowcem. Surowiec ten jest modyfikowany, a następnie obrabiany tak, żeby przy możliwie najmniejszych nakładach uzyskać z niego jak najwięcej towaru – mięsa, jajek, mleka. Pociąga to za sobą powstawanie odpadów surowcowych, w granicach pozwalających na optymalizację zysku przez producenta, bo producentowi chodzi tylko o zysk. Powstające przy okazji koszty uboczne – zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie środowiska, wyczerpywanie zasobów żywności, upadek małych gospodarstw, bezrobocie i skutki spożywania niezdrowej żywności przerzuca się natomiast na społeczeństwo.

A skutki moralne nikogo nie interesują. Ani cierpienie zwierząt zmodyfikowanych tak, że ich życie musi być cierpieniem, ani ich koszmarna śmierć. Ani sadyzm i degeneracja poganianych i źle opłacanych robotników zajmujących się w taśmowej produkcji obróbką surowca i zamianą go w produkt. Ani dwuznaczna, a właściwie jednoznaczna rola konsumentów. Ci, którzy tym wszystkim zarządzają, siedzą w klimatyzowanych biurach i nie oglądają niczego poza wskaźnikami, jednak pilnie strzegą tajemnicy swoich zakładów.

Te miliardy zwierząt traktowanych jak surowiec to pilnie skrywana tajemnica kapitalizmu, a może jego istota. Niby wszyscy wszystko wiemy, ale zachowujemy się tak, jakby nie miało to żadnego znaczenia.

I Zjadanie zwierząt J.S. Foera i Jeść przyzwoicie Karen Duve pod tym względem są absolutnie zgodne – nie ma żadnego usprawiedliwienia dla przemysłowej hodowli. Ale co dalej? Foer liczy na ludzką empatię, która pobudzona obrazami okrucieństwa wobec zwierząt każe nam zrezygnować z jedzenia mięsa. Skupia się na kulturze w jej najbardziej podstawowym wymiarze rodzinnych przekazów czy przyjacielskich rytuałów. Liczy na to, że wegetarianie powoli ją zmienią. Nasze zwyczaje żywieniowe zawsze są kontrolowane przez kulturę. Babcia Foera, której udało się ocaleć w czasie Holocaustu gdzieś na Ukrainie, nawet umierając z głodu, nie chciała zjeść wieprzowiny. W naszym kręgu kulturowym nie jada się psów – i już.

Jak widać, człowiek potrafi się powstrzymać. Ale czy dzisiaj, kiedy dominuje kultura konsumpcyjna i pragnienie, żeby mieć więcej, więcej i jeszcze więcej taniego mięsa, można stworzyć nowe tabu? Czy wegetarianie mają szansę na coś więcej niż bycie szlachetną, a często też wyśmiewaną mniejszością?

Szczególnie że „przyzwoite jedzenie” jest naprawdę trudną sztuką. Przyzwoite, czyli gdy zastanawiamy się nad tym, co jemy i jakie etyczne wybory to za sobą pociąga. Duve – w ramach zaplanowanego eksperymentu – zaczęła od przemyślanych zakupów w biosklepach. Potem została wegetarianką, potem weganką, a na koniec frutarianką. W gruncie rzeczy to konsekwentna droga, jeśli zacznie się myśleć o tym, jakie skutki dla świata mają nasze nawyki żywieniowe. A po drodze pojawiają się kolejne dylematy – jak karmić domowe zwierzęta, szczególnie koty, które są mięsożercami, a wegańskiego jedzenia nie tkną? Czy wolno ujeżdżać konie? Jeśli nawet brzydzimy się myśliwymi, czy mięso upolowanych zwierząt nie jest najbardziej „etyczne”? A co z zabijaniem insektów? Czy jedzenie miodu jest kradzieżą? Nic dziwnego, że pod koniec swojego eksperymentu autorka zaczyna interesować się ludźmi, którzy odżywiają się praną.

Ostatecznie postanawia zostać nieortodoksyjną weganką, która czasem zje kawałek czekolady, a nawet nie może przysiąc, że nigdy nie zje ani kawałka mięsa. Foer deklaruje się jako ścisły wegetarianin, na co weganin powiedziałby mu, że to też mordercy. Żeby krowa dawała mleko, musi urodzić cielaka, którego trzeba następnie zabić, a jajka z wolnego wybiegu to lipa. Często pochodzą z podobnych do innych kurzych ferm, w których zrobiono okno albo niewielki otwór, przez który kury teoretycznie mogłyby wyjść na zewnątrz. 

A jeśli człowiek jest częścią złego świata, w którym jedne zwierzęta zjadają inne? Może trzeba to zaakceptować, ale poddać wszelkim możliwym regulacjom etycznym.

Czy jeśli zwierzę może żyć zgodnie ze swoją naturą, a potem zostanie bezboleśnie i bezstresowo uśmiercone, to nie ma w tym nic złego?

Czy wystarczyłoby zatem wprowadzenie odpowiednich regulacji do przemysłowej produkcji mięsa? Zwiększenie klatek, zakazanie używania kojców, poprawienie warunków transportu, ulepszenie metody zabijania? Chyba nie, bo cierpienie zwierząt jest po prostu wpisane w tę technologię, no i jeszcze pozostają ogromne koszty uboczne. Choć oczywiście lepiej poprawiać i regulować, niż pozwolić na absolutną dowolność. Hodowla wypasowa, mniejsze gospodarstwa stosujące naturalne metody są czymś z zasady innym, choć także nie są wolne od okrucieństwa. I z tym okrucieństwem też należy walczyć.

W każdym razie – dostrzegają to oboje autorzy – potrzebne są działania polityczne, bo na razie polityka stoi po stronie korporacji. Pamiętamy też wszyscy, jak brak mięsa może władzy zaszkodzić, a nadmiar pewno pomaga.

Czy można zatem przeciwstawić się tej sile globalnego i politycznie umocowanego przemysłu? Na pewno nie jest to łatwe. Wymagałoby zawarcia może nie zawsze chcianych sojuszy i skupieniu się na jednym wrogu – hodowli przemysłowej. Taki cel, nie tylko etyczny, ale też polityczny, mógłby połączyć frutarian, wegan, wegetarian, jaroszy (jedzą ryby), flexitarian, zwolenników naturalnej żywności (w tym mięsa), ekologów, mniejszych „naturalnych” hodowców i wszystkich, którzy dziś grzeszą, kupując mięso z masowego uboju, ale gotowi są w imię racji etycznych i ekologicznych z tego zrezygnować, nawet za cenę zmniejszenia spożycia i wzrostu cen. Powinno się to też znaleźć w programach partii lewicowych, bo to utowarowienie zwierząt jest naprawdę esencją kapitalizmu. 

I tak będzie to działanie przeciwko logice współczesnego świata, ale głupio jest nic robić. Nie można udawać, że problem nie istnieje.

Władze PO, próbując narzucić dyscyplinę partyjną w głosowaniu w sprawie uboju rytualnego, dowodziły, że może być ona zawieszona jedynie w najważniejszych kwestiach światopoglądowych. Ważną kwestią światopoglądową jest zatem to, czy dwie lesbijki mogą zawrzeć związek partnerski, natomiast cierpienie zwierząt, w którym mamy swój udział jako konsumenci (o ile nie odżywiamy się praną), jest oczywiście kwestia nieistotną. A przecież ubój rytualny to tylko wierzchołek góry lodowej. Dla wielu – na szczęście nie wszystkich, więc odłożono głosowanie, żeby ich przekonać – to jedynie kwestia stosunku do mniejszości i gospodarki. A krowy? To surowiec, półprodukt. 

Chyba zapomniałam, że żyjemy w katolickim kraju, w którym zawsze można pozbyć się tych niepotrzebnych etycznych dylematów przy pomocy cytatu z Biblii. A poza tym rządzi nami rynek.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij