Kinga Dunin czyta

Czy Dariusz Nowacki jest Januszem L. Wiśniewskim krytyki literackiej?

kinga-dunin

W pewnym sensie czytałam tę książkę jak wielowątkową prozę kobiecą – miłość, seks, trochę przemocy, kłopoty rodzinne, strata, smutek, tworzenie kobiecych biografii i genealogii, a wszystko w jednym tomie. Napisaną przez mężczyznę. To jest możliwe! Kinga Dunin czyta „Kobiety do czytania” Dariusza Nowackiego.

Dariusz Nowacki, Kobiety do czytania, Stowarzyszenie Inicjatyw Wydawniczych 2019

W 2013 roku ukazał się zbiór tekstów krytycznoliterackich Dariusza Nowackiego Ukosem. Z podtytułem Szkice o prozie. We wstępie autor przyznaje się do pewnego niedopatrzenia dostrzeżonego na ostatnim etapie pracy nad książką, zaklinając się, że zadecydował o tym przypadek. Bohaterami tekstów byli tylko mężczyźni. Jestem gotowa uwierzyć, że nie było to intencjonalne, ale czy „zadecydował o tym przypadek”? Taki sam przypadek, jaki sprawia, że kobiet jest mniej w polityce, w ważnych mediach, że mniej zarabiają, więcej czasu poświęcają na prace domowe itede. Przypadek? Nie sądzę.

Zapiszmy jednak autorowi na plus, że dostrzegł ten brak i od razu obiecał poprawę, zadośćuczynienie, jak pisze, i zapowiedział, że kolejna książka będzie poświęcona twórczości współczesnych pisarek. Trochę to trwało, ale jest – Kobiety do czytania. Zajmuje się w niej autor bardzo bogatą, obecnie o wiele obfitszą od pisanej przez mężczyzn, twórczością kobiet z ostatnich dziesięciu lat.

Nowacki zaznacza, że nie dał tej publikacji podtytułu „proza kobieca”, bo Ukosem nie miało podtytułu „proza męska”. Ale to naprawę niewiele zmienia. W tym wypadku kobieta pojawia się już w tytule, a cały pierwszy rozdział poświęcony jest rozważaniom, czymże jest owa proza kobiet, kobieca, literatura kobieca, popularna literatura kobieca. W największym skrócie: kobiety o kobietach piszą dla kobiet, które czytają to, konstruując siebie jako czytelniczka-kobieta, a dyskursy krytyczne i medialne rozpoznają tę twórczość jako „kobiecą”.

Zastosowana do konkretnych przypadków autorek (a jak się okazuje, także autorów), może budzić wątpliwości, nie czynię jednak z tego zarzutu, bo zdaję sobie sprawę, jak wiele jest definicji literatury kobiecej, prozy kobiecej, a jednej dobrej i powszechnie przyjętej nie ma. Intuicyjnie wyczuwamy, o co chodzi – szczególnie jeśli dotyczy to literatury popularnej: romansów, dość tradycyjnej prozy obyczajowej. Pewne kłopoty zaczynają się z tą mniej popularną.

Kępiński, Iwasiów: Literatura dzieli się na ogólną i kobiecą?

Zresztą podobne kłopoty klasyfikacyjne dotyczą tego, co jest literaturą popularną, literaturą środka, a co artystyczną, wyższą. I czy w ogóle wypada hierarchizować? Nie ma co udawać, widzimy różnicę między Blanką Lipińską a Justyną Bargielską, ale gdzie w tym kontinuum mieści się Sylwia Chutnik?

Nowacki z jednej strony stara się unikać wartościowania, z drugiej zdaje sobie sprawę, że nie ma pisania o książkach bez wartościowania. I próbuje ogarnąć pełne spektrum. Zaczyna od pisarek popularnych – wysokie nakłady, wierne fanki albo pewne cechy gatunkowe, co nie zawsze przekłada się na sprzedaż. Pokazuje nam to dwuznaczność tego terminu – nie każde popularna literatura jest popularna. I pewno z socjologicznego punktu widzenia najciekawsze jest to, co zadziałało. To jest jakiś probierz zbiorowej świadomości, powszechnych odczuć i pragnień.

Literackie ksenofobie

Ostatecznie jednak – przypomnijmy tytuł – kobiety do czytania, kobiety do przeczytania. Jak Nowacki czyta kobiety? Zaczynając od stereotypów, znajduje ich potwierdzenie – kobiece, czyli emocjonalne, dotyczące sfery prywatnej, konsolacyjne, terapeutyczne, pozwalające zanurzyć się w bajkach o spełnionej miłości albo seksie.

Nie da się jednak ukryć, że przynajmniej w przypadku literatury popularnej te stereotypy się sprawdzają. Układ książki jest tematyczny, znajdziemy tu więc miłość i seks, relacje męsko-damskie i córek z matkami, kobiece kryzysy i depresje, dojrzewanie, przemoc i gwałt, aborcję, historię w wersji kobiecej. I chociaż można spierać się o dobór materiału, to i tak jest go mnóstwo – do przemyślenia.

Autor nie pokusił się o jakieś ogólne podsumowujące wnioski, więcej streszcza, niż interpretuje. Chociaż oczywiście zdajemy sobie sprawę, że takie streszczenia są jednocześnie wartościującą interpretacją. Uznaję to jednak za zaletę, bo albo czegoś nie czytałam, albo nie pamiętam, a tu w nieoszałamiająco długiej książce znajduję w jednym miejscu morze materiału dotyczącego tego, jak kobiety piszą, przeważnie o sobie, w ostatnich latach. Trochę brakuje mi diachronii – czy widać jakieś wyraźne różnice w stosunku do lat wcześniejszych?

Dlaczego nie ma polskiej Munro?

W pewnym sensie czytałam tę książkę jak wielowątkową prozę kobiecą – miłość, seks, trochę przemocy, kłopoty rodzinne, strata, smutek, tworzenie kobiecych biografii i genealogii, a wszystko w jednym tomie. Napisaną przez mężczyznę. To jest możliwe! Jeden z rozdziałów książki poświęcony jest twórczości Janusza Leona Wiśniewskiego, tego od Samotności w sieci – wszystko się zgadza poza płcią autora.

Nowacki jednak nie do końca jest Januszem Wiśniewskim krytyki literackiej spod znaku gender. W jego wypadku narrator jest wyrazisty, jednoznacznie męski i stale otwarcie flirtuje z czytelniczkami. Patrzcie, jak się staram was zrozumieć. Wiem, że czasem odwołuję się do stereotypów, ale przecież świadomie. Jednak, wybaczcie, nie mogę pozbyć się dystansu. Bywa więc też dowcipny, sarkastyczny, złośliwy. Ale przecież te cechy też uatrakcyjniają lekturę. Poza tym przeważnie robi to w stosunku do dzieł, wobec których i ja mam sporo zastrzeżeń… I pisze naprawdę żwawo, jak dla mnie dużo lepiej od Wiśniewskiego. Nie wiem, czy profesor uniwersytecki łaknie akurat takich pochwał, ale są one naprawę szczere. Nowacki napisał literaturoznawczą, akademicką w zasadzie książkę, którą można czytać do poduszki.

Jednak przy całej mojej sympatii do twórczości popularnej, znane są też jej ograniczenia – zresztą może właśnie dzięki nim jest popularna. Jest ona, nawet jeśli udaje postępowość, konserwatywna, mieści się w granicach tego, czego czytelnik oczekuje. Sprawia przyjemność, ale nie stawia wyzwań.

Przy całej mojej sympatii wobec twórczości popularnej, znane są też jej ograniczenia – zresztą może właśnie dzięki nim jest popularna.

Pora zatem na wątpliwości. Zacznę od bardzo konkretnego pytania: czemu brakuje w tej książce Olgi Tokarczuk, poza napomknieniem, że w księgarniach jej powieści znajdują się w dziale „proza polska”? Trudno przyjąć tu wyjaśnienia autora, że w tej chwili na rynku jest tyle książek pisanych przez kobiety, że nie może wszystkiego ogarnąć. I to prawda, że Ukosem zawierało bardzo nieoczywisty wybór omawianych autorów, jednak Kobiety do czytania nie są – jak zapowiadał wcześniej Nowacki – zborem szkiców o kilkunastu pisarkach, czego się spodziewałam, ale pracą przekrojową. Lektury uporządkowane są tu tematycznie, a omówionych książek o wiele więcej niż w Ukosem.

Są pominięcia i pominięcia, to akurat prosi o wyjaśnienie. Nie było jeszcze Nobla, ale Tokarczuk od dawna jest jedną z najważniejszych piszących kobiet w Polsce. Nowacki też nie ukrywa, że wmontowuje w książkę swoje wcześniej publikowane recenzje. Jednak tej o Prowadź swój pług przez kości umarłych nie wykorzystał. Recenzja była pozytywna, chociaż nieco lekceważąca problem – jeść czy nie jeść mięsa to dla Nowackiego wydumany dylemat (Halo! Krowa, Amazonia, metan, klimat).

Jeśli to opuszczenie wynika z osobistych upodobań autora, to wypadałoby o tym wspomnieć. Ciekawe, czy od czasu, kiedy pisał, że to „popierdy z mchu i paproci”, zmienił zdanie. Zresztą akademicki krytyk literacki chyba powinien czytać i umieć umieścić na mapie twórczyń także te, które niezbyt ceni. I Nowacki nie ma z tym większego kłopotu, na przykład kiedy dość brutalnie (słusznie!) przejeżdża się po Annie Dziewit-Meller za książkę o zbrodniach wojennych popełnionych na dzieciach. Tak samo „kobiecy” temat, jak wszystko, o czym pisała kiedykolwiek Tokarczuk. Czyżby w jej wypadku bał się powiedzieć, co myśli?

Dunin o Tokarczuk: Olga jest niespokojnym i bardzo dociekliwym duchem

Sięgnijmy jednak po jeszcze inne wytłumaczenie. Tokarczuk nie mieści się w kategorii prozy kobiecej, bo już jest ogólnoludzka, uniwersalna. To proza polska, a nie żadna kobieca. I w tym miejscu pora przejść do wątpliwości, które wynikają z porównania tych dwóch książek. Ukosem jest po prostu zbiorem szkiców o autorach i problem ich płci do końca pozostawał dla Nowackiego przezroczysty, przynajmniej zanim nie spojrzał na spis treści. Omawia w nim książki, które mężczyźni piszą przeważnie o mężczyznach – dla wszystkich. Po prostu literatura jako taka. Literatura pisana przez kobiety, proza kobieca, wymaga długiego tłumaczenia: a co to, a dlaczego, czym się wyróżnia. Nie ma specyfiki męskiej – w każdym razie nie chciało się nad tym Nowackiemu zastanawiać – jest natomiast warta długich rozważań specyfika kobieca.

Oczywiście w świecie na „p”, który jest androcentryczny, nie powinno to dziwić: mężczyzna (i jego twórczość) to uniwersalna norma, kobieta to wyjątek. W takiej kulturze żyjemy i jej automatyzm jest też automatyzmem w głowie krytyka. Twórczość kobiet jest traktowana inaczej, chociaż, jak zapewnia Nowacki, wcale nie gorzej. Byłabym bardziej przekonana, gdyby po prostu, nic nie tłumacząc – tłumaczy się ten, kto ma coś za uszami – skomponował swoją książkę ze szkiców poświęconych kilkunastu wybranym kobietom, skoro nie mogły się pomieścić w jednym tomie z mężczyznami. Niechby i według jakichś tajemniczych, ukośnych kryteriów. A jeśli postanowił w odmienny sposób potraktować kobiety i mężczyzn, oczekiwałabym, że podda to jakiejś refleksji.

Parytet jest dla głupków

Nie czarujmy się, różnica płci wciąż jest nierównością, a równość na literackim rynku, wbrew temu, co twierdzi Nowacki, wcale nie jest taka oczywista. Jego zdaniem narzekania kobiet na to, że tematyka kobieca utrudnia funkcjonowanie na nim, płyną jedynie ze strony pisarek, które nie odniosły sukcesu. Jaka nierówność? Przeciwnie, kobiety zdominowały rynek literacki. Gdzie są te niedocenione kobiety, skoro tyle publikują, niektóre mają ogromne nakłady, a niektóre dostają Nobla? Mogę odpowiedzieć na to tak: może i kobiety są odpowiednio doceniane, ale za to mogłabym wskazać wielu przecenianych pisarzy.

Na czytelniczym dnie

czytaj także

Na czytelniczym dnie

Debata Dziennika Opinii

Tak jak istnieje literatura i literatura kobieca, tak też istnieje krytyka literacka i feministyczna krytyka literacka. Metodologii feministycznej nie będę stosował, zastrzega Nowacki, chociaż zdarza mu się powołać na analizy feministyczne. Gdyby komuś taki horyzont nie wystarczył, a miał ochotę przyjrzeć się literaturze z tej innej strony, to mogę polecić Agnieszki Mrozik Akuszerki transformacji. Kobiety, literatura i władza w Polsce po 1989 roku, przywoływane zresztą przez autora Kobiet do czytania.

Mrozik: Płasko, plastikowo, ładnie

czytaj także

Mrozik: Płasko, plastikowo, ładnie

Rozmowa Marty Konarzewskiej

Ile z tych książek znasz?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij