„To lektura nie tylko dla miłośników sztuki, a może wręcz przede wszystkim dla »niemiłośników«. Otwiera drzwi do zrozumienia kwestii fundamentalnych: po co nam sztuka i po co nam artyści” – napisała prof. Małgorzata Omilanowska we wstępie do „Rozrzutu” Andy Rottenberg. Publikujemy fragment książki.
„Przychodzi mi walczyć, samemu prawie, z złą wiarą i złą wolą, z brakiem istotnego zamiłowania do wszystkiego, co wyższe i piękniejsze, z zarozumiałym nieuctwem w rzeczach sztuki”.
Wojciech Gerson (1831–1901)
Te gorzkie słowa wypowiedział popularny w swej dobie malarz i nauczyciel po latach starań o wzniesienie pierwszego w Warszawie gmachu publicznego poświęconego w całości sztuce. Gerson zabiegał o miejsce, w którym można by prezentować publiczności warszawskiej bieżącą twórczość artystów działających w trzech zaborach.
W podtekście tych starań wyczuwa się marzenie o ponownym zjednoczeniu zarówno polskich ziem, jak i kultury. Marzenie o przywróceniu Warszawie miana prawdziwej stolicy prawdziwego kraju. Tworząc fakty kulturowe – konkretne, materialne, namacalne – myślał może o przyszłych faktach politycznych? A już na pewno starał się podkreślić, że polska sztuka nie uległa rozbiciu. Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych kolekcjonowało dzieła powstające w Krakowie i w Wilnie, w Warszawie i Petersburgu, w Poznaniu, Berlinie, Monachium i Paryżu. Tam, gdzie tworzyli polscy artyści.
Sam Gerson zabiegał o fundusze, zabiegał o plac, szukał złotego środka między oczekiwaniami darczyńców – często nie nazbyt w odbiorze sztuki wykształconych – a możliwością budowania prawdziwej hierarchii wartości, co przecież było celem powołania Towarzystwa i budowy gmachu. Zmarł niedługo po otwarciu Zachęty. Gorycz przedzierania się przez zjadliwe i bałamutne teksty warszawskiej krytyki, wysłuchiwania przygan i pretensji towarzyszących każdej kolejnej wystawie – spadły na jego następców.
czytaj także
O tym, jak trudno było walczyć o wartości, przekonać się można, studiując listę wystaw urządzanych w Zachęcie przez ostatnie sto lat. Zrazu, kiedy budynek był jeszcze w rękach Towarzystwa, po każdej ambitniejszej inicjatywie następowała sieczka rutynowych pokazów, które malarze – członkowie rzeczywiści – wywalczyli dla siebie. Próby odświeżenia programu kończyły się napaściami prasowymi i wewnętrznymi niesnaskami.
Presja towarzyska kazała udostępniać salony ekspozycyjne w sposób egalitarny wszystkim możliwym ugrupowaniom, a także wszystkim możliwym artystom. Obok Stacha z Warty – Szukalskiego – można znaleźć nazwisko Karola Hillera; obok wystawy grupy Plastyka – wystawę grupy Praesens. Doroczne „salony” objawiały się jako zbiorowisko gęsto obok siebie zawieszonych obrazów zapełniających ściany od sufitów do podłogi i jeszcze ustawionych na sztalugach. Nie było możliwości oddzielenia dobrego od złego – wszystko tonęło w egalitarnym natłoku pejzaży, martwych natur, scen alegorycznych, historycznych, myśliwskich, rodzajowych i wojennych. Pięć do dziesięciu wystaw miesięcznie, to znaczy w każdej sali inna.
I tak aż do maja 1939 roku. Ostatnia przed wojną, Wystawa dzieł ofiarowanych przez artystów na zbrojenie lotnictwa, nie na wiele się lotnictwu przydała. Nastała okupacja i Zachęta zamieniła się w Haus der Deutschen Kultur.
Zachęta według Janowskiego, czyli Dom Ugrzecznionego Plastyka Artysty
czytaj także
Porządek aksjologiczny, jakiego oczekiwano z nadejściem wyzwolenia, nie nastąpił. Ale też nie nastąpiło rzeczywiste wyzwolenie. Budynek został „przymusowo upaństwowiony” wraz z całym mieniem. Po kilkuletnim eksploatowaniu Zachęty przez rozmaite przybudówki Ministerstwa Kultury i Sztuki w roku 1950 utworzono najtrwalszą z nich: Centralne Biuro Wystaw Artystycznych. Część kolekcji, którą jeszcze przed wojną oddano na przechowanie do Muzeum Narodowego, już tam pozostała.
Wkrótce dołączono do niej nie do końca rozgrabioną resztę. W ten sposób Muzeum mogło zaprezentować nieźle uporządkowaną Galerię Malarstwa Polskiego, Zachęta zaś – oczyszczona z „burżuazyjnego balastu” – mogła służyć propagowaniu realizmu socjalistycznego.
Od tamtej pory aż do końca lat 80. dzieje wystaw w Zachęcie ilustrują dość dokładnie dzieje polityki kulturalnej PRL. Uważny badacz dostrzeże symptomy zmian i fluktuacji, licznych odwilży i jeszcze liczniejszych przymrozków; zauważy próby przemycania wartości i walki z nimi; egalitarny wzlot Solidarności 1980, bojkot stanu wojennego i próby przełamywania go. Z powojennych dziejów tego gmachu wychyną co rusz serwituty „przyjaźni między narodami naszego bloku”, rozbłysną meteory śliskich, krótkotrwałych karier, zarysuje się pełna serwilizmu gotowość udziału w rozmaitych konkursach rocznicowych, znaczonych okrągłymi datami Manifestu PKWN, rewolucji październikowej, urodzin Lenina – albo niezwiązanych z żadnym jubileuszem, takich jak Warszawa w sztuce i Wojsko w sztuce.
Równolegle jednak z tymi „zadaniowymi” kuratorsko-artystycznymi wypracowaniami dostrzec można inne oblicze najbardziej oficjalnej galerii w Polsce. Oto wystawy indywidualne młodych wówczas twórców, takich jak Alina Szapocznikow i Jerzy Tchórzewski, Jacek Sempoliński, Magdalena Abakanowicz, Teresa Pągowska, Rajmund Ziemski, Tadeusz Dominik, Aleksander Kobzdej, Zbigniew Makowski, Barbara Zbrożyna, Jacek Sienicki.
czytaj także
Oto cykliczne manifestacje plastyczne o charakterze nowatorskim – jak Biennale Plakatu. Próby przybliżenia Polsce sztuki światowej pokazami ze zbiorów Stedelijk Museum w Amsterdamie; przekrojowe wystawy sztuki włoskiej od De Chirico do arte povera, sztuki duńskiej, sztuki niemieckiej, sztuki francuskiej – aż po 4 × Paryż. Oczywiście, mogło być znacznie lepiej. Ale też mogło być gorzej, znamy takie przykłady z krajów sąsiedzkich.
Pełniąc swą centralną funkcję, Zachęta była oczywistym języczkiem u wagi dla pobliskiego ministerstwa. Nic dziwnego, że udało się tylko tyle. To, że udało się aż tyle, zawdzięczamy kolejnym dyrektorom tej instytucji – ich umiejętnościom dyplomatycznym i perswazyjnym, ich „ketmańskim” powiązaniom z władzą i ze środowiskiem.
Kierowanie Zachętą nie było i nie jest łatwym zadaniem. Wiedział to już Wojciech Gerson i wiedzieli wszyscy jego następcy. Pamiętajmy o ich samotnej goryczy w setną rocznicę otwarcia tego gmachu.
Grudzień 2000
*
Tekst napisany do Księgi Jubileuszowej Zachęty, usunięty ze spisu treści po odejściu Andy Rottenberg ze stanowiska dyrektora.
Tekst został opublikowany w książce Rozrzut, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Anda Rottenberg, wybitna kuratorka i krytyczka, zbiera w niej rozrzucone na przestrzeni lat okruchy pamięci, tworząc pasjonujący pejzaż sztuki i kultury XX i XXI wieku. W tym bogato ilustrowanym tomie awangarda spotyka Warhola i kolorystów, znani artyści jak Munch, Szapocznikow czy Wróblewski sąsiadują z tymi mniej znanymi, a godnymi uwagi. Autorka pisze o pamięci, obecności kobiet w świecie, ale i o związkach między władzą a sztuką i kulturą. To wciągający przewodnik po sztuce XX i początków XXI wieku, ale i po współczesnym świecie.
„Rozrzut to lektura nie tylko dla miłośników sztuki, a może wręcz przede wszystkim dla »niemiłośników«. Otwiera drzwi do zrozumienia kwestii fundamentalnych: po co nam sztuka i po co nam artyści” – napisała we wstępie do książki prof. Małgorzata Omilanowska.
**
Anda Rottenberg (1944) – absolwentka historii sztuki Uniwersytetu Warszawskiego (1970). Autorka wielu wystaw, m.in.: Rzeźba w ogrodzie (1988), Gdzie jest brat twój, Abel? (1995), Warszawa–Moskwa 1900–2000 (2004), Obok. Tysiąc lat historii w sztuce (2011), Postęp i higiena (2014). Wśród dorobku Andy Rottenberg znajdują się również liczne książki, m.in.: Sztuka w Polsce 1945–2005 (2006), Przeciąg. Teksty o sztuce polskiej lat 80. (2009), autobiografia Proszę bardzo (2009), wywiad rzeka (wraz z Dorotą Jarecką) Rottenberg. Już trudno (2014), Berlińska depresja. Dziennik (2018) – zapis rocznego pobytu autorki w Berlinie, Lista. Dziennik 2005 (2019), w której błyskotliwe obserwacje dnia codziennego słynna polska kuratorka przeplata z ostrymi komentarzami na tematy towarzyskie i społeczne, oraz najnowsza książka – Rozrzut. Prowadzi dział kultura w magazynie „Vogue Polska”.