Czytaj dalej

Co robić, jeśli nie chcemy kisnąć w apolitycznej grzybni [recenzja nowej książki Olgi Tokarczuk]

Ponieważ w społeczeństwie przetrwają najsilniejsi, więc pacjentów należy wzmacniać. Między innymi poprzez eliminację kobiecych słabości, na przykład nadmiernej troski o słabych, nieprzydatnych, umierających. Dlatego wszystkie dyskusje, we wszystkich językach, sprowadzają się do jednego. Zdyscyplinować kobiety. Zredukować je do niewolnic, służących, klaczy rozpłodowych.

Powiem od razu, bez czułości. Empuzjon Olgi Tokarczuk to porażka. Powieść zaludniają wypchane seksistowskimi sloganami męskie kukły, które miały posłusznie kompromitować patriarchat. Ale okazuje się, że tym, co je faktycznie nakręca, jest matriarchalne szaleństwo.

Czytamy książkę tendencyjną, przy czym tendencyjność wyrywa się autorce spod kontroli i idzie w rozsypkę. Paradoksalnie jednak to właśnie ta autodestrukcja czyni lekturę fascynującym doświadczeniem i mobilizuje czytelnika politycznie, chociaż wbrew autorskim intencjom. Aby zrozumieć sens tego paradoksu, wyobraźmy sobie na przykład kostkę Rubika, która uciekła pisarce z rąk i roztrzaskała się na kawałki. Jej szczątki apelują: Złóżcie nas na nowo. Zmontujcie z nas czerwonego robota. Spróbujemy?

Tokarczuk: Wszystko boli [rozmowa]

Czarodziejska góra — tu mizoandria zmienia się w mizoginizm

Po kolei. Jest rok 1913. Dwudziestoparoletni Mieczysław Wojnicz przyjeżdża do Görbersdorfu, sanatorium dla gruźlików. Bohater to nadwrażliwiec straumatyzowany przez surowego ojca. Outsider odrzucany przez rówieśników. Androgyniczny odmieniec marzący o życiu nasyconym czułością i słodyczą – szukający schronienia przed społecznym okrucieństwem. Görbersdorf zrazu wydaje mu się azylem. „Miasteczko było tak schludne i ładne, że przypominało rysunek z puszki pierników”. Oczywiście, mieszczańska przytulność jest pozorna. Gdyby nie była, czytalibyśmy burżuazyjną sielankę, a nie paranoidalny „horror przyrodoleczniczy” (jak informuje podtytuł powieści). Zgodnie zatem z konwencją horroru fasadowe piękno musi obnażyć swoje bebechy, a schludność – upiornie brudną podszewkę. „Puszka pierników” okazuje się konserwą kipiącą trupim jadem: upławami męskości.

„Te przepocone kołnierzyki, brudne majtki ze śladami na białym płótnie, cała ta ohyda fizjologii” – wszystko to ma symbolizować ohydę kultury-natury patriarchalnej. Seksualnie agresywny jeleń na rykowisku ucieleśnia jej witalność. Z kolei „pensjonat dla panów”, goszczący Wojnicza, kumuluje całą chorobliwość. Królują tu egzemplarze chore i zdemoralizowane. Mogą mieć różne wyznania, odmienne światopoglądy, ale łączy ich jedno. Wszyscy są mięsożercami okrutnymi wobec siebie i innych: zwierząt, dzieci, kobiet.

Kulinarne kłębowisko węży – układ wegetatywny męskiej kultury – splata się w Empuzjonie z kłębowiskiem seksualnym, równie okrutnym. Właściciel pensjonatu, Wilhelm Opitz, to sadysta, który katuje żonę i doprowadza ją do samobójstwa. August August, zwolennik socjalizmu, lubuje się w masochistycznym onanizmie: osiąga wytrysk tylko w wyniku nakłuwania własnych pośladków. Prawdziwa twarz Longina Lukasa, katolika i zajadłego konserwatysty, jest gębą cynicznego stręczyciela.

Nad bagnem popędów unoszą się wyziewy dyskursów. Pacjenci wciąż debatują: o kulturze, cywilizacji, demokracji, rewolucji. „Wielu z kuracjuszy to komuniści, nie tylko Rosjanie”. Sam założyciel sanatorium był początkowo marksistą, dopiero później ustanowił kult „przyrodolecznictwa”. Chodzi o rodzaj medycyny naturalnej, pielęgnującej socjaldarwinizm pod sanatoryjnym kloszem. Ponieważ w społeczeństwie przetrwają najsilniejsi, więc pacjentów należy wzmacniać. Między innymi poprzez eliminację kobiecych słabości, na przykład nadmiernej troski o słabych, nieprzydatnych, umierających. Dlatego wszystkie dyskusje, we wszystkich językach, sprowadzają się do jednego. Zdyscyplinować kobiety. Zredukować je do niewolnic, służących, klaczy rozpłodowych.

Feminizm dla 99 procent [rozmowa z Nancy Fraser]

czytaj także

Na tym tle Tokarczuk inscenizuje osobliwą rozprawę z fallocentryzmem. Deprecjonuje go i demonizuje na jednym wydechu. Popatrzmy na stryja Wojnicza; austriackiego oficera, podglądanego kiedyś przez chłopca w ubikacji. „Opuszczone aż do kostek spodnie odsłaniały owłosione nogi i dyndający między nimi brązowawy ogórek, co wydało mu się jakieś niegodne wojskowego – nosić taki zwiędły owoc w spodniach”. Widzimy więc patriarchalizm obnażony w całej nikłości. Jednocześnie cała kultura i cywilizacja znajdują się w jego władzy. Mężczyźni są groteskowi i słabi, a zarazem wszechmocni. Diaboliczny fallus niepodzielnie rządzi ludzkim językiem, dystrybucją społecznego prestiżu oraz instytucjami politycznymi.

Ta mizoandria ma wewnętrznie sprzeczną naturę. Ostatecznie bowiem okazuje się… beznadziejnie mizoginiczna. Dlaczego? Dlatego że świat spreparowany w ten sposób przez autorkę dusi w zarodku każdą nadzieję na kobiecą emancypację. Tam, gdzie szatańska męskość dominuje absolutnie, nie ma miejsca na żaden kobiecy dyskurs i projekt polityczny.

Jeśli jednak cała maszyneria społeczna zawsze funkcjonowała tak, jak chce tego Tokarczuk, to jakim cudem pojawiły się postulaty równouprawnienia kobiet? Jakim sposobem zaistniał feminizm jako skuteczny ruch polityczny?

Empuzjon wyklucza te pytania. Eliminuje też kobiety – jako suwerenne figury publiczne. Autorka zamyka je w prywatności albo spycha do czarowniczego podziemia; w każdym razie zawsze pozbawia politycznej inicjatywy. Skazuje na milczenie i niebyt publiczny. W rezultacie powieść przekształca się w piramidalne nieporozumienie. To czarodziejska góra, na szczycie której intencja feministyczna działa jak czarna magia, przemieniając mizoandryczny eksces literacki w jedną z najbardziej mizoginicznych powieści nowego milenium.

To wszystko dlatego, że on cię kocha. Słów kilka o filmie „Men”

Nalewka Schwärmerei — esencja apolityczności

Jak to możliwe? Odpowiadając, zajrzyjmy w głąb. Görbersdorf to szczyt czarodziejskiej góry. A jej podstawa? Tworzy ją matriarchalny Hades. Uzdrowisko jest wprawdzie światem bez kobiet, lecz cały ten świat okazuje się emanacją podziemnej kobiecości. Kobietom kazano zniknąć, ale zamiast nich wszędzie czuwa – na górze i na dole – abstrakcyjna kobiecość. Pozornie wypędzona z „puszki pierników”, infiltruje jednak sanatoryjną społeczność i w gruncie rzeczy nią rządzi.

Dialektykę tę ilustruje legenda. W XVII wieku kobiety z Görbersdorfu oskarżono o czary. Porzuciły więc swoje obowiązki i uciekły w góry. „Podobno spora część uciekinierek nigdy nie wróciła”. Ale esencja ich krzywdy nie znika, wciąż wraca – jako „płynna, nieokreślona obecność”. Jej promieniowanie prześwietla wszystko, dlatego narracja Empuzjonu prowadzona jest w pierwszej osobie liczby mnogiej, z punktu widzenia wszechobecnych energii matriarchalnych. Energie te przyjmują postać narratorek wszechwiedzących. Są także wszechmocne, bo rządzą popędami wszystkich mieszkańców. Źródłem ich wiedzy i władzy jest „ogromna matczyna struktura, która przekazuje sobie informacje”. To wibrująca grzybnia ukryta pod poszyciem lasu, pod splątanymi warstwami społecznymi.

To ona opisała, co to znaczy być kobietą w Polsce

Z grzybni tej wyrasta społeczna hierarchia; domy w Görbersdorfie „przypominają przerośnięte grzyby”. Patriarchat z pozoru dominuje, lecz jego mieszczańskie wartości (racjonalność, etyka) zostają podporządkowane żądaniom matczynego Hadesu. A Hades żąda ofiar. Wieczna kobiecość chce zadośćuczynienia za swoją wieczną krzywdę.

Dlatego raz do roku uzdrowisko musi rzucić kogoś na pożarcie. Wybór pada zawsze na najsłabszych; oni stanowią ofiarniczą biomasę. Tak działa mechanizm męskiej samoobrony: bogaci i silni poświęcają biednych i słabych. „Każą się poświęcać, oczekują wręcz poświęcania się…” W tym układzie wypełza na jaw istota patriarchalnego pragmatyzmu. Gdy do Wojnicza dociera, że to on będzie kolejną ofiarą, bohater pyta: „Dlaczego ja?”. Właściciel pensjonatu dla panów wyjaśnia. Wyznaczani są „najbardziej chorzy”. „I tak by umarli, żadna to szkoda skazać na śmierć śmiertelnie chorego, żeby oszczędzić zdrowych. Czy to nie najbardziej rozsądne myślenie? Pragmatyczne? Tak, Wojnicz musiał mu przyznać rację – chorych zamiast zdrowych, obcych zamiast swoich, starych zamiast młodych…”

Potworność męskiej racjonalności jest zatem płodem matriarchalnej furii. Furia ta niby wszystko wie, ale okazuje się bezrozumna, bo nie chce nic wiedzieć o społecznych konsekwencjach własnych spazmów. Piramidalnie zagmatwane? Nie, w sumie proste. W Empuzjonie narrację napędza kilka czytelnych manipulacji. Najpierw demonizujemy cywilizację i kulturę („my” – narratorki). Następnie malujemy społeczeństwo jako mizoginiczne siedlisko Zła. Dzięki temu możemy uświęcić ucieczkę przed społeczeństwem, przed samą możliwością angażowania się w życie publiczne. Chodzi o to, żeby ucieczka od męskiego racjonalizmu, pragmatyzmu, od polityki – wiodła zawsze w to samo miejsce. Do matczynej cieplarni. Utuli nas w niej czuły mrok, grzybnia obroni przed gwałtem „oświecenia”. W tym schronieniu beatyfikujemy wieczną apolityczność.

Czytelnik nastrojony lewicowo musi pogrozić pięścią tej mitologii. Jej sens jest kontrrewolucyjny – a symbolizuje go nalewka Schwärmerei, halucynogenny trunek pędzony z grzybów i spożywany w uzdrowisku.

Komunizm nie musi być apokaliptyczny – może być szampański

Nazwa pochodzi od czasownika schwärmen oznaczającego „rojenie”. Słowo to z jednej strony odnosi się do „rojeń”, marzeń i wymysłów, a z drugiej do „rojów” – ludzi wylegających na ulice, żołnierzy rozsypujących się w tyralierę itp. W kontekście politycznym rzeczownik Schwärmerei został spopularyzowany przez Lutra w celu stygmatyzacji buntów chłopskich, opętanych rzekomo przez groźne urojenia. Pod koniec XVIII wieku określeniem tym zaczęto piętnować rewolucyjny fanatyzm, później zaś każdy radykalizm polityczny.

Tokarczuk także przyjmuje wrogą postawę wobec politycznego Schwärmerei. U niej jednak ta wrogość wynika nie z lęku przed zrewoltowanymi masami – ale z lękliwie konserwatywnego feminizmu. On zaś w każdej ideologii (ideologiczność to wyłącznie męska domena) widzi zagrożenie dla swojej zbolałej tożsamości. Najprościej: w Empuzjonie świat polityki jest jednolicie patriarchalny, więc zniewala kobiety. Dlatego apolityczność staje się esencją kobiecości uciekającej przed zniewoleniem.

Bałamutność tego światopoglądu okazuje się nie tylko naiwna, ale i beznadziejnie reakcyjna. Historyczne postępy w procesie emancypacji kobiet były przecież możliwe dzięki ich rosnącemu zaangażowaniu w życie społeczne. A okres poprzedzający wybuch I wojny światowej stanowił jedną z kulminacji feministycznego upolitycznienia. Z kolei po wojnie rewolucyjny radykalizm umożliwił kobietom uzyskanie praw wyborczych. Decydująca była obecność na agorze, szturmowanie instytucji – a nie rejterada w niemotę i niewidzialność.

Empuzjon można zatem określić jako katalog koszmarów typowych dla specyficznej mentalności klasowej. Dręczą one mentalność burżuazyjną, powierzchownie feministyczną, która śni o duchowych głębiach i panicznie boi się polityzacji. W tym aspekcie Tokarczuk nie tyle dialoguje z Czarodziejską górą (1924), ile grzęźnie tam, gdzie Mann ugrzązł znacznie wcześniej, pisząc Rozważania człowieka apolitycznego (1918). W Rozważaniach cała kultura i cywilizacja, demokracja i rewolucja – sprzysięgły się przeciwko odwiecznej niemieckości. W Empuzjonie te same siły prześladują wieczną kobiecość. W reakcji na rzekomą totalność tych prześladowań feminizująca wyobraźnia konserwatywno-liberalnego mieszczaństwa wybiera regres. Cofa się do archaicznych wyobrażeń waginalnych. Chowa w norach z mchu i paproci, by lizać rany, roić o własnym przebóstwieniu i knuć zemstę (finałowa fantazja o pożarciu milionów mężczyzn przez wojnę to jeden z paroksyzmów mściwości). Wyświęcenie tego podziemia na wzniosłe królestwo, a samej siebie na niekwestionowaną boginię, będzie możliwe tylko po uprzednim odcięciu wszystkich dróg do świata zewnętrznego. Aby je odciąć, trzeba ów świat zohydzić. Dlatego narracja demonizuje wszystko, co społeczne i polityczne. W rezultacie domyka się zaklęty krąg. Ryglują go ostatnie słowa powieści: „A my? My jesteśmy tu zawsze”.

Do wyjścia — razem z Lukácsem

Czy zatem Empuzjon skazuje nas na bezwyjściowość? Z pozoru tak. Powstaje wrażenie, jakbyśmy już na zawsze mieli utknąć w fatalnej binarności. Na górze patriarchat, na dole – Hades matriarchatu i jego monstrualne boginie: Hekate, Lamia, Empuza.

Los głównego bohatera symbolizuje to ugrzęźnięcie. Pod koniec powieści Wojnicz objawia się jako istota androgyniczna, wreszcie zdolna do tego, by afirmować swą niebinarność. „Czuł się mnogi, wielokrotny, wielopoziomowy, złożony i skomplikowany jak koralowa rafa, jak grzybnia, której całe prawdziwe istnienie mieści się pod ziemią”. Niestety, w takim układzie mnogość osobowości niebinarnej okazuje się pozorna, bo w gruncie rzeczy zostaje skazana na jedność: na całkowite utożsamienie z chtoniczną kobiecością. Czym to się kończy, pokazuje finałowa metamorfoza. Bohater przejmuje tożsamość Klary Opitz, umarłej żony właściciela pensjonatu dla panów. Epilog informuje krótko o jej losach: „Po wojnie wyjechała do Berlina i ślad po niej zaginął”. Córa grzybni wybiera więc ucieczkę przed duchem dziejów, kolejnym z męskich demonów. Odmawia uczestnictwa w powojennych przemianach społeczno-politycznych – i tonie w pomroce alienacji.

Mogiła i znikąd nadziei? Niekoniecznie. Na marginesach Empuzjonu formuje się bowiem inspirująca Osobliwość. To jakby Sztuczna Inteligencja tekstu żyjącego własnym życiem, który (wbrew autorce?) usiłuje przechytrzyć schematyzm głównej narracji. Co ciekawe, miejscem wyłaniania się Osobliwości jest Berlin.

Przybywa stamtąd najbardziej enigmatyczna, a zarazem najciekawsza z powieściowych postaci. To György, opiekun homoseksualnego Thila, młodego artysty, z którym Wojnicz zaprzyjaźnił się w pensjonacie. O tajemniczym opiekunie wiemy tylko tyle, że jest filozofem i komunistą. Dysponujemy też krótkim opisem jego wyglądu. To „trzydziestokilkuletni mężczyzna z bujnym czarnym wąsem i burzą kręconych włosów. Okulary w drucianych oprawkach skrzywiły mu się śmiesznie na dość wydatnym nosie”.

Czytelnikowi, który choćby pobieżnie zna historię marksizmu, powyższe dane wystarczą do rozpoznania. György to Lukács.

W Czarodziejskiej górze poglądy Lukácsa obszernie rekonstruuje (albo dezinterpretuje) diaboliczny Naphta, jeden z głównych mentorów Hansa Castorpa (będącego pierwowzorem Wojnicza). W Empuzjonie postać Györgya to tabula rasa. Tokarczuk prowokuje czytelnika, żeby tę białą kartę zapisywać od nowa, na własną rękę. Spróbujmy, podążając dwoma tropami.

Trop pierwszy to uprzedmiotowienie. Lukács wychodził z założenia, że marksistowski humanizm powinien odnowić twórczą relację między człowiekiem zindywidualizowanym a całością życia społeczno-politycznego. W ramach tej relacji trzeba przezwyciężyć dwie tendencje alienacyjne. Z jednej strony dążenie do takiego indywidualizmu, który skutkowałby całkowitym wyobcowaniem, czyli totalną odmową zaangażowania się w życie publiczne. Z drugiej – skłonność do rozpływania się jednostki w utopijnych wspólnotach, sektach religijnych lub politycznych. Zdaniem Lukácsa utopijne sekciarstwo konstytuuje „ciemną i pustą przestrzeń” subiektywizmu, który wyklucza racjonalną obiektywizację rewolucyjnych celów: testowanie ich w realnej praktyce (interpersonalnej, instytucjonalnej).

Tutaj pojawia się problem uprzedmiotowienia – i Lukácsowskie rozpoznanie, szokujące dla wyznawców kultów tożsamościowych. Otóż uprzedmiotowienie jest niezbędnym elementem społeczno-politycznej kooperacji. Po prostu: nie zawsze jesteśmy wyłącznie podmiotami. Czasami nasze ciała i kompetencje powinniśmy oddać do użytku innym. Potrzebujemy rotacyjnego podziału pracy. Raz będę podmiotem, innym razem przedmiotem – i odwrotnie. W jednym miejscu kieruję robotami, gdzie indziej sam staję się dobrowolnym robotem. Bez tej dialektyki nie będzie skutecznej samoorganizacji.

Tropem tym idzie Kevin Floyd, teoretyk marksizmu queerowego. W książce The Reification of Desire. Toward a Queer Marxism (2009) pojawia się dialog z Lukácsem. I teza, że urzeczowienie powinno być jedną z zasad organizujących polityczną aktywność ludzi nieheteronormatywnych.

Czy Twardoch jest queer?

W odniesieniu do Empuzjonu marksistowską zasadę instrumentalizacji dałoby się uruchomić w celu reorganizacji przemiany Wojnicza w Klarę. Bohater mógłby zinstrumentalizować tożsamość Klary dla własnych celów. Ale nie po to, by zniknąć w „ciemnej i pustej przestrzeni”. Przeciwnie, powinien zaatakować przestrzeń publiczną w świetle dziennym, jako agent zaprogramowany przez niebinarność manifestacyjnie czerwoną.

Czerwień oznacza ideologizację. W ten sposób pojawia się kolejny trop podpowiadany przez Lukácsa. Jego zdaniem programowanie właściwej ideologii to warunek wstępny skutecznego rozgrywania konfliktów społecznych. Marksizm niebinarny mógłby wyciągnąć z tego wyzwalający wniosek. Nie jesteśmy skazani na bałamutne albo-albo. Albo „ludzie”, albo „ideologia” (w domyśle: dehumanizująca i upadlająca)? To zła alternatywa. Myślmy i mówmy inaczej. Właśnie dlatego, że jesteśmy ludźmi: istotami społeczno-politycznymi, powinniśmy afirmować naszą ideologiczność. I angażować ją w walkę o społeczeństwo wolnościowe, inkluzywne, egalitarne.

My, lud queerowy

Empuzjon to inspirujący pretekst do dyskusji o treściach i formach tej walki. Dlatego noblistka zasłużyła na radykalną wdzięczność. Manifestujmy ją, rozszarpując tekst powieści, wypruwając z niej półprzewodniki i wykorzystując je do produkcji naszych własnych robotów. Razem z nimi piszmy nowe kody: mniej schematyczne, odważniejsze. Androidy neomarksizmu, łączcie się – nie w grzybniach, ale w laboratoriach. Filozoficznych, artystycznych, agitacyjnych. A potem na ulicach.

**
Empuzjon okładkaTomasz Kozak – marksista. Adiunkt w Instytucie Sztuk Pięknych UMCS. Łączy sztuki wizualne z filozofią, literaturoznawstwem i naukami politycznymi. Autor książek: Wytępić te wszystkie bestie? (2010), Akteon. Pornografia późnej polskości (2012), Poroseidy. Fenomenologia kultury trawersującej (2017). Aktualnie pracuje nad książką inspirowaną zaproponowanym przez Marka Fishera pojęciem libertariańskiego komunizmu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Kozak
Tomasz Kozak
Marksista
Łączy sztuki wizualne z filozofią, literaturoznawstwem i naukami politycznymi. Autor książek: Wytępić te wszystkie bestie? (2010), Akteon. Pornografia późnej polskości (2012), Poroseidy. Fenomenologia kultury trawersującej (2017). Aktualnie pracuje nad książką inspirowaną zaproponowanym przez Marka Fishera pojęciem libertariańskiego komunizmu.
Zamknij