Kraj

Z miłości do świń

azyl-dla-swin1

Świnie oczekują, że zwrócisz się do nich po imieniu. Lubią być traktowane indywidualnie. Z Katarzyną Trotzek i Dobrawą Tokarczyk, które prowadzą azyl dla świń „Chrumkowo” w pobliżu Torunia, rozmawia Marcin Gerwin.

Marcin Gerwin: Azyl dla świń? Skąd taki pomysł?

Katarzyna Trotzek: Przeprowadzając się na wieś, od samego początku myślałam o tym, że w domu będzie świnia. Ta myśl o świni była od dziecka, miałam maskotki ze świnkami i był to wręcz jeden z powodów przeprowadzki. Chciałam mieć zwierzęta gospodarskie, ale jako zwierzęta towarzyszące. Wegetarianką jestem już od ponad 30 lat, a od półtora roku weganką.

Wyobrażałam sobie, że wezmę od rolnika zwykłą świnię, która będzie sobie po prostu żyła z psem. Kiedy jednak gospodarz pokazał mi, jak wygląda duża loszka, to się przestraszyłam. Powiedział mi, że nie ma takiej opcji, żeby pomimo prawidłowego karmienia świnia była mniejsza. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że świnia jest czysta i może mieszkać w domu. Wiedziałam, że są mniejsze wietnamki, ale myślałam, że kosztują majątek. Więc zrezygnowałam. Potem jednak trafiła się okazja, by kupić mniejszą świnię, która była z nami przez trzy miesiące. No i tak to się zaczęło. Okazało, że bez świń już nie da się żyć. Poznając je i nawiązując z nimi bliskie relacje, zaczęłam rozumieć, jak bardzo są krzywdzone w hodowli. Stąd chęć ratowania ich.

Dobrawa Tokarczyk: Połączyła nas miłość do świń. Kiedy Kasia zaczynała, ja byłam w Anglii. Byłam aktywistką, czuwałam pod rzeźniami, jeździłam do azyli i tam poznałam świnie. Widziałam też świnie w transporcie. To w Anglii pomyślałam, że chciałabym wrócić do Polski i otworzyć takie miejsce, jakie właśnie otwierała Kasia. Kasia potrzebowała pomocy przy tłumaczeniu strony na angielski. Zgłosiłam się. Później tu przyjechałam i zostałam. Z miłości do świń zrodziła się także nasza miłość.

azyl-dla-swin2

Co działo się dalej?

KT: Nie miałyśmy budynków gospodarczych. Małe świnki mogły mieszkać z nami w domu, ale dla większych potrzebne były domki. Miałyśmy kawałek ziemi, na którym można było to zrobić. Wraz z koleżanką, która od wielu lat działa na rzecz zwierząt, założyłyśmy pierwszą zbiórkę pieniędzy na domek i ogrodzenie. Było tu zapuszczone pole, które trzeba było ogrodzić.

Najpierw przyjęłyśmy dwójkę prosiaków. Daruś był cherlakiem, a Elek jego bodyguardem. Za niewielkie pieniądze chciałyśmy wykupić tego cherlaka, bo akurat była taka możliwość. Ale nie miałyśmy sumienia wziąć go samego, bo był jeszcze jego brat, który go osłaniał i nie pozwalał do niego dojść. Wzięłyśmy więc dwójkę chłopaków. Po założeniu strony na Facebooku i bazarku, z którego wciąż się utrzymujemy, ludzie zaczęli do nas pisać, że są świnie, które potrzebują pomocy, i pytać, czy mogłybyśmy jakąś wziąć. Wszystkie pozostałe świnie są albo z interwencji, albo się gdzieś błąkały.

azyl-dla-swin3

Ile macie obecnie świń?

KT: W tej chwili 23. Dwójka ostatnich chłopaków przyjechała spod Kielc. Były trzymane w ośrodku turystycznym jako atrakcja, wraz z innymi zwierzętami. Ale właściciel uznał, że nie przynoszą mu żadnych korzyści i pójdą na kiełbasę. Owce i króliki zresztą również. Dla nich udało się znaleźć dom, ale nie dla świń. One mają dwa lata i są już dorosłe. Nastawiamy się na przyjmowanie loszek, ale zdecydowałyśmy się i przyjęłyśmy tę dwójkę. No bo co można było zrobić.

Dlaczego chcecie przyjmować w azylu lochy?

KT: Dlatego że loszki spędzają kilka lat w zamknięciu. Są o niebo bardziej pokrzywdzone niż knurki, bo knurki trafiają na rzeź po kilku miesiącach. Najgorzej mają lochy, które mogą być trzymane przez 3-4 lata. Nie wspominając o tym, że mogą być trzymane w klatkach porodowych i to nie tylko na fermach przemysłowych. A my chciałybyśmy im pokazać normalne życie.

Jak zapewnić świniom lepsze życie?

Czy są już u was takie lochy?

KT: Mamy loszkę o imieniu Vida, którą udało się wyciągnąć za bardzo nieduże pieniądze, i to z dwójką dzieci. Z dwójką cherlaczków. Ta loszka ma już cztery lata, rodziła już coraz mniej dzieci i miała trafić do rzeźni. Nawet nie marzyłyśmy o tym, że trafi do nas z dwójką maluchów, że będzie mogła je karmić, jak długo będzie chciała, i w końcu cieszyć się dziećmi. Ale udało się. To jest nasze największe szczęście i spełnienie marzeń. Teraz chciałybyśmy, aby już tylko takie loszki do nas trafiały, ale jest to bardzo trudne, bo wciąż dostajemy wiadomości, by przyjmować inne świnki.

DT: Vida jest tutaj ze swoimi dziećmi już prawie dwa miesiące i wciąż je karmi. Kiedy wieczorem chodzimy sprawdzić, czy wszystkie już leżą, słyszymy, jak śpiewa im podczas karmienia. To takie odgłosy, które mają uspokajać. Myśmy nie uczyły jej, że ma ryć lub do czego służy błoto. W hodowli świnie są tego pozbawione. Tymczasem ona po przyjeździe tutaj wyszła z zagrody i wiedziała, co robić. Odzyskała swoją świńską naturę.

Niesamowite są relacje pomiędzy świniami. Mamy tutaj dwie matki – Vidę ze swoimi dziećmi i Melę z trójką synów – i oni będą tutaj razem. Widać u nich rolę matki i szacunek dzieci do matki. Na przykład matka chroni swoje dzieci. Gdy  się bawią się, chodzi obok i się przygląda. Każda świnia ma tutaj swoją miskę do karmienia, a gdy Mela skończy szybciej i podejdzie do któregoś z synów, to ten nie rzuca się na nią, bo to jego jedzenie, lecz jej ustępuje. Widać także przyjaźnie, jak między dwójką mangalic. One wszędzie chodzą razem, razem jedzą i śpią. Tak samo wietnamki, łączy je silna przyjaźń, taka na całe życie.

Jakie macie możliwości, jeżeli chodzi o teren? Ile zwierząt mogłoby się tu jeszcze pomieścić?

KT: To jest bardzo trudne pytanie. Myślę, że jeszcze drugie tyle by się zmieściło. Byłoby dla nich miejsce do biegania. Ale marzymy o tym, żeby powiększać teren, żeby się to rozrastało.

Czym karmicie świnie?

KT: Świnki są karmione ziarnem, jest to ziarno śrutowane, czyli rozdrobnione. Najlepsze są mieszanki, na przykład owsa z jęczmieniem plus jeszcze trochę pszenicy. To musi być ziarno śrutowane, z czym mamy problem, bo, same nie mając śrutownika, przepłacamy. Kupujemy tonę zboża na miesiąc. Jest to taki podstawowy posiłek, który zwierzęta dostają raz dziennie, a poza tym są to wyłącznie owoce i warzywa. Nie dostają żadnych wypełniaczy, bo chodzi o to, aby się nie utuczyły. Dzięki temu będą zdrowsze i będą dłużej żyły. Jedna ze świnek trafiła do nas, bo nie przytyła do stu kilogramów, a dopiero od takiej wagi są odbierane do rzeźni. Była chudziutka i nie chciała jeść. Zupełnie nic.

DT: W pierwszym cyklu nie uzyskała odpowiedniej wagi, więc została przeznaczona na drugi cykl. W tym drugim cyklu też nie dało się jej utuczyć, była cały czas drobniutka.

KT: Kiedy tu przyjechała, znała tylko paszę. A my miałyśmy śrut. Nie znała warzyw ani owoców. A świnie są koneserami jedzenia. Uwielbiają nowe smaki. Staramy się wynajdywać dla nich nowe rzeczy i przyznaję się, że czasem jakieś wegańskie ciasteczko im skapnie, chociaż staramy się tego nie robić. Albo krówki. Jak pojawiły się te wegańskie, to potrafiły je cmokać jeszcze pół godziny po zjedzeniu i mlaskać.

Ale ta świnka nie chciała jeść. Przyjechał weterynarz, bałyśmy się, że świnka umrze. Spróbowałyśmy z winogronami, bo inne owoce wąchała i nic. A taką kuleczkę winogrona wsadziłyśmy jej do pyska i ją przegryzła. I wtedy, gdy poczuła jego smak, zaczęła jeść. Śmiejemy się, że zaciągnęła. Do tej pory winogrona to jej ulubione owoce. O ile dla innych świń podstawą jest śrut, to ta najchętniej by go zostawiła i pędziła do warzyw i owoców.

DT: Dzielimy się z Kasią karmieniem świń, ona zajmuje się jedną częścią, a ja drugą. Hodowlane świnie z racji swojej wagi potrzebują więcej jedzenia i mają większe ryje. Przez to też szybko jedzą i nie mogą jeść z mikroświnkami ani z wietnamkami, bo szybko zjadają swoją część i zabierają innym. Hodowlane jedzą więc osobno, Vida z dziećmi również osobno, bo maluszki w ogóle mają małe ryjki, gang z Wrocławia, jak nazywamy drugą rodzinkę, również je w swojej zagrodzie. Generalnie świnie biegają tutaj luzem i nie są zamykane w zagrodach. Wykorzystuje się je jednak podczas karmienia. Gdy ja wołam swoją część, one idą za mną do zagrody. Nie mylą się. Wiedzą, że mają iść za mną i tam dostaną jedzenie, a reszta idzie za Kasią.

Czasem, gdy mamy na przykład taczkę jabłek, bo ktoś z okolicy powie, że możemy sobie je zebrać, to wjeżdżamy z taczką i po prostu rozsypujemy owoce. Kiedy jabłek jest mniej, możesz powiedzieć: „Teraz Elek dostanie jabłko” i Elek wie, że to dla niego i inne świnie mu go nie zabierają. Gdy mówi się do nich po imieniu, one stoją i czekają na swoją kolejkę.

Gzyra: W byciu weganinem nie ma nic heroicznego

Czy jest coś, czego potrzebujecie?

KT: Radzimy sobie z wyżywieniem i opieką weterynaryjną. Potrzeby dotyczą inwestycji. Mamy problem z błotem, bo jak tylko spadnie trochę deszczu, świniaki brodzą w błocie. Potrzebne są nowe domki, bo jak będą nowe domki, to będzie można przyjąć kolejne świnie.

Czy można was odwiedzić, tak po prostu?

KT: Oczywiście, że tak. Mamy podane godziny na stronie na Facebooku, teraz jest to od 12 do 16, bo się szybko ściemnia. Chcemy, żeby te odwiedziny były, bo chcemy pokazywać ludziom świnie. Latem można nawet namiot postawić w ogrodzie i mieć kontakt ze świniami przez kilka dni. Przyjeżdżają do nas ludzie nawet z drugiego końca Polski. Odwiedzin mamy sporo. Po to właśnie jest ten azyl, żeby ludzie do nas przychodzili. Także mięsożerni.

DT: Ważne jest, żeby odróżnić azyl od agroturystyki czy od minizoo. Rolą azylu jest zmienianie postrzegania świń – nie jako mięso, lecz jako zwierzęta towarzyszące. Azyl jest formą aktywizmu. Na niektórych działają rozmowy, inni potrzebują zobaczyć transporty zwierząt. Gros ludzi otwiera się, gdy ma kontakt ze świnią. Zmienia się u nich postrzeganie zwierzęcia. Pokazujemy ludziom świnie takimi, jakie są. Chodzi o to, żeby nie kojarzyły się z kotletem, lecz ze zwierzętami, które czują.

KT: Dokładnie. Że są mądre, cudowne, że bardzo szybko uczą się swoich imion, że nie są brudasami. Nasze świnie nigdy nie załatwiły się w swoim domku. Nigdy, ani razu. Żadna. Kiedy Vida przyjechała z dwójką swoich prosiaczków, które miały wtedy ze trzy tygodnie, obserwowałyśmy, jak wieczorem wyskakiwały z domku zrobić siusiu i wskakiwały z powrotem. Nie trzeba było ich tego uczyć. Wniosek z tego taki, że są czystsze niż psy.

DT: Cudownie jest, gdy dzień się zaczyna, otwierasz oczy, patrzysz przez okno, a świnie tam są. Ale to jeszcze nie jest kwintesencja tego, co robimy. To jest wtedy, gdy wchodzisz do azylu, a każda świnka przychodzi się przywitać. I każdej z nich musisz na to powitanie odpowiedzieć.

KT: Po imieniu w dodatku. One wtedy dobrze się czują. To widać w ich oczach i w zachowaniu. Kiedy mówisz „Cześć, Elek” albo „Cześć, Daruś”, reagują. Wiedzą, że mówisz konkretnie do nich. Świnie oczekują, że zwrócisz się do nich po imieniu. Lubią być traktowane indywidualnie.

**
Katarzyna Trotzek i Dobrawa Tokarczyk prowadzą azyl dla świń „Chrumkowo” w Zajączkowie w pobliżu Torunia.

Fot. Ela Radzikowska















__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij