Kraj, Świat

Niebiali też uciekają przed wojną. I też z Ukrainy

Z niepokojem oczekiwałam pierwszego zgrzytu w polskim pomocowym uniesieniu. On zawsze się pojawia – taka jest kolej rzeczy w każdym kryzysie. I niestety, już jest.

Na grupkach pomocowych zaczynają pojawiać się posty kierowców wolontariuszy rozczarowanych tym, że w Przemyślu było sporo chętnych na transport, ale ciemnoskórych, i to głównie mężczyzn, więc – oczywiście – ich ze sobą nie wzięli. O ile dobrze rozumiem, za tą przykrą decyzją stoi niepokój, że są to osoby, które wykorzystały sytuację na granicy ukraińskiej, by dostać się do Europy skądinąd.

W istocie nie jest to wykluczone – obecna sytuacja jest łakomym kąskiem dla przemytników ludzi, a wizę studencką można wyrobić ziemniakiem. Do Ukrainy nie da się teraz dolecieć, więc w sprawę umoczony musiałby być Łukaszenka, co oczywiście również nie jest niemożliwe. Na razie jednak mało na to dowodów. Świadczy przeciwko temu chociażby fakt, że nie wszyscy niebiali zjawiający się na polskiej granicy są do Polski wpuszczani. I że z perspektywy piekielnej kolejki – piekielnej, bo takiej, w której dzieją się rzeczy charakterystyczne dla wielokilometrowych kolejek po życie – stanowią oni kroplę w morzu.

Tymczasem w Ukrainie studiuje naprawdę sporo Hindusów i mieszkańców Afryki (głównie z Nigerii, ale też na przykład Egiptu i Maroka). Łącznie – według oficjalnych danych z 2019 roku – międzynarodowych studentów jest 80 470. Studiują głównie jakieś medyczne i techniczne kierunki, choć czasem także byle co w prywatnych szkołach, tylko po to, żeby zalegalizować pobyt i dorabiać (oburzonym przypominam, że Polacy robili to masowo na Zachodzie w latach 80.).

W Ukrainie jest też sporo niebiałych sportowców na kontraktach, również imigrantów zarobkowych. To zjawisko charakterystyczne dla wszystkich większych poradzieckich miast.

Kto migruje do Ukrainy czy innej Białorusi, Rosji lub Gruzji – zapytacie? Mało o tym informacji w mediach, ale naprawdę sporo ludzi. W samej Ukrainie w 2019 roku mieszkało ich ponad 400 tys., z czego tylko jakaś część to obywatele krajów byłego ZSRR.

Legalna możliwość imigracji zarobkowej do Europy czy Stanów jest ograniczona do absolutnego minimum (choć akurat do Polski stosunkowo łatwo to zrobić Hindusom, ale już nie mieszkańcom Afryki), szczególnie od 2015 roku. Do tego posiadacz kiepskiego paszportu musi pochodzić z bogatej rodziny, być wyjątkowo wybitnym lub mieć rodzinę na tak zwanym Zachodzie. Oraz najlepiej być facetem. Na opłacenie niebezpiecznej podróży z przemytnikami – na którą nie każdy ma odwagę – również potrzebne są dość spore pieniądze.

Dla zmotywowanych do lepszego życia, ale niezbyt zamożnych lub/i skłonnych do ryzyka, pozostaje więc (między innymi), jak mówiono w czasach zimnej wojny, drugi świat. Europa klasy B, czyli kraje postradzieckie. A dokładniej ich bogate stolice i większe miasta.

Wszyscy ci studenci (czy też pracownicy) są teraz bardzo zagubieni i bardzo daleko od swoich rodzin. Wielu z nich studiowało w oblężonych obecnie Kijowie i Charkowie. Zazwyczaj nie znają rosyjskiego ani ukraińskiego, zazwyczaj nie orientują się też dobrze w kodach kulturowych postradzieckiego świata. We wspomnianej piekielnej kolejce – która de facto ciągnie się przez cały ogromny kraj – mało kto im pomaga. Piekielne kolejki to nie jest miejsce, w którym wielu ludzi ma siłę patrzeć dalej niż czubek swojego i swoich bliskich nosa. Wiem, że w szkole nas uczyli czegoś innego. To piękna, ale jednak półprawda – altruizm i tam się zdarza, ale zazwyczaj jednak nie.

Ci niebiali studenci podróżują teraz pociągami, bo nie mają w Ukrainie ojców ani cioć z samochodem, a bez tego dotrzeć do drogowej granicy z UE jest bardzo trudno. W Przemyślu nie mają czekającej na nich rodziny mieszkającej od lat w Polsce, Niemczech, Szwecji, Austrii czy Włoszech.

Wiele więc wskazuje na to, że zaniepokojeni ich kolorem skóry kierowcy, którzy wrócili niezadowoleni do domu z pełnym bagażnikiem jedzenia, zostawili w Przemyślu zupełnie bezbronnych i osamotnionych ludzi legalnie przebywających w Polsce.

PS Jeśli wśród czytelniczek tekstu znalazł się jakiś oburzony kierowca, który nadal ma wątpliwości, ale mimo to doczytał do końca wypociny lewaczki – zapraszam do kontaktu. Łatwo znaleźć mnie w mediach społecznościowych.

PPS A co będzie następnym zgrzytem? Możemy obstawiać: ja stawiam na kłopoty z dostawą dóbr konsumpcyjnych, związane z uszczupleniem kadry zawodowych kierowców.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij