Exposé Kopacz z pewnością nie było lewicowe.
Cezary Michalski: Czy zamierzają państwo zaproponować Platformie koalicję we wszystkich województwach jako warunek zablokowania PiS w tych sejmikach wojewódzkich, gdzie to z kolei Kaczyński mógłby wam zaproponować udział w większościowej koalicji?
Leszek Miller: Nie, to nie są prawdziwe opinie. My uważamy, że koalicje sejmikowe ‒ i w ogóle, samorządowe na wszystkich szczeblach ‒ nie muszą odzwierciedlać koalicji zawieranych w parlamencie. Samorząd nie musi, a nawet nie powinien być miejscem prowadzania polityki opozycyjnej wobec rządu centralnego ani obszarem kontrolowanym przez koalicję partyjną, która ten rząd wspiera. Ta zasada dotyczy całego samorządu terytorialnego. Chodzi o to, żeby spory, jakie widzimy na szczytach władzy centralnej, w Sejmie i Senacie, szczególnie, kiedy są tak destrukcyjne i często jałowe jak te, do których przyzwyczaił nas PO-PiS, nie przenosiły się na poziom samorządu. Samorząd musi się koncentrować na innych problemach. Dlatego lokalne struktury SLD mają wolną rękę, jeśli chodzi o zawieranie koalicji z PO, PiS, PSL, a jeszcze chętniej z komitetami lokalnymi.
Czy to oznacza „równy dystans” SLD wobec PO i PiS także po wyborach parlamentarnych, w zależności od tego, jaką ofertę złoży wam każda z tych partii, jeśli oczywiście Sojusz będzie do stworzenia koalicji nieodzowny?
To, co mówię, działa jednocześnie w drugą stronę. Powstanie żadnej z tych koalicji lokalnych na potrzeby samorządu terytorialnego nie przesądza o koalicji po wyborach parlamentarnych. O równym dystansie w polityce „centralnej” nie ma mowy. PO uważamy za rywala, najpoważniejszego dla nas konkurenta. A PiS samo przedstawia się jako „partia antysystemowa”, „walcząca z III RP”, czyli z państwem, które my także budowaliśmy i poczuwamy się do współodpowiedzialności zarówno za jego sukcesy, jak też za błędy, które chcielibyśmy poprawiać i korygować, mając wpływ na rządzenie.
PiS używa tego antysystemowego języka głównie w kampaniach wyborczych. Kaczyński i wielu polityków jego partii sugeruje, że mając władzę, będą się zachowywać przewidywalnie.
Nie zachowywali się tak w latach 2006-2007, kiedy mieli władzę i kiedy ofiarą „walki z III RP” stała się min. Barbara Blida. Także ich deklaracje – ale również to, co pamiętamy z praktyki politycznej braci Kaczyńskich ‒ w obszarze polityki europejskiej, polityki wewnętrznej, polityki bezpieczeństwa są bardzo odległe od programu Sojuszu.
Zatem pomówmy o państwa rywalu i konkurencie, czyli o PO. W jakich obszarach polityka Platformy wymaga korekty? Przecież wielu publicystów i ekspertów stwierdziło, że exposé pani premier Ewy Kopacz było „wrażliwe społecznie” czy wręcz „lewicowe”.
W żadnym razie nie było to lewicowe exposé. Taka interpretacja świadczy o braku profesjonalizmu publicystów czy ekspertów przychylnych pani Kopacz.
A może świadczy też o słabości lewicowego języka, jeśli za „lewicowość” uznany zostaje typowy „współczujący konserwatyzm”, którego hasła wykorzystali Rostowski i Kamiński: zasiłki zamiast regulacji rynku pracy, wiara w to, że bezrobotna czy zatrudniona na śmieciówce kobieta będzie rodzić dzieci, jeśli za każde dostanie 1000 złotych miesięcznie?
To są hasła i rozłożenie akcentów typowe dla konserwatystów, a co najwyżej dla europejskiej chadecji, której częścią jest partia pani Ewy Kopacz.
Nawet zachodnioeuropejska chadecja jest „na lewo” od Rostowskiego, Kamińskiego i ich exposé.
To jest język bardzo konserwatywny, z konserwatywnymi propozycjami rozwiązywania problemów społecznych.
Co najwyżej dodatkowe fundusze na żłobki i przedszkola to element tego exposé, pod którym także lewica mogłaby się podpisać. Ale pani premier nie powiedziała nic na temat polityki gospodarczej państwa, nic na temat działań, które państwo ma obowiązek podejmować w celu przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Nie powiedziała nic na temat przeciwdziałania bezrobociu. Nie powiedziała nic na temat płacy minimalnej ‒ ani miesięcznej, ani godzinowej. Nie powiedziała nic na temat wycofania się z podniesienia wieku emerytalnego…
Podniesienie wieku emerytalnego akceptuje także socjaldemokracja w niektórych krajach Europy Zachodniej, np. w Niemczech.
Przy zupełnie innej sytuacji na rynku pracy. Przy zupełnie innej sytuacji ludzi młodych, którzy w Polsce na rynek pracy nie mogą się dostać. Przy zupełnie innym poziomie nie tyle już nawet deregulacji, co rozregulowania rynku pracy, wyrażającym się w całkowitym zduszeniu płac i nietypowej dla Europy proporcji umów śmieciowych. Także przy zupełnie innym poziomie opieki zdrowotnej, co uderza szczególnie w ludzi starszych, którzy mieliby w Polsce dłużej pracować. Pani premier nie powiedziała nic o programie bezpłatnych leków dla seniorów. I nic dziwnego, bo ten projekt został w Senacie odrzucony głosami PO. Nie powiedziała nic o żadnej z kwestii równościowych czy emancypacyjnych gwarantujących równe prawa obywatelom i mniejszościom. Nie powiedziała nic o konieczności przyjęcia przez Polskę pełnej wersji Karty Praw Podstawowych, nic o ratyfikacji konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Nic o ustawowym uregulowaniu in vitro czy legalizacji związków partnerskich. Gdzie pan tu widzi lewicowość?
Na razie to jest cofnięcie się w stosunku do Tuska. Nawet nie wobec tego, co robił, ale co przynajmniej mówił. Ustawa o in vitro czy związki partnerskie też okazały się ostatecznie dla niego zbyt kontrowersyjne, ale przynajmniej próbował te sprawy rozpocząć. Jednak ratyfikacja konwencji antyprzemocowej już wydawała się „niekontrowersyjna”. Teraz znów jest „kontrowersyjna” dla samej PO. Inwestycje Rozwojowe okazały się hucpą, ale Tusk przynajmniej rozumiał, że trzeba deklarować chęć prowadzenia przez państwo jakiejś polityki gospodarczej. Przynajmniej mówił też o konieczności ograniczenia śmieciówek. Teraz to wszystko znika nawet z deklaracji.
Też widzę takie cofnięcie się zarówno na poziomie języka, a nie wiadomo, czy także w praktyce. Tego się obawiam. Pani premier mówiła ogólnie o konieczności zapewnienia bezpieczeństwa Polakom, ale bezpieczeństwo polskich kobiet wobec przemocy domowej nie zostało w exposé w ogóle poruszone, bo to by oznaczało zajęcie wyraźnego stanowiska w sprawie ratyfikacji konwencji. Ewa Kopacz wspomniała też o losie polskich dzieci, ale nic o ustawie w sprawie in vitro, a przecież niedługo zaczniemy płacić kary za niewprowadzanie europejskich regulacji bioetycznych.
Nie będących – przypomnijmy ‒ żadną fundamentalistyczną „obroną zygoty”, ale zakazem manipulacji eugenicznych na ludzkim materiale genetycznym.
Platforma tak głęboko weszła w rozmowę z Kościołem na ten temat, że podstawowych regulacji świeckich nie umie wprowadzić. Parę dni temu dowiedzieliśmy się, że opinie dotyczące regulacji in vitro przygotowane przez wyjątkowo konserwatywnych członków rządu PO mówią o ograniczeniu stosowania tej metody leczenia bezpłodności wyłącznie do małżeństw, a w dodatku mogą się tam znaleźć takie sformułowania wobec zygot czy zarodków, które z medycznego punktu widzenia uczynią tę metodę mniej skuteczną albo w ogóle nieefektywną.
Gdyby miał pan możliwość skorygowania sposobu rządzenia państwem przez cały obecny obóz władzy – od prezydenta, poprzez panią premier, rząd, wszystkie frakcje Platformy, skończywszy na Tusku, który może politycznie Polski jeszcze tak zupełnie nie opuścił – w jakich obszarach taką korektę uznałby pan za konieczną?
Trochę już o tym mówiłem, wskazując, czego zabrakło w exposé. Ale trzeba do tego dołączyć korektę polityki zagranicznej i europejskiej prowadzonej przez obecny obóz władzy. Konieczne jest faktyczne postawienie na jak najgłębszą integrację Polski z UE. I wspieranie przez Polskę wszystkich procesów głębszej integracji Unii. Postawienie na wzmocnienie zasady wspólnotowej, wręcz w kierunku federalistycznym. To kierunek korekty konieczny szczególnie dziś, kiedy Unia nam się rozjeżdża. No i poważne postawienie kwestii wejścia Polski do strefy euro, skoro w ciągu najbliższych lat Unia będzie się praktycznie integrować właśnie wokół euro, a my zostaniemy w nowej strefie buforowej. W Polsce trzeba pod wprowadzenie euro przygotować grunt zarówno ekonomicznie, jak i politycznie. Większość krajów naszego regionu już dokonała tego wyboru.
Czy warto zajmować się tym w roku wyborczym, skoro poparcie Polaków dla euro jest dziś niskie?
Przywództwo polityczne to nie jest wyłącznie podążanie za elektoratem, ale stawianie pewnych celów, przekonywanie do nich ludzi, podejmowanie ryzyka. W części krajów naszego regionu, które przyjęły bądź przyjmują euro, było od początku społeczne poparcie, w innych trzeba było stoczyć poważną polityczną batalię, na którą Platformy dziś nie stać. A do tego dochodzi konieczność korekty polskiej polityki wschodniej. W wyniku licytacji na radykalne słowa i gesty pomiędzy PO i PiS myśmy się znaleźli daleko poza obszarem realnej polityki europejskiej, odsunięci od stołu rokowań, wystawieni na silniejsze retorsje.
Może to nie tylko licytacja pomiędzy PO i PiS? Jest też zaplecze medialne i opiniotwórcze naszej polityki, które nagradzało PO za radykalizm. Chociażby w mowie i gestach.
Z jednej strony deklarowana głośno miłość do Ukraińców, z drugiej strony narodowe czytanie autora Ogniem i mieczem? To nie ma żadnego sensu.
Nie wiem, co by powiedział ambasador Ukrainy, jakby posłuchał różnych fragmentów Ogniem i mieczem. Razem to nie ma żadnego sensu, ale dobrze oddaje charakter polityki PiS, PO, a nawet prezydenta wobec kryzysu na wschodzie. Tymczasem my powinniśmy lepiej współpracować z naszymi zachodnioeuropejskimi sojusznikami.
Ewa Kopacz też coś takiego powiedziała.
Nie bardzo wiadomo, co ona właściwie powiedziała. Nie wiadomo, co powie Schetyna, kiedy na początku listopada będzie przedstawiał w Sejmie polską politykę zagraniczną. Na razie mamy bardzo niejasne sygnały jakiejś korekty kursu połączone z zapewnieniami o kontynuacji. Polityka bez programu nie jest polityką, jest niesieniem przez nurt, żeby wygrać kolejne wybory. Ale to nie jest rządzenie państwem. Ja nie widzę programu rządzenia państwem ani w exposé, ani w praktycznych działaniach tego, co pan nazwał „obozem władzy”. To także jest powód, dla którego nie mogliśmy zagłosować za wotum zaufania dla rządu Ewy Kopacz. To jest powód, dla którego wszelka koalicja z PO musiałaby się wiązać z koniecznością stworzenia planu rządzenia państwem, którego moim zdaniem Platforma czy też ośrodek wokół pani Kopacz nie przedstawia, bo go nie posiada.