Miasto

Igrzysk i monitoringu!

Po co w krakowskim referendum pytanie o monitoring?

W Krakowie 25 maja, równolegle z wyborami do Parlamentu Europejskiego, odbędzie się referendum, którego zasadnicza część dotyczy organizacji zimowych igrzysk olimpijskich. Jednak miejscy radni w ostatniej chwili dodali również pytanie o to, czy krakowianie chcą stworzenia w mieście systemu monitoringu wizyjnego. Zaangażowanie obywateli w podejmowanie decyzji o korzystaniu z monitoringu jest słuszną ideą. Tyle że sposób sformułowania pytania i niepoprzedzenie go jakąkolwiek debatą publiczną zmieniają ten przejaw demokracji bezpośredniej w polityczną farsę.

Krakowianie na kartach do głosowania znajdą pytanie: „Czy jest Pan/Pani za stworzeniem w Krakowie systemu monitoringu wizyjnego, którego celem byłaby poprawa bezpieczeństwa w mieście”?

W pytaniu ukryte są dwie tezy: w Krakowie nie ma systemu monitoringu, a monitoring służy bezpieczeństwu mieszkańców. Pierwsza z nich jest po prostu nieprawdziwa, druga zaś – co najmniej kontrowersyjna.

Obecnie w Krakowie działa miejski system monitoringu składający się z 45 kamer, których administratorem jest straż miejska. Na wprowadzające w błąd sformułowanie pytania (dotyczy ono stworzenia, a nie rozbudowania systemu monitoringu) zwrócił uwagę Sojusz Lewicy Demokratycznej i skierował do wojewody małopolskiego wniosek o uchylenie referendalnej uchwały rady miasta. Zdaniem polityków SLD, powołujących się na opinię prof. Widackiego, pytanie referendalne mija się z prawdą i narusza przepisy. I trudno odmówić temu rozumowaniu słuszności.

Przejdźmy jednak do drugiej części pytania – celem monitoringu, o który mają być spytani krakowianie, jest poprawa bezpieczeństwa w mieście. Nasuwają się dwie wątpliwości: czy monitoring faktycznie zwiększy bezpieczeństwo? Ile realizacja tego celu będzie kosztować – nie tylko w złotówkach, ale – przede wszystkim – w obszarze praw i wolności obywatelskich? Miasta nie prowadzą pogłębionych badań weryfikujących, czy monitoring faktycznie zmniejsza przestępczość.

Jak poinformowała nas krakowska straż miejska, nie podejmuje ona prób weryfikacji skuteczności działania monitoringu. Z raportu NIK poświęconemu funkcjonowaniu miejskiego monitoringu wizyjnego wynika, że również żadna z 18 skontrolowanych przez Izbę gmin nie posiada mierników pozwalających na ocenę skuteczności systemów monitoringu wizyjnego. Miasta nie prowadzą pogłębionych badań weryfikujących, czy monitoring faktycznie zmniejsza przestępczość. Teza o spadku przestępczości dzięki kamerom niejednokrotnie bazuje na zmniejszającej się liczbie zdarzeń, do których dochodzi w ich polu widzenia. Jednak być może za rogiem, gdzie kamera już nie sięga, liczba przestępstw również spada, bo taki jest krajowy/miejski trend, na który monitoring nie ma wpływu? A może wręcz przeciwnie – rośnie, gdyż przestępcy przenieśli się tam, gdzie służby – zajęte obsługą monitoringu – już ich nie ścigają?

Z tych względów o rzetelną odpowiedź na pytanie o wpływ monitoringu na bezpieczeństwo jest bardzo trudno. Udzielają jej jednak dwa środowiska: naukowcy oraz przedstawiciele miast. Ci pierwsi – w Polsce jedynie dr Paweł Waszkiewicz z Uniwersytetu Warszawskiego – na podstawie przeprowadzanych badań twierdzą, że nie da się wykazać związku między spadkiem przestępczości a kamerami. Ci drudzy są przeważnie entuzjastami kamer. Być może odrobinę lepiej można zrozumieć to stanowisko, wczytawszy się we wspomniany raport NIK, z którego wynika, że rejestrowane przez miejskie kamery zdarzenia to przede wszystkim wykroczenia drogowe, np. nieprawidłowe parkowanie. A więc i dochody z mandatów do miejskich budżetów.

Monitoring, pomimo że nie pomaga w skutecznej walce z przestępczością, pociąga za sobą poważne koszty.

Utworzenie krakowskiego systemu monitoringu kosztowało 3,1 mln zł, a jego roczne funkcjonowanie to wydatek rzędu 500 tys. zł. W rekordowej pod względem liczby kamer Warszawie na utrzymanie składającego się z ponad 400 kamer systemu monitoringu potrzeba ok. 15 mln zł rocznie.

Kamery ingerują w naszą prywatność – często jesteśmy podglądani, nawet nie zdając sobie z tego sprawy (brakuje tablic informujących o objęciu danego miejsca monitoringiem). Z wszechobecnymi kamerami wiąże się również negatywne społecznie zjawisko rozproszenia odpowiedzialności. Z badań Fundacji Panoptykon wynika, że aż 35% osób jako zaletę kamer wskazuje to, iż w przypadku kradzieży czy bójki nie trzeba podejmować interwencji, bo „odpowiednie osoby się tym zajmą”. Bierność może dotyczyć nie tylko sytuacji zagrożenia, ale często również szeroko rozumianej odpowiedzialności za to, co dzieje się wokół.

Zarówno o wpływie kamer na bezpieczeństwo, jak i o społecznych skutkach ich rozprzestrzenia należy dyskutować. Z braku publicznej debaty na temat monitoringu wynika bowiem rozdźwięk pomiędzy faktami podważającymi racjonalność inwestowania w monitoring a społecznym poparciem dla zwiększania liczby kamer w przestrzeni publicznej. Jednak krakowskie referendum tej przepaści nie zasypie – mało kto odpowie negatywnie na pytanie, czy chce więcej bezpieczeństwa.

Tekst ukazał się na stronach Fundacji Panoptykon

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij