Zmiana nie wykarmi się samymi wątpliwościami. Żeby się dokonała, potrzebny jest entuzjazm, inwestycja, wiara.
Ale przecież jest za młoda – można usłyszeć. Ale niedoświadczona. Ale za radykalna. Ale zbyt zblatowana. Ale czy ona to wszystko policzyła? Największym przeciwnikiem Joanny Erbel w nadchodzących wyborach nie jest Hanna Gronkiewicz-Waltz, tylko niepozorny spójnik „ale” i związane z nim odruchy.
Odruch spójnikowy sam w sobie nie jest raczej złem wcielonym. Dzięki niemu zachowujemy podejrzliwość i nie bierzemy wszystkiego za dobrą monetę. Może z tego wynikać nawet jakaś zmiana społeczna. Czasem jest jednak dokładnie odwrotnie i „ale” służy temu, żeby mieć alibi na zostawienie wszystkiego po staremu. Jednocześnie możemy być krytyczni, celebrując swoją cwaność, i osłabiać inicjatywy zmierzające do odwrócenia politycznego układu sił.
Zmiana nie wykarmi się samymi wątpliwościami. Żeby się dokonała, potrzebny jest entuzjazm, inwestycja, wiara. Zwłaszcza w momencie konfrontacji politycznej relacja między kibolstwem a hermeneutyką podejrzeń musi się zmienić. A teraz jest właśnie taki moment.
Mamy kandydatkę wnoszącą do polityki nową jakość. W jej przypadku młodość nie ogranicza się do metryki, ale jest całym sposobem myślenia i działania, który wyrwać nas może z kolein tak uwielbianych przez starych polityków. Dla nich miasto to wciąż połączenie obszaru o niedostatecznie rozwiniętej infrastrukturze drogowej z atrakcją turystyczną. Dla Erbel to przede wszystkim miejsce, w którym da się dobrze mieszkać, i obszar realizowania się demokratycznej wspólnoty.
Erbel jako przedstawicielka ruchów miejskich zrywa z myśleniem w kategoriach ograniczania potrzeb mieszkańców w imię doganiania „zachodnich metropolii”. Nie ma w niej wstydu z bycia warszawianką, który przykryć trzeba stalą i marmurem, żeby było jak w Paryżu, Londynie czy Berlinie. Program Erbel to dowód na przekroczenie zahukanej peryferyjności i przykład autonomicznego myślenia o rozwoju miasta.
Jej styl i wrażliwość są jakby z innej epoki, która, jak mam nadzieję, właśnie nadchodzi. Zamiast limuzyny – rower. Zamiast gładkich formułek – konkrety. Zamiast przepychanek w studiach telewizyjnych – rozmowa z ludźmi. Jak ktoś nie wierzy, najlepiej niech pójdzie na jedno ze spotkań z cyklu „Erbel rozmawia”.
Dlatego mocno klaszczę i krzyczę „Erbel do ratusza!”.
A jak ktoś nie może pozbyć się odruchu spójnikowego, niech pyta lepiej: „Ale czy HGW naprawdę jest lepsza”, „Ale czy ktoś inny proponuje obniżkę cen biletów do 2 złotych?”, „Ale czy ktoś podobnie jak Erbel poważnie traktuje reprywatyzację i problem mieszkaniowy?”. Takie „ale” się przydadzą.
***
Wybory samorządowe, którym z reguły poświęca się najmniej miejsca w ogólnopolskich mediach, są jednocześnie najbliższe ludziom i choćby z tego względu warto o nich mówić. Tegoroczne, listopadowe, będą wyjątkowe z wielu względów – pokażą siłę ugrupowań alternatywnych, krytykujących polityczny mainstream z prawej i lewej strony, a także rozstrzygną o taktyce, którą przyjmą główne partie w przyszłorocznych kampaniach: parlamentarnej i prezydenckiej. Nas najbardziej interesuje jednak nie los poszczególnych partii, ale pytanie, czy te wybory zmienią jedynie polityków, czy sam model uprawiania polityki – wprowadzając nowe postulaty, oddając głos ludziom, uprawniając oddolne i niehierarchiczne metody? Czego brakuje dzisiejszej polityce na poziomie lokalnym i jak można ją zmienić? I kto może to zrobić, tak aby skutki odbiły się na polityce w ogóle? O to chcemy pytać aktywistki, ekspertów, polityczki i działaczy.
Czytaj także:
Marcin Gerwin, Strzeż się miejskich aktywistów!
Michał Syska: To nie SLD blokuje lewicę
Tomasz Leśniak: Nie chcemy wejść w buty dotychczasowej władzy
Witold Mrozek, Ja, Kononowicz [polemika]
Agnieszka Wiśniewska, Kibicuję i pytam
Joanna Erbel: Skończmy z manią wielkości w Warszawie!
Igor Stokfiszewski, Szansa na inną politykę
Witold Mrozek, Róbmy politykę!
Joanna Erbel: Chcemy odzyskać miasto dla życia codziennego
Maciej Gdula, Erbel do ratusza!