SimCity to sprawa wagi państwowej - pisze na łamach "Dziennika Opinii" Dominik Łaciak z Klubu KP na Śląsku.
W 1982 roku światło dzienne ujrzała gra River Raid. Dość niewinna zabawa w latanie samolotem i zestrzeliwanie helikopterów zwróciła uwagę etyków, a nawet amerykańskiej władzy, która obawiała się, że gra pomoże szkolić terrorystów. Dwadzieścia lat później powstał America’s Army – rządowy, darmowy symulator, umożliwiający wcielenie się w skórę marines i historia zatoczyła koło. Po drodze były dziesiątki innych, czasami śmiertelnie poważnych i trudnych produkcji, w które zagrywali się specjaliści.
Gdy studenci Oksfordu uczyli się rynku, wprowadzając firmy na giełdę w grze Capitalism Trevora Chana, amerykańcy urzędnicy budowali wirtualne metropolie w SimCity, dzieląc się przy tym swoimi spostrzeżeniami z twórcami gry. Przyglądał się temu Leszek Wasiak, prezes Fundacji Rozwoju Miasta Bielska-Białej. Amerykanom opowiadał o doświadczeniach trzeciego sektora w Polsce doby transformacji i o tym, że bielskich urzędników grą w SimCity 2000 zainteresować mu się nie udało. Tymczasem Amerykanie, którzy dostali przyzwolenie na grę w godzinach pracy, zareagowali na to z entuzjazmem.