Kraj

8 zasad, które uczynią internet lepszym miejscem

Pieniądze zarabia się za kliknięcia, a nie za szerzenie oświaty. Głosy wyborców zdobywa się strasząc i szokując, a nie prowadząc kampanie edukacyjne. A prawda nie leży pośrodku. Leży tam, gdzie leży – jak ochronić się w internecie, pisze Marcin Napiórkowski

Od wielu lat jeżdżę w różne ciekawe miejsca i opowiadam o legendach miejskich, dezinformacji, fake newsach, pseudonaukowej szarlatanerii i innych niebezpieczeństwach, które czają się na nas w labiryncie nowych mediów.

Jakoś mniej więcej od czasów skandalu z Cambridge Analytica mam tę satysfakcję, że kiedy mówię o tym wszystkim, to publiczność coraz rzadziej puka się w czoło, a coraz częściej pyta: co robić?! Zdarzało mi się pracować z przeróżnymi grupami – od młodzieży szkolnej, przez duże firmy, aż po polityków i decydentów. Rady i pomysły za każdym razem są więc trochę inne, ale ich sedno pozostaje niezmienne.

Internet to wspaniałe medium. W żadnym razie nie uważam, że rozwiązaniem jest powrót do epoki telewizji, druku albo kamienia łupanego. Ani to możliwe, ani przyjemne. Ale marzy mi się świat, w którym to my sterujemy internetem, a nie on – nami. W którym to raczej Facebook wzbogaca nas, niż my – Facebooka.


W internecie nie brak trolli i manipulatorów. Działają tu i drobni szarlatani, i największe wywiady. Ale wiedzie im się tak dobrze, dlatego że to my wszyscy wspólnie tworzymy wymarzony do takich działań system. Finansowanie za klikanie, bańki informacyjne, podawanie dalej treści najbardziej radykalnych, oburzających, sensacyjnych.

Potrzebujemy głębokiej zmiany. Ale ona wymaga czasu, pieniędzy i świetnych pomysłów. To nie wydarzy się z dnia na dzień. Mimo to jestem optymistą. Nie zadźgaliśmy się przez stulecie wojen religijnych po wynalezieniu druku, nie wysadziliśmy się wszyscy w powietrze w dwudziestym wieku – stuleciu radia i telewizji, przetrwamy i epokę internetu. Dorośniemy do tego. A na początek, dla higieny, proponuję kilka praktycznych rozwiązań.

Oto osiem zasad, którymi sam staram się kierować w sieci (nie zawsze mi wychodzi). Mają uczynić internet lepszym miejscem dla mnie i dla innych; przeciwdziałać choć trochę obserwowanym przez ekspertów procesom psucia demokracji, rozpowszechniania fake newsów i manipulacji, o których zwykle piszę na tym blogu. To zaledwie oddolne, domowe sposoby, które mogą wspomóc, a nie zastąpić, systemową zmianę.

Labrador Patryka Jakiego. Jak się manipuluje za pomocą fake newsów

Proponowane tu zasady nie stanowią uniwersalnego remedium ani cudownej recepty. Ale wiecie: jeżeli ktoś oferuje wam ukrytą terapię, która w mig usunie wszystkie wasze troski, to możecie być w zasadzie pewni, że nie jest częścią rozwiązania, tylko częścią problemu.

1.Zasada kontry wywoławczej

Dzień dobry. Nie wierzę ci.

Na powitanie wątp w to, co widzisz i słyszysz. Obowiązkiem mówiącego jest dowieść rzetelności wypowiadanych słów. Nie ma danych, źródeł, faktów? Nie ma przestrzeni do rozmowy.

Pomyśl o internecie jak o mitycznym Mieście Kłamców, w którym każdy stawia sobie za punkt honoru nabrać cię, oszukać, wystrychnąć na dudka. Nie bierz tego do siebie! Takie są po prostu reguły gry. Pieniądze zarabia się za kliknięcia, a nie za szerzenie oświaty. Głosy wyborców zdobywa się, strasząc i szokując, a nie prowadząc kampanie edukacyjne. Nikt nie ma interesu w tym, żeby mówić ci prawdę. Chyba że prawda byłaby jedynym sposobem, żeby w ogóle dotrzeć do twych uszu. Niech rzetelność będzie ceną, którą trzeba zapłacić za twoją uwagę.

W wątpieniu w słowa jesteśmy już nieźli, ale tę nieufność musimy teraz rozciągnąć na obraz. Zdjęcia i filmy wciąż jeszcze traktujemy z zaufaniem, na które od dawna już nie zasługują. W epoce Photoshopa i deep fake’ów zdjęcie jest nie bardziej wiarygodne niż rysunek nagryzmolony w zeszycie.

Państwo mafijne atakuje Brejzę, kiedy pora na lewicę?

Kieruj się zasadą wątpienia przy wyborze doradców, rozmówców i mediów. Medium, które regularnie publikuje teksty wyssane z palca, nie jest godne twojej uwagi i twojego portfela. Podstawowy problem z ekonomicznym modelem współczesnych mediów polega na tym, że bardziej się opłaca zmyślić wiadomość lub przepisać ją bez weryfikacji, niż podjąć trud i ryzyko poszukiwań. Działajmy tak, żeby się opłacało sprawdzać fakty, wysyłać reporterów w teren, wertować stosy bibliografii.

2.Zasada Wikipedii

Transparentność jest lepsza od obiektywizmu. Być obiektywnym to opisywać daną sytuację czy zjawisko bez osobistego zaangażowania, z zewnątrz, w sposób pełni zrównoważony. To piękna sprawa. Ale raczej na papierze niż w rzeczywistości. W sytuacji konfliktu często jest tak, że trzeba opowiedzieć się po którejś ze stron. Zwykle jest też tak, że któraś ze stron sporu ma rację. Jeżeli ktoś nie ma swojego zdania, często oznacza to po prostu, że nie ma pojęcia, o czym mówi.

Od swych rozmówców nie żądaj więc, by przekazywali ci „obiektywną prawdę”, bo „obiektywna prawda” to trudna sprawa. Żądaj natomiast, by mówili otwarcie, skąd wiedzą to, co wiedzą. Wydaje im się czy sprawdzili? Przemawiają przez nich przekonania czy badania?

Masz prawo wiedzieć, jak powstała wiadomość, którą czytasz (i za czyje pieniądze). Jak na Wikipedii. Kto to edytował? Kiedy? Jaka jest historia pliku? Wikipedia nie jest doskonała. Ale przynajmniej pilnuje, żeby każda informacja była opatrzona albo linkiem do źródła, albo czytelnym oznaczeniem braku źródeł.

Postprawda: odporna na fakty

czytaj także

Przedkładając transparentność nad obiektywizm, unikniesz także niebezpieczeństwa prawdopośrodkizmu. Nie zawsze warto wysłuchać obydwu stron (ale patrz zasada #6!). Prawda nie leży pośrodku. Leży tam, gdzie leży. Zdarza się tak, że obie strony sporu mają nieco racji. Są i takie konflikty, gdzie cała racja leży po jednej ze stron, po drugiej zaś zagnieździły się pycha i ignorancja. Bywa wreszcie i tak, że obydwie strony zgodnie gadają bzdury, a cały spór służy tylko zagłuszeniu ciszy, która zapadłaby, gdyby każdy mówił tylko o tym, o czym ma pojęcie.

Fakty, źródła i dane są jak most nad błotnistą rzeką, na którym dwóch adwersarzy może się spotkać i stoczyć pojedynek. Jeżeli nie ma faktów – nie ma mostu. Tam, gdzie są tylko opinie i spekulacje, wchodzicie wprost do rzeki i obrzucacie się błotem. To nie jest walka, w której ktokolwiek mógłby odnieść zwycięstwo. Tego, kto przedstawia opowieść pozbawioną faktów, traktuj tak, jakby zapraszał cię do zapasów w błocie.

3.Trzymanie gorącego kartofla

Plotka rozchodzi się szybko, bo potrafi zmusić tego, kto ją poznał, by natychmiast powtórzył ją innym. Jest jak gorący kartofel, którego chcemy się pozbyć, jak najszybciej podając go dalej.

Tego, czego się dowiedzieliśmy, nie potrafimy zatrzymać dla siebie. Walcz z tym instynktem. W przeciwnym wypadku to informacja będzie rządziła tobą, a nie ty – informacją.

Weryfikacja poprzedza rozpowszechnianie. Zawsze podejmij próbę sprawdzenia informacji przed podaniem jej dalej. Czy w treści newsa podano źródła? Czy strona jest wiarygodna? Czy inne media potwierdzają tę informacje?

Nie każdą informację będziesz w stanie zweryfikować. To normalne. Ale już sama wiedza o tym, że niełatwo coś potwierdzić, jest cennym dodatkiem do wiadomości. Nawet nieudana próba weryfikacji czyni cię mądrzejszym, bardziej przebiegłym i mniej podatnym na manipulacje.

A poza tym weryfikowanie informacji to wspaniała przygoda. Trudno o lepszą zabawę. Niewiele rzeczy przynosi w życiu taką satysfakcję, jak obalenie fałszywej wiadomości.

4.You pay peanuts, you get monkeys

Jaka płaca, taka praca. Nie ma nic za darmo. Zwykle nie płacisz ani grosza za informacje o świecie i zazwyczaj dostajesz informacje warte dokładnie tyle, ile za nie zapłaciłeś.

To oczywiście nieco bardziej skomplikowane. W rzeczywistości płacimy za internet, radio i kanały telewizyjne, i to znacznie drożej, niż nam się wydaje. Tristan Harris, jeden z najbłyskotliwszych krytyków współczesnego systemu medialnego, lubi powtarzać, że jeżeli uwzględnimy koszty dla demokracji, życia publicznego, naszej uwagi itd., to „darmowy” internet okazuje się jednym z najdroższych systemów obiegu informacji, jakie kiedykolwiek stworzyliśmy. System się nie zmieni, jeżeli nie stworzymy bodźców wynagradzających raczej ciężką pracę niż przemyślny clickbait. Warto płacić za informację.

Dlatego zacznij już dziś. Zamiast narzekać na poziom stażystów i koerkty an potralu Gazeta.pl, znajdź kogoś, kto robi dobrą robotę, i zapłać mu za nią. Kup drukowane (albo elektroniczne) czasopismo, dokonaj wpłaty na pracę mądrego think tanku, kup płatną subskrypcję podcastów albo wesprzyj ulubionego blogera na Patronite.

5.Zasada niedmuchania balona

Bańki informacyjne to dość dobrze zbadane zjawisko. Sam budujesz wokół siebie mur, który nie pozwala ci sięgać wzrokiem daleko. Dokładasz kolejną cegiełkę za każdym razem, kiedy subskrybujesz stronę zgodną z twoimi poglądami, usuwasz ze znajomych kogoś mówiącego rzeczy, z którymi się nie zgadzasz, albo włączasz kanał telewizyjny, gdzie ci sami publicyści rozmawiają co dzień z tymi samymi politykami i zawsze mówią wyłącznie takie rzeczy, żebyś potakująco kiwał głową.

Bauman: Nieprawda, że ignorancja stała się wartością

Nie daj się zrobić w balona, ale też nie pompuj balonika bez potrzeby. Nie rozpowszechniaj dalej newsów, które nie mają charakteru informacji, a jedynie konfirmacji. Do tej kategorii zalicza się przekonywanie przekonanych, oranie przeciwników i średnio śmieszne memy pogłębiające rowy i podziały.

Słowa to cenna waluta – warto ją oszczędzać. Mówmy po to, by zmieniać rzeczywistość. Jeżeli po udostępnieniu danego newsa nikt nie zmieni zdania – zwykle nie ma sensu go udostępniać.

6.Zasada przebijania balona

Staraj się jak najlepiej i z dobrą wiarą zrozumieć tych, z którymi się nie zgadzasz. Im bardziej się nie zgadzasz, tym bardziej staraj się zrozumieć. Dlaczego wierzą w coś, co tobie wydaje się nieprawdopodobne? Jak argumentują swoje racje? Skąd czerpią informacje?

Jeżeli nie masz racji – może w porę zdołasz zmienić zdanie. Jeżeli masz – łatwiej będzie ci przekonać do niej ludzi, których choć trochę poznałeś.

Staraj się celowo znajdować wypowiedzi polityków przeciwnego obozu, z którymi się zgadzasz. To użyteczne ćwiczenie. Jeżeli nie jesteś w stanie, to zwykle coś jest nie tak albo z tobą, albo z systemem medialnym, który wokół siebie zbudowałeś.

7.Zasada sięgania poza balon

To już ostatnia zasada z balonem w nazwie. Słowo.

W mediach nie szukaj odpowiedzi, tylko nowych pytań. Każdego dnia dowiedz się, że czegoś jeszcze nie wiesz. Sięgaj ciekawością poza to, o czym się mówi.

Ludwika Włodek: Czy prawda nas wyzwoli?

czytaj także

To brzmi trochę dziwnie, jak się to tak napisze, ale:

mówi się o tym, o czym się mówi

nie mówi się o tym, o czym się nie mówi

to kluczowe zasady współczesnych mediów.

Widzowie zwykle chcą się dowiedzieć o tym, o czym już wiedzą.

Gdybyśmy teraz nagle zaczęli im objaśniać arkana krwawej wojny w Sudanie Południowym, musielibyśmy najpierw wyjaśnić, czemu, do cholery, przez ostatnie sześć lat w zasadzie o tym milczeliśmy, waląc jak karabin maszynowy kolejne newsy o tym, co polityk X powiedział o polityku Y i jak czuje się z tym Z.

Oczywiście nie sposób mówić i pisać o wszystkim. Świat jest za wielki i zbyt złożony. Ale naprawdę stać nas na więcej niż spór Kaczyńskiego ze Schetyną. Bieżąca polityka we wszystkich krajach pożera newsy ze świata, wieści o postępach nauki czy informacje o kulturze, bo jest łatwa i samopotwierdzająca się. Polityka rozumiana jako polaryzujący partyjny twór jest w mediach gatunkiem inwazyjnym. Należy ją wyplenić, a przynajmniej zepchnąć do nisz, w których będzie starannie kontrolowana.

Przykro mi, ale to samo dotyczy celebrytów i sportu.

8.Daj się prowadzić ciekawości

Żądamy coraz nowych newsów, coraz szybciej. Czymś trzeba wypełnić tablice w mediach społecznościowych, podstrony portali i ramówki kanałów informacyjnych nadających 24/7. Jesteśmy wręcz uzależnieni od świeżych dostaw informacyjnej heroiny. Non stop coś musi się dziać.

Daj się prowadzić ciekawości, a nie żarłoczności. Postaw na jakość, nie na ilość. Schwyć jedną wiadomość i pójdź jej tropem. Zweryfikuj ją, poszukaj źródeł, ale zastanów się też, skąd się wzięła w twojej medialnej bańce. Sięgnąłeś po nią czy ktoś ci ją podsunął? Przyjaciel? Algorytm? Reklamodawca?

Žižek: Ostateczna prawda o Świętym Mikołaju

Każda wiadomość, nawet ta durna, może być portem, z którego wyruszysz w długą i pełną przygód podróż. Może informacyjne prądy zaniosą cię w wir wikipediowego ciągu, może na fascynującą dyskusję ze znajomymi i nieznajomymi, a może nawet do biblioteki (one wciąż jeszcze istnieją!).

Ciekawość jest naszą najpotężniejszą bronią przeciw propagandzie, dezinformacji, fake newsom i innym rzeczom, które czają się tuż za rogiem, a dla których nawet nie wymyśliliśmy jeszcze nazwy.

*
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu autora Mitologia Współczesna.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Napiórkowski
Marcin Napiórkowski
Semiotyk kultury, mitologiawspolczesna.pl
Semiotyk kultury, zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną. Autor książek Mitologia współczesna (2013), Władza wyobraźni (2014), Powstanie umarłych. Historia pamięci 1944-2014 (2016) i Kod kapitalizmu. Jak Gwiezdne Wojny, Coca-Cola i Leo Messi kierują twoim życiem (2019). W latach 2013 i 2014 stypendysta programu START Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, w latach 2014-2016 laureat stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego dla wybitnych młodych naukowców. Autor bloga „Mitologia Współczesna” poświęconego semiotycznej analizie zjawisk kultury pełniących dziś funkcję mitów (www.mitologiawspolczesna.pl).
Zamknij