Kraj

„Tępa chłopomania” kontra „tępa warszafka” – czy naprawdę musimy to sobie robić?

agrounia

3 kwietnia odbył się kolejny protest rolników w Warszawie. Znów na placu Zawiszy, ale tym razem legalnie. Ciekawe, czy teraz ktokolwiek zrelacjonuje zgromadzenie przez pryzmat jego przyczyn, a nie utrudnień w ruchu i zniszczeń na drodze. Czy ktoś z politycznej wierchuszki tym razem wstawi się za protestującymi. I czy będzie to ktoś, kto patrzy z lewa.

Pisząc niedawno tekst w obronie obywatelskich praw strajkujących działaczy Agrounii, nie sądziłam, że zrobi się wokół niego taki szum. Z jednej strony posypały się wyrazy poparcia od samych rolników, spodziewane. Z drugiej – nie tak często – wyrazy poparcia od ludzi spod znaku prawicy. Choć i tych mimo wszystko można się było spodziewać. Jeśli słychać gdzieś hasła „polski interes”, „polskie produkty” czy „polskie rolnictwo”, nawet w tle, to szybko odezwą się ci, którzy „polskość” stawiają w panteonie swoich fetyszy. No i wreszcie – reakcja mojej własnej bańki środowiskowej. Tej lewicowej. Tutaj dopiero się zaczęło! Temat „chuliganów ze wsi” – jak chyba żaden – obnażył, jak przebiegają granice płyt tektonicznych ścierających się ze sobą frakcji.

Kto będzie szerował obronę praw obywatelskich „chuliganów ze wsi”?

Po pierwsze zatem głosy, wespół z moim, że prawa obywatelskie to podstawa państwa prawa – a do kogo, jeśli nie do lewicy, należy obowiązek ich obrony. Kiedy jakąś grupę społeczną spycha się buldożerem poza granice politycznej debaty, naturalna wydawałaby się reakcja „nie kryminalizujmy, tylko dajmy im szansę wypowiedzieć się na agorze”. Sądziłam, że jest niekontrowersyjna, ale nic bardziej mylnego.

Była też przeciwna strona barykady – na „nie”. Za owym „nie, nie brońmy rolników” stały najróżniejsze argumenty. Zarzuty antysemityzmu i rzekomych powiązań z ruchem narodowym, które wielu przypisuje działaczom ruchu Kołodziejczaka. Argument „elektoralny”, tj. ocena grupy zawodowej przez pryzmat sympatii wyborczych – najczęściej sprzecznych z interesem lewicy. Dalej, larum o charakterze klasowym: „bogaci latyfundyści”, „obszarnicy i wyzyskiwacze pracowników rolnych”, względnie „Kołodziejczak jeździ lexusem, jak można go zrównywać z pracownikami fabryk”. Wreszcie była też krytyka samych postulatów Agrounii jako antyeuropejskich, anachronicznych, nierealistycznych, ekonomicznie nieoptymalnych czy zogniskowanych wokół interesu własnego.

Dostaliśmy kolejny dowód na to, że lewic w Polsce mamy niewiele mniej niż lewicowców. W internetowych dyskusjach wciąż przewijają się obelgi, a to z klucza „tępych chłopomanów”, co bezkrytycznie podchodzą do środowisk rolniczych, a to z „tępej warszafki”, która, pełna światopoglądowej hipokryzji, serwuje nam czysty klasizm. Ale po kolei.

Kij w mrowisko

Rolnicy to typowy temat-zapalnik. Zdaniem wielu barbarzyńska osada na mapie społecznej tego kraju. Przeważająco konserwatywni. Przeważnie katolicy. Nieufni w stosunku do lewicy, do rządu, do siebie nawzajem. Niehomogeniczni klasowo. Zróżnicowani pod względem statusu ekonomicznego. I preferencji wyborczych, choć te mieszczą się na ogół w szerokim spektrum prawicy (sondaż Ipsos z 21 października 2018 przypisał im w kontekście wyborów samorządowych: 39% dla PiS, 23% dla PSL, 13% dla KO i 6% dla Kukiz ‘15). Pokawałkowani jak łosoś w zakładzie przetwórstwa rybnego, a jednak potrafili się zjednoczyć i wyjść na polityczną arenę pod szyldem Agrounii w obronie swojego interesu. I tego, co nazywają „interesem polskiego konsumenta”.

Układanka z dzikiem [rozmowa]

Już dawno nie było w nich widać takiego poczucia wspólnoty, może w czasach początków Samoobrony ćwierć wieku temu. I co ciekawe – ta wspólnota co chwilę puszcza oko poza prawicowe środowiska. Chce się modernizować. Europeizować, chociaż na własnych zasadach. Kołodziejczakowi ewidentnie marzy się porozumienie ponad podziałami, widać z jego strony zabiegi pojednawcze na linii hipsterlewica vs. hpsterwieś. A przynajmniej brak konfliktu na tej linii.

W wywiadzie Przemysława Witkowskiego dla Krytyki Politycznej sprzed roku Kołodziejczak w odpowiedzi na pytanie: „Zgłaszają się do was bardzo różni ludzie, prawica, lewica. Widziałem na waszych protestach i znanego z palenia kukły Żyda na wrocławskim rynku Piotra Rybaka, i posła nacjonalistę Roberta Winnickiego. A na Twitterze chwali was antysemita i eksksiądz Jacek Międlar. Nie boisz się, że dorobią wam twarz faszystów?”, rzucił: „Boję się. Ale przychodzi też Jan Śpiewak i partia Razem. Co do Rybaka, trzy miesiące temu nie wiedziałem, kim on w ogóle jest. Ale przyjechał i pomaga. Zgłaszają się różne stowarzyszenia, organizacje. My staramy się znaleźć to, co nas łączy, i nas nie interesuje, czy jesteś w mieście nacjonalistą czy lewakiem. Związek zawodowy ma działać w interesie rolników, nie partii”.

Michał Kołodziejczak, lider protestujących rolników: Jesteśmy na łasce monopoli

Nurtuje mnie ten wątek, zwłaszcza w kontekście wyciągania Agrounii historii z Piotrem Rybakiem i osobą, która zaraz po jego wystąpieniu wykrzyczała na wiecu, że Rybak spalił tylko kukłę Żyda, a nie powinien był na tym poprzestać.

Od tego więc zaczynam rozmowę z Kołodziejczakiem.

„Mamy słuszne postulaty, prawidłową ocenę sytuacji i czyste intencje”

Jak to jest z tym antysemityzmem w waszych strukturach? Jest czy go nie ma?

Michał Kołodziejczak: Nie ma u nas w ogóle takiego zagadnienia. Agrounia nie podejmuje tego rodzaju światopoglądowych tematów. Podobnie nie wypowiadamy się w kwestii, kto z kim i w jakiej konfiguracji sypia. Nie interesuje nas to. Nie weryfikujemy przekonań członków projektu, nie zadajemy tego rodzaju pytań, nie przywiązujemy do tego wagi. Skupiamy się na kwestiach zasadniczych. Bardzo chcielibyśmy załatwić najważniejsze sprawy i mieć komfort dyskutowania o kwestiach światopoglądowych i filozoficznych. Obecna sytuacja w rolnictwie nie daje nam nawet szans na tego rodzaju aktywność.

Jak w takim razie doszło do słynnego incydentu z komentarzem do palenia kukły Żyda przez Rybaka? Do słów, które padły z waszej sceny?

Agrounia nie podejmuje tego rodzaju światopoglądowych tematów – mówi Michał Kołodziejczak.

Na strajku 13 lipca wszedł na scenę jeden starszy rolnik i powiedział kilka słów o Żydach. Wszystkich zaskoczył. Dopiero uczyliśmy się wtedy robić protesty i pilnować mikrofonu.

Teraz go pilnujecie?

Tak, teraz nie ma opcji, by ktoś przypadkowy przejął mikrofon. Wtedy stałem na boku, z ludźmi, i nagle moje ucho łowi coś o Żydach, kompletnie się tego nie spodziewałem!

Zdajecie sobie sprawę z tego, że będą wam to wypominać przez lata?

Mam nadzieję, że nie, że wreszcie ktoś skupi się na naszych postulatach. Poza tym mam wrażenie, że wiele osób uparło się, żeby na siłę doczepić nam łatkę antysemityzmu. Nie widziałem, żeby tak szeroko lustrowano profile facebookowe działaczy innych stowarzyszeń i wyciągano z nich nieraz zwykłe żarty, nawet jeśli czasami niesmaczne. Albo interpretowano zwykłe opinie jako antysemickie. Dam ci przykład: co ty jako wrażliwa lewaczka myślisz o Netanjahu?

To dla mnie skompromitowany polityk o nacjonalistycznych zapędach, z poważnymi zarzutami korupcyjnymi. Jego partia to typowa prawica. Są w izraelskim Knesecie inne ugrupowania, którym znacznie bardziej kibicuję.

Widzisz, gdybym ja to powiedział, wszystkie media zaczęłyby grzmieć, że jestem antysemitą. Wygląda na to, że jesteś taką samą „antysemitką” jak ja. Tylko tobie wolno tak mówić, bo mieszkasz w Warszawie i działasz na lewicy. W twoich ustach to „obiektywna opinia”. W moich – antysemickie hasła wiejskiego fana narodowców. Ale nie rozpaczam z tego powodu, bo mam ważniejsze sprawy na głowie.

No dobrze, zmieńmy temat. Właściwie dlaczego tak wam zależy na dobrych relacjach z lewicą? Dlaczego Śpiewak i Partia Razem to dla was atrakcyjni partnerzy? Ze Śpiewakiem już nieraz pokazywaliście się publicznie, z Razem strajkowaliście. Skąd pomysł na taki dialog?

W ogóle nam nie zależy na dobrych relacjach z lewicą. Podobnie jak na relacjach z prawicą. Czy kimkolwiek. My robimy swoje. Wiemy, że mamy słuszne postulaty, prawidłową ocenę sytuacji i czyste intencje. Resztę niech oceniają po owocach naszej pracy. A kto chce, niech nas wspiera i się dołącza. To, że ktoś się obok nas pokazał raz czy dwa, niewiele znaczy. I nieważne, czy jest to Śpiewak czy Rybak – jeden i drugi incydentalnie pojawił się raz czy dwa. Jesteśmy realną platformą, która może być wspólnym mianownikiem dla znacznej części społeczeństwa. Ci, którzy chcieliby nas medialnie przejąć czy zawłaszczyć, albo ci, którzy chcieliby nas medialnie z kimś „ożenić”, dają sobie zbyt wiele atrybutów sprawstwa, których nie posiadają. My jesteśmy sobą i robimy swoje.

Juliusz Pająk, prawa ręka Kołodziejczaka: Warto zaznaczyć, że w obecnej sytuacji osobą, która ma autoryzację do wypowiadania się w imieniu Agrounii, jest Michał Kołodziejczak. Wypowiedzi innych osób są ich prywatnymi opiniami i w żaden sposób nie są reprezentatywne dla grupy. Jeśli dorobimy się stanowiska rzecznika, będzie to kolejna osoba upoważniona do wypowiadania się publicznie w naszym imieniu. Aktualnie jest trwały wakat na tym stanowisku. Nie cenzurujemy wypowiedzi na prywatnych portalach społecznościowych naszych członków. Pracy jest dużo i nie mamy na to czasu.

Ale gdybyście zakładali partię, musielibyście celować w jakiś elektorat. Czy byłby to elektorat konserwatywny?

Nigdy nie byliśmy skrajni i to chyba wszystkich najbardziej boli. Nikt nie dopuszcza do siebie możliwości, że moglibyśmy równie dobrze funkcjonować w centrum. Ale na razie o tym nie myślimy. Jesteśmy przede wszystkim społecznym, oddolnym ruchem rolniczym i takie stawiamy przed sobą zadania.

Dlaczego podzieliły nas dziki?

czytaj także

Dlaczego podzieliły nas dziki?

Agnieszka Kosiorowska

Bezpieczeństwo żywnościowe w strefie ciszy

W kampanii do Parlamentu Europejskiego sztaby partyjne huczą od postulatów. Na pierwszy plan wysuwa się krajowa polityka społeczna (chociaż nie licząc regulacji na europejskim rynku pracy, niewiele ma wspólnego z decyzjami Brukseli), polityka energetyczna, sprawy LGBT+ i stosunek do imigrantów. O rolnictwie cicho sza.

Partia Razem w sprawie protestu Agrounii nabrała wody w usta, nikt oficjalnie się do niego nie ustosunkował. Szkoda. Po dyskusjach na internetowych forach widać, że szeregowi działacze Razem nie mają w tej sprawie spójnego stanowiska. Na poziomie głównego przekazu Lewica Razem strajk jednak zignorowała.

Polskie chore mięso, co o nim wiemy, a czego nie

Zignorował go również Robert Biedroń. Kiedy plac Zawiszy płonął, sztab Biedronia zajęty był przygotowywaniem kolejnej konwencji. Przeglądam post za postem jego profil. Nic. 30 marca ukazał się na łamach „Polityki” wywiad Jacka Żakowskiego z Biedroniem. Na ilustrującym go zdjęciu lider Wiosny stoi na tle skrzynki pełnej jabłek, trzymając jedno nadgryzione w dłoni. Za skrzynką – rząd paparazzi. Takie same jabłka przyjechały dwa tygodnie wcześniej wywrotką do Warszawy. No, może nie do końca takie same. Bo te mają naklejki z logo partii. W wywiadzie o jabłkach nie ma jednak ani słowa. Ani o jabłkach, ani o sadownikach.

Jedziemy dalej. Koalicja Obywatelska, w tym PSL. Cisza. Z politycznych okolic można przywołać jedynie Zarząd Dróg Miejskich, który ustami swojej rzeczniczki prasowej, pod formalną jurysdykcją Rafała Trzaskowskiego, mówi, że nie wyobraża sobie, żeby to warszawiacy płacili za wyrządzone przez rolników szkody. Kwestia postulatów Agrounii znów zostaje przemilczana.

Bezpieczeństwo żywnościowe zależy od handlu

czytaj także

Bezpieczeństwo żywnościowe zależy od handlu

Angel Gurría, José Graziano da Silva

A przecież bezpieczeństwo żywnościowe powinno być dla lewicy jednym z najpilniejszych tematów. Ceny żywności i dostęp do wysokiej jakości produktów to podstawa nie tylko profilaktyki zdrowotnej, ale też przeciwdziałania jakościowemu i ilościowemu niedożywieniu.

Jeszcze dwa lata temu cała Europa protestowała przeciwko umowie TTIP i związanemu z nią zagrożeniu zalewem naszych rynków tanią, wysokoprzetworzoną żywnością z USA. Pomimo odrzucenia kontrowersyjnej wersji umowy kwestia jest wciąż żywa. Na lutowym proteście pod ambasadą USA przeciwko importowi amerykańskiej wołowiny do krajów UE zjawili się jednak niemal wyłącznie rolnicy. Na palcach można było zliczyć osoby niezwiązane z branżą.

Rolna doktryna szoku

czytaj także

Rolna doktryna szoku

Wojciech Wojciechowski

Ta cisza wokół rolnictwa i handlu żywnością jest o tyle kuriozalna, że to właśnie z poziomu Europy podejmuje się najważniejsze dla tego sektora decyzje. To w Brukseli tworzy się systemy dopłat, w których Agrounia widzi jedną z przyczyn niskiej konkurencyjności polskiego rolnictwa czy też – mówiąc ich językiem – jego postępującego upadku.

Kwestia zarobków tego czy innego rolnika jest w tym miejscu naprawdę drugorzędna. Bez sprawnie funkcjonującego sektora rolnego, z korporacyjnymi monopolami dyktującymi konsumentom ceny podstawowych produktów, problemy społeczne mogą zacząć pączkować jak drożdże. Nie powinno się tego ignorować. Ani tym bardziej przemilczać.

Lewica? Głową w piasek

Wracamy do samego początku. Do podziałów na lewicy, które uwydatniła Agrounia, i przyczyn tak powszechnego na lewicy sceptycyzmu wobec poparcia rolników. Podnoszenie wątku antysemityzmu wśród działaczy to tylko wycinek ogólnego zjawiska. Zasłona dymna, która przesłania prawdziwy problem: stosunku lewicy do konserwatywnie zorientowanej części polskiego społeczeństwa.

Nie pierwszy raz widzę w podobnych okolicznościach postawę: „Będziemy was wspierać, o ile wy będziecie wspierać nas”. A to nie zawsze możliwe. Żyjemy w kraju, w którym zdecydowana większość obywateli to, przynajmniej deklaratywnie, katolicy. Dotyczy to również tych, w których obronie chcą występować ugrupowania z szerokiego spektrum lewicy. Nauczycieli, pielęgniarek, pracowniczek niższego szczebla sektora prywatnego z zarobkami w okolicach pensji minimalnej, działaczy związkowych, emerytów – żeby sięgnąć po najbardziej nośne politycznie i publicystycznie przykłady z ostatnich tygodni.

Nie trzeba wertować godzinami danych GUS i wyników sondaży, by dojść do wniosku, że są to grupy niehomogeniczne światopoglądowo i że znaczny odsetek ich członków opowie się za „światopoglądową konserwą”: po stronie Kościoła katolickiego, przeciwko aborcji na życzenie czy z niechęcią w stosunku do związków partnerskich. Z rolnikami nie jest inaczej. A jednak to im en bloc zarzuca się konserwatywny światopogląd, to im głośno lub milcząco odmawia się prawa do strajku poprzez projektowanie na nich postawy konserwatywnego zaścianka. „MY – lewica – mamy bronić antysemitów i narodowców? Oszaleliście do reszty z tą chłopomanią!”. To nie manipulacja, takie komentarze do mojego tekstu rzeczywiście padały, zyskując sporą aprobatę.

Po lewej stronie sceny pojawiają się głosy, że łamanie praw obywatelskich jest w porządku, bo do oddolnego ruchu społecznego – będącego reprezentacją zawodową z czysto ekonomicznymi postulatami – należą jednostki, które dopuszczają się czasami skandalicznych wypowiedzi czy przyklasną Rybakowi (czego trudno nie potępiać). Jak w tej sytuacji taka grupa zawodowa może czuć się przez lewicę reprezentowana? I jak ma oddać na nią głos przy urnie?

A głosów w wyborach jak na lekarstwo – bez nich trudno będzie przeforsować cokolwiek w zdominowanym przez prawicę parlamencie. A o to przecież, koniec końców, chodzi. Żeby robić realną politykę, a nie tylko krzyczeć przez megafon z ulicznych trybun opozycji. Nie mówię o naginaniu programu pod publiczkę, lecz o otwarciu na inność i nieprzekreślaniu jej. Podobno otwartość jest naszą wizytówką.

Cieszymy się, że mamy na kogo głosować. Że Lewica Razem ugrywa 4,5%, że Biedroń załapuje się nawet na liczby dwucyfrowe. Ale to i tak za mało.

Gdula: Polskiej rodziny bronią Biedroń z Scheuring-Wielgus, a nie Kaczyński

Jeśli optymistyczny trend poparcia dla lewicy się utrzyma, będziemy mogli pogratulować sobie lewego skrzydła przechadzającego się po korytarzach na Wiejskiej, szczęśliwie z dostępem do trybuny sejmowej. Niewiele to jednak zmieni. Żeby zmieniło, trzeba sięgnąć po szerszy elektorat.

Tylko jak zrobić to w państwie, w którym większość wyborców mieni się konserwatystami? Wyciągnąć do nich rękę? Przełkniemy to? Ostatecznie nie wszyscy palą Harry’ego Pottera, część popiera dostęp do aborcji na życzenie (tak mówią sondaże), część traktuje kościelną afiliację wyłącznie ceremonialnie, jako utarty konwenans. Nie wspominając o krytycznym stosunku do „żołnierzy wyklętych” i innych mitów narodowych. Czy są do odbicia? Na pewno! Trzeba tylko chcieć. Albo inaczej: wystarczy na siłę nie próbować nie chcieć.

Lewica powinna być inkluzywna, a nie ekskluzywna. Walczyć o prawa wszystkich wykluczonych, a nie wykluczać. Tylko w ten sposób może wybić się poza polityczny margines. Gdy nauczy się zdobywać zaufanie tych, którzy na tym etapie wciąż jej nie ufają i mają ku temu swoje powody. Te same, które w procesie poszukiwania politycznej afiliacji pchają ich często na przeciwległy biegun. Zjawisko zachowywania się grup zgodnie z nałożonymi na nie oczekiwaniami to nie fizyka kwantowa, tylko zupełnie intuicyjny mechanizm psychologii społecznej. Nagminne obrzucanie rolników oskarżeniami o antysemityzm może znacznie efektywniej cementować w nich postawy antysemickie niż pojedyncze skandaliczne wypowiedzi przewijające się w social mediach.

Klekot: Jakub Szela podoba się miastowym

Druga sprawa to status socjoekonomiczny rolników. Określenia „bogaci latyfundyści” czy „wyzyskiwacze pracowników rolnych” nie do końca odpowiadają prawdzie. Rolnik rolnikowi nierówny. Są w tym kraju gospodarze zarabiający krocie. Są i tacy, którzy ledwo wiążą koniec z końcem i wyjeżdżają na Zachód, żeby zarobić na raty kredytów. Sam sprzęt rolniczy i utrzymywanie go w sprawności to niebagatelny wydatek. A jest niezbędny, niezależnie od statusu. I niejedyny.

Koszty prowadzenia działalności rolnej to jedno. Duże ryzyko jej podejmowania i uzależnienie od czynników losowych, które w świecie idealnym wymaga znacznych rezerw finansowych – to drugie. Rezerw brakuje. Dopłaty to nie wszystko, co widać po liczbie zgłaszanych upadłości. Z roku na rok ich przybywa. Pozostaje pytanie, w jaki sposób przełoży się to ostatecznie na rzeczywistość konsumencką. A to ważne. Żywienie to podstawa piramidy Maslowa. Nic bliższego ciału.

Rolnik rolnikowi nierówny. Są gospodarze zarabiający krocie. Są i tacy, którzy ledwo wiążą koniec z końcem i wyjeżdżają na Zachód, żeby zarobić na raty kredytów.

Nie twierdzę, że prawa pracowników rolnych mają być traktowane po macoszemu. Wręcz przeciwnie. Dobra polityka społeczna nie powinna pozwalać tu na wyzysk. To system, w którym powinno się zabezpieczyć elementarny interes wszystkich. I bronić go, jeśli jest zagrożony. Jeżeli będziemy dalej milczeć na temat polityki rolnej, może się okazać, że zostaną nam w tym sektorze tylko najwięksi i ich monopole. Dystopia, której chyba zgodnie wszyscy nie chcemy. Tylko czy aby na pewno?

*
Tekst w pierwotnej wersji ukazał się na stronie FB autorki.

**
Marta Ewa Romaneczko – filozofka, psycholożka i lingwistka. Studiowała i prowadziła badania m.in. na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Loránda Eötvösa w Budapeszcie, Uniwersytecie w Porto, Uniwersytecie Oksfordzkim, Uniwersytecie Zagrzebskim oraz Norweskim Uniwersytecie Nauki i Technologii w Trondheim.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij