Zawsze podejrzewałem, że umieszczenia obrazków w internecie zagraża władzy. Właśnie dlatego to robię. Również z tego samego powodu osobiście stworzyłem kilka. Za każdym razem, gdy wrzucam zdjęcie na popularny portal społecznościowy, czuję, jak ziemia drży w posadach, a władza trzęsie się jak osika. Jednak aż do dzisiaj były to tylko podejrzenia. Bardziej przeczucie niż twardy fakt. No ale wyrok w sprawie Antykomora pokazał, że władza naprawdę się boi. Boi się obrazków wrzucanych do sieci. I jest gotowa karać tych, którzy to robią.
Oczywiście można powiedzieć, że czterdzieści godzin prac społecznych przez rok i trzy miesiące to nie jest jakaś straszna kara. Może i nie. Ale ilu z nas byłoby gotowych dobrowolnie się jej poddać? I w imię jakich racji? Obrony honoru głowy państwa? A kto obroni nasz honor, gdy głowa państwa go szarga? Gdy myli podstawowe fakty z polskiej historii? Gdy robi dwa błędy ortograficzne w jednym krótki zdaniu? Mnie to obraża. Zresztą nie tylko mnie, ale cały Naród polski. Czy ktoś z tej okazji połączy się z nami „w bulu i nadzieji”? To pytanie retoryczne, bo wiem, że tak. Nawet wiem kto. Prokuratura. Na szczęście mamy artykuł 133 kodeksu karnego. Że pozwolę sobie przypomnieć: „Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Komorowski nie może pozostać bezkarny. Mam nadzieję, że z tej okazji zrzeknie się immunitetu i podda sprawiedliwemu procesowi. W końcu nie można bezkarnie znieważać Narodu polskiego.
Na dodatek Komorowski wszystkie swoje wpadki zaliczył bez cudzej pomocy, podczas kiedy Frycz, autor strony Antykomor.pl, jedynie zebrał obrazki i umieścił je w jednym miejscu. Czy zgodnie z tą logiką powinniśmy skazać również wszystkich tych, którzy publikują o nich informacje? Jest to jakiś pomysł i aż się boję, że go władzy podsunąłem.
Żeby było śmieszniej, jest jeszcze w Polsce organ państwowy, który wolności słowa broni. Niestety nie jest to Trybunał Konstytucyjny ani Sejm – o sądach szkoda gadać – tylko MSZ. Gdy Andrzej Poczobut został oskarżony o zniesławienie głowy państwa, ministerstwo nie miało wątpliwości, że jest to działanie bezprawne. Choć można się zastanawiać, kto bardziej władzy zagraża: Poczobut czy Robert Frycz, to orzecznictwo wskazuje, że obaj są winni. Z tym że jeden stał się ofiarą represji ponoć autorytarnego systemu Łukaszenki, a drugi został (nieprawomocnie, ale jednak) skazany przez wolną i demokratyczną Rzeczpospolitą Polską. Czy Frycz może liczyć na pomocną dłoń z MSZ? Czy ambasada w Mińsku rozpocznie działania na rzecz jego uwolnienia? Chciałbym wierzyć, że tak. W końcu zniesławienie, to zniesławienie. Nie chcielibyśmy przecież robić wrażenia, że polskiej głowy państwa znieważać nie można, a białoruską można.
Mam nadzieję, że MSZ i prokuratura okażą się organami, które działają na rzecz prawa i sprawiedliwości, a nie partykularnych interesów. To znaczy wiem, że nie. Ale przynajmniej przypomnijmy im, że powinny. Halo, jest tam ktoś? Przypominam.