Jeśli podobnie jak ja cieszyliście się, że w tym roku ominęła nas zima i można było jeździć rowerem do pracy, to teraz możecie zacząć się martwić. Ubogie w śnieg zimy to lata obfite w susze i straty rolnicze. Jesteście gotowi na piekielne upały i kosmiczną cenę pietruszki?
Tyle dobrego, że dzięki pandemii prawie każde polskie gospodarstwo domowe jest gotowe na blackout. Zapasy wody pitnej i papieru toaletowego powinny niektórym spokojnie wystarczyć do końca wakacji. Trochę się tylko boję, co będzie, gdy ludziom zostanie wyłączony internet i serwisy streamingowe.
Jak na razie wiele osób może bowiem dość komfortowo spędzać czas w domu. Bez spotkań na wideoczatach i seriali atmosfera może zrobić się bardziej napięta. Nie jestem aż takim optymistą, żeby wierzyć, że wrócimy do czytania książek. O ile w tym roku przed wybuchem społecznego gniewu może nas jeszcze powstrzymać strach przed koronawirusem, o tyle kolejne lata mogą zrobić się naprawdę nieprzyjemne.
Nie tylko dla rolników i naszych portfeli, ale też dla władzy, dla której najskuteczniejszą formą walki z suszą jest modlitwa o deszcz. Cóż – jeszcze dziesięć lat takiej polityki, a rzeczywiście pozostanie nam się tylko modlić, aby Polska nie stała się pustynią. Ale może dla polityków PiS wystarczającym pocieszeniem będzie, że w końcu przyjedzie do nas Mel Gibson, aby zagrać w dziesiątej części Mad Maksa, bo sceneria będzie jak znalazł.
Zagadka: Ile górskich rzek trzeba wysuszyć, żebyś mógł ponadupcać na nartach?
czytaj także
Burze piaskowe już tu są. We wsi Kijowiec w województwie lubelskim zamiecie pyłowe sprawiły, że widoczność momentami była ograniczona do zera. Burze piaskowe nawiedziły też Wielkopolskę. „Chmury pyłu i piasku unoszą się w powietrzu na polach, które nie zostały jeszcze obsiane roślinami jarymi. […] Erozja wietrzna przyczynia się do degradacji gleb” – alarmuje portal farmer.pl. Z kolei strażacy wyliczają, że tylko w przeciągu trzech tygodni w Wielkopolsce „odnotowano 466 pożarów lasów, traw i upraw. To o 65 pożarów więcej niż rok temu w tym samym czasie”.
Porywiste wiatry mogę mieć tragiczne skutki nie tylko dla zbiorów. Przechodzący w lutym nad Polską orkan Sabina w okolicach Turka zepchnął z drogi na drzewo szkolny autobus. W wypadku zostało rannych pięcioro dzieci, a jedna dziewczynka straciła cztery palce. A będzie tylko gorzej, jeśli nasi politycy nie pójdą po rozum do głowy. Zresztą będzie gorzej, nawet jak zaczną rozumieć skalę katastrofy, z którą przyjdzie nam się mierzyć.
Pamiętacie, jak się skończyło kilka suchych lat w Syrii? Pewnie pamiętacie, bo końca wojny ciągle nie widać, choć trochę już o niej ucichło. Nasz rząd też chyba pamięta, bo zamiast na serio skupić się na walce z suszą i katastrofą klimatyczną woli od razu przygotowywać się do wojny z Rosją. Okazało się to przy okazji budowy przekopu Mierzei Wiślanej, która miała mieć znaczenie dla rozwoju gospodarczego regionu.
Gdy koszt budowy wzrósł o ponad 100% (z 800 milionów do prawie dwóch miliardów złotych), przestano szacować wskaźniki i stopę zwrotu z inwestycji. Zamiast tego ustalono, że budowa przekopu ma strategiczne znaczenie militarne. Przy czym kilka lat wcześniej policzono, że jeśli koszty budowy wzrosną o 20%, to budowa przestanie mieć sens. O ile w ogóle kiedykolwiek miała inny niż ukojenie serc PiS-owskich polityków, marzących o wielkiej Polsce od morza do wojny.
Przekopać, zabetonować, wypowiedzieć wojnę Rosji… Zaprawdę nie wiem, co mogłoby ukoić serca sfrustrowanych prawicowych polityków. Tyle dobrego, że wcale nie muszę tego robić. Mam jednak tego pecha, że na skutek głupoty liberałów, uporu prawicy i słabości lewicy, a także splotu pewnych historycznych okoliczności, żyję w państwie rządzonym przez człowieka, któremu się wydaje, że jest jakimś Piłsudskim.
Niestety wojny i technologie, które miały jakiś sens pięćdziesiąt albo sto lat temu, niespecjalnie mogą się sprawdzić dzisiaj. Jeśli komuś się wydaje, że dzięki przekopowi Mierzei Wiślanej wygramy wojnę z Rosją, to musi być jeszcze gorszym strategiem militarnym ode mnie. Rozsądniejszą strategią byłoby wojny unikać, a nasze bezpieczeństwo zwiększać choćby przez budowę energetyki odnawialnej, która nie będzie zależna od dostaw surowców z Rosji. Ale oczekiwanie rozsądku od PiS-owskich polityków również wydaje się mało rozsądne. PiS-owcy, nie tylko w kwestiach ekologii, wyznają taktykę spalonej ziemi i hasło „po nas choćby potop”.
Popierajmy górników. Na dłuższą metę wszyscy możemy na tym dobrze wyjść
czytaj także
Wiadomo, że katastrofy klimatycznej nie zatrzymamy sami i potrzebne są działania globalne. Mimo wszystko jako kraj moglibyśmy wspierać działania i polityki, które nie przyczyniają się do pustynnienia Polski. Problemu suszy nie sposób nie dostrzegać, nawet jeśli jest się PiS-owskim politykiem, bo wystarczy wyjść na spacer, więc w ramach rządowego programu Stop suszy urzędnicy robią kampanie społeczne i konkursy zachęcające dzieci do oszczędzania wody. Bardzo to piękne, ale nie dlatego Polska pustynnieje, że dzieci za często spuszczają wodę.
Dużo poważniejszym problemem niż nieodpowiedzialne zachowanie małoletnich jest funkcjonowanie kopalni odkrywkowych. W tym temacie PiS-owcy zachowują się jak rozpieszczone bachory. Kopalnia odkrywkowa Tomisławice, w której okolicy odbywały się protestacyjne Obozy dla klimatu, przez półtora roku działała bez ważnego pozwolenia wodnoprawnego, co nie przeszkadzało jej pobierać masakrycznych ilości wody pitnej, aby ją następnie zatruwać chemikaliami, a potem spuszczać do morza.
czytaj także
Myślicie, że właściciele kopalni zostali ukarani albo przynajmniej zaproponowano im udział w konkursie Jak Wy oszczędzacie wodę? w ramach programu Stop suszy? Niestety, nic mi o tym nie wiadomo. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że dzieci, które poważnie podejdą do tematu, odkryją, że najlepszym sposobem na oszczędzanie wody jest blokowanie funkcjonowania kopalni. Część młodzieży zresztą już o tym wie, o czym świadczy niedawna akcja aktywistek z Zielonej fali, które weszły na koparkę we wspomnianej kopalni. Niestety konkurs Jak Wy oszczędzacie wodę? dobiegł już końca, ale jak dla mnie Zielona fala zdobyła w nim pierwsze miejsce.
Już w 2017 roku Ministerstwo Środowiska przyznało, że rzeka Noteć wyschła na odcinku 30 kilometrów na skutek działalności kopalni odkrywkowych. Myślicie, że właściciele kopalni ponieśli jakąś odpowiedzialność? Ja też nie słyszałem. Tymczasem szykuje nam się być może najgorsza susza od pięćdziesięciu lat.
PiS-owcy, nie tylko w kwestiach ekologii, wyznają taktykę spalonej ziemi i hasło „po nas choćby potop”.
Jak ostrzega rzecznik prasowy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej hydrolog Grzegorz Walijewski, „jest to jedna z najgorszych sytuacji w historii pomiarów hydrologicznych w kraju, które robione są od ponad stu lat”. Sergiusz Kieruzel, rzecznik prasowy Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, dodaje: „aby sytuacja wróciła do względnej normy niewielki, ale równomierny deszcz powinien padać przez więcej niż 20 dni, co jak na tę porę roku jest mało prawdopodobne”.
Oczyma duszy już widzę, jak politycy PiS za suszę obwiniają dzieci, które za długo myją zęby i zostawiają odkręcony kran. Obarczyć winą tych, którzy są naprawdę winni, byłoby trudniej. Tym bardziej że często są to ich koledzy. A co złego to przecież nie my.
Jakie mamy powody wierzyć, że zatrzymują suszę politycy partii, której minister środowiska doprowadził do wycięcia 3 milionów drzew i która pozwala na trwanie niekontrolowanej wycinki? Czy możemy ufać, że suszę powstrzymają politycy, którzy kłamią, że węgiel to największy skarb Polski i mamy go jeszcze na 200 lat?
czytaj także
I wreszcie: czy suszę naprawdę powstrzymają rządy, które chcą wydać 90 miliardów na betonowanie 3500 kilometrów polskich rzek, aby umożliwić żeglugę śródlądową? Na wszelki wypadek nie są robione studia wykonalności, analizy popytu i podaży, efektywności ekonomicznej ani oceny oddziaływania na środowisko. Naukowcy z Kolacji Ratujmy Rzeki wyliczają, że taki program nie tylko kosztować będzie bliżej 200 miliardów, ale będzie też katastrofą ekologiczną.
Równolegle z programem rozwoju żeglugi śródlądowej proponuję drugie tyle wydać na modlitwy o deszcz, bo trochę nie wiem, skąd w tych drogach rzecznych miałaby się wziąć woda, skoro aktualnie stan Wisły na niektórych odcinkach sięga ledwo pół metra. Czy towary będę przewożone po tych rzekach kajakami? A może będzie je wozić niezłomna Zofia Klepacka na swojej desce surfingowej?
czytaj także
W polskich warunkach dla optymalnego zanurzenia barki wymagana głębokość wynosi 170 cm. Żegluga śródlądowa ma się odbywać również Notecią, której zdarzyło się wyschnąć na obszarze 30 kilometrów, i w której okolicy ciągle rozbudowywane są kradnące wodę kopalnie odkrywkowe.
Pozostaje mi życzyć władzy owocnych modłów o deszcz. Ogólnie staram się bowiem patrzeć na świat z optymizmem i nawet, gdy ktoś mi napluje w twarz, to się cieszę, że deszcz pada (wszak susza). Oczywiście wolałbym żyć w świecie, gdzie deszcz pada, a pietruszka z cebulą nie konkurują, która pierwsza osiągnie cenę 100 złotych za kilo.
Obóz dla Klimatu: Jest nas garstka przeciw ogromnej machinie
czytaj także
A państwo na co mają nadzieję? Do zadania sobie tego pytania zachęcają aktywiści i aktywistki Strajku dla ziemi w ramach obchodów 50. Dnia Ziemi pod hasłem #WykiełkujNadzieję. Piszą tak: „Uczcijmy tę niesamowitą planetę, która, choć z trudem, jeszcze dzielnie nas nosi. Pomyślmy razem o jej i naszej przyszłości. Na co możemy mieć nadzieje? Jak działać, by mogły się one spełnić?”. I zachęcają: „Napisz o swoich nadziejach! Na jaką przyszłość czekasz? Jak Twoim zdaniem wyglądają najlepsze możliwe scenariusze w dobie kryzysu klimatycznego? Jak widzisz nasze relacje ze środowiskiem i relacje między ludźmi?”.
Też do tego zachęcam, bo choć sytuacja wydaje się beznadziejna, to jednocześnie trzeba mieć nadzieje, że stanie się inna.