Cezary Michalski

Mad Max

Polska widziana z Brukseli przypomina krajobraz z Mad Maxa. Może winne temu są polskie media, które nauczyły się filtrować wiadomości w taki sposób, żeby docierały do nas tylko obrazy apokalipsy, a może faktycznie coś jest z nami nie tak, ale kiedy wchodzę do polskiego sklepu na rogu Chaussee de Wavre i Rue du Trone i patrzę na okładkę tygodnika „Do rzeczy”, z tytułów i nagłówków dociera do mnie tylko wrzask rozpadu. Kiedyś prawicowcy (my prawicowcy?) ubolewali (ubolewaliśmy?) nad „panświnizmem” Jerzego Urbana i jego tygodnika „Nie”. Nad tym, że każda biografia była tam pomieszana z błotem. Dziś najczystszy panświnizm dociera z okładek kolejnych numerów „Do rzeczy” i „Sieci”. Wałęsa, Mazowiecki, Michnik, Niesiołowski… są już nie tylko przeciwnikami w politycznym życiu doczesnym (to byłoby zrozumiałe, sam nie cierpiałem i nadal nie cierpię tych wszystkich polskich pseudokatolickich, graformańskich wezwań do „wzajemnego ubogacania się” skrywających byle jaką pogardę i przemoc). Ale teraz nie wystarcza polityczna walka, z błotem trzeba zmieszać całą biografię, całe życie ludzi, którzy dziś znaleźli się po przeciwnej stronie politycznej barykady. Zatem nasi doraźni przeciwnicy muszą być tchórzami i agentami. I to od urodzenia do śmierci.

Na naszej małej apokalipsie, na naszej zrealizowanej antyutopii świeckiej polityki i sfery publicznej w kompletnym rozpadzie, żerują nie tylko dziennikarze, żeruje na niej także Kościół. Może w Rzymie szaleje jakiś katolicki Gorbaczow, budząc coraz większy popłoch u pracowników frontu ideologicznego z Kongregacji Nauki Wiary i Radia Watykan. Jednak jeśli nawet, to wciąż jest to Gorbaczow z roku 1986, a nie 1988. I do Polski po staremu – w imię stabilizacji i normalizacji tej ważnej, wysuniętej rubieży – wysyłany jest Gromyko i jeszcze bardziej potworni przedstawiciele zachowawczych watykańskich resortów siłowych oraz ideologicznych. Arcybiskup Gerhard Ludwig Mueller, wciąż Prefekt Kongregacji Nauki Wiary, choć mianowany jeszcze przez Czernienkę (oops! i did it again, chciałem powiedzieć przez Benedykta XVI), mówi podniesionym głosem do smutnego tłumu zgromadzonego przed warszawską Świątynią Opatrzności Bożej rzeczy, których nigdy nie ośmieliłby się powiedzieć w Niemczech, do tamtejszego społeczeństwa i państwa, do tamtejszej silnej świeckiej opinii publicznej, bo by został wygwizdany i przepędzony. Ale tutaj woła do tłumu, tak samo martwego jak tłum na oficjalnych pochodach w 1986 roku – „Jeszcze Polska nie zginęła!”. „Nie zginęła…”, dopóki przeciwstawia się „cywilizacji śmierci”, dopóki większość katolików w tym kraju uważa za podludzi gejów domagających się związków partnerskich czy kobiety domagające się prawa do akceptacji lub nieakceptacji własnego macierzyństwa. Potem procesja rusza przez Warszawę, a na wysokości Belwederu wychodzi do niej prezydent RP Bronisław Komorowski. Pałac prezydencki informuje media, że prezydent chce w ten sposób naśladować prezydenta Ignacego Mościckiego, który w 1938 roku wyszedł w taki sam sposób do takiej samej procesji z relikwiami świętego Andrzeja Boboli. A więc to już nawet nie jest naśladowanie Sanacji Piłsudskiego, ale najbardziej upadłej końcówki II RP, kiedy resztki tego, co w Sanacji było liberalne, postępowe i świeckie zostały zniszczone, a cała formacja padła na kolana przed tryumfującym Kościołem i tryumfującą endecją. Tamto upokorzenie polskiego państwa poprzedzało zaledwie o rok jego całkowite zniknięcie. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego prezydent z całej II RP postanowił naśladować właśnie ten znak jej słabości i zapowiedź jej nieuniknionej zagłady?

Na Mad Maxowych gruzach świeckiej polityki polskiej Jarosław Kaczyński znowu myśli i mówi o odzyskaniu władzy. Nie bardzo wierzę w ten powrót, gdyby jednak nastąpił, nie będzie to żaden powrót do władzy, a jedynie do ostrzejszej formy permanentnego kryzysu władzy. Już rządzenie Kaczyńskiego w latach 2006–2007 było tylko permanentnym kryzysem. Dziś, po wszystkich czystkach i zacieśnianiu szeregów, Kaczyński dysponuje może jedną trzecią zasobów i kompetencji, którymi dysponował w 2006. Zatem i jego władza, jeśliby ją odzyskał, w jeszcze większym stopniu będzie się sprowadzała do własnego permanentnego kryzysu.

Jeśli polityki narodowe w Europie mają wyglądać tak, jak wygląda dzisiaj narodowa polityka polska, jeśli stan „narodowych demosów” w Europie będzie kiedyś taki, jak dzisiejszy stan polskiego narodowego demosu, to szklane wieże Brukseli, siedziby Europarlamentu i Komisji, faktycznie wyglądają już dzisiaj jak budynki z Sędziego Dredda (wersja z 2012 roku z Karlem Urbanem w roli tytułowej, który przez cały film nie zdejmuje maski i nie pokazuje twarzy). Albo jak opuszczone lub zamieszkane przez gangi ruiny wieżowców w postapokaliptycznym świecie Mad Maxa. Choć dziś nie są jeszcze ruinami, choć po szklanych korytarzach kręcą się służby sprzątające i zagubieni europarlamentarzyści, to na tle pejzażu narodowej polityki polskiej te instytucje z ich (zbyt?) optymistycznym językiem i (nadmiernie?) odważnymi projektami wyglądają jak ślady zupełnie innej cywilizacji, może pochodzącej z kosmosu, może z odległej przyszłości, w każdym razie takiej, którą nieodległa przyszłość polskiego Mad Maxa niechronnie pochłonie.

A może to, co napisałem, to nie żaden felieton, a tylko depresja, jaką spowodowało u mnie omiecenie wzrokiem okładki tygodnika „Do Rzeczy” w polskim sklepie na rogu Chaussee de Wavre i Rue du Trone? Depresja biorąca się z tego, że całe moje życie spędziłem w postapokaliptycznym pejzażu Mad Maxa, gdzie wszystkie społeczne konstrukcje ulegały unicestwieniu, a wszystkie nadzieje i projekty na przyszłość okazywały się płonne. Dlatego tak nienawidzę tej małej polskiej permanentnej apokalipsy. Dlatego tak bezradny się czuję, kiedy dociera do mnie oddech prawicowego panświnizmu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij