Cezary Michalski

Korespondencja z kamiennego świata

Przez jakiś czas jedzono ludzi wyłącznie w domowym zaciszu, głosząc publicznie, że się ich nie je, ale im pomaga. Znów jednak nadchodzi epoka jawnej kanibalnej orgii.

Poza Objawieniem (religijnym, sekularnym, etycznym…), ludzkość różni od zwierząt już tylko nieporównanie większy udział kanibalizmu w codziennej diecie naszego gatunku. Choć i tezę o naszej wyjątkowości wobec Objawienia trzeba zrewidować. Od kiedy okazało się, że delfiny mają indywidualne imiona wiemy już, że musiał istnieć jakiś delfin Adam, któremu jakiś Bóg w kształcie delfina (inaczej stworzyłby delfiny w postaci np. ludzkiej) dał władzę nadawania imion, od której przecież zaczyna się wszystko.

Weźmy kapitalizm (realny i intencjonalny), weźmy socjalizm (realny), weźmy feudalizm (każdy), weźmy międzyludzkie stosunki militarne, ekonomiczne, miłosne. Wszystko jest w nich jedynie ciążeniem powszechnym kanibalizmu i rzadką łaską Objawienia (religijnego, sekularnego, etycznego…). 

Tak, wiem, znowu wyszedł mi banalny dualizm, bez cienia dialektyki. Jak Simone Weil na emigracji w Anglii (zachowując wszelkie konieczne proporcje). Nawet jeśli nie jestem aż tak konsekwentną gnostyczką, bo mam lewą stopę i malutki kawałeczek mózgu Czesława Miłosza piszącego ironiczny wstęp do wyboru pism S.W. przełożonego przez siebie i wydanego przez paryską „Kulturę” (długa i nieprzyjemna rozmowa z Księciem Redaktorem, który zamiast tego zdecydowanie wolałby wydać kolejny tom pism Mieroszewskiego na temat polskiej polityki wschodniej). Ale tak właśnie się czuję, a felieton nie jest dziełem filozoficznym ani traktatem z obszaru historii idei. Felieton odzwierciedla stan felietonisty („sokół nie słyszy głosu sokolnika”, parafraza oczywiście nie za „Drugim Przyjściem”, ale za ścieżkami dialogowymi paru filmów SF klasy od B do Ziet, gdzie ten cytat często jest przywoływany).

„Solidaryzm społeczny” jest więc tak samo realistyczny, jak próba negocjowania pomiędzy pokarmem, a jedzącym (podobnie jak „społeczna gospodarka rynkowa”, „regulowany kapitalizm” i inne pieprzenia). Pieprzyć Komisję Trójstronną, skoro wszyscy ją pieprzą, wszystkie jej trzy strony. Jedyną szansą pokarmu jest opór, a jeśli nie ma szansy na opór (tak jak teraz), jedyną rozrywką i radością pokarmu jest roszczeniowy dyskurs niewolnika, czasem obsługiwany przez niszowych radykalnych felietonistów, czasem przez Internet, czasem przez tabloidy. Logika, wedle której Platforma Obywatelska żąda ujawnienia zarobków działaczy związkowych, a w odpowiedzi Piotr Szumlewicz w imieniu OPZZ żąda ujawnienia zarobków bogaczy (nie wiem, czemu to drugie oburza redaktorów mieszczańskich gazet, a to pierwsze nie), jest właściwszą logiką naszego gatunku, kiedy pozbawić go Objawienia, niż logika „dialogu społecznego” (chóralny rechot zza kulis jako didaskalia).

Przekonywać Gowina, Wiplera, Giertycha, połowę (większą? mniejszą? – pogrążajmy się radośnie w językową niepoprawność, bo każda inna niepoprawność jest zbyt niebezpieczna) nowego polskiego mieszczaństwa, że powinni wyzbyć się elitaryzmu? Przekonywać Antoniego Dudka, że powinien przestać ich bronić? Jako politolog przecież tylko udaje, że nie wie, czym jest wolnorynkowy faszyzm naszego pokolenia. Faszyzm zawsze miał dużo swobodniejszy niż komunizm stosunek do własności prywatnej. Czemu nie miałby powrócić w XXI wieku w formule opartej na zachwycie dla nieograniczonej żadnymi społecznymi obowiązkami własności prywatnej połączonym z pogardą dla podczłowieka nie posiadającego tej antropologicznej cechy (prywatnej własności) w nadmiarze? 

Nawet Kościół (i inne chrześcijańskie denominacje, a nawet inne „wielkie religie Księgi”) przestał nauczać, że jedzący i ich ludzki pokarm to dzieci tego samego Boga („Ja i koktajlowa krewetka? Ja i przedmiot uboju rytualnego podwieszony głową w dół w obrotowej klatce? Ja i związkowiec?”). Papież Franciszek, człowiek starej daty albo przynajmniej człowieka starej daty udający, budzi już tylko znużenie (rozdrażnienie jest najnaturalniejszym sposobem wyrażania znużenia) wszystkich nowoczesnych katolików z wielu kościelnych organizacji, z różnych szczebli hierarchii, z Kurii Rzymskiej i Praskiej. 

Przez jakiś czas (tryumf purytanizmu? tryumf Oświecenia? nawet jeśli płytki?) jedzono ludzi wyłącznie w domowym zaciszu, głosząc publicznie, że się ich nie je, ale im pomaga („hipokryzja to hołd złożony przez występek cnocie”, jak mawiał pewien przedstawiciel dawnej kuchni francuskiej). Znów jednak nadchodzi epoka jawnej kanibalnej orgii, w której sycić się będą zarówno konsumenci świeccy, jak i religijni. U progu tej orgii wiele jest pomyłek. Np. Jan Hartman zachowuje się tak wyższościowo, tak pogardliwie, jakby to rzeczywiście on miał wkrótce konsumować polskich katolików. Dlatego stał się ulubioną zabawką medialnej prawicy, która wie, że to Hartman zostanie przez nią zjedzony w szykującej się kulinarnej orgii.

A teraz będzie „Final Thought” (tak dawno nie cytowałem już Jerry’ego Springera, że ktoś mógłby zapomnieć, iż jest to twórca mojego ulubionego telewizyjnego formatu). Kanibalizmem należy umiejętnie zarządzać, jeśli chce się uprawiać współczesną politykę. Pewien człowiek – który ma fazy tak jak każdy z nas, czasem lubi się zachwycać własną wrażliwością chrześcijańską, a czasem własnym pragmatycznym okrucieństwem – powiedział mi niedawno, że Tusk czeka, aż Duda stanie się silny. Dopiero wtedy zaproponuje mu deal. Dziś Duda rzeczywiście jest dla premiera „pętakiem”. Strajk na Śląsku nie wyszedł, manifestacje uliczne to kolejne porażki. Może jak coś mu się uda jesienią, premier wyciągnie do niego rękę. Oczywiście premier może przestrzelić, Duda – jeśli w końcu coś mu się uda – stanie się tak silny, że już nie będzie chciał dealu z tym rządem. Ale to mało prawdopodobne. Związki zawodowe są na wymarciu, nowe polskie mieszczaństwo na równi wznoszącej. Ten kto skutecznie poszczuje w Polsce mieszczaństwo na związki (Tusk, Gowin, Wipler, Giertych…) zyska na tym więcej, niż na jakimś tam „społecznym dialogu”.

Czasami pomiędzy Objawieniem i kanibalizmem rodzi się przestrzeń na dialog społeczny. Ale to dialektyka zarezerwowana dla centrum (ile trzeba tam było zjeść ludzi, zanim centrum dojrzało do tej dialektyki). Na peryferiach dialektyka nie jest nam dana. Stąd prostota antyzwiązkowego PR-u PO, stąd prostota Dudy na kongresie PiS. Mało który nowy polski mieszczanin dialogował kiedyś z koktajlową krewetką (sam zbyt długo pozostawał krewetką, przez całe lata 80., teraz musi zdążyć się najeść, zostało mu tak mało czasu na ucztę). Mało który „leming” dialogował z „moherem”. Mało który „moher” dialogował z „lemingiem”.

U nas, na peryferiach (lewica peryferiów, prawica peryferiów, duma peryferiów, najlepiej smoleńska) kanibalizm ma niemal stuprocentowy udział w człowieczeństwie, Objawienie udział niemal zerowy. Nawet nasz mesjanizm był mesjanizmem koktajlowych krewetek („Ja krewetką?! Ależ ja jestem Chrystusem Narodów! Ukrzyżowanym w koktajlu!”). Chyba że za krewetkowy mesjanizm Adama Mickiewicza, źle urodzonego, kształconego na pracownika budżetówki, zabierał się Zygmunt Krasiński, spadkobierca tytułu i majątku. Wtedy był to mesjanizm smakosza krewetek, przyznaję, bardziej dialogiczny.

Chyba wróciłem do kamiennego świata, choć tak bardzo chciałbym zakosztować szczypty Objawienia („chciałbym zakosztować” – nawet do wyrażenia własnej tęsknoty za transcendencją mój umysł używa słownika wygłodniałego peryferyjnego kanibala).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij