Cezary Michalski

Czy Kościół ufa swoim własnym wiernym?

Jedni ludzie zarabiają na emeryturę ciężką pracą, inni ludzie zarabiają na emeryturę wrzaskiem. Do tej drugiej grupy należy niestety część polskich polityków. Nie tylko z PiS-u, dodajmy, choć oczywiście kolejna manifestacja tej partii pod bardzo w tym kraju tradycyjnie brzmiącym hasłem „Dość tego!” znów nastroiła mnie depresyjnie. Oczywiście na drugą nóżkę było łaszenie się przez PiS do Gowina, podobnie jak PO na jedną nóżkę proponuje Trybunał Stanu dla Kaczyńskiego, a na drugą nóżkę list premiera z zaproszeniem dla polityka, który przed tym trybunałem na wniosek jego partii miałby być postawiony. I tak toczy się nasz polityczny światek, a może zaświatek, choć jak na świat upiorów bardzo głośny, wręcz hałaśliwy.


Tusk bardziej obawia się Palikota (i jego rosnącej atrakcyjności w oczach kolejnych, zarazem wyzwolonych i zablokowanych Gibałów) niż luksusowo zmumifikowanego na wiernym elektoracie i budżetowych dotacjach Kaczyńskiego (ta mumia zawsze może się przebudzić, patrz trylogia filmowa Mumia, Mumia powraca, Mumia 3: Grobowiec Cesarza Smoka). Stąd szereg gestów mających pokazać, że robi coś na froncie oddzielenia Kościoła od państwa. Jak zwykle robi więcej piarowego szumu niż zmian, bo 0,3 procent odpisu podatkowego (czyli pieniędzy oddanych Kościołowi z budżetu) to więcej niż dzisiaj budżet przekazuje na fundusz kościelny (w dodatku dotacja na fundusz kościelny jest najmniejszą z dotacji, więcej budżet państwa płaci na katechetów czy remont Kościołów). Gdyby jak w Niemczech było to 8-9 proc., ale nie od podatku, a od podstawy opodatkowania, wówczas te pieniądze byłyby naprawdę darem w większej części od wiernych, a nie w dalszym ciągu w całości od państwa. Subtelność to żadna, a jednak większość polityków i dziennikarzy, po obu zresztą stronach, wydaje się tej kwestii nie rozumieć. Jeśli zrozumieją biskupi, na propozycję Platformy się zgodzą, bo im się będzie opłacać. Jeśli się nie zgodzą, a sprytny Kaczyński i częściowo sprytni, a częściowo „tożsamościowi” publicyści wpolityce.pl i „Uważam Rze” będą się prześcigać w porównywaniu prześladowań Kościoła z rąk partii Gowina, Niesiołowskiego, Libickiego, Komorowskiego… do prześladowań rzymskich, stalinowskich, nazistowskich albo gomułkowskich (Gierka na tym tle Kaczyński znowu będzie miał za co pochwalić), to wyłącznie dlatego, że sami biskupi utracili wiarę w swoją własną przyszłość w tym kraju.

 

Tylko bowiem, jeśli nowy polski antyklerykalizm, o którym sądzę, że nie jest spowodowany przez masonów, nihilistycznych artystów i Katarzynę Kolendę-Zaleską z „ateistycznego TVN” czy Dominikę Wielowieyską z „ateistycznej Gazety Wyborczej” (cyt. za „wolnymi Polakami”), ale przez patologie i ziemskie ambicje samego polskiego Kościoła, okaże się silniejszy niż dzisiaj, tylko wówczas biskupi mogą zacząć na odpisie podatkowym na Kościół tracić. Jeśli jednak biskupi wierzą, że przez najbliższe lata, zachowując się tak jak się zachowują – pozwalając Rydzykowi być głosem katolickim w naszym domu, zastępując Ewangelię tępą nacjonalistyczną biopolityką, zapraszając arcybiskupa seniora Paetza do pracy przy formułowaniu stanowiska Kościoła w sprawie  seksualnych nadużyć – utrzymają jednak sympatię większości Polaków deklarujących się jako katolicy, to na propozycję Platformy się zgodzą, oczywiście strojąc fochy, podbijając stawkę i podzwaniając nieistniejącymi kajdanami, żeby się polska prawica miała czym entuzjazmować z braku jakiejkolwiek własnej polityki państwowej.


Opór biskupów przeciwko zastąpieniu funduszu kościelnego odpisem podatkowym na Kościół będzie tak twardy, jak wielki jest ich strach przed własnymi wiernymi. Tylko strach może sprawić, że wymuszoną stałą dotację z budżetu państwa uznają za pewniejsze źródło utrzymania Kościoła niż pieniądze zależne od zmiennej sympatii wiernych. Wówczas okaże się jednak, że Kościół nie ufa swoim własnym wiernym dokładnie tak samo, jak polska prawica nie ufa Polakom. Okaże się, że nasi biskupi (podobnie jak nasi prawicowcy, mimo wygodnego bredzenia o uciśnionym narodzie) tak naprawdę nie lubią tego społeczeństwa, nie ufają mu i nie chcą mu służyć. Nie chcą być zależni od jego „woli i łaski”. Lepiej i pewniej jest móc nadepnąć tego czy innego słabego świeckiego polityka, poszczuć na niego opozycję, wykorzystać Smoleńsk, powódź, katastrofę kolejową, Kaczyńskiego, Ziobrę (przykro mi, ale o ile o Tusku będę chętnie pisał różne złośliwości, to uważam go jednak za mniej lub bardziej udolnego polskiego polityka, podczas gdy Kaczyńskiego i Ziobrę dziś już tylko dołączam do listy katastrof spotykających to państwo). Wydusić dotację z budżetu, to w Polsce pewniejsze niż liczenie na zmienną sympatię wiernych, których przecież mogą polskim biskupom odebrać masoni i Maria Czubaszek (parafraza za abp. Michalik i abp. Skworc), a w rzeczywistości ich własne błędy, patologie i pycha.

 

To sprytny Kaczyński nazwał proponowaną przez Tuska zamianę funduszu kościelnego na odpis podatkowy „pułapką zastawioną na Kościół przez PO”. Stać się naprawdę zależnym od Polaków, o których prześladowaniach tak chętnie się opowiada na potrzeby  „pisowskiego ludu” – Kaczyński sam wie najlepiej, jaka to pułapka. Wiedzą to także inni rytualnie „kochający Polaków”, ale ludźmi żyjącymi w Polsce autentycznie gardzący jako „serbołużyczanami”, „łajdakami”, „smarkaczami” (tym ostatnim słowem były neokonserwatywny minister edukacji narodowej lubi określać młodzież, którą miał edukować).

Chciałbym się mylić. Chciałbym, żeby biskupi byli inni niż Ziemkiewicz, Krasnodębski, Rymkiewicz, Legutko, którzy naprawdę nie chcą od Polaków zależeć, tym bardziej że ich idee i ich politycy przegrywają tutaj ostatecznie każde kolejne wybory. Zatem gardzą ludźmi żyjącymi w tym kraju na sposób prawie oficjalny, czasami tylko strojąc się w biało-czerwone szaliki, jak się jakaś wystarczająco duża katastrofa i żałoba trafią. Wtedy nawet Ziemkiewicz się nad Polakami roztkliwi. Ale jak nie chcą ginąć, to „jebał ich pies” (że zacytuję Jarosława Marka Rymkiewicza, który także lubi cytować).

 

Czy biskupi też gardzą, czy może jednak zechcą podjąć ryzyko służenia wiernym i zależenia w jakiejś części od ich oceny? O tym przekonamy się po przebiegu sporu o fundusz kościelny. Szczerze mówiąc, chciałbym, żeby polski Kościół nieco się zmienił i utrzymał sympatię znaczącej części Polaków deklarujących się jako katolicy. Ale najbardziej nie chciałbym, żeby pozostało jak teraz. Maksimum zainteresowania dla ziemskich wpływów, zgoda na wykorzystywanie krzyża jako zastępczego politycznego godła działaczy partyjnych i publicystów, którym po drodze wszystkie świeckie polityczne godła z rąk powypadały, i wymuszanie od państwa benefitów bez żadnych kryteriów, a właściwie wedle jednego tylko naturalistycznego kryterium siły, relatywnie sporej na tle tradycyjnie w kraju Sarmatów słabego świeckiego państwa.

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij