Nie tylko partnerskich, ale i zawodowych
Jedzie człowiek na festiwal Camerimage oglądać całe dnie filmy, a tu okazuje się, że najciekawsze, co go czeka, to dyskusja o kobietach w kinie. Powoli podobne dyskusje stają się świecką tradycją festiwalową. Widać coś jest na rzeczy, skoro niezależnie od siebie różne filmowe imprezy i różne środowiska mówią o tym, że trzeba coś zrobić z celuloidowym sufitem, od którego odbijają się kobiety.
Głównymi bohaterami Camerimage są zazwyczaj operatorzy filmowi, tym razem stały się nimi także operatorki. To głównie o nich mówiono podczas dyskusji Focus on female cinematographers „What works”. Pełna sala. Publiczność stanowili w dużej mierze młodzi goście festiwalowi z zagranicy, studenci szkół filmowych, którzy przyjechali tu z filmami. Przed nimi 11 gości. Wszyscy z zagranicy. Prowadząca Elen Lotman z Estonii pokazała trochę liczb potwierdzających, że im więcej kasy, tym mniej kobiet za kamerą.
Liczby bywają jednak mylące – przekonywała Elen. Jeśli w niedużej Estonii zrobi film, to proporcjonalnie ten jeden film sprawia, że słupki udziału kobiet w narodowej kinematografii znacznie podskakują. Polskich liczb nie przedstawiono, bo ich nie znamy.
Mamy za to pewne doświadczenia. Rozmawiano o nich na festiwalu w Gdyni (pisała o tym Monika Talarczyk-Gubała), wcześniej w Koszalinie (ja o tym pisałam). Te doświadczenia mówią, że kobietom jest trudniej.
Reżyserkom nie wierzy się, że dadzą radę pokierować ekipą na planie, a operatorki muszą odpowiadać na pytanie, ile ważą, bo jeśli mało, to jak udźwigną kamerę?
I jedne, i drugie są przepytywane z tego, czy i kiedy chcą mieć dzieci, no bo jak będą mieć dzieci, to nawalą w pracy. Dodatkowo zarabiają mniej niż koledzy… Itp., itd. Jak sobie z tym radzą?
Telefon do przyjaciela
Pierwszy sposób to „telefon do przyjaciela”. Dzwoni ktoś z ofertą pracy i informacją, że „wicie, rozumicie, pieniądzy jest mało”. Pani mówi, że ciekawa oferta, że potrzebuje chwili na podjęcie decyzji. I wtedy dzwoni do któregoś z kolegów z branży z pytaniem, za ile on by się podjął realizacji takiego zlecenia, jakie jej zaproponowano. Ta kwota jest zawsze wyższa niż zaproponowana wcześniej kobiecie. Normalka. Kobieta oddzwania więc do oferującego prace i mówi, że chętnie się jej podejmie, ale wtedy rzuca sumę, którą rzucił kolega. Najczęściej działa.
Wstąp do związku
Drugi sposób to uzwiązkowienie. Kilkakrotnie podczas debaty wspominano, że warto zapisać się do związku filmowców. Taki związek pomaga na przykład w sytuacji, kiedy kobiety są niesprawiedliwie niżej wynagradzane. – Jako jednostki jesteśmy słabi – mówił jeden z gości. – Musimy się organizować w związki – dodawał. W Polsce, gdzie związki nie mają najlepszego PR, te słowa brzmiały orzeźwiająco.
Niech nas zobaczą
Organizować można się nie tylko w związki zawodowe. W Polsce działa Stowarzyszenie Kobiet Filmowców. Podczas dyskusji na Camerimage głos zabierała jedna z twórczyń Illuminatrix – organizacji, która postanowiła, że trzeba zawalczyć o widoczność kobiet. Na swojej stronie prezentują ich sylwetki i pomagają w skontaktowaniu się z nimi. Trochę jak Ekspertki.org w wersji Operatorki.org. Świetna sprawa. Poklikajcie po tej stronie.
Wariantem opcji „niech nas zobaczą” jest przypominanie historii kobiet w kinie. Julia Swain pokazała na Camerimage trailer filmu o operatorkach, Women on light. Pieniądze na film zbierała m.in. na kickstarterze. Warto śledzić losy tego filmu.
Upolitycznić sprawę
Czwartym sposobem, który przewijał się podczas całej dyskusji, jest upolitycznienie sprawy. Niby rozmowa na festiwalu filmowym, niby takie tam pitu pitu, a jednak, kiedy dochodzi do konkretów, to pojawia się uzwiązkowienie, potrzeba zmian w prawie, zapisów wspierających kobiety. Niby gadka o filmach, ale Donald Trump wspominany był tu częściej niż którykolwiek z reżyserów czy jakakolwiek z reżyserek. Powracał problem rasizmu, mizoginii, ksenofobii, patriarchatu, zaangażowania i odpowiedzialności twórców za obrazy, które tworzą.
Tak wiem, już wam uszami wychodzi to pisanie o kobietach w kinie, ale póki sytuacja się nie poprawi, będę o tym pisać. I nie tylko ja.
Po festiwalu w Gdyni zapis debaty opublikował miesięcznik „Elle”. Od małych spotkań, dyskusji w gronie koleżanek, dojechaliśmy do wysokonakładowej kolorowej gazety. PISF obiecał, że zadba o to, żeby w każdej komisji przyznającej dofinansowanie do filmów, była przynajmniej jedna kobieta. To są właśnie zmiany formalne. A może dopiero ich początek.