Agnieszka Wiśniewska

Antykaczyzm karmi kaczyzm

Tak się na ten kaczyzm część społeczeństwa uwzięła, że gotowa była wybrać cokolwiek, co kaczyzmem nie będzie. I to się powtarza.

Transparenty z tekstami w rodzaju „Saska przeprasza za Kempę” czy „Jedenaste: Nie podglądaj”, przygotowywane przez manifestujących na demonstracjach KOD-u, autentycznie mnie bawią, ale też niepokoją. Mam poczucie déjà vu. Tak samo udane wydawały mi się głowy Kaczyńskiego i Giertycha wystylizowanego na Frankensteina, które pamiętan z demonstracji pod hasłem „Giertych musi odejść” sprzed dziesięciu lat. Młodzież pewnie tamtych manifestacji już nie kojarzy, ale też młodzież niezbyt licznie stawia się na tych dzisiejszych.

Ja i moje środowisko chodzimy na manifestacje, parady równości, manify i demonstracje dość regularnie. Spotykamy najczęściej ten sam zestaw znajomych twarzy. To niby miłe, bo można porozmawiać z kimś, kogo się nie widziało od ostatniej demonstracji. Ale to też smutne, bo jednak szkoda, że jest nas tak niewiele.

I nagle to się zmieniło. Znowu chodzimy na demonstracje co weekend, ale tym razem mamy kłopot z odnalezieniem się w tłumie.

Czy wkurza mnie, że ten tłum nie demonstrował, jak PO majstrowała przy Trybunale? Tak, wkurza. Czy denerwuje, że nie reagowali, jak telewizja publiczna upychała programy misyjne po niszowych kanałach tematycznych albo po nocach, a o 20 dawała gwiazdy tańczące na lodzie? Tak, denerwuje. Ale nie będę zakapiorem, cieszę się, że wreszcie ludzie zareagowali i wyszli na ulicę.

Wyszli oczywiście nie tylko dlatego, że tak ukochali TVP, ale też dlatego, że tak nie znoszą Kaczyńskiego i jego partii. Antypisizm i antykaczyzm zieje z transparentów: portrety Jarosława Kaczyńskiego stylizowanego na generała Jaruzelskiego, dowcipy z kaczkami i odwołaniami do O dwóch takich, co ukradli księżyc.

Czemu więc obok radości z tego, że ludzie chcą walczyć o trójpodział władzy – najmniej sexy hasło jakie słyszałam na demo, nigdy nie sądziłam, że może ono zgromadzić tysiące ludzi – towarzyszy mi zaniepokojenie? No właśnie dlatego, że to już było. Już raz walczyliśmy z PiS-em i z kaczyzmem. Wówczas jeszcze słabszym, bo w koalicji z Samoobroną i LPR.

Tak się na ten kaczyzm część społeczeństwa uwzięła, że gotowa była wybrać cokolwiek, co kaczyzmem nie będzie. I wybrała PO. W pakiecie z antykaczyzmem, dostaliśmy antypolityczność, antydziałanie i antypomysł na Polskę.

Konsekwencją tego wyboru było oddanie władzy w ręce ludzi chcących zbudować polityczny supermarket, w którym dla każdego znajdzie się coś miłego – od lewa do prawa – pod warunkiem, że nie nazwiemy tego ani lewo, ani prawo i w ogóle nie mówmy będziemy mówić o polityce. więc kłopot w tym, że kiedy PO nie robiła polityki, robił ją Kaczyński.

Nie zgadzam się z Janem Tomaszem Grossem, że Jarosław Kaczyński „w życiu publicznym zajmuje się przede wszystkim niszczeniem ludzi i instytucji”. Owszem, niszczy on tych, którzy mu przeszkadzają, ale równocześnie buduje silną partię polityczną i potrafi utrzymać przy niej pokaźne zaplecze społeczne. Nikt inny tego w polskiej polityce nie robi. Nie zgadzam się również, że prezes PiS stworzył „instrument destrukcji państwa demokratycznego w zamian za rozdawnictwo posad posłusznym akolitom”. On stworzył ten instrument, kiedy jeszcze nie miał żadnych posad do rozdania. Wydatnie pomógł mu właśnie antykaczyzm – jałowe straszenie PiS-em („jałowe”, a nie „błędne”, po prostu „nieskuteczne”, bo tak, przestrogi były prawdziwe, ale co z tego?) bez żadnego projektu pozytywnego. Kaczyńskiemu pomogło to, że jedyną dla niego alternatywą był jakiś nie-Kaczyński. I to, że nie-Kaczyński liberalnemu wyborcy zupełnie wystarczał do szczęścia.

Łatwo dziś powtórzyć ten błąd. I bardziej niż hipokryzja („gdzie byliście, jak PO łamała zasady”, ew. „gdzie byliście, gdy atakowano prawa pracownicze”) wkurza mnie brak wyobraźni: gdy cała para idzie w szyderstwo z tego, że Kaczyński śmiał się do tabletu. I to, że na koniec możemy obudzić się znów z partią rządzącą byle jaką, byle nie „kaczyńską”. Doskonałym przykładem projektu „antykaczyzmu” jest bylejakość Nowoczesnej, która proponuje programy naprawcze, które – jak słusznie zauważył Michał Sutowski – są „zestawem wolnorynkowych idei wyjętych z formaliny lat 90.”. Czy po przegranej PiS za kilka lat znów, tym razem w obronie wykluczonych, będziemy protestować w 200 osób? Antykaczyzm, kiedy jest czasem protestu, jest czasem mobilizacji. Ale kiedy wygra, jest czasem sjesty i „nic nie robizmu”. A to znów toruje drogę kaczyzmowi – nawet jeśli lider tego nurtu będzie nazywał się kiedyś inaczej.

 

**Dziennik Opinii nr 28/2016 (1178)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij