Cezary Michalski

„Opowieść podręcznej” po polsku

Profesor Zoll pracuje w awangardzie przerabiania polskich kobiet na „matki i podręczne” naszego Gileadu.

Zacznę od cytatu z promocyjnej notki Urszuli Dobrzańskiej o pewnej książce, dobrze znanej polskim czytelnikom i czytelniczkom. „Dystopia to gatunek literacki, w którym autor przedstawia wizję świata najgorszego z możliwych. Interesującym przykładem dystopii jest napisana w 1985 r. Opowieść podręcznej – książka kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood. Autorka opisuje Gilead – państwo religijne powstałe na terenie dawnych Stanów Zjednoczonych, które jednak ze znaną czytelnikowi cywilizacją Zachodu ma niewiele wspólnego. W Gileadzie władza należy do mężczyzn, a kobieta staje się rzeczą. Jej przeznaczeniem jest udział w poczęciu i urodzenie dziecka”.

Polscy katolicy polityczni, w których umysłach „zemsta Boga” dawno już zastąpiła chrześcijaństwo, postawili sobie za cel stworzenie w Polsce Gileadu, gdzie władza będzie należeć do biskupów sprawujących ją za pośrednictwem ludzi wydelegowanych przez siebie do rządu, kobieta będzie w tym świecie rzeczą, a racją jej istnienia stanie się udział w poczęciu i urodzenie dziecka. Dowodem na to, że nie mamy do czynienia z dystopią, są prace Komisji Kodyfikacyjnej przy ministrze sprawiedliwości (w rządzie „liberalnego” Donalda Tuska i „liberalnej” Platformy). Prace nad wprowadzeniem takich zmian w polskim kodeksie karnym, w konsekwencji których nie tylko embrion, ale nawet zarodek i zygota staną się człowiekiem poczętym (tylną furtką kodeksu karnego, nawet bez zmiany ustawy), a poronienie będzie tożsame z dzieciobójstwem (jak to miało miejsce także w dystopijnym świecie Margaret Atwood, w którego realne nadejście długo sam nie wierzyłem, uważając, że wizja autorki to „lewacka przesada”).

O tym, że Atwood nie przesadzała, przynajmniej jeśli chodzi o Polskę, przekonuje nas profesor Andrzej Zoll, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej przy ministrze sprawiedliwości. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, w odpowiedzi na pytanie niedowierzającej Ewy Siedleckiej: „A co jeśli w zaawansowanej ciąży kobieta wsiada na rower, spada i roni? Albo pije alkohol. Czy to dzieciobójstwo 'z zamiarem ewentualnym’?”, profesor Andrzej Zoll, nie tylko, że bez skrępowania, ale z ewidentną dumą ze swej świeżo odkrytej bezkompromisowości, odpowiada: „Jeśli kobieta się godzi, że zaszkodzi dziecku lub poroni – powinna odpowiadać jak za dzieciobójstwo”.

Mówi to człowiek, który kilkanaście lat temu był miękkim poczciwcem, a najbliżej mu było do prawego skrzydła Unii Demokratycznej. Kiedy przygotowywał „kompromis antyaborcyjny” z lat 90., a potem go bronił, uważał go za maksimum tego, o co prawica w Polsce walczyć może i walczyć powinna. Dziś profesor Zoll pracuje w awangardzie przerabiania polskich kobiet na „matki i podręczne” naszego Gileadu. Przecząc swym przykładem pewnej wątpliwości zgłoszonej przez cytowaną na wstępie Urszulę Dobrzańską, iż „niepowtarzalny świat stworzony przez Margaret Atwood momentami bywa logicznie niespójny, w jaki bowiem sposób przez te kilka lat trwania Gileadu mogła zajść aż taka zmiana w mentalności zwyczajnych obywateli?”. Takie zmiany zachodzą, jak się okazuje, szybko.

Jarosława Gowina w rządzie Donalda Tuska już nie ma, ale to jego ludzie rządzą Ministerstwem Sprawiedliwości. Marek Biernacki zna się może na walce z przestępczością zorganizowaną, jednak w obszarze stanowienia prawa oparł się na pozostawionym w rządzie przez Gowina wiceministrze Michale Królikowskim. Ten wyjątkowo fundamentalistyczny (nawet jak na dzisiejszy polski Kościół) członek Komisji Bioetycznej Episkopatu, zdecydowanie zapomniał, że tworzy teraz w Polsce prawo powszechne, a więc obowiązujące także ludzi, którzy wyznaniowym rozstrzygnięciom Kościoła podlegać nie chcą, zatem nie powinni. Królikowski jest też uprzywilejowanym kontaktem pomiędzy gronem prawników piszących i opiniujących prawo dla rządu „liberalnego” Donalda Tuska, a najbardziej niereligijnymi środowiskami polskiego Kościoła (choćby Opus Dei), które nie interesują się wiarą, a wyłącznie elitarną dystynkcją i władzą. Królikowski skutecznie opóźniał proces przyjęcia przez rząd, a teraz blokuje proces ratyfikacji przez polski parlament konwencji Rady Europy o zwalczaniu i zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Królikowski, jako minister rządu „liberalnej” Platformy podpisał się też (m.in. w towarzystwie ks. Franciszka Longchamps de Berier od „bruzd dotykowych” pozwalających wykrywać „nienaturalność” dzieci poczętych metodą in vitro) pod listem wspierający abp. Hosera w momencie usuwania przez niego ks. Lemańskiego z parafii (decyzja po raz drugi potwierdzona właśnie przez „Kościół Franciszka”).

Teraz ten sam wiceminister sprawiedliwości w rządzie „liberalnego” Donalda Tuska wydaje książkę-rozmowę, w której wspólnie z abp. Hoserem (tym samym, który „nie zauważył” nawet aktywnego udziału kleru swego Kościoła w rwandyjskim holocauście) opowiada o upadłym świeckim świecie i państwie, dla których tylko „zemsta Boga” może być ratunkiem.

Pytają ludzie o „Kościół Franciszka”, z kogo się składa, jakie są głoszone przez ten Kościół idee? W Polsce „Kościół Franciszka” to o. Rydzyk, abp. Hoser, minister Michał Królikowski, abp. Sławoj Głódź – i głoszone prze nich idee, zamieszkiwane przez nich pałace, hodowane przez nich daniele, a wreszcie księża, którymi pomiatają i zakonnice, których używają jako służących (taki „kobiecy charyzmat”).

Innego „Kościoła Franciszka” w Polsce nie widzę, innego „Kościoła Franciszka” w Polsce nie słyszę, bo w ogóle w Polsce żaden inny Kościół nie jest widzialny ani słyszalny.

„Tygodnik Powszechny” to naprawdę sympatyczni ludzie, ale nie są reprezentatywni dla „Kościoła Franciszka” w Polsce, bo nie są reprezentatywni dla dzisiejszego polskiego Kościoła w ogóle. Kiedy abp. Hoser mówi, kiedy mówi abp. Michalik, kiedy mówi o. Rydzyk (a mówi bez przerwy), to kardynał Nycz i bp. Ryś milczą, czekając na zmianę, która nie nastąpi, jeśli oni sami niczego nie zmienią. Trudno powiedzieć, czy w ogóle jakiś „Kościół Franciszka” istnieje gdziekolwiek czy może istnieje tylko jezuita Bergoglio opowiadający w kaplicy domu Św. Marty rzeczy, z których nie tylko Wojciech Cejrowski, ale także potężni watykańscy kurialiści i kongregacjoniści się śmieją.

A poza Kościołem, w polskiej polityce? Tu wielki Donald pokonał właśnie nieco mniejszego Grzegorza. Ambicje „cezaryzmu” premiera i przewodniczącego tu się jak widać zaczynają i na tym się kończą. Wobec wiceministra Królikowskiego wielki groźny Donald nie ma żadnej siły. Ponieważ za wiceministrem Królikowskim stoją Opus Dei i abp. Hoser, a „rządu nie można przecież mieszać do jakiejś salonowej rewolucji” (trzeba go więc oddać kulturowej kontrrewolucji).

Jeśli polityczni katolicy od abp. Hosera i z Opus Dei mogą dziś sobie – a jak widać, mogą – pozwolić w rządzie Donalda Tuska i w partii Donalda Tuska dosłownie na wszystko, to dlatego, że posługują się przeciwko wielkiemu i groźnemu Donaldowi „szantażem Gowina”. „Jeśli – wielki i groźny dla Schetyny, a dla nas niewielki i niespecjalnie groźny Donaldzie – zrobisz coś przeciw nam, przejdziemy wszyscy do Gowina, ty stracisz władzę natychmiast, a abp. Hoser, o. Rydzyk, abp. Głódź ze swoim pałacem i danielami pobłogosławią nas publicznie jako dzielnych ludzi, którzy zerwali z bezbożną „liberalną” Platformą. A my i tak szybko powrócimy do rządu, tyle że do rządu premiera Kaczyńskiego i wicepremiera Gowina, już nie jako wiceministrowie, ale ministrowie.

A co potrafi robić w tym czasie lewica „systemowa”? Palikot zajmie się skuteczną obroną świeckiego państwa zaraz potem, jak załatwi Millera, a Miller zajmie się skuteczną obroną świeckiego państwa chwilę potem, jak załatwi Palikota.

Ponieważ jednak zarówno Miller, jak i Palikot to twardzi faceci, załatwiać się będą przez następną dekadę, a świeckie państwo zostanie w międzyczasie strawione do końca.

A co potrafi robić w tym czasie lewica „antysystemowa”? Szuka wątków emancypacyjnych w religii smoleńskiej, w której podstawowe dogmaty nawet Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz nie wierzą, choć ich jako politycznych mitów używają. Wspiera rodziców Elbanowskich w ich akcji ratowania maluchów przed odrobinę choćby świeckim nauczaniem. Podpisuje wraz ONR-owcami apele o większą demokrację bezpośrednią, która resztki liberalnych swobód jednostki w tym kraju obali. Lewica „antysystemowa” zajmie się bowiem obroną resztek świeckiego państwa zaraz potem, jak tylko wykończy wraz z „antysystemową” prawicą wstrętny liberalizm.

O prezydencie Komorowskim nie wspomnę, bo on zajmuje się utrzymaniem 60-procentowego zaufania społecznego, z nadzieją zamienienia go na zaufanie 70-procentowe. A tak ambitnie zarysowany cel może być w Polsce zrealizowany wyłącznie za wiedzą i zgodą polskiego Kościoła.

W ten sposób wszyscy czują się świetnie: Tusk na swoim tronie, Komorowski w swej lektyce, Miller i Palikot w swojej opozycji, lewica „antysystemowa” na swoich blogach, gdzie cyzeluje czystość i radykalizm ideowego dyskursu. A mnie pozostaje pocieszać siebie i innych, że w rządzie Donalda Tuska Królikowski to przecież tylko wiceminister, podczas gdy w rządzie Kaczyńskiego i Gowina byłby ministrem albo nawet czymś więcej.

Abym jednak sam nie odstawał od tego upadłego pejzażu nadmiernie, przypomnę tym czytelnikom, którzy być może tego nie pamiętają, że jako raczej nielewicowy publicysta przyłożyłem rękę do obrony „kompromisu aborcyjnego” z lat 90., który – jak się okazuje – żadnym kompromisem nie był (nawet dla Zolla, który go przygotowywał i bronił), ale stał się zaledwie pierwszym krokiem do zamiany polskich kobiet w „matki i podręczne”.

Uformowały mnie (i zdeformowały) lata 80., kiedy różni ludzie polskiego Kościoła bywali sprzymierzeńcami wolności, a nawet równości. Przeoczyłem moment, w którym Kościół stał się w Polsce instytucją świeckiej, brutalnej, niekrępującej się niczym, dystynktywnej i elitarnej władzy. Więc jeśli rzucam gromy na kogoś, to proszę pamiętać – drogi czytelniku – że na każdy jeden grom rzucany przeze mnie na bezsilność i krótkowzroczność Tuska, Millera, Palikota, „antysystemowej lewicy”, przypadają dwa, trzy, cztery gromy, które powinienem cisnąć na własną głupotę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij