Świat

Shevel: Janukowycz przechytrzył sam siebie

Gdyby podpisał umowę z UE, na wschodzie i tak nie miałby konkurenta. Na zachodzie zaś wyszedłby na wielkiego integratora Ukrainy.

Michał Sutowski: Pomarańczowa rewolucja dawała nadzieję, w dużej mierze niespełnioną, na bardziej demokratyczną Ukrainę – czy dziś przeżywamy coś podobnego?

Oxana Shevel: Bezpośrednie przyczyny protestu są dzisiaj zupełnie inne. Wówczas nastąpiło jawne fałszerstwo wyborcze; teraz gwałtowną reakcję społeczną wywołała zwyczajna decyzja polityczna, która jednak dla wielu przelała czarę goryczy. Po drugie, dziś protesty są dużo bardziej spontaniczne, a wówczas były organizowane przez opozycję, tzn. zjednoczony obóz „pomarańczowych”. Te dzisiejsze z czasem zostały podsycone przez brutalne działania milicji, co nadaje im inną dynamikę. Nie ma zdecydowanego lidera politycznego – wówczas był to oczywiście tandem Juszczenko – Tymoszenko; dzisiaj jest ich kilku, z różnych opcji. W sondażach przewodzi Witalij Kliczko. W 2004 roku Majdan miał wyraźnie określony, konkretny cel, tzn. powtórzenie wyborów i walka o zwycięstwo jednego kandydata; dziś są co najmniej dwa Majdany, z których jeden jest wyraźnie antypolityczny, wymierzony ogólnie w elitę władzy, a nie tylko jej konkretny obóz.

Istnieje jednak istotny wymiar kontynuacji pomarańczowej rewolucji, bo jak pan słusznie zauważył, jej szerzsez postulaty i związane z nią nadzieje nie zostały spełnione: skierowanie Ukrainy na drogę do Europy, zdecydowana walka z korupcją, ogólna poprawa sytuacji społeczno-gospodarczej i poziomu życia mieszkańców, wreszcie przestrzeganie praw i wolności obywatelskich. Obecny rząd nieszczególnie reprezentuje te wszystkie wartości. Decyzja o niepodpisaniu umowy stowarzyszeniowej okazała się w pewnym sensie symboliczna – ludzie potraktowali Unię Europejską jako symbol tych wszystkich wartości, w imię których wychodzili na ulice niemal dziesięć lat temu.

Czy to znaczy, że Unia Europejska to tylko hasło, oznaczające wszystko to, co dobre przeciwieństwo tego, co kojarzy się z rządem Janukowycza – a nie wyraz realnych aspiracji do zbliżenia z zachodnią europejską demokracją?

Pod tym względem społeczeństwo jest podzielone. Silnym emocjom proeuropejskim części Ukraińców towarzyszą też sympatie wobec idei unii celnej z Rosją. Co ciekawe jednak, choć ten podział odpowiada w dużej mierze stereotypowi o prorosyjskim wschodzie i południu kraju, to nie dotyczy on ludzi młodych, tzn. poniżej 40 roku życia – ci w większości preferują zbliżenie z UE nawet w tradycyjnie „niebieskich” regionach Ukrainy. A czy protest antyrządowy można w pełni utożsamiać z wartościami europejskimi, pokazuje przypadek partii Swoboda, która domaga się integracji z UE, choć jej program i tradycje mają niewiele wspólnego z reprezentowanymi przez Unię ideałami. Dla nacjonalistów Europa urosła do symbolu opozycji wobec obecnego reżimu, który ich zdaniem wprowadza Ukrainę w orbitę Rosji.

W ramach tej opozycji – Unia Europejska kontra Rosja – elity ukraińskie przez całe lata starały się grać na dwie strony naraz. Czy taką politykę dwuwektorową są w stanie dalej prowadzić?

Z pewnością chciałyby – obecny oraz poprzedni rząd, kiedy deklarowały swe europejskie aspiracje, zakładały, że nie oznaczają one odwrotu od Rosji. Z oczywistych powodów zależało im choćby na utrzymaniu obecnych stosunków handlowych na Wschodzie, przy jednoczesnym zacieśnianiu integracji z UE.

Janukowycz nie chce wyboru „albo-albo”, tyle że Rosja widzi to zupełnie inaczej i podpisanie umowy stowarzyszeniowej traktuje jako pierwszy krok do utraty więzi z Ukrainą i pogrzebanie szans na unię celną.

W moim przekonaniu zwrot Ukrainy na Zachód nie musiałby oznaczać zerwania z Rosją, gdyby ta wykazała pewną dozę dobrej woli – oczywiście jeśli mówimy zbliżeniu do Unii, a nie do NATO, czyli sojuszu wojskowego, przez Rosję wciąż postrzeganego jako wrogi.

Z kolei realne zbliżenie z UE wymuszałoby na tym rządzie rozmaite unijne standardy i reguły, utrudniając zagarnianie korupcyjnej renty. Z drugiej jednak strony przykłady Bułgarii i Rumunii, gdzie korupcja po akcesji się nie zmniejszyła, a także kariera Włoch, które przy całym szeregu patologii na styku biznesu i gospodarki jakoś jednak mieszczą się w Unii Europejskiej, wskazują, że ani członkostwo, ani tym bardziej stowarzyszenie nie gwarantują automatycznie zwiększenia przejrzystości zarządzania państwem i gospodarką.

Ciekawe jest jednak co innego. Otóż jeśli przyjmiemy, że głównym priorytetem Janukowycza na krótką metę jest reelekcja, to wygląda na to, że odmawiając podpisania umowy stowarzyszeniowej w Wilnie, prezydent Ukrainy przechytrzył sam siebie. Gdyby ją podpisał, to na umownie prorosyjskim wschodzie i tak nie miałby żadnego konkurenta politycznego; na zachodzie kraju z kolei wyszedłby na wielkiego integratora Ukrainy, tak jak niegdyś Kuczma. Kuczma w swej pierwszej kampanii prezydenckiej kojarzony był przecież z opcją prorosyjską. Inteligentnie grał na obie strony, w pewnym momencie zaczął podkreślać odrębność kulturową kraju, a nawet opublikował pod swoim nazwiskiem książkę pt. Ukraina to nie Rosja, sugerując miękki zwrot na Zachód, zakończony dopiero pod koniec jego kariery. Janukowycz, podpisując umowę w Wilnie, mógłby spróbować rozegrać rzecz podobnie i zabezpieczyć sobie, jeśli nie wielkie poparcie, to przynajmniej brak wielkiego oporu na Zachodzie kraju. Tyle że wyraźnie przestrzelił.

Jaki rozwój wydarzeń na Ukrainie Pani przewiduje?

Spekulacje na temat przyszłego rozwoju wypadków zawsze są ułomne, aczkolwiek nie przewiduję ani gwałtownej rewolucji, która obali rząd i prezydenta, ani też jego dobrowolnego ustąpienia przed żądaniami demonstrantów.

Rząd wciąż udaje, że właściwie nic się nie stało, nie zdymisjonowano przecież szefa MSW ani nie ukarano nikogo za brutalną pacyfikację Majdanu, ani za pobicie przechodniów i dziennikarzy w czasie zamieszek pod budynkiem Administracji Prezydenckiej. Władze liczą, że z braku wyraźnego, realistycznego celu demonstracji, a także z prozaicznego powodu – nadciągającej zimy, demonstracje zaczną tracić impet, a protestujący stopniowo się rozejdą do domów.

A rozejdą się?

To w pewnym sensie niewłaściwie postawiony problem. Moim zdaniem prezydent Kwaśniewski nie miał racji, mówiąc, że los rewolucji rozstrzygnie się w ciągu 48 godzin. W Ukrainie można bowiem dostrzec stopniową zmianę taktyki w kierunku punktowych akcji nastawionych na wymuszanie realizacji konkretnych celów i nacisk na władze na wszystkich możliwych poziomach: to pikietowanie siedzib administracji regionalnej w różnych miastach, ale także jednostek Berkutu. To także protesty na rzecz uwolnienia dziewięciorga osób pobitych przez milicję i skazanych przez kijowski sąd za rzekomy udział w zamieszki pod Administracją Prezydenta na przekór wszelkim materiałom dowodowym, w tym nagraniom filmowym. Taktyką, która może okazać się na dłuższą metę najbardziej skuteczna, będą obywatelskie naciski na zmianę prawa – np. w kierunku systemu parlamentarnego. To nie jest zupełnie nieprawdopodobne, bo jeśliby więcej posłów odeszło z Partii Regionów, możliwe byłoby osiągnięcie nowej większości w Radzie Najwyższej – i może nawet zmiana konstytucji. Tak czy inaczej rozgrywka społeczeństwa z władzą to nie będzie gra o sumie zerowej, której rozstrzygnięcie będzie można szybko ocenić.

Herman van Rompuy napisał na Twitterze, że „Unia gotowa jest odpowiedzieć na głęboko europejskie aspiracje Ukraińców”. Co może zrobić UE, żeby naprawdę im pomóc? Czy może zaoferować Ukrainie coś więcej? I czy naprawdę jest na to gotowa?

Przede wszystkim Unia może zastosować sankcje wymierzone bezpośrednio w ludzi ekipy Janukowycza i jego samego – ludzi odpowiedzialnych za brutalną przemoc milicyjną wobec protestujących. To byłby jasny i wyraźny przekaz dla władz, że muszą się trzymać pewnych standardów. Obecny rząd nie wydaje się ich spełniać, choć musimy pamiętać, że Janukowycz to jednak demokratycznie wybrany prezydent. Jeśli zaś chodzi o pragnienia Ukraińców: lepszego państwa, przestrzegania praw i wolności – to pamiętajmy, że oferowanie czegoś więcej temu rządowi bez żadnych zobowiązań nie wspomoże ich aspiracji. Spersonalizowane sankcje mogłyby za to skłonić władze do podjęcia negocjacji z własnym społeczeństwem.

Oxana Shevel – zajmuje się analizą porównawczą systemów politycznych w krajach postkomunistycznych na Harvardzie.

Czytaj  specjalny serwis ukraiński Dziennika Opinii


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij