Świat

Trumpowi nie przeszkadza, że giną dziennikarze

Mellissa Fung w Afganistanie. Fot. Mellissa Fung/Youtube.com

Nie powinno tak być, że dziennikarze muszą martwić się o napaści ze strony własnego rządu za wykonywanie swojej pracy. Norm, które teraz się niszczy, nie będzie można łatwo odbudować, niezależnie od tego, kto w przyszłości będzie zasiadał w Białym Domu. Jeśli jednak chcemy, żeby globalna wolność prasy miała jakąś przyszłość, musimy się o nią starać.

W Afganistanie więziono mnie przez około trzy tygodnie, zanim rząd mojego kraju – Kanady – skontaktował się z porywaczami próbującymi wynegocjować warunki mojego uwolnienia. Negocjatorzy powiedzieli porywaczom, żeby dali mnie do telefonu następnego dnia, kiedy dron armii amerykańskiej przeleci nad miejscem, gdzie – jak się domyślali – byłam przetrzymywana, żeby ustalić moje miejsce pobytu.

Nocami myślę o Kabulu [reportaż]

Porywacze nie poszli na to ustępstwo. Uwolniono mnie kilka tygodni później w ramach wymiany jeńców. Jednak gotowość rządu amerykańskiego, by pomóc w znalezieniu mnie, kanadyjskiej dziennikarki, porwanej podczas pracy w Afganistanie, świadczyła o tym, że istniało coś w rodzaju asekuracji dla ludzi wykonujących ten niebezpieczny zawód. Jedenaście lat później asekuracji już nie ma. Dziennikarze są bardziej narażeni na wszelkie niebezpieczeństwa niż kiedykolwiek wcześniej.

Od kiedy uwolniono mnie w listopadzie 2008 roku, w pracy zabito 626 dziennikarzy. Dziś według rejestru prowadzonego przez Committee to Protect Journalists (Komitet Ochrony Dziennikarzy) status zaginionych mają 64 osoby, a 250 jest w więzieniach. Nowy raport organizacji charytatywnej Article 19 z siedzibą w Wielkiej Brytanii – nazwanej tak od artykułu Powszechnej deklaracji praw człowieka, który ogłasza prawo do poszukiwania i otrzymywania informacji oraz wyrażania opinii – kończy się wnioskiem, że wolność słowa jest obecnie najbardziej ograniczona od 10 lat i nadal się zmniejsza.

Troje na czworo ludzi całego świata „żyje w otoczeniu, które coraz mniej sprzyja wolności słowa” – stwierdzają autorzy raportu. Thomas Hughes, dyrektor organizacji, za ten stan częściowo wini władze, posługujące się „technologią cyfrową do sprawowania kontroli nad swoimi obywatelami, ograniczania dostępu do treści i zagłuszania komunikacji”.

Pandemia COVID-19 tylko pogorszyła sytuację. W miarę jak wirus rozprzestrzenia się na cały świat, daje kolejnym autorytarnym władzom wymówkę, by przejąć jeszcze większą kontrolę nad przepływem informacji. Rząd chiński zagłuszał wszelkie doniesienia, kiedy zasięg wirusa jeszcze ograniczał się do Wuhanu, odżegnywał się od wczesnych ostrzeżeń lekarzy i aresztował tych, którzy pragnęli je nagłaśniać. Dziś posługuje się mediami publicznymi, by przepisywać tę historię. Na Węgrzech rząd Viktora Orbána proponuje nową ustawę, która pozwalałaby władzom na ukaranie każdego, kto rozpowszechniałby fałszywe informacje na temat wirusa.

Według raportu CPJ władze zarówno autorytarne, jak i wybrane w demokratycznych wyborach coraz częściej chcą ustanawiać prawa rzekomo walczące z fake newsami i cyberprzestępczością, które jednak w wielu przypadkach praktycznie kryminalizują niezależne dziennikarstwo. W krajach od Egiptu przez Turcję po Kamerun dziennikarzy nęka się, zastrasza, karze grzywnami i aresztuje na podstawie wątpliwych oskarżeń, że rozpowszechniali fake newsy.

A jeśli chodzi o dyskredytację starań dziennikarzy, by pociągać potężnych do odpowiedzialności, Stany Zjednoczone – niegdyś najsławniejszy obrońca wolności prasy – pokazują tym nieliberalnym państwom, jak to się robi. Niemal codzienne konferencje prasowe prezydenta USA Donalda Trumpa dotyczące koronawirusa przemieniły się w napaści na tych reporterów, którzy kwestionują jego kłamstwa, i wprowadzające w błąd wypowiedzi na temat tego, jak amerykańska administracja radzi sobie z kryzysem.

USA: Demontaż państwa to idealna pożywka dla wirusa

Jak w zeszłym roku zauważył wydawca „New York Timesa” A.G. Sulzberger, Trump nieustannie drwiąc z dziennikarzy i redakcji oraz grożąc im „w praktyce udzielił przywódcom innych państw przyzwolenia na takie same czyny wobec dziennikarzy z ich krajów, a nawet wyposażył ich w stosowne słownictwo”. Niechęć administracji Trumpa do bronienia dziennikarzy przyczyniła się do powstania atmosfery bezkarności władzy.

Nigdy nie było to lepiej widoczne niż po brutalnym zabójstwie Dżamala Chaszukdżiego, dziennikarza opozycji z Arabii Saudyjskiej, na terenie saudyjskiego konsulatu w Stambule. Jak zauważyła członkini CPJ Courtney Radsch, Trump „ostentacyjnie okazał, że relacje [USA] z Arabią Saudyjską ze względu na gospodarkę i bezpieczeństwo narodowe są ważniejsze niż zmartwienia o to, że [reżim – red.] zabił dziennikarza”. Brak jakichkolwiek starań ze strony administracji Trumpa, by rozliczyć z tego Saudyjczyków, wywarł jej zdaniem „potężny wpływ na ograniczenie wolności prasy na świecie”.

Mniej nagłośniony incydent z zeszłego roku uwypukla obojętność administracji Trumpa wobec niedoli dziennikarzy. Według Sulzbergera w roku 2017 pewien amerykański urzędnik państwowy nawiązał kontakt z redakcją „New York Timesa”, żeby ją ostrzec, że władze egipskie szykują się do aresztowania jej kairskiego korespondenta Declana Walsha za artykuł, w którym Walsh powiązał śmierć włoskiego studenta z działaniami egipskich służb bezpieczeństwa. Zdaniem Sulzbergera szczególny był fakt, że urzędnik wykonał ten telefon, nie otrzymawszy błogosławieństwa od administracji Trumpa – a może nawet wbrew poleceniom. Departament Stanu USA najwyraźniej postanowił nie interweniować, co jest przecież dla niego nietypowe. Na szczęście dziennikowi udało się otrzymać pomoc z Irlandii, ojczyzny Walsha. Tamtejsi dyplomaci podjęli szybkie działania, by bezpiecznie ewakuować go z Egiptu.

W ramach późniejszych refleksji nad tamtym zdarzeniem Walsh napisał: „Staje się coraz jaśniejsze (…) że dziennikarze nie mogą liczyć na rząd Stanów Zjednoczonych, by wspierał nas tak, jak kiedyś”.

Trudno mi powiedzieć, co by się stało, gdyby do mojego porwania w Afganistanie doszło dziś. Jednak oceniając administrację Trumpa po jej dotychczasowej historii mogę przypuścić, że rząd USA wzruszyłby ramionami i zaczął zadawać pytania, po co w ogóle tam pojechałam.

Konferencje prasowe Donalda Trumpa dotyczące koronawirusa przemieniły się w napaści na reporterów.

A przecież dziennikarzy potrzeba najbardziej właśnie w tych krajach, w których wrze konflikt zbrojny albo panuje reżim autorytarny. Na szczęście ich obywatele, odważni lokalni reporterzy i reporterki, codziennie toczą walkę o ujawnienie korupcji, zapewnienie transparencji i odpowiedzialność rządzących, nawet jeśli oznacza to narażenie życia.

Tego typu poświęcenie sprawie widać na pewno w Afganistanie. W kwietniu tego roku minęły dwa lata od czasu, kiedy podczas kolejnego mojego pobytu, niedaleko od miejsca, w którym mieszkałam, na ulicy za ambasadą amerykańską w Kabulu wysadził się na motocyklu zamachowiec samobójca. Dziennikarze pospieszyli na miejsce zdarzenia, by zdać stamtąd relację, i wtedy uderzył drugi zamachowiec, odbierając życie sobie i dziewiątce z nich, w tym Shahowi Maraiowi, głównemu fotografowi Agence France Presse w tym kraju.

Dla dziennikarzy był to najkrwawszy dzień w historii Afganistanu. Nie powstrzymał jednak odważnych afgańskich reporterów przed dzieleniem się wiadomościami z całym światem. Przeciwnie, incydent zainspirował nowe pokolenie dziennikarzy – w tym wiele kobiet – do kontynuowania walki o prawdę i odpowiedzialność władz.

Pięć lat po „Charlie Hebdo”. Dziennikarze nadal giną

Dzisiaj dziennikarze z całego świata nieustraszenie śledzą rozprzestrzenianie się COVID-19; zwrot „środki ochrony osobistej” zaczął oznaczać maski i rękawiczki, a nie kevlarowe kamizelki i hełmy. Opowiadają o chorujących, upamiętniają zmarłych i udzielają społeczeństwu niezbędnych informacji. A co najważniejsze, walczą z dezinformacją i rozprawiają się z teoriami spiskowymi.

Nie powinno tak być, że dziennikarze muszą martwić się o napaści ze strony własnego rządu za wykonywanie swojej pracy. Norm, które teraz się niszczy, nie będzie można łatwo odbudować, niezależnie od tego, kto w przyszłości będzie zasiadał w Białym Domu. Jeśli jednak chcemy, żeby globalna wolność prasy miała jakąś przyszłość, musimy się o nią starać.

Mellissa Fung jest autorką Under an Afghan Sky: A Memoir of Captivity.

Copyright: Project Syndicate, 2020.  www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij