Świat

Wartości rodzinne Putina

Sebastian Kurz i Wladimir Putin. Fot. Kremlin.ru

Dojście do władzy partii populistycznych po raz pierwszy dało reżimowi Putina wpływowych rozmówców w Europie. Kreml ma się wreszcie z kim bratać.

LONDYN – Istnieje ryzyko, że fiksacja na piłkarskich mistrzostwach świata, podczas których około miliona wielbicieli futbolu z całego świata, w tym wielu z Europy i Stanów Zjednoczonych, odwiedzi Moskwę i inne rosyjskie miasta, przysłoni rozmiar przepaści, jaka wyrosła pomiędzy Rosją a Zachodem. W rzeczywistości bowiem relacje pomiędzy obiema stronami są obecnie czysto funkcjonalne – toczy się nowa Zimna wojna.

Czy zatem nadzieja, że postkomunistyczna Rosja „dołączy do Zachodu” zawsze była tylko mrzonką? Niektórzy gotowi są ryć głęboko w rosyjskiej historii szukając potwierdzenia tego wniosku – przywołują wtedy najazdy tatarskie i np. brak epoki „oświecenia”. Inni z kolei postrzegają tę narastającą obcość jako dzieło przypadku.

Wszyscy jesteśmy przyszłością rosyjskiej piłki nożnej

W swojej ostatniej książce pt. China and Russia: The New Rapprochement („Chiny i Rosja: nowa odwilż”), rosyjski politolog Aleksandr Łukin stwierdza, że pomimo iż Chiny mają więcej sporów terytorialnych z Rosją niż z jakimkolwiek innym sąsiadem, to zwrócenie się Kremla właśnie w ich stronę było „naturalnym posunięciem”. Jako pokonana potęga polityczna, Rosja próbowała bowiem stworzyć przeciwwagę dla zwycięzcy.

Można jednak było tego uniknąć. Po upadku komunistów, jak pisze Łukin, Zachód miał dwie opcje do wyboru – podjąć zdecydowaną próbę zintegrowania Rosji ze światem zachodnim poprzez włączenie jej w struktury NATO i zaoferowanie nowego planu Marshalla, bądź też po kawałku obrzynać to, mówiąc słowami Łukina, „centrum wrażego świata”. Zdaniem Łukina, w tym przypadku zachodni przywódcy wybrali drugą opcję, rozszerzając NATO i Unię Europejską, jednocześnie nie zwracali najmniejszej uwagi na przestrogi rosyjskich liberałów, że taka polityka umocni rosyjski autorytaryzm.

Z tego punktu widzenia, reakcje strony rosyjskiej należałoby widzieć jako w dużej mierze obronne. A zatem „Rosja przeprowadziła aneksję Krymu w odpowiedzi na… oczywistą próbę przesunięcia NATO zbyt blisko granic Rosji i wyparcia rosyjskiej floty z Morza Czarnego”. Oczywistość tego stwierdzenia jest jednak dyskusyjna – żadna z głównych sił w ramach NATO nie nawoływała do włączenia Ukrainy do Paktu, a i przywódcy Ukrainy o to nie prosili.

Łukin jest zwolennikiem „realistycznej” doktryny relacji międzynarodowych, według której niepodległe państwa zawsze będą starały się skalibrować swoje stosunki z innymi zgodnie z zasadą równowagi sił. Wysiłki Zachodu zmierzające do scementowania wygranej w Zimnej wojnie były zatem tak samo łatwe do przewidzenia, jak wysiłki Rosji, aby temu zapobiec.

Ogólny ogląd sytuacji na Zachodzie jest zgoła przeciwny. Według niego państwa zachowują się – bądź przynajmniej powinny – zgodnie z zasadami prawa międzynarodowego. Ta debata jest stara jak świat. W opublikowanym w 1939 roku klasyku pt. The Twenty Years Crisis („Dwudziestoletni kryzys”), historyk E.H. Carr twierdził, że prawo międzynarodowe zawsze cieszyło się powodzeniem wśród „zadowolonych” potęg i zawsze negowane było przez te potęgi, które miały nadzieję zmienić układ międzynarodowy na swoją korzyść.

Obecnie Zachód nakłada na Rosję sankcje za naruszanie międzynarodowego prawa, podczas gdy Rosja oskarża Zachód o próby rozczłonkowania „jej” przestrzeni. Ta nowa Zimna wojna nie skończy się, dopóki Zachód bądź Rosja nie zrezygnują ze swoich ambicji, bądź dopóki obie strony nie dostrzegą na horyzoncie jakiegoś ważnego wspólnego interesu.

W książce Russia and the Western Far Right („Rosja i zachodnia skrajna prawica”) ukraiński badacz Anton Szechowcow proponuje inne, podobnie zakładające rolę czynników przygodnych, wytłumaczenie odwrócenia się Rosji od Zachodu. Według niego jest ono paranoiczną reakcją rosyjskiej „autorytarnej kleptokracji” na podejmowane przez Zachód niemrawe próby obrony suwerenności nowych niepodległych państw, takich jak Ukraina czy Gruzja. Reżim prezydenta Władimira Putina opowiada tylko historię, w której próby te przedstawiane są jako zagrożenie dla niepodzielności rosyjskiej przestrzeni i duszy.

Grają wszyscy, na końcu i tak wygrywa Putin

czytaj także

Dla Putina momentem przełomowym były „kolorowe rewolucje” w 2004 na Ukrainie i w 2008 roku w Gruzji. Szechowcow nie wyjaśnia jednak, w jaki sposób wytworzyła się „autorytarna kleptokracja” ani dlaczego większość Rosjan ją popiera. A tymczasem choć po części muszą za tym stać kwestie ekonomiczne. Reformatorzy w Rosji chętnie przyjęli liberalizm gospodarczy końca lat 80. Nie była to ekonomia keynesowska z lat 50. i 60. w nowym wydaniu, lecz neoliberalizm Miltona Friedmana i Margaret Thatcher. Natychmiastową konsekwencją prób wdrożenia tych doktryn w Rosji była zapaść gospodarcza.

Trzeba przyznać, że reformatorzy, na których czele stał Jegor Gajdar, pierwszy rosyjski postkomunistyczny premier, stanęli w obliczu strasznych wyborów towarzyszących całkowitemu niemal upadkowi postkomunistycznego państwa. Mimo to trzeba pamiętać, że ich religijna wręcz wiara w prywatyzację, niezakłócanie działania rynków i monetaryzm doprowadziły ich do pośpiesznego wyprzedawania aktywów publicznych, pozbawionej skrupułów deregulacji i dzikiej deflacji. To z tej właśnie katastrofy gospodarczej narodziła się kleptokracja Putina.

Putinizacja PiS-u

Poprzez tak bezkompromisowe przyjęcie gospodarczego neoliberalizmu, rosyjscy liberałowie politycznie stracili jakiekolwiek szanse na przejęcie pałeczki po komunistach. Można oczywiście powiedzieć, że liberałowie mieli zbyt mało czasu. Tak czy siak, polityczne straty jakie poniosła strona liberalna były zbyt dotkliwe, aby mogła je naprawić poprawa sytuacji gospodarczej, która nastąpiła później.

Książka Szechowcowa jest szczególnie interesująca ze względu na ukazanie, jak reżim Putina i europejscy populiści ze skrajnej prawicy wspólnie obrali za swojego wroga ogólnoświatowy porządek, któremu przewodzą Stany Zjednoczone, a przyklaskuje UE. W środku wyobrażonej przez populistów pajęczej sieci tkwi istota zwana „kapitalizmem finansowym”. Nie zważając na granice czy miejsca pracy, sprzymierza się ona z liberalną elitą, która „zdrowemu” społeczeństwu narzuca program homoseksualnych małżeństw i innych domniemanych „bezeceństw”. Od 2011-2012 roku Putin, który na początku swoich rządów był po prostu oportunistycznym technokratą, przyjął tę retorykę za swoją.

Szechowcow twierdzi, że dojście do władzy partii populistycznych po raz pierwszy dało reżimowi Putina wpływowych rozmówców w Europie. Matteo Salvini, przywódca włoskiej Ligi, który obecnie zasiada na stanowisku Ministra Spraw Wewnętrznych we włoskim rządzie koalicyjnym tak wspomina przytulną atmosferę swojego spotkania z Putinem w 2014 roku: „Rozmawialiśmy o absurdalnych sankcjach nałożonych na Rosję przez tchórzliwą Unię Europejską, broniącą interesów nie swoich obywateli, ale oligarchów gospodarczych” oraz o „ważnych tematach, począwszy od ochrony narodowej autonomii, na zwalczaniu nielegalnych imigrantów i obronie tradycyjnych wartości skończywszy”.

A zatem rosyjskie i zachodnie wartości zaczynają się zbiegać, przynajmniej dla niektórych na Zachodzie. Od gospodarczej zapaści w 2008-2009 roku globalizm i podtrzymujące go uregulowania i normy gospodarcze zostały poddane w wątpliwość nie tylko przez amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, ale także przez populistów stających się częścią głównego nurtu polityki w Europie. Wszyscy ci, którzy na nich głosują, czują się „wykluczeni” nie tylko ekonomicznie, ale także kulturowo. Stąd też jesteśmy świadkami przedziwnej fuzji protekcjonizmu i chrześcijańskiego konserwatyzmu.

Wszystko to woda na młyn dla Putina, bo wydaje się, że mamy już Zachód, który nie jest nieodwołalnie przeciwny praktykom jego reżimu. Nie ma się zatem co dziwić, że Kreml zaczął się bratać z partiami populistycznymi w całej Europie, czasem również je finansuje.

Taktyczne przymierze pomiędzy Kremlem a populistami napędza marzenie o unii ideologicznej rozciągającej się „od Lizbony do Władywostoku”, opartej nie na zachodnich, ale na „euroazjatyckich” wartościach. To że takie geopolityczne projekty przenoszą się z obrzeży w kierunku centrum, powinno każdemu z nas dać do myślenia.

Copyright: Project Syndicate, 2018. www.project-syndicate.org. Tłumaczenie Katarzyna Byłów-Antkowiak

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Robert Skidelsky
Robert Skidelsky
Ekonomista, członek brytyjskiej Izby Lordów
Członek brytyjskiej Izby Lordów, emerytowany profesor ekonomii politycznej Uniwersytetu Warwick.
Zamknij