Świat

Usługi seksualne czy eksploatacja i niewolnictwo? [Polemika]

W polskiej debacie na temat prostytucji, która odbywa się w mediach liberalnych lub lewicowych, słychać wyłącznie głosy nawołujące do reformy polskiego prawa w kierunku modelu legalizacji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to dość monotonny monolog.

W marcu na łamach Krytyki Politycznej ukazał się tekst seksworkerki, Świętej Ladacznicy, w którym opisuje realia swojej pracy w Polsce oraz wzywa do pełnej dekryminalizacji prostytucji, czy raczej jej legalizacji.

Jej pogląd, chociaż zgodny z kontrowersyjnym oficjalnym stanowiskiem Amnesty International, które w 2015 r. również opowiedziało się za dekryminalizacją prostytucji, jest niezgodny z prawem międzynarodowym, jak choćby Konwencją ONZ w sprawie zwalczania handlu ludźmi i eksploatacji prostytucji z 1949 r., ratyfikowaną przez Polskę w 1952 r., która nakłada na państwa obowiązek wprowadzenia modelu abolicjonistycznego. Konwencja wyraźnie w art. 1, 2, 3 i 4 zobowiązuje państwa do kryminalizacji jakiejkolwiek działalności polegającej na czerpaniu korzyści z prostytucji, ale w żadnym wypadku nie kryminalizacji (ani nawet rejestracji czy kontroli) samych prostytutek.

Seksworkerka: Dlaczego chcę pełnej dekryminalizacji usług seksualnych

W polskiej debacie na temat prostytucji, która odbywa się w mediach liberalnych lub lewicowych, słychać wyłącznie głosy nawołujące do reformy polskiego prawa w kierunku modelu legalizacji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to dość monotonny monolog, gdyż głosy krytyczne lub prezentujące inny model rozwiązania, są w ogóle nieobecne. I szkoda, bo właśnie model alternatywny regulacji prostytucji, tzw. model nordycki, w świecie zachodnim zdobywa coraz większą popularność i ustawodawcy w kolejnych krajach idą dokładnie w przeciwnym kierunku niż legalizacja. W 2016 r. tą drogą poszła Francja, a w lutym 2017 r. Irlandia.

Dekryminalizacja, czyli legalizacja?

Chociaż Ladacznica określa swój postulat jako „pełna dekryminalizacja konsensualnej pracy seksualnej”, nie ulega najmniejszym wątpliwościom, że chodzi jej o legalizację. Obecnie w polskim porządku prawnym sama prostytucja dobrowolna nie stanowi przecież przestępstwa. Więc w zasadzie, o co jej chodzi? Proponowanie modelu niemieckiego, narzekanie, że nie może założyć firmy, płacić składek, podatków i zrzeszać się z innymi kobietami, wskazuje wyraźnie, że chodzi jej o legalizację, a nie „dekryminalizację”. Ladacznica jest wykształconą kobietą, więc na pewno rozumie różnicę między jednym i drugim słowem, zaś używanie zupełnie błędnego określenia na jej postulat, jest zapewne celowe i ma służyć zmyleniu opinii publicznej. W istocie taka „dekryminalizacja” odnosi się wyłącznie do klientów i sutenerów, a nie prostytutek. Podobnego zresztą określenia używa Amnesty International, krytykowana za swoje stanowisko przez setki organizacji praw kobiet na całym świecie.

Moje ciało, mój wybór? Tak, dlatego pracuję na czacie erotycznym

Światowy ruch na rzecz legalizacji „pracy seksualnej” jest kierowany (i sponsorowany) przez „pracowników” branży seksualnej. Poza prostytutkami zaangażowani są w niego również sutenerzy i stręczyciele, którzy też lubią określać się jako pracownicy branży seksualnej. Alejandra Gil, liderka Global Network of Sex Work Project, która brała udział w konsultacjach Amnesty International, wkrótce potem została skazana w Meksyku na 15 lat więzienia za handel żywym towarem. Albo Douglas Fox, były członek AI, od którego teraz AI się odcina, to aktywista na rzecz legalizacji prostytucji i zarazem właściciel jednej z największych w UK sieci agencji escort girls.

Sex-workerka, czyli wyzwolona businesswoman

Autorka, występująca pod pseudonimem Święta Ladacznica, określa się, jako sekspracownica, to młoda, ambitna i wykształcona kobieta, która od dziecka marzyła o pracy dziwki. Pracuje na własny rachunek, jest niezależna, sama decyduje o zakresie swojej pracy, co, kiedy, za ile i komu zrobić. Nie pasuje do stereotypu biednej ofiary. Pracuje jako prostytutka, bo tak chce. Miała inne opcje, ale wybrała tę.

Jej rodzina o tym nie wie, bo społeczeństwo marginalizuje takie osoby, ale partner i przyjaciele już tak. Chociaż prowadzi działalność gospodarczą, nie ma sekretarki, kierowcy, specjalisty od marketingu ani ochroniarza, jak każdy szanujący się przedsiębiorca. W sumie nie narzeka, wszystko byłoby super, ale nie ma ubezpieczenia, nie płaci składek emerytalnych, podatków też, no i nie może organizować się z innymi pracownicami seksualnymi, bo polskie prawo tego zabrania. „W Polsce nie można zbudować biznesu zarabiającego na usługach seksualnych” – pisze Święta Ladacznica. Jak na przykład w Niemczech lub Holandii. Dlatego może albo wyjechać, albo włączyć się w ruch na rzecz legalizacji prostytucji.

Uprzywilejowana Ladacznica i fikcja „wolnego wyboru”

Szanuję słowa Autorki i jej sytuację. Ladacznica być może rzeczywiście jest wyzwoloną kobietą, która pracuje jako prostytutka, bo to lubi i sama jest sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Być może jej akurat nikt nie eksploatuje, ani się nie czuje skrzywdzona przez nikogo więcej niż złe państwo, które nie pozwala jej organizować się z innymi prostytutkami ani płacić podatków i składek emerytalnych.

Leigh: Nie kryminalizujmy prostytucji

czytaj także

Jednak jej sytuacja, białej kobiety, obywatelki kraju, w którym pracuje na własną rękę i bierze wszystkie zarobione pieniądze dla siebie jest na rynku prostytucji w całej Europie i na świecie (w tym tak wychwalanych przez nią Niemczech) wyjątkiem a nie regułą i zaciemnia prawdziwy obraz zjawiska.

Trudno doprawdy mówić w przypadku kobiet pracujących w prostytucji o wolnym wyborze. Prawda jest taka, że dla większości kobiet prostytucja nie jest żadną opcją, ale efektem braku innych opcji (1). Meksykańska reporterka Lydia Cacho, która przez pięć lat jeździła po świecie i badała zjawisko prostytucji w jej najprzeróżniejszych formach, co później opisała w Niewolnicach władzy, nie pozostawia w tej kwestii żadnej wątpliwości.

Czy kobieta, która decyduje się na pracę w prostytucji z konieczności ekonomicznej, by nakarmić siebie i rodzinę, nie mogąc znaleźć innego zajęcia, lub by zdobyć środki na kolejną dawkę narkotyków, od których jest uzależniona, też jest prostytutką z wyboru? Dlaczego prostytutki niemal zawsze rekrutują się z najniższych warstw społecznych lub są to osoby, które w młodym wieku doświadczyły traumy przemocy seksualnej?

Dlaczego, tak jak sugeruje zeszłoroczny raport Foundation Scelles, większość prostytutek w krajach zachodnich to nielegalne imigrantki z biednych krajów Afryki, Europy Wschodniej, Azji czy Ameryki Pd., które w swoich krajach nie mają możliwości znalezienia normalnej (pozwalającej przeżyć bez konieczności sprzedawania usług seksualnych i intymności) pracy? To niemal zawsze ofiary handlu ludźmi, przemycone z Mołdawii, Rumunii, Nigerii, Kolumbii czy Filipin na bogaty Zachód, kobiety z nizin społecznych i mniejszości, pozbawione perspektyw życiowych, niewykształcone, często ofiary nadużyć seksualnych w dzieciństwie, uzależnione od alkoholu czy narkotyków (często wpadły w uzależnienie w celu znieczulenia się na wykonywaną pracę), mające do odrobienia astronomiczny dług, jaki rzekomo zaciągnęły u alfonsów i przemytników, za to, że je sprowadzili do Europy lub wykupili od innego alfonsa.

W Hiszpanii na około 350 tyś. kobiet parających się prostytucją, aż 80% to cudzoziemki bez prawa legalnego pobytu, głównie z Brazylii, Kolumbii, Nigerii, Rumunii i Rosji i aż 90% z nich to ofiary handlu ludźmi eksploatowane bez umiaru przez zorganizowane grupy przestępcze, pozbawione wszelkich praw, zastraszane i narażone na przemoc zarówno ze strony klientów jak i „opiekunów”. W Niemczech szacuje się, że 60-70% prostytutek to cudzoziemki, czyli w przytłaczającej większości ofiary eksploatacji i niewolnictwa seksualnego. A warto wiedzieć, że według danych Biuro Narodów Zjednoczonych ds. narkotyków i przestępczości 54% światowego handlu żywym towarem to handel (kobietami i dziećmi) w celach eksploatacji seksualnej (nie licząc w celach zmuszenia do małżeństwa) i 71% wszystkich ofiar handlu ludźmi to kobiety i dziewczynki.

Handel ludźmi to zjawisko immanentnie związane ze sprzedawaniem seksu za pieniądze, który w wyniku globalizacji i neoliberalizmu stał się rynkiem, na którym podaż i popyt nie mają żadnych ograniczeń. Rynkiem, na którym kobiety są sprzedawane – „prostytuowane” mężczyznom i z którego zysków nie czerpią same kobiety, ale ich alfonsi i sutenerzy (wśród których nie brakuje też kobiet madams). Prostytutki jak Ladacznica, które afirmują swoją pracę, białe, legalne i dobrowolne obywatelki, niezależne i nieeksploatowane przez żadnego sutenera, to mały procent wszystkich kobiet w prostytucji. A i one są podzielone w tej kwestii legalizacji prostytucji.

Polskie prostytutki badane przez Barbarę Błońską (2), również wykonujące zawód „dobrowolnie”, co nie znaczy, że nieeksploatowane, były przeciwne temu rozwiązaniu.

Bo nawet kobiety, które są „dobrowolnymi” prostytutkami, są narażone na przemoc i eksploatację. Wiele z nich jest uzależniona od alkoholu lub narkotyków, między 55 a 90% było w dzieciństwie lub młodości ofiarą przemocy seksualnej, i aż ponad 60% ma problemy psychologiczne, w tym PTSD na równi z ofiarami tortur i wojny, oraz boleśnie odczuwają stygmatyzację społeczną (1, 2).

Prawdziwy obraz prostytucji to nie radosna, wyzwolona, młoda, ambitna  i niezależna Święta Ladacznica, ale dziewczynka w obskurnym burdelu w Indiach czy Kamobdży gwałcona od 8- 10 razy dziennie przez klientów, „za darmo”.

Grant: Z miłości do perwersji

czytaj także

Grant: Z miłości do perwersji

Melissa Gira Grant

Kto zarabia na prostytucji?

Współczesna prostytucja to gigantyczny dynamiczny biznes wart według szacunków Foundation Scelles (organizacji działającej „przeciwko wyzyskowi seksualnemu”) 300 mld dolarów – drugi na świecie, zaraz po narkotykach, a przed ropą, sportem czy hazardem, z którego zyski czerpią przede wszystkim zorganizowane grupy przestępcze. Prostytucja to zorganizowany globalny system seksualnej eksploatacji i niewolnictwa, w którym pracuje prawie 30 mln ludzi, prawie wyłącznie kobiet i dzieci! Globalizacja, bieda i kultura uprzedmiotowienie kobiecego ciała są największymi sprzymierzeńcami handlu kobietami.

W komercyjnej eksploatacji seksualnej nie chodzi o seks czy przyjemność, ale raczej o kupno chwili dominacji i władzy nad czyimś ciałem, co w warunkach kulawego, ale mimo wszystko postępującego, równouprawnienia, może się wydawać niektórym mężczyznom tym bardziej atrakcyjne.

W komercyjnej eksploatacji seksualnej nie chodzi o seks czy przyjemność, ale raczej o kupno chwili dominacji i władzy nad czyimś ciałem.

Chodzi zatem o kapitalizm i patriarchat umacniany przez neoliberalne polityki, dyskurs normalizacji eksploatacji seksualnej i pornokrację. Jak zauważa Lydia Cacho meksykańska dziennikarka, autorka Niewolnic władzy, ostatnimi czasy grupy zajmujące się handlem kobietami unowocześniły swoje techniki działania. W niektórych krajach przejęły dyskurs akademicki i części liberalnych feministek, według których „praca seksualna” jest formą wyzwolenia kobiecej seksualności w warunkach ekonomii kapitalistycznej. Nie trzeba już więc porywać młodych kobiet, terroryzować i szprycować narkotykami, wystarczy umiejętnie połączyć i wykorzystać elementy kultury maczystowskiej ubierając ją tak, by wyglądało nowocześnie, elegancko i glamour (4). Dokładnie tak, jak robił to słynny Czarek Mończyk w Balladzie o lekkim zabarwieniu erotycznym lub jak fantazjowała Ladacznica oglądając Pretty Woman.

Zakończenie

Według Świętej Ladacznicy oraz zwolenników legalizacji, „pełna dekryminalizacja” uczyni rzekomo pracę w prostytucji lepszą dla kobiet, bezpieczniejszą i zdejmie z niej stygmat społeczny.

Prawda wygląda jednak inaczej. Kraje, które zdecydowały się na legalizację prostytucji, jak Holandia czy Niemcy, nie tylko odnotowały boom całego sektora handlu seksu, ale towarzyszący mu wyraźny wzrost zjawiska handlu kobietami. Niemcy po zalegalizowaniu prostytucji w 2002 r. rozważają teraz wycofanie się z tego modelu, jako rozwiązania, które nie zdało egzaminu. Z kolei kraje, które skryminalizowały kupowanie seksu (ale nie jego sprzedaż), jako że przestały być atrakcyjnym odbiorcą nowego „towaru”, odnotowały redukcję zjawiska handlu żywym towarem (5). Jeśli legalizacja prostytucji to najlepsze rozwiązanie dla kobiet pracujących w prostytucji, to dlaczego w Niemczech ze wszystkich prostytutek w liczbie między 400 tys. a 1 mln, zaledwie 44 „zalegalizowały” się jako prostytutki?

Uprzywilejowana grupa „pracowników i pracownic seksualnych” domaga się prawa do sprzedaży usług seksualnych za cenę odebrania prawa do nie bycia sprzedaną milionom innych kobiet. Za lobby na rzecz legalizacji prostytucji nie stoją same prostytutki, ale również ludzie czerpiący zyski z seks biznesu i eksploatacji milionów kobiet.

Prostytucja jest wolnym wyborem, niekoniecznie jednak samych kobiet, które tak „pracują”, ale mężczyzn, którzy decydują się płacić za seks. Jeśli więc chcemy ją ograniczyć, bo uznajemy, że płacenie za seks jest niezgodne z ideą równości płci, że utrwala uprzedmiotowienie i instrumentalizację kobiecej seksualności, nie powinniśmy jej legalizować, ale „znieść”.

Bibliografia:

(1) C. MacKinnon, Trafficking, Prostitution, and Inequality, Harvard Civil Rights-Civil Liberties Law Review 46 (2011)

(2) Barbara Błońska, Wyniki badań terenowych nad zjawiskiem prostytucji w Polsce, Archiwum Kryminologii tom XXXIII 2011

(3) Max Waltman, Prohibiting Sex Purchasing and Ending Trafficking: The Swedish Prostitution Law, 33 Mich. J. Int’l L. 133 (2011)

(4) Lydia Cacho, Niewolnice władzy. Przemilczana historia międzynarodowego handlu kobietami, Wydawnictwo Muza 2013

(5) Seo-Young Cho, Axel Dreher, Eric Neumayer, Deos Legalized Prostitution Increase in Human Trafficking?, World Development 41 (1), 2013, pp. 67-82

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij