Unia Europejska

Tubylewicz: Na północy tęczowo

W tym roku tęczowe flagi zawisły też w sztokholmskiej synagodze. Tutejszy rabin, David Lazar, kiedyś ortodoks, mówi dziś o sobie, że jest feministą i aktywistą queer.

Polskę i Szwecję dzieli tylko niewielkie morze, a relacje między naszymi krajami nigdy nie były tak udane jak dziś, jednak istnieją sfery, w których polska i szwedzka rzeczywistość rozjeżdżają się ze sobą do tego stopnia, że można ulec wrażeniu, iż nadal dzieli nas żelazna kurtyna. Zestawienie smętnego losu warszawskiej tęczy na Placu Zbawiciela i pełnych homofobicznej nienawiści wypowiedzi niektórych polskich polityków z tęczową euforią radości i solidarności sztokholmskiego Pride jest dla mnie dość traumatyczne, bo widzę, że moją ojczyznę i sympatyczny kraj, w którym mieszkam, poza oczywistym Morzem Bałtyckim dzielą także lata świetlne.

Miasto tolerancji

Sztokholmskie Pride, czyli największa w całej Skandynawii impreza LGBT, to nie tylko barwna parada równości, ale także trwający niemal tydzień wielki festiwal wypełniony koncertami, dyskusjami, wystawami i zabawą. Ma on przemożny wpływ na miasto, także w wymiarze wizualnym. Dość wspomnieć, że w czasie tygodnia Pride wszystkie sztokholmskie autobusy zdobią tęczowe chorągiewki, tęczowe są plastikowe kubki na kupowaną na wynos kawę i naklejki na sztokholmskich taksówkach, tęczowe są wystawy sklepów i pasy na wybranych przejściach dla pieszych, a także flagi łopoczące na wietrze przed tak kluczowymi budynkami, jak położona w samym sercu miasta siedziba Królewskiego Teatr Narodowego „Dramaten”. Tolerancja zatacza coraz szersze kręgi, więc w tym roku tęczowe flagi zawisły też w sztokholmskiej synagodze. Tutejszy rabin, David Lazar, który był kiedyś ortodoksem, mówi dziś o sobie, że jest feministą i aktywistą queer.

Najgłośniejszą nowością stały się jednak dwie tęczowe flagi, które przez cały czas trwania Pride zdobiły budynki ambasady amerykańskiej w Sztokholmie oraz prywatnej rezydencji ambasadora Marka Brzezińskiego (syna TEGO Brzezińskiego). Miały być znakiem poparcia dla społeczności LGBT i parady równości, a przy tym najlepszym sposobem na promocję liberalizacji prawa amerykańskiego i w ogóle USA w Szwecji (co niewątpliwie mówi więcej o Szwecji niż o USA, bo ambasada amerykańska w Polsce tęczowej flagi nie wywiesza). Ambasador na swoim blogu zacytował słowa Baracka Obamy z roku 2011: “No country should deny people their rights because of who they love, which is why we must stand up for the rights of gays and lesbians everywhere”. Wyraził też dumę i radość z powodu tegorocznej decyzji Sądu Najwyższego USA, który zrównał w prawach małżeństwa homoseksualne z heteroseksualnymi, przytaczając przy okazji historię korzystnych dla mniejszości LGBT przemian w prawie amerykańskim od lat 90 XX wieku.
„Dlaczego jest to dla mnie ważne?” – pisał. „ Dlatego, że chodzi tu o miłość. (…) Jak można odmawiać drugiemu człowiekowi prawa do tego uczucia i jego wyrażania? Odebranie drugiej istocie ludzkiej prawa do związku i partnerstwa, a także społecznego i instytucjonalnego ich wsparcia jest odmówieniem mu prawa do osiągnięcia maksymalnego szczęścia”.

Wszyscy chcą być tęczowi

Nie da się ukryć, festiwal Pride jest w Szwecji wydarzeniem o charakterze masowym, imprezą, która przyciąga nie tylko społeczność LGBT, ale także najzwyklejszych w świecie hetero. Na paradę idzie się z rodziną i dziećmi, żeby popatrzeć na niezwykłe stroje, przyjrzeć się z bliska znanym twarzom, posłuchać muzyki i poczuć dobrą energię. W tegorocznej paradzie wzięło udział 60 tysięcy ludzi, a przyglądała im się entuzjastyczna publiczność licząca sobie aż 600 tysięcy osób (żadnych jajek, żadnych wygolonych do zera typów z transparentami „zakaz pedałowania”…).  Pride przyciąga jak magnes polityków wszelkiej maści.

W Szwecji nie można mieć poważnych ambicji politycznych wykazując przy tym obojętność względem społeczności LGBT (o wrogości nawet nie wspominając).

W paradzie chcą iść dosłownie wszyscy: posłowie i ministrowie, urzędnicy miejscy i gminni, reprezentanci Kościoła Szwedzkiego, synagogi, policji, Straży Pożarnej i… Biura Pośrednictwa Pracy, a poza tym, rzecz jasna, wszystkie zasiadające w Riksdagu partie (z wyjątkiem ksenofobicznej partii Szwedzkich Demokratów, która ma swoje korzenie w ruchach nazistowskich). Dla partii Chrześcijańskich Demokratów udział w Pride i głośno akcentowane przekonanie, że Szwecja ma  moralny obowiązek przyznawania azylu osobom, które są w swoich krajach prześladowane ze względu na orientację seksualną stało się wręcz sposobem na poprawienie spadającego poparcia wśród wyborców. Od 2011 roku Chrześcijańscy Demokraci zdecydowanie stawiają na „zmycie piętna partii homofobicznej”, jak ujęła to swego czasu przewodnicząca sztokholmskiego oddziału partii Caroline Szyber.

Pride to także wielka impreza komercyjna. Podczas koncertów odbywających się w parku festiwalowym na Östermalm wystąpiły w tym roku największe szwedzkie gwiazdy. Wśród nich Agnetha Fältskog z legendarnej ABBY, która właśnie dla publiczności LGBT zdecydowała się na pierwsze od lat publiczne wystąpienie.

Dlaczego tak jest?

Najlepiej i najprościej wyraziła to chyba publicystka „Aftonbladet” Carina Bergfeldt: „W tęczowych flagach, które łopocą nad Sztokholmem nie chodzi o to, kogo ty czy ja mamy obok siebie w łóżku. Przesłanie jest dużo ciekawsze. Według mnie flagi te mówią, że jeśli odważysz się podążyć za tęczą ze wszystkim, co ona oznacza, ze zmianą społeczną, nadzieją i tolerancją, to na samym końcu znajdziesz skarb:
Życie. Ukojenie. Harmonię.
Bez względu na to, w jakim kraju kładziesz się do łóżka.
Bez względu na to, kto leży obok ciebie”.

Poza tęczą

Podczas sztokholmskiego Pride co roku poświęca się sporo uwagi krajom, w których społeczność LGBT jest prześladowana. W samej paradzie zawsze idzie grupa prosto ubranych ludzi z zaklejonymi taśmą klejącą ustami i napisami na koszulkach: „Marching for those who can’t!”
Tych, którzy maszerować nie mogą, jest wielu. W Ugandzie za homoseksualizm można dostać wyrok śmierci, tragiczna jest sytuacja osób homoseksualnych w Chinach i w krajach arabskich. W tym roku podczas sztokholmskiego Pride demonstrowano przed ambasadą Rosji, a szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt określił niedawno uchwalone w Rosji homofobiczne ustawy (zakaz propagowania „nietradycyjnych zachowań seksualnych”) oraz narastającą w tym kraju przemoc względem homoseksualistów mianem „obrzydliwych i nieludzkich”.

Dzięki Instytutowi Polskiemu w Sztokholmie, który już po raz trzeci wziął udział w festiwalu Pride i doprowadził m.in. do pokazania wystawy Kampanii Przeciw Homofobii Berlin – Yogyakarta przypominającej historię prześladowań gejów, lesbijek, osób biseksualnych i transgenderowych przez nazistów, Polska wypadła w Sztokholmie dobrze, chociaż bez tęczowej flagi na budynku ambasady. Prawda jest jednak taka, że w prawdziwej Polsce (a nie tej budującej świadomie swój wizerunek) sytuacja społeczności LGBT do idealnych nie należy.

Ciekawa jestem, czy naszym rodzimym homofobom spod znaku radykalnej prawicy i konserwy nie przeszkadza fakt, że plasują się coraz bliżej Putina i Ugandy

i coraz dalej od ukochanej przez nasz naród Ameryki i od przyjmującej rodaków masami Wielkiej Brytanii, której premier chwalił się niedawno światu, że rządzi krajem prawdziwie przyjaznym homoseksualistom (po tym jak uchwalono prawo pozwalające na śluby osób jednej płci). Nie wspominając już o Szwecji, która jest pewnie najbardziej tęczowym krajem świata. Sztokholmski przykład pokazuje, że tolerancja nie tylko jest piękna, ludzka i pełna radości, ale także atrakcyjna wizualnie, opłacalna komercyjnie i skuteczna politycznie, a do tego z roku na rok zatacza coraz szersze kręgi. Może jest szansa, że w kolejnych latach kręgi te zahaczą także o Plac Zbawiciela w Warszawie?

Katarzyna Tubylewicz – publicystka, kulturoznawczyni i tłumaczka. Strona internetowa autorki: www.katarzynatubylewicz.pl.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Tubylewicz
Katarzyna Tubylewicz
Pisarka, publicystka
Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej. Autorka m.in. reportaży o współczesnej Szwecji „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”, „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”, nie-przewodnika „Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą” oraz powieści „Własne miejsca”, „Rówieśniczki”, „Ostatnia powieść Marcela” i „Bardzo zimna wiosna”. Pomysłodawczyni i współautorka antologii rozmów o czytelnictwie „Szwecja czyta. Polska czyta”. Ze szwedzkiego na polski przełożyła m.in. cztery powieści Majgull Axelsson, głośną trylogię Jonasa Gardella o AIDS w Szwecji „Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek”, nominowany do nagrody Kapuścińskiego reportaż Niklasa Orreniusa „Strzały w Kopenhadze” i „Niebo w kolorze siarki” Kjella Westö. W  latach 2006–2012 była dyrektorką Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Od wielu lat praktykuje ashtangę jogę.
Zamknij