Unia Europejska

Rae: Cięcia duże – sukcesów brak

Kiedy MFW zaczyna nawoływać rząd twojego kraju do złagodzenia polityki głębokich cięć budżetowych, to wiedz, że coś jest nie w porządku.

Tymczasem właśnie w kwietniu 2012 roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy stwierdził, że brytyjski rząd powinien rozważyć spowolnienie reform opartych na radykalnych oszczędnościach i przyjąć bardziej elastyczną politykę ekonomiczną, jako że dotychczas stosowane rozwiązania negatywnie wpływają na stan brytyjskiej gospodarki.

Wciąż w stagnacji

Dane makroekonomiczne są w istocie alarmujące. Wielka Brytania ledwie uniknęła bezprecedensowej trzeciej recesji w ciągu ostatnich pięciu lat, dzięki temu, że jej PKB wzrósł o skromne 0,3 proc. w pierwszym kwartale 2013 r. Od ostatniego kwartału 2011 r. produkcja przemysłowa wzrosła o zaledwie 0,4 proc., kurcząc się przez dziewięć miesięcy minionego roku. Brytyjska gospodarka jest więc niewątpliwie w fazie stagnacji i nie może wrócić na ścieżkę trwałego wzrostu po tym, jak dosięgnęły ją skutki globalnego kryzysu gospodarczego.

W porównaniu z innymi wielkimi gospodarkami (UK jest obecnie ósmą największą na świecie) Wielka Brytania radzi sobie naprawdę źle. Pod koniec 2012 r. jej PKB było o 3 proc. niższe niż w szczytowym okresie 2008 r., jeszcze przed wybuchem kryzysu. To wynik najgorszy spośród wszystkich większych gospodarek na świecie. Przykładowo USA i Niemcy w analogicznym okresie urosły o 2 proc., podczas gdy gospodarka Francji skurczyła się o 0,8 proc. (dla porównania chińskie PKB wzrosło o 40 proc.).

Od przejęcia władzy w maju 2010 r. rządząca koalicja konserwatystów i liberalnych demokratów prowadzi politykę drastycznego zaciskania pasa. Koalicjanci od początku zakładali, że połączenie cięć wydatków publicznych i podwyżek podatków pozwoli zmniejszyć deficyt budżetowy oraz dług publiczny, które przedstawiano jako najważniejsze czynniki hamujące wzrost gospodarczy. W tamtym czasie MFW twierdził, że polityka głębokich oszczędności jest „konieczna”, a kanclerz skarbu George Osborne określił brytyjską gospodarkę jako „bliską bankructwa”. 

Naprawdę wszyscy jedziemy na tym samym wózku?

Wiele reform zapowiedzianych przez rząd Davida Camerona dopiero teraz jest wprowadzanych w życie. Jedną z nich jest „podatek sypialniany”: osoby zarejestrowane jako bezrobotne tracą 14 proc. zasiłku mieszkaniowego, jeśli dysponują jednym nadmiarowym pokojem, lub też 25 proc., jeśli tych pokoi jest dwa lub więcej. Ustanowiono górne limity wysokości zasiłków i po raz pierwszy w historii nie zostaną one zwaloryzowane o wskaźnik inflacji. Zasiłki dla niepełnosprawnych zostały obniżone, zaostrzono kryteria dostępu do pomocy prawnej, a służbę zdrowia dosięgła kolejna fala prywatyzacji, na skutek czego więcej usług dostępnych będzie w sektorze prywatnym. Cięcia wydatków mają szczególnie negatywny wpływ na usługi publiczne, szacuje się bowiem, że do 2018 r. 700 tys. pracowników sektora publicznego straci pracę.

Wprawdzie rząd powtarza, że „wszyscy jedziemy na tym samym wózku”, ale ten slogan wydaje się pusty, jeśli weźmiemy pod uwagę, że obniżono 50-procentowy podatek dla najlepiej zarabiających, co pozwoli trzynastu tysiącom brytyjskich milionerów płacić podatki niższe o 100 tys. funtów rocznie.

Wszystkie te rozwiązania spowodowały drastyczny spadek jakości życia w Wielkiej Brytanii. Od 2010 r. płace realne zmniejszyły się o ponad 3 proc., co stanowi czwarty największy spadek płac wśród krajów UE. Rosną za to ceny żywności – z niedawno przeprowadzonego sondażu wynika, że niemal połowa brytyjskich rodziców obawia się, czy będzie w stanie zapewnić odpowiednie wyżywienie swoim dzieciom. 350 tys. rodzin zmuszonych jest do korzystania z banków żywności. Do tego dochodzi bezrobocie, które w 2013 r. znów zaczęło rosnąć. Liczba bezrobotnych osiągnęła 2,56 miliona w kwietniu tego roku, z czego milion to osoby w wieku 16–24 lata. Bezrobocie wśród kobiet podskoczyło o 12 proc.; szacuje się, że w 2014 r. liczba bezrobotnych kobiet sięgnie 1,5 miliona.

Wszystkie słabości polityki Camerona

Za programem ekonomicznym koalicyjnego rządu stoi przekonanie o naturalnej wyższości sektora prywatnego nad publicznym i o tym, że wysokie wydatki budżetowe tłamszą prywatną przedsiębiorczość i spowalniają wzrost gospodarczy. Rząd uznał, że kryzys ekonomiczny jest historyczną szansą na dokończenie projektu rozpoczętego przez Margaret Thatcher, a więc pozbycie się państwa dobrobytu, które stworzono w Wielkiej Brytanii w okresie powojennym. Wierzy on także, że zmniejszenie opodatkowania przedsiębiorstw i najbogatszych obywateli da impuls inwestycjom prywatnym i sprowadzi kraj na ścieżkę wzrostu.

Tego typu myślenie oparte jest na czystej ideologii i nie uwzględnia rzeczywistej sytuacji brytyjskiej gospodarki. Prawdą jest oczywiście, że światowy kryzys spowodowany był przede wszystkim spadkiem inwestycji. Jednakże polityka zaciskania pasa nie doprowadziła do odwrócenia tego trendu – sektor prywatny nie był zdolny do podwyższenia stopy inwestycji. Po recesji na początkowym etapie kryzysu ekonomicznego, od trzeciego kwartału 2009 r. brytyjska gospodarka przez pięć kolejnych kwartałów notowała wzrost PKB dzięki zwiększonym wydatkom budżetowym i inwestycjom publicznym zaordynowanym jeszcze przez poprzedni, laburzystowski rząd. Wraz z rozpoczęciem polityki drastycznych oszczędności przez nowy gabinet znów jednak wpadła w recesję.

Słabość sektora prywatnego można lepiej zrozumieć, jeśli spojrzy się na jego wkład w rozwój gospodarki w ostatnich latach. Od pojawienia się recesji w pierwszym kwartale 2008 r. sektor prywatny pomniejszył brytyjski PKB o 4 proc. Dla porównania, jedyną sferą gospodarki, która przyczyniła się do wzrostu w omawianym okresie, są wydatki publiczne, które – pomimo polityki cięć – powiększyły brytyjski PKB o 1,4 proc. Przemysł budowniczy zmniejszył się o 19 proc., a wytwórczy o 10 proc.; najefektywniejszą gałęzią sektora prywatnego są usługi biznesowe i sektor finansów, które skurczyły się zaledwie o 0,3 proc. Należy przy tym pamiętać, że uniknęły one całkowitego upadku jedynie dzięki rządowej pomocy – szacuje się, że osiągnęła ona szokującą kwotę ponad miliarda funtów.

Kolejna słabość rządowej polityki ekonomicznej to brak sukcesów w redukcji długu publicznego, który obecnie wynosi 75 proc. PKB. Osborne początkowo zapowiadał, że  zacznie się on zmniejszać na przełomie 2013 i 2014 r., lecz teraz skorygował swoje prognozy na przełom lat 2017–2018. Dług publiczny rośnie, ponieważ polityka zaciskania pasa dławi wzrost gospodarczy.

Trwająca od dłuższego czasu stagnacja gospodarki spowodowała, że Wielka Brytania straciła najwyższy (AAA) rating kredytowy. Doprowadziła również do znacznego osłabienia funta, czemu nie towarzyszy jednak rozwój eksportu (udział brytyjskiego eksportu na światowych rynkach spadł z 3,5 proc. w 2008 do 3,2 proc. w 2012 r.). A wszystko to z powodu słabości przemysłu wytwórczego. Jest to pouczająca lekcja dla tych, którzy twierdzą, że wyjście ze strefy euro i dewaluacja waluty mogą być prostą receptą na problemy ekonomiczne.

Niesprawiedliwość polityki ekonomicznej rządu staje się coraz bardziej oczywista. Sektor bankowo-finansowy – który w największym stopniu przyczynił się do wybuchu kryzysu ekonomicznego – otrzymał gigantyczną pomoc, co spowodowało wzrost długu publicznego i w konsekwencji wprowadzenie szeroko zakrojonych oszczędności uderzających w najbiedniejszych. Co więcej, banki w większości zakumulowały otrzymane od państwa środki ratunkowe, przyczyniając się do zamrożenia wydatków inwestycyjnych. To również dławi wzrost gospodarczy.

Czy laburzyści zmienią kurs?

Słabość brytyjskiej gospodarki przyniosła znaczny spadek poparcia dla obu partii koalicyjnych – zarówno konserwatyści, jak i liberalni demokraci ponieśli sromotną porażkę w niedawnych wyborach lokalnych. W reakcji na to rząd zaczął uderzać w eurosceptyczne i antyimigranckie tony. Zapowiedział, że jeśli utrzyma władzę po kolejnych wyborach parlamentarnych, ogłosi ogólnokrajowe referendum dotyczącego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Jednocześnie obwinia kryzys w strefie euro za obecne trudności brytyjskiej gospodarki.

Innym obiektem ataków są imigranci z Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, których obarcza się odpowiedzialnością za wzrost bezrobocia i spadek jakości życia. Rząd niedawno zapowiedział wprowadzenie nowych regulacji powstrzymujących imigrację, m.in. poprzez ograniczenie dostępu imigrantów do publicznej służby zdrowia.

Prawicowy zwrot rządu jest do pewnego stopnia spowodowany wzrostem popularności populistycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która we wspomnianych wyborach lokalnych zdobyła poparcie 23 proc. wyborców (o 9 pkt. proc. więcej niż liberalni demokraci). Partia Konserwatywna próbuje zapobiec w ten sposób wzmocnieniu pozycji UKIP, ale jednocześnie traci poparcie wśród centrowych wyborców. 

Faworytem do zwycięstwa w najbliższych wyborach parlamentarnych jest Partia Pracy – społeczeństwo poszukuje alternatywy dla destrukcyjnej polityki obecnego rządu. Laburzyści pod przewodnictwem Eda Milibanda właściwie milczą na temat rozwiązań ekonomicznych, które zamierzają wprowadzić w życie. Zasadniczo przyjmują, że program ograniczania deficytu budżetowego powinien być kontynuowany, tyle że znacznie wolniej, a cięcia powinny być tak zaprojektowane, by chronić najsłabszych.

Problem z tego typu programem polega jednak na tym, że nie bierze on pod uwagę ogromnych strukturalnych trudności, z jakimi mierzy się brytyjska gospodarka. Jeśli spadkowe tendencje ekonomiczne mają się odwrócić, poziom inwestycji musi wzrosnąć. Próby zachęcenia sektora prywatnego do zwiększenia wydatków inwestycyjnych skończyły się fiaskiem, dlatego państwo musi – używając słów Keynesa – „uspołecznić inwestycje”. Polegałoby to na tworzeniu miejsc pracy, inwestycjach w infrastrukturę i budownictwo mieszkaniowe oraz odbudowie bazy przemysłowej.

Alternatywny „program mniejszych cięć”, który proponują laburzyści, byłby powieleniem błędów François Hollande’a, któremu nie udaje się poprawić stanu francuskiej gospodarki, co znacznie osłabia poparcie dla Partii Socjalistycznej, jak i dla niego samego. Powtórzenie tego scenariusza w Wielkiej Brytanii tylko wzmocniłoby siły polityczne w rodzaju UKIP oraz retorykę prawicowego populizmu, która upatruje źródeł problemów ekonomicznych Wielkiej Brytanii w jej członkostwie w Unii Europejskiej.

dr Gavin Rae – wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, prowadzi bloga Beyond the Transition poświęconego społeczno-gospodarczym zmianow w Europie Środkowo-Wschodniej.

 

 Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij