Unia Europejska

Grecja potrzebuje oddechu

Kontrolowane bankructwo Grecji czy też jej powrót do drachmy będą mieć katastrofalne skutki i dla Grecji, i dla UE. Przede wszystkim poważnie dotkną gospodarkę Niemiec.

Bartłomiej Kozek: Zacznijmy od początku – dlaczego po przystąpieniu do strefy euro sytuacja gospodarcza Grecji uległa takiemu pogorszeniu?

Rania Antopoulos: Często próbuje nam się wmówić, że gdy państwo nie przeszkadza sektorowi prywatnemu przy podejmowaniu decyzji, wolne rynki oraz swobodny handel automatycznie prowadzą do najbardziej efektywnej alokacji zasobów, takich jak ziemia, kapitał czy praca, na czym korzystają wszyscy. 

Tego typu przekonanie nie bierze jednak pod uwagę początkowej pozycji danej gospodarki, jej struktury czy konkurencyjności. Co, jeśli kraje takie jak Niemcy czy Finlandia są po prostu bardziej technologicznie zaawansowane od krajów takich jak Grecja? Co w sytuacji, gdy Grecja nie może konkurować jednostkowymi kosztami pracy z krajami o niższych płacach, takimi jak Estonia, Ukraina, Turcja czy Chiny, co wyklucza ekonomiczną atrakcyjność na przykład produkcji tekstylnej? Efektem otwarcia rynków dla kraju takiego jak Grecja są gospodarcze tarapaty. 

Dlaczego greckie władze nie były w stanie stworzyć bardziej zróżnicowanej gospodarki, opierającej się na czymś więcej niż tylko na turystyce i produkcji statków? Dlaczego działania rządu były tak nieskuteczne?


Należy wpierw uściślić, co mamy na myśli, mówiąc o nieefektywności działań greckiego rządu. Oczywiście, jakość świadczonych usług mogła być lepsza, ale często wykorzystuje się to do stwierdzenia, że wydatki oraz zatrudnienie w sektorze publicznym są za duże i należy je obciąć. Czy grecki sektor publiczny był za duży? Popatrzmy na liczby: udział sektora publicznego w PKB w 2009 roku – kiedy to zdiagnozowano problemy ekonomiczne Grecji – kształtował się na poziomie 46,8%. We Francji wynosił 52,8%, w Niemczech 43,7%, we Włoszech 48,8% i 46,1% w Portugalii.
Może więc chodzi o jakieś szczególnie hojne wydatki publiczne? Także i tutaj Grecja się nie wyróżniała, czy to w kwestii świadczeń socjalnych przypadających na jednego mieszkańca czy emerytury, czy nawet administracyjnych kosztów obsługi systemu. Na tle innych państw Grecję wyróżniał się jedynie najwyższy w UE udział wydatków wojskowych, sięgający 4–5% PKB, dwukrotnie wyższy niż w Niemczech czy we Francji.

Jeśli chodzi o system podatkowy, warto wspomnieć o dwóch kwestiach. Po pierwsze, problemem jest niższy o około 5 procent udział podatków w PKB w porównaniu z innymi krajami strefy euro. Sięga on 39% PKB i musi ulec zwiększeniu, by władze mogły dostarczać świadczenia społeczne. Pamiętajmy, że zgodnie z greckim prawem zwolniony z podatków jest przemysł stoczniowy – każdy z poprzednich rządów, który chciał go opodatkować, spotykał się z szantażem przeniesienia produkcji do tego czy innego raju podatkowego. Prawo zezwala zatem na nieopodatkowanie sektora odpowiadającego za 8% PKB!

Po drugie, 30% aktywności gospodarczej odbywa się dziś w szarej strefie – z podobnym problemem borykają się również Włochy. Korupcja w publicznej agencji zajmującej się zbieraniem podatków nie poprawia sytuacji. Te problemy bez wątpienia wymagają rozwiązania, jednak na skutek wprowadzenia „pakietów oszczędnościowych” dodatkowe obciążenia podatkowe spadły przede wszystkim na najsłabszych. Dochody osób średnio zarabiających spadły o jakieś 40–50% –z powodu obniżek płac, wzrostu stawek VAT, a także przez nadzwyczajne „podatki solidarnościowe”.

Co proponują rządowi Antonisa Samarasa międzynarodowe instytucje finansowe? Czy tylko cięcia budżetowe i politykę zaciskania pasa?


Trojka, czyli Europejski Bank Centralny, Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Unia Europejska, naciskają na prywatyzację, zwolnienia w sektorze państwowym oraz – rzecz bez precedensu – na obniżki płac w sektorze prywatnym. Twierdzą, że dzięki wewnętrznej dewaluacji (mniejsze jednostkowe koszty pracy prowadzące do niższych kosztów produkcji) Grecja stanie się bardziej konkurencyjna. To czysta fantazja. Bez skoordynowanej polityki przemysłowej i rolnej, z systemem podatków oraz kwot chroniących i wspierających rodzimych producentów, to nie zadziała.
Grecki bank centralny wydał bardzo ważny raport wskazujący, że niższe ceny produktów eksportowanych w 2010 roku wcale nie zwiększyły popytu na te produkty. Co więcej, obniżki płac obniżają popyt na usługi i konsumpcję w gospodarstwach domowych. W ciągu ostatnich 4–5 lat produkt krajowy brutto spadł aż o 20%, bezrobocie zbliża się do 23%, a wśród młodych sięga 52%! Przykazane Grecji zaciskanie pasa nie działa. Nie ma żadnych pozytywnych efektów ani dla gospodarki, ani dla obywatelek i obywateli.

W 2009 roku, gdy rynki finansowe stwierdziły, że Grecji grozi niewypłacalność, stosunek długu do PKB kraju wynosił 129%. Nadszedł czas zaciskania pasa towarzyszącego programom pomocowym (służącym, jak dziś widzimy, przede wszystkim wierzycielom greckiego długu) i wskaźnik ten wzrósł do 165%! Grecka gospodarka się kurczy, a bailouty – 110 miliardów euro w kwietniu 2010 roku i kolejne 170 miliardów kilka miesięcy temu – jedynie zwiększają poziom zadłużenia. Dla wszystkich powinno być jasne, że gdy podatkowe ciasto jest coraz mniejsze, zmniejszają się również przychody budżetowe. Sytuacji nie poprawiają już nawet podwyżki opodatkowania.

Rynki finansowe nie bardzo wierzą w powodzenie tego planu. Wiedzą, że wdrażane rozwiązania osłabiają gospodarkę, zamiast ją wzmacniać. Obecne oprocentowanie trzymiesięcznych greckich obligacji wynosi 6,7%, dziesięcioletnich – 24%, a dwuletnich – aż 347%! Rynki uważają, że obecny poziom zadłużenia kraju jest nie do utrzymania, a ryzyko bankructwa pozostaje wysokie.

Jaki sfer najmocniej dotykają cięcia? I o jakich kwotach mówimy?


W celu otrzymania najnowszej transzy funduszów ratunkowych w wysokości 31,5 miliarda euro (tak zwanego „pakietu ratunkowego”) obecny rząd musiał przedstawić do września kolejne cięcia wydatków publicznych, sięgające 11,6 miliarda euro. Plan ministra finansów obejmuje redukcję płac w przedsiębiorstwach państwowych (zajmujących się na przykład dostarczaniem energii elektrycznej i transportem zbiorowym) o 30–35%. Niektóre doniesienia informują o planach „umiarkowanych obniżek” we wszystkich instytucjach publicznych. Rząd twierdzi, że chce uniknąć tak daleko posuniętych – kolejnych już zresztą – cięć wśród pracowników publicznych, ale nie można ich wykluczyć. Obniżeniu mają ulec emerytury i inne świadczenia społeczne. Planowane z tego tytułu oszczędności sięgną 4 miliardów euro, co stanowi około 10% ogólnych wydatków na te cele, szacowanych na 44 miliardy.
Czekają nas również redukcje zatrudnienia w sektorze publicznym. Do roku 2015 może zostać zwolnionych nawet 150 tysięcy osób. By usatysfakcjonować Trojkę, rząd zdecydował się niedawno zwolnić 34 tysiące osób. 

Kolejny miliard euro ma być pozyskany dzięki „oszczędnościom” w służbie zdrowia – już dziś szpitale zalegają z płatnościami za lekarstwa. Od kilku miesięcy pensji nie otrzymują aptekarze. Brakuje m.in. igieł, gazy, leków potrzebnych podczas chemioterapii. Obcięcie pół miliarda euro w edukacji oznaczać będzie podwyżki czesnego na studiach, wydłużone zostaną również godziny pracy w oświacie, co ma zmniejszyć zapotrzebowanie na nowe pracownice i pracowników.

Już zeszłoroczny pakiet oszczędnościowy przewidywał zmniejszenie kwoty wolnej od opodatkowania z 12 do 5 tysięcy euro, co oznacza, że osoby otrzymujące wynagrodzenie oraz emerytury w wysokości 6 tysięcy euro rocznie (500 euro miesięcznie) zostały opodatkowane. Zwiększają się wskaźniki samobójstw wśród osób starszych, które całe życie odkładały pieniądze na swoją emeryturę, a dziś zmuszane są do wybierania między kupowaniem żywności a potrzebnych im lekarstw.
Poza likwidacją 150 tysięcy miejsc w pracy w sektorze publicznym obniżona została wysokość odpraw, a elastyczne formy zatrudnienia zostały zalegalizowane. Umowy o pracę podpisywane są dziś na 9 miesięcy, tak że gdy osoba pracująca jest zwalniana, nie otrzymuje ani odprawy, ani prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Płaca minimalna uległa redukcji o 15–20%. Skala cięć płac w sektorze spożywczym sięgnęła 30–35%.

Czy rząd próbuje jakoś pomóc rynkowi pracy?


W 2009 roku ministra pracy w rządzie Jeorjosa Papandreu, Louka Katseli, wprowadziła program tworzenia miejsc pracy w samorządach dla osób pozostającym bez pracy ponad rok (wtedy tracą uprawnienia do zasiłku dla bezrobotnych). Są to prace pożyteczne dla lokalnych społeczności. W innym programie państwo bierze na siebie rolę „pracodawcy ostatniej szansy”, co zresztą zmarły w 1996 roku znany postkeynesowski ekonomista amerykański Hyman Minsky uznawał za najlepszą możliwą politykę stabilizacyjną. W jego obecnym kształcie program zapewnia 5 miesięcy pracy uprawniony, zdolnym do pracy dorosłym. Początkowo gwarancja ta wynosiła 6–7 miesięcy przez dwa lata; najlepszym zaś rozwiązaniem byłoby, gdyby zakres tego programu zależał od tego, jak długo sami bezrobotni chcą pracować. Projekt ten będzie jednak działał tylko przez rok, obejmie zaledwie 55 tysięcy osób. Pamiętajmy, że dziś bez pracy w Grecji jest 1,3 miliona ludzi, z czego ponad połowa dłużej niż rok. 

W idealnych warunkach program powinien przyjąć pod swoje skrzydła każdego, kto byłby gotów pracować za płacę minimalną. Wraz z powrotem sektora prywatnego do zatrudniania nowych osób za wyższe wynagrodzenie liczba osób objętych programem automatycznie by spadła.

Pojawia się jednak pytanie – w jaki sposób sfinansować taki projekt w samym środku kryzysowych cięć budżetowych? Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Unia Europejska nie przeznacza większych środków dla tego typu inicjatyw, szczególnie ważnych dla ludzi młodych. Na pewno pomogłoby to w pobudzaniu lokalnego popytu. Zamiast tego słyszymy od unijnych ministrów finansów, premierów i szefów banków: „Tak, tak, musimy zrobić coś dla wsparcia wzrostu i ochrony najuboższych – ale najpierw musicie dokonać więcej cięć!”. To przecież bez sensu.

Jedną z najbardziej wrażliwych na spowolnienie gospodarcze grup jest młodzież. Jakie są społeczne skutki tak wysokiego poziomu bezrobocia wśród młodych?


Emigracja zarobkowa i poczucie desperacji wśród tych, którzy zostają i nie mogą znaleźć pracy. Rozprzestrzeniają się nastroje antyimigranckie, z szykanowaniem rodzin oraz mordowaniem przyjezdnych włącznie. Partia neonazistowska wykorzystuje tę sytuację, by rekrutować młodych ludzi do pilnowania porządku i dystrybucji żywności w biedniejszych dzielnicach. Rośnie liczba samobójstw i przestępstw. Skrajnie prawicowa partia Złoty Świt zdobyła w czerwcu 2012 roku prawie 8% głosów i jest dziś reprezentowana w parlamencie. 

Czy na szczeblu lokalnym pojawiają się jakieś inicjatywy, które pomagają Greczynkom i Grekom przetrwać kryzys?


Rozwijają się oddolne inicjatywy samopomocowe, takie jak darmowa dystrybucja warzyw i innych podstawowych produktów żywnościowych, zbiórki odzieży czy zabawek dla dzieci, pomysły bezgotówkowej wymiany usług w lokalnych społecznościach, sklepy społeczne, sprzedające żywność po obniżonych cenach. Nie są one jednak w stanie dostarczyć wszystkich usług i świadczeń, które ze względu na skalę dostarczyć może jedynie państwo. 

Co można zatem zrobić, by reanimacja greckiej gospodarki się udała? 


Potrzeba nam natychmiastowego wdrożenia programu na miarę „Nowego Ładu” z czasów amerykańskiego Wielkiego Kryzysu. Podobny program wprowadzono w 2002 roku w Argentynie – trwał 3–4 lata i dał pracę 2 milionom ludzi. Działania tego typu mogłyby dziś dać zatrudnienie pół miliona Grekom. 

Musi również nastąpić obcięcie zadłużenia kraju – na tyle duże, by mógł on zacząć sobie radzić z jego obsługą. Jako alternatywę można rozważyć obniżenie oprocentowania obligacji do poziomu wzrostu gospodarczego. Jeśli architektura Unii Europejskiej nie ulegnie zmianie w taki sposób, że rzeczywiście będzie się zachowywać jak UNIA, Grecja nie da sobie rady z tym kryzysem. 

Wiele do zrobienia mamy też w samej Grecji. Musi się skończyć z klientelistycznym nastawieniem do państwa – nowe kadry administracji publicznej nie mogą mieć rąk związanych partyjnymi interesami. Nowy system podatkowy powinien być skonstruowany tak, by zwiększyć bazę podatkową, bez tego nie stać nas będzie na hojny system usług publicznych oraz świadczeń społecznych.

Co najważniejsze jednak: musimy odejść od gospodarki opartej tylko na przemyśle stoczniowym i turystyce. By tak się stało, potrzeba nam interwencji rządu, planowania. Czy UE zaakceptowałaby takie odejście od polityki wolnego rynku? Czy wesprze dwustronne i regionalne porozumienia Grecji z jej sąsiadami w kwestiach handlowych i energetycznych? 

Czy scenariusze kontrolowanego bankructwa lub opuszczenia euro i powrotu do drachmy przez Grecję mają sens?


Moim zdaniem będą mieć katastrofalne skutki i dla Grecji, i dla Unii Europejskiej. Przede wszystkim poważnie dotkną gospodarkę Niemiec. Tamtejsze banki potrzebowałyby wówczas natychmiastowego dokapitalizowania. Czy Europejski Bank Centralny dostanie zgodę na przeprowadzenie takiej operacji? Przed takim scenariuszem przestrzegają wszyscy kierujący funduszami hedgingowymi! 
Jeśli jednak pytasz, czy Grecja byłaby w stanie wprowadzić w życie taki scenariusz, moja odpowiedź brzmi – tak, ale po solidnym przygotowaniu i w absolutnej tajemnicy. Wymagałby on kontroli przepływów kapitałowych, kontroli cen, wcześniejszego wydrukowania odpowiedniej ilości nowej waluty. Do tego wszystkiego potrzebne byłyby – z odpowiednim wyprzedzeniem – umowy handlowe gwarantujące krajowi dostawy żywności i energii co najmniej na pierwsze pół roku. 

Bankructwo i opuszczenie strefy euro są zatem do przeprowadzenia, choć tylko wtedy, gdy społeczeństwo będzie gotowe ponieść koszty, takie jak wysoki poziom inflacji, zakłócenia w dostawach elektryczności czy racjonowanie żywności. Myślę jednak, że ten scenariusz będzie traktowany coraz poważniej, jeśli pozostanie w strefie euro będzie się wiązać z obniżeniem jakości życia do poziomu z lat 50. XX wieku, tyle że z dodatkowym bezrobociem, wysoką przestępczością i rozpadem więzi społecznych. Byłaby to gorzka pigułka do przełknięcia – ale przynajmniej nie zabijałaby powoli pacjenta.

Rania Antonopoulos współdyrektorka GEM-IWG, międzynarodowej grupy badawczej zajmującej się włączaniem perspektywy genderowej do analiz makroekonomicznych. Jest również dyrektorką programu Gender Equality and the Economy na Levy Economics Institute. Gościła w Polsce na konferencji „Economic Crisis in Europe and Beyond: Towards Gender-equitable Macroeconomic Policy-making and Economic Governance”, organizowanej na Uniwersytecie Jagiellońskim przez GEM-IWG oraz warszawski oddział Fundacji imienia Heinricha Boella.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij