Unia Europejska

„Getta? My tylko chronimy większość przed mniejszością” [reportaż]

Burmistrz chce ograniczyć zasiłki i pomoc społeczną na terenie całego miasta, by pozbyć się z niego najbiedniejszych mieszkańców. Publikujemy reportaż Václava Drozda, przygotowany we współpracy z A2larm, Il Salto oraz PoliticalCritique.org

Już przy wjeździe do czeskiego Kladna wzrok przyciąga wszechobecność czerwono-niebiesko-białych banerów z twarzą czeskiego nacjonalisty japońskiego pochodzenia Tomio Okamury i jego hasłem: „Nie dla Islamu, nie dla terrorystów”. Jego plakatami wyborczymi wyłożone są tu niemal wszystkie ulice.

Siedemdziesięciotysięczne Kladno leży stosunkowo blisko Pragi i funkcjonuje raczej jako peryferie Republiki Czeskiej. W historycznym centrum straszą puste witryny, sklepy „Wszystko za 3 korony” i second handy. Życie z ulic śródmieścia wyssało niedalekie centrum handlowe zbudowane przed dwoma laty.

Nationalist and anti-Islam scaremongerer Tomio Okamura is running an intense campaign in Kladno.
Nacjonalista i islamofob Tomio Okamura wie, że opłaci mu się kampania w czeskim Kladnie. Fot. Václav Drozd

**
Miasto znane jest nie tylko z hokeja i przemysłu metalowego, ale także z biedy, schronisk dla bezdomnych i licznych ludzkich przechowalni o koszmarnych warunkach bytowych. Tych ostatnich jest w Kladnie aż dwadzieścia cztery.

Jeśli już jacyś właściciele oferują przyzwoite mieszkanie w rozsądnej cenie, to na pewno nie Romom. Romowie kończą więc w schroniskach pełnych robaków i karaluchów, gdzie pięcioosobowe rodziny gnieżdżą się w jednym pokoju bez prawa do prywatności, a prysznice są wspólne na jedno piętro. Ceny takiej rudery w podrzędnej lokalizacji dochodzą jednak często do zawrotnych wysokości – wynajem pokoju dla pięcioosobowej rodziny może kosztować nawet dwadzieścia tysięcy koron za miesiąc (3289 zł).

Romscy najemcy są też często wystawieni na szykany ze strony właścicieli takich mieszkań, bo standardowy rynkowy wynajem i tak jest dla nich niedostępny. „Na pewno nie będziemy budować mieszkań socjalnych dla tych klientów”, powiedział Milan Volf, burmistrz Kladna. Wyjaśni nam to szerzej wkrótce.

Tymczasem wskaźniki gospodarcze regionu wzrastają, spada bezrobocie i rosną płace, ale sytuacja ludzi pozostających w tych osiedlach wcale się nie polepsza. Często przez pochodzenie i niskie kwalifikacje są oni trwałe wykluczeni z rynku pracy, a jeżeli w ogóle znajdą pracę, to tylko za minimalną płacę, która i tak nie pokryje wydatków na życie. Wielu ląduje więc w spirali długów, których egzekucje zabierają sporą część dochodu. Ludzie wolą więc pracować na czarno.

Najwięksi pracodawcy w regionie to firmy Lego i Amazon. Z doświadczenia miejscowych wynika, że praca w centrum logistycznym amerykańskiej korporacji jest dobrze płatna, ale ciężka. Pracuje się w dziesięciogodzinnych zmianach, w trakcie których pracownicy pokonują pieszo dziesiątki kilometrów.

Photo by Václav Drozd
Lego i Amazon to najwięksi pracodawcy w regionie. Fot. Václav Drozd

**

Dlaczego władza nie buduje tu mieszkań?

Starsi mężczyźni, stojący na przystanku autobusowym na obrzeżach osiedla, ochoczo odpowiadają na moje pytania. Kiedy pytam o mieszkańców wykluczonych osiedli, odpowiadają osobliwym dowcipem, z którego sami się śmieją: „Ja się na tym nie znam, ale byłem rok na wojnie i żałuję, żeśmy nie dostawali nabojów za darmo. Wiesz po co? Żebyśmy mogli strzelać do tych Cyganów, co się tutaj tak namnożyli”. Konwersację prostuje nieco uśmiechnięty siedemdziesięciolatek, który stara się sprawę nieco załagodzić. Przyznaje: „No ale przecież niektórzy z nich w końcu się przystosowali”.

Pani Janeczkowa mieszka z przyjacielem w jednym z kladeńskich schronisk. „Za jeden pokój z łazienką płacę dziewięć tysięcy koron (1500 zł), ale obniżyli mi właśnie dodatek mieszkaniowy i zapomogę. Muszę teraz z własnej kieszeni to wyrównywać i już nie wystarcza mi na lekarstwa na cukrzycę”. Pani Janeczkowa mieszka w jednym z lepszych mieszkań, ale i tutaj panuje twardy reżim. Za każdą drobnostkę lub spóźnienie w płatności podlega natychmiastowej eksmisji. Pokazuje nam pustą lodówkę, resztki spleśniałego chleba. Powtarza, że już nie starcza jej już na jedzenie. Jej sytuacja pogorszyła się po tym, jak w lipcu weszła nowelizacja ustawy o pomocy społecznej, która obniżyła dodatek mieszkaniowy o dziesięć procent. W dodatku świadczenie to trafia od razu na konto właściciela mieszkania.

Fot. Václav Drozd
Amazon kusi pracą w swoich halach. Fot. Václav Drozd

Pani Janeczkowa ze swoim przyjacielem dostawała zeszłego lata zasiłek na życie w wysokości 7100 koron (ok. 1200 zł), ale od jesieni spadł on do sześciu tysięcy (nieco poniżej 1000 zł). Nikt jej nie wyjaśnił, dlaczego dostaje nagle mniej pieniędzy, a to dlatego, że nie przepracowała obowiązkowych dwudziestu godzin w miesiącu, jak stanowi nowelizacja prawa. Niestety – jej lekarka, ze względu na zły stan zdrowia, zabroniła jej pracować. Pani Janeczkowa większą część swojego zasiłku dostaje w bonach żywnościowych, których nie może wykorzystać ani na zakup leków, ani na opłacenie mieszkania. Żeby jakoś opłacić rachunki, pani Janeczkowa sprzedaje swoje bony żywnościowe. Za taki bon o wartości tysiąca koron dostanie na czarnym rynku osiemset koron (130 zł) w gotówce.

Pani Janeczkowa macha mi przed nosem receptami lekarskimi na 240 koron (60 zł), których nie może zrealizować, bo nie ma pieniędzy. Opisuje, jak ją to wszystko przytłacza. W dziewięćdziesiątych latach straciła pracę i innej, ze względu na swój analfabetyzm i kompletny brak wykształcenia, znaleźć już nie mogła. Przy pożegnaniu dodaje: „Nie rozumiem, jak nas mogą tak zostawiać samym sobie. Dlaczego państwo nie buduje mieszkań?”.

Obronić większości przed mniejszością

Urzędy dopiero zaczynają wprowadzać nowelizację prawa o pomocy społecznej. Poprawki do ustawy wprowadził poseł liberalnej partii ODS Vladislav Vilímec, który, według swoich słów, chciał dać ludziom większe prawo w zakresie dodatków mieszkaniowych.

To Vilímec wepchnął do ustawy kontrowersyjny przepis, a myśl którego władze regionalne mogą określać tak zwane „obszary o podwyższonym ryzyku występowania zjawisk społecznie niepożądanych”. Dzięki temu krokowi władza miasta mogą ograniczyć lub wstrzymać wypłacanie na danym obszarze dodatków mieszkaniowych –  nie tylko wszystkim w potrzebie, ale też tym, którzy do przeprowadzki w okolicę pod specjalnym nadzorem zostaną zmuszeni.

Wystarczy jedna wizyta w kladeńskich osiedlach nędzy, by to zrozumieć – zaostrzenie warunków wypłacania dodatków mieszkaniowych szczególnie uderza w najbardziej narażonych na wykluczenie obywateli: wielodzietne romskie rodziny, matki samotnie wychowujące dzieci i niepełnosprawnych.

Fot. Václav Drozd
Kladno. Fot. Václav Drozd

W stosowaniu zaostrzonego prawa najdalej posunął się Jirkov w północnych Czechach, czym uruchomił efekt domina. W podobnym kierunku poszli politycy w Litvínově i Děčíně, a Obrnice znamy już nawet jako jedno z najbardziej zadłużonych miast w Czeskiej Republice. Jakiemuś rodzajowi egzekucji długów poddany jest tam co drugi mieszkaniec.

W unikatowy sposób nowelizację prawa zinterpretował jednak kladeński burmistrz Milan Volf (z partii Wybory dla Kladna, a wcześniej ODS), który z końcem jesieni zaproponował wprowadzenie „obszaru o podwyższonym ryzyku występowania zjawisk społecznie niepożądanych” dla… terenu całego miasta. W rozmowie z Czeskim Radiem twierdził, że chodzi mu „jedynie o sposób, by zatrzymać imigrację do miasta kolejnych słabych i społecznie nieprzystosowanych”. Ludzi, którzy pobierają zasiłki socjalne, starosta uważa za „niewyedukowanych i niereformowalnych”. Twierdzi, że w Kladnie życie jakieś „4,5 procenta ludzi niezasymilowanych i kompletnie nieprzystosowanych”. Zamierza jakoś ich z miasta wyrzucić.

Fot. Václav Drozd
Fot. Václav Drozd

W grupie 3500 osób otrzymujących zasiłek mieszkaniowy w Kladnie, zdaniem Volfa znajdzie się może z dwudziestu czterech przyzwoitych. Ich restrykcje dotknąć nie powinny. Na pytanie, dlaczego miasto nie wspiera budowy tanich mieszkań, Volf odparł: „Socjalnych mieszkań dla tych klientów budować zdecydowanie nie będziemy. My chronimy większość przed mniejszością”.

W uzasadnieniu wprowadzenia „obszaru o podwyższonym ryzyku” na terenie miasta czytamy, że głównym powodem takiej decyzji jest „zagęszczenie wielkiej ilości osób o niskich dochodach, zagrożonych socjalnym wykluczeniem” i „linearny wzrost częstości występowania przestępstw”.

Wypychanie biedy

Inaczej sprawę widzą lokalni pracownicy społeczni. Petra Hrubá z kladeńskiego oddziału organizacji Člověk v tísni (Człowiek w potrzebie – przyp. tłum.): „Te środki nie są przemyślane i doprowadzą do pogłębienia się problemów społecznych. Zamknięcie miejskiego obszaru w definicji terytorium zagrożonego jest w wielu punktach wątpliwe, szczególnie tam, gdzie mówi o linearnym wzroście liczby przestępstw czy wprost sugerując jakieś zwiększenie się problemu narkomanii”. Na słowa burmistrza Volfa o „zatamowaniu migracji społecznie niedostosowanych” odpowiadają: „Żadnego zwiększenia migracji nie doświadczyliśmy. W ciągu siedmiu lat pracy na tym terenie obserwowaliśmy wyłącznie zupełnie normalną, cyklicznie zmieniającą się migrację, zwłaszcza ludzi z niestabilnymi warunkami mieszkaniowymi, szukającymi miejsca do życia w tańszych mieszkaniach i schroniskach”.

Fot. Václav Drozd
Fot. Václav Drozd

Petra Hrubá postrzega postepowanie Milana Volfa jako długotrwały wysiłek władz miasta, zmierzający do wyrzucenia biednych na peryferie miasta. Mówią, że miasto idzie w stronę represji zamiast pracy na rzecz zabezpieczenia ludzi przed utratą mieszkania, a poza tym nie ma żadnej koncepcji zarządzania dostępnymi zasobami mieszkaniowymi. Z drugiej strony Petra widzi, że ostatnich latach można dostrzec pewną zmianę podejścia do spraw socjalnych w ratuszu. Więcej współpracuje się z właścicielami mieszkań i szuka innowacyjnych rozwiązań.

„Bezwzględne odcinanie zasiłków i tamowanie migracji ludzi dotknęłoby również tych, którzy z jakiegoś ważnego powodu musieli opuścić swoje obecne mieszkania. Na przykład komuś urodziły się bliźniaki i rodzina potrzebuje teraz większej przestrzeni. Albo ci, którzy uciekają przed przemocą domową, albo po prostu ci, którzy chcą wynająć coś z własną łazienką”, dodaje pracownica socjalna.

Takim ludzie zostałoby odebrane świadczenie mieszkaniowe i skończą oni albo w jednym z dwóch schronisk w mieście, w koszmarnych warunkach, albo będą musieli się przenieść do innego miasta, gdzie jeszcze będą mieć szansę na jakąś pomoc socjalną.

Burmistrz Volf w mediach otwarcie przyznaje, że eksmitowanie niepożądanych grup obywateli jest jego celem. Efekt tego działania będzie jednak odwrotny od zamierzonego – prawdopodobnie w Kladnie dojdzie do zwiększenia liczby bezdomnych i wzrostu społecznie niepożądanych zjawisk.

Wbrew konstytucji

Według pracowników socjalnych problemem jest niejasna definicja „obszaru o podwyższonym ryzyku występowania zjawisk społecznie niepożądanych”, którą lokalna władza może sobie dowolnie dopasowywać i interpretować.

Fot. Václav Drozd
Fot. Václav Drozd

Działanie ratusza w Kladnie dążące do całkowitego ograniczeniu zasiłków w mieście jest na szczęście nadal czymś horrendalnym i wyjątkowym, ale może inspirować kolejnych polityków, którzy zechcą pozbyć się biednych ze swoich miast.

Według prawników organizacji Člověk v tísni oraz Platformy dla mieszkalnictwa socjalnego wszystkie te restrykcje, które legitymuje nowelizacja krajowego prawa o pomocy społecznej, mogą naruszać podstawowe prawa gwarantowane w konstytucji. Nowelizacja naruszą zasadę równości w społeczeństwie pozwalając niektórym gminom na samowolne odbieraniu zasiłków i dodatków mieszkaniowych ludziom. Ponadto ogranicza ona swobodę przemieszczania i osiedlania się, narusza prawo do pomocy ludziom w potrzebie i przepisy o ochronie rodziny.

Współcześnie w Czechach aż trzysta tysięcy ludzi wydaje więcej niż 40 % swoich dochodów na mieszkanie, a dwieście tysięcy z nich jest w trudnej sytuacji mieszkaniowej. W mieszkaniach socjalnych i schroniskach żyje ogółem 18 tysięcy mieszkańców, którzy pobierają dodatek mieszkaniowy. W złych warunkach mieszkaniowych dorasta około 5 tysięcy dzieci.

Fot. Václav Drozd
Fot. Václav Drozd

Sytuacja obywateli i obywatelek Kladna potwierdza obawy lewicy, że ograniczenie wypłacania zasiłków socjalnych pogłębia tylko biedę i nie prowadzi do ograniczenia bezdomności czy ludzi szukających schronisk.

Ludzie potrzebujący mieszkania, pracownicy socjalni i eksperci są zgodni: jedynym rozwiązaniem jest inwestowanie w budowę sieci tanich mieszkań socjalnych. Prawo do lokalu socjalnego, którego nie udało się dotąd wprowadzić rządzącej koalicji, powinno stać się priorytetem dla nowej władzy, którą poznamy po wyborach parlamentarnych, które odbędą się w ten weekend.

**
Reportaż ukazał się po czesku na A2larm.cz, po włosku w Il Salto oraz po angielsku na PoliticalCritique.org. Z czeskiego przełożył Michał Rauszer.

 

Cykl reportaży „Bohaterowie kapitalistycznej pracy”

Przez pół roku reporterka Saša Uhlova, pod zmienioną tożsamością, pracowała w różnych miejscach jako niewykwalifikowana pracownica: w pralni szpitalu Motol w Pradze, w fabryce drobiu w Vodňanach, w supermarkecie Albert w Pradze, w fabryce maszynek do golenia na północy Czech i w Ostrawie przy segregacji śmieci. W ten sposób chciała dowiedzieć się czegoś więcej o warunkach, w jakich zarabia na życie spora część ludzi wykonujących najprostsze, ale i najpotrzebniejsze prace.

Uhlova: Wykorzystywali mnie ludzie, których lubiłam

„Możesz zdechnąć, najważniejsze żebyś przyszła dziś do pracy”

„Obrzydliwa, brązowa, śliska podłoga, na niej resztki zwierząt. Przez tę pracę przestałam jeść mięso”

„Nie widziałam, jak dorastał mój syn”

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij