Unia Europejska

Europa dwóch świeżości

jedzenie-smutek-placek-zieminiaczany

Czy ponad ćwierć wieku po upadku komunizmu Europejczycy wciąż dzielą się na lepszych i gorszych? Na to przynajmniej wskazuje jakość jedzenia na sklepowych półkach Wschodu.

Obywatele nowej Unii zarabiają mniej niż ci na Zachodzie, ale zdarza się, że za żywność płacą więcej. Badania przeprowadzone w Słowacji, Czechach, Węgrzech i Chorwacji pokazują, że przynajmniej niektóre produkty sprzedawane w tych państwach są nie tylko droższe, lecz także gorszej jakości, niż ich odpowiedniki sprzedawane pod tą samą nazwą na Zachodzie.

– W Hainburgu [Austria] kupujesz produkt z dodatkiem cukru, ale na Słowacji dostajesz sztuczny słodzik, a produkt jest na dodatek droższy. Więc powiedzcie im, żeby napisali, że to świństwo – tak Robert Fico, premier Słowacji skomentował różnice w jakości żywności na europejskim rynku podczas szczytu Grupy Wyszehradzkiej w Bratysławie w październiku 2017 r.

Piraci z Wyszehradu – ostatnia nadzieja antyestablishmentu

W Słowacji w niektórych przebadanych mięsach i paluszkach rybnych znaleziono więcej soli i mniej mięsa niż te sprzedawane w Austrii. Czeskie płatki śniadaniowe Nesquik zawierały mniej witamin i kakao niż niemieckie. Różnice stwierdzono także między Nutellą, kawą Jacobs i herbatą Nestea. Sprzedawana w obu krajach pod tą samą nazwą mielonka firmy Tulip okazała sią zupełnie innym produktem (czeska zawierała mięso drobiowe, a niemiecka – wieprzowe).

Już w 2009 r. rumuński europoseł, Rareș-Lucian Niculescu, w pytaniu do Komisji Europejskiej zauważył, że zgłoszono nawet sytuacje, w których produkty należące do czterech różnych kategorii jakości były sprzedawane w różnych krajach pod tą samą marką.

Czesi: Uciekajmy z Wyszehradu, ta grupa związuje ręce i psuje opinię

Komisja Europejska nie przejęła się wówczas zgłoszeniem Rumuna, bo na jednolitym rynku takie praktyki nie są nielegalne.

V4: obecne regulacje to za mało

Oznakowanie produktów reguluje dyrektywa o nieuczciwych praktykach handlowych, która m.in. nakazuje umieszczanie składu produktu na jego etykiecie. Produkt o tej samej nazwie, ale o nie zawsze tym samym składzie, może być sprzedawany w różnych krajach pod warunkiem, że jest właściwie oznakowany. Komisarz ds. ochrony konsumenta w latach 2007-2010, Bułgarka Meglena Kuneva przyznała, że „w określonych okolicznościach” wykorzystanie znanych marek do sprzedaży produktów niskiej jakości może wprowadzać konsumentów w błąd, ale takie sytuacje powinny być rozpatrywane indywidualnie przez krajowe sądy lub urzędy ochrony konsumentów.

Bezczynność Komisji sprawiła, że w Słowacji, Czechach i na Węgrzech sprawa stała się symbolem traktowania nowych członków Unii jako obywateli gorszego sortu. – Ten sam produkt, ta sama marka, ta sama etykieta i to samo opakowanie, ale na Słowacji zawiera mniej mięsa, więcej tłuszczu, więcej konserwantów i więcej sztucznych słodzików. Więc nie mówcie nam, że siedzimy w klasie biznes, gdy jedziemy drugą klasą – mówił na szczycie Grupy w marcu 2016 r. w Warszawie Fico.

Inni przywódcy nowej unii również podnieśli larum. Premier Bułgarii Boyko Borisow nazwał sytuację „pozostałością po aparthaidzie”. Ostre słowa i oburzenie wschodnio-europejskich liderów były wymierzone głównie w międzynarodowe korporacje, ale dostało się również Brukseli.

Różnice w jakości produktów do ataków na Unię często wykorzystują politycy w Czechach, kraju o sporym poziomie braku społecznego zaufania do Brukseli. Krajowy parlament o problemie dyskutował już kilka razy. W listopadzie 2016 r. Simeon Karamazov z konserwatywnej partii ODS przekonywał, że UE powinna priorytetowo traktować problemy swoich obywateli, a nie obcokrajowców, jak czyniła to w czasie kryzysu uchodźczego. W marcu 2017 r. Marek Černoch z populistycznego Úsvitu stwierdził, że zachodnie koncerny postrzegają Czechy jako kraj drugiej kategorii i „śmietnik Europy”.

Antyunijne nastroje w kraju próbuje łagodzić komisarz ds. sprawiedliwości i konsumentów, Czeszka Věra Jourová. W wywiadzie dla portalu info.cz przyznała, że wprawdzie problem istnieje, ale przed Wspólnotą stoją też większe, priorytetowe wyzwania. Skrytykowała też polityków wykorzystujących temat do ataków na Brukselę.

Ignatieff: Musimy bronić wolności, wyjść na ulicę i stać się częścią polityki

Na Węgrzech parlament przyjął apel, aby na unijnym rynku całkowicie zakazać  sprzedaży pod tą samą nazwą produktów o różnym składzie.

Komisja grozi… paluszkom

Wyszehradzkie skargi przyniosły efekt. Komisarz Jourova i jej przełożony Jean-Claude Juncker przyznali, że problem istnieje i że Komisja ma do odegrania rolę w jego rozwiązaniu. Oboje traktują sprawę jako wyzwanie polityczne i szansę na polepszenie współpracy z Grupą Wyszehradzką po bojach o relokacje uchodźców i wciąż trwający spór o naruszenia praworządności w Polsce i na Węgrzech.

– W Unii, w której wszyscy są równi, nie może też być konsumentów drugiej kategorii. Nie mogę zaakceptować tego, że w niektórych częściach Europy, w Europie Środkowej i Wschodniej, sprzedaje się żywność niższej jakości niż w innych krajach pomimo identycznego opakowania i marki. Słowakom nie należy się mniej ryb w paluszkach rybnych; Węgrom mniej mięsa w gotowych daniach; a Czechom mniej kakao w czekoladzie – ogłosił w jesiennym orędziu o stanie Unii Juncker.

Po spotkaniu z Fico w lipcu Juncker żartował, że „to pierwszy raz gdy premier z wyszehradzkiej czwórki domaga się większych kompetencji dla Komisji”.

– Problem z podwójną jakością żywności jest jednocześnie prawny i polityczny – stwierdziła w wywiadzie dla portalu info.cz Jourova i zapowiedziała, że w ciągu roku wiele produktów gorszej jakości zniknie z czeskiego rynku. Komisarz nie obiecała zmian w prawie, ale stwierdziła, że Komisja powinna wesprzeć narodowe instytucje badające jakość żywności i stworzyć metodologię badawczą, która wskaże producentów oferujących gorszą żywność obywatelom nowej unii. Dodała też, że ważna będzie presja ze strony konsumentów.

W marcu 2017 r. Komisja odłożyła milion euro na zaprojektowanie ogólnoeuropejskich badań żywności we Wspólnocie.

Słowacy, Czesi i Węgrzy badają żywność

Do tej pory liderzy Grupy Wyszehradzkiej na poparcie swoich tez mieli tylko krajowe badania prowadzone na niewielkich próbach produktów, które wprawdzie wykazały różnice w jakości, ale nie pozwalają stwierdzić skali problemu.

Pierwsi badania przeprowadzili Słowacy. W 2011 r. porównali produkty sprzedawane w Niemczech, Austrii i w Europie Wschodniej (w tym w Polsce). Analiza Słowackiego Stowarzyszenia Konsumentów (częściowo finansowana z unijnych środków) wykazała różnice nie tylko między „starą” i „nową” Unią, ale także między państwami na Wschodzie. Na przykład Coca Cola sprzedawana na Zachodzie, w Polsce i w Czechach zawierała naturalny cukier (sacharozę), a w Słowacji, na Węgrzech, w Bułgarii i w Rumunii izoglukozę – tańszy słodzik niższej jakości.

Badania z 2016 r. przeprowadzone przez słowackie Ministerstwo Rolnictwa i Państwową Administrację Weterynaryjną i Żywnościową wykazały różnice w połowie z 22 przebadanych produktów.

Czesi przeprowadzili kilka badań. Pierwsze we współpracy z europosłanką Olgą Sehnalovą i właścicielem sieci czeskich supermarketów Albert Heijn. Na 23 przebadane produkty w ośmiu stwierdzono różnice. Wyniki czeskich badań częściowo pokrywały się ze słowackimi – np. paluszki rybne Iglo w obu krajach zawierały 7 proc. mniej mięsa niż w Austrii i w Niemczech. Różnice w jakości produktów wykryło także badanie czeskiego stowarzyszenie konsumentów dTest.

Najmniej dowodów na istnienie podwójnych standardów znaleźli Węgrzy. Badania przeprowadzone przez NÉBIH – Krajowe Biuro Bezpieczeństwa Łańcucha Żywnościowego wykazało różnice, ale nie na tyle duże, by mówić o systematycznej dyskryminacji węgierskich konsumentów przez Zachodnich producentów (np. praliny Raffaello sprzedawane na Węgrzech zawierały więcej wiórków kokosowych niż w Austrii).

Dla Macrona Polska to balast. I to niestety nie tylko wina PiS

Z braku jednoznacznych dowodów naukowych, węgierski rząd postanowił odwołać się do głosu ludu i w czerwcu 2017 r. przeprowadził sondaż wśród konsumentów. 49 proc. respondentów stwierdziło, że doświadczyło różnic w jakości produktów sprzedawanych w kraju i za granicą (w 97 proc. przypadków na korzyść produktów zachodnich).

Komisja zbada sprawę

Juncker w przemówieniu o stanie Unii wysłał wyraźny sygnał, że traktuje sprawę równości produktów priorytetowo i postrzega ją jako szansę na zmniejszenie napięć między Wschodem i Zachodem.

Gdy politycy na Zachodzie mówili o Europie dwóch prędkości i krytykowali Wschód za łamanie europejskich wartości, Juncker ogłosił, że wszyscy obywatele Unii mają być traktowani równo. Dobra wola kosztowała Unię w sumie niespełna 2 mln euro (koszty przeprowadzenia badań) – to nic w porównaniu do miliardów, które co roku płyną do krajów Grupy Wyszehradzkiej.

Posłowie z węgierskiego i czeskiego parlamentu i tak nie pożałowali Brukseli cierpkich słów, ale rządzący powtarzają, że doceniają działania Komisji. Bruksela i Wyszehrad wreszcie znalazły temat, o którym są w stanie konstruktywnie rozmawiać i osiągnąć zadowalający obie strony rezultat.

Polski rząd mógł mieć udział w tym politycznym sukcesie, ale zdecydował się nie angażować w sprawę. Minister Krzysztof Jurgiel stwierdził, że Polska nie dostrzega problemu podwójnych standardów żywności, ale popiera działania partnerów z Grupy Wyszehradzkiej.

Do tego całkowicie zignorował realny – jeśli wierzyć ministrowi Jurgielowi – problem podwójnej jakości produktów innych niż żywnościowe. Tymczasem środki chemiczne i kosmetyki poczekają na swoją kolej, bo naukowcy w Belgii przeanalizują najpierw żywność.

Rynek pracy, edukacja, artywizm. Trzy angielskie ebooki do pobrania za darmo

**
Tekst przygotowany przez MamPrawoWiedziec.pl ukazał się też w serwisie Polityka.pl. Skróty od redakcji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij