Unia Europejska

De Grauwe: Za grecki dramat odpowiadają pożyczkodawcy

Jaki ma sens domaganie się dalszych cięć, skoro porażka tej strategii widoczna jest gołym okiem?

Rozpoczął się ostatni akt greckiego dramatu. Rząd Grecji musi w najbliższym czasie spłacić zobowiązania w Międzynarodowym Funduszu Walutowym i innych instytucjach publicznych, ale nie ma na to pieniędzy. Pożyczkodawcy odmawiają zgody na przedłużenie płynności dotąd, aż grecki rząd nie zaakceptuje narzucanych przez nich warunków. Słyszymy dziś od ministrów finansów, że grecki rząd jest nierozsądny, bo nie chce tego zrobić. Te warunki to pełne wdrożenie oszczędności i przeprowadzenie reform strukturalnych, na które zgodził się poprzedni rząd. Tylko czy te warunki faktycznie są rozsądne?

Mechanizmy oszczędnościowe, jakie nakładano od roku 2011 przyniosły katastrofalne skutki gospodarce Grecji. Wpędziły miliony ludzi w bezrobocie i ubóstwo, a także zrodziły poważną destabilizację polityczną, która wyniosła do władzy Syrizę. Domaganie się dalszych cięć nie wydaje się sensowne, skoro porażka tej strategii widoczna jest gołym okiem. Zaskakujące jest jednak to, że ministrowie finansów wciąż przemawiają z pozycji moralizatorskich, przywołując Greków do rozsądku. Rozsądek równa się przyjęciu warunków kredytodawcy, nawet jeśli warunki te nie przynoszą dobrych efektów. Najbardziej chyba zaskakuje to, że większość mediów kupiła tę opowieść.

Niektóre ze strukturalnych reform faktycznie są niezbędne. Reforma podatkowa, która zmusiłaby bogatych do płacenia podatków niewątpliwe do nich należy. Ale akurat tę rząd Tsiprasa, w przeciwieństwie do jego poprzedników, naprawdę chce wprowadzić. Inne z kolei ewidentnie nie służą niczemu dobremu. Program prywatyzacyjny, na który zgodził się poprzedni rząd, a na którego realizację naciskają kredytodawcy nie ma sensu. Żadnego kraju nie należy zmuszać do pozbywania się jego cennych aktywów w toku gwałtownej, awaryjnej wyprzedaży. W oczywisty sposób rządowi greckiemu przyniesie to niewielkie wpływy, a skorzystają głównie kupujący, z których część to koncerny pochodzące z krajów-kredytodawców. Mówi się nam dzisiaj, że cała odpowiedzialność za tę klęskę leży po stronie greckiego rządu, który jest nierozsądny i nie liczy się z rzeczywistością. Tyle że jest dokładnie odwrotnie.

Za dramat, który dzieje się na naszych oczach, odpowiada właśnie nieprzejednanie pożyczkodawców i ich nierozumne żądania.

To nieprzejednanie zawiera wewnętrzną sprzeczność. Jak bowiem wiadomo, Grecja zyskała na restrukturyzacji długu w niedawnej przeszłości. Okresy spłaty zostały wydłużone a stopy procentowe obniżone. Według brukselskiego think tanku Bruegel, efektywne zadłużenie Grecji stanowi ledwie około 60 procent tamtejszego PKB. Taka wartość wydaje się do obsłużenia, zakładając oczywiście, że grecka gospodarka może normalnie funkcjonować. Innymi słowy, Grecja jest wypłacalna, tyle że nie ma płynności.

Kurek z pieniędzmi pożyczkodawcy jednak zakręcili. W efekcie rynki finansowe spekulują, że greckie rząd nie będzie zdolny zrealizować spłaty w kolejnym terminie, a tym samym będzie zmuszony do ogłoszenia bankructwa. Stopy procentowe greckich obligacji wystrzeliły w górę do poziomów, które uniemożliwiają obsługę greckiego długu i nie pozwalają greckiemu rządowi refinansować się na rynku obligacji. Spekulacja ta staje się samospełniającą przepowiednią i spycha grecki rząd w kierunku niewypłacalności. Zauważmy jednak, że jest to skutek decyzji kredytodawców o niezapewnieniu mu płynności. To właśnie dlatego, że nie chcą oni zapewnić Grecji płynności, może ona zostać zmuszona do bankructwa. Wygląda to tak, jak gdyby kredytodawcy celowo tam Grecję wpędzali.

Na Europejskim Banku Centralnym ciąży wielka odpowiedzialność. Zapewniając płynność mógłby rozluźnić morderczy uścisk, w którym grecki rząd się znajduje. Odmowa uczyni EBC najważniejszym aktorem odpowiedzialnym za greckie bankructwo – i za wyjście Grecji ze strefy euro.

Tłum. Michał Sutowski

*Paul De Grauwe – ekonomista, szef katedry Johna Paulsona na Wydziale Ekonomii Politycznej Europy w ramach Instytutu Europejskiego London School of Economics. Wcześniej profesor Międzynarodowych Stosunków Ekonomicznych na belgijskim Uniwersytecie w Leuven; autor m.in. książki „The Economics of Monetary Union” (2010).

Tekst został pierwotnie opublikowany na blogu Ivory Tower.

 

**Dziennik Opinii nr 119/2015 (903)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paul De Grauwe
Paul De Grauwe
Profesor ekonomii na LSE
Profesor Paul De Grauwe jest badaczem w katedrze europejskiej ekonomii politycznej im. Johna Paulsona na European University będącym częścią London School of Economics. Wcześniej był profesorem ekonomii międzynarodowej na uniwersytecie w belgijskim Leuven. Od 1991 do 2003 r. był parlamentarzystą w Belgii.
Zamknij