Unia Europejska

Buras: Żółta kartka dla mainstreamu

To będzie dość stabilny parlament – sęk w tym, że to właśnie potwierdza główną tezę prawicowych populistów.

Michał Sutowski: Wielu ekspertów wieszczyło w tych wyborach do Europarlamentu prawdziwe trzęsienie ziemi i wielką ofensywę eurosceptyków. Faktycznie tak było?

Piotr Buras: Nie, zapowiedzi nadchodzącej katastrofy były wyraźnie przesadzone. Skład Parlamentu Europejskiego nie zmienił się aż tak wyraźnie. Zresztą wiele prognoz właśnie na to wskazywało. Nie zmienia to faktu, że tak silna reprezentacja posłów eurosceptycznych to żółta kartka dla całego mainstreamu.

Są jakieś niespodzianki?

Fala eurosceptyczna przeszła przez Francję i Grecję, czyli dwa kraje poważnie, choć w różnym stopniu, dotknięte kryzysem. Z drugiej strony Hiszpania i Portugalia, których sytuacja społeczna i ekonomiczna nakazywałaby się spodziewać dobrego wyniku eurosceptyków, wybrały inaczej. W Portugalii wygrała przecież Partia Socjalistyczna przed koalicją chadecką, w Hiszpanii socjaliści zajęli drugie miejsce, ale z niewielką stratą do chadeków. Naprawdę dobre wyniki partie populistycznej prawicy uzyskały tam, gdzie i tak się ich spodziewano – w Wielkiej Brytanii czy krajach skandynawskich. W Danii Partia Ludowa rzeczywiście wygrała, ale już np. w Szwecji Szwedzcy Demokraci dostali ledwie dwa mandaty.

Widać jakieś nowe tendencje?

Bardzo ciekawy przykład dały Włochy. Tam przecież rządząca Partia Demokratyczna zgarnęła ponad 40 procent głosów – tak świetny wynik ugrupowania premiera Maria Renziego daje przykład całej lewicy w Europie. Okazuje się bowiem, że można wprowadzać odważne reformy, robić to w proeuropejskim duchu i zarazem zyskiwać silną legitymizację społeczną. Drugi był wprawdzie Bepe Grillo i jego Ruch 5 Gwiazd, ale to jednak zjawisko odmienne od typowego populizmu antyeuropejskiego, który zazwyczaj przybiera nacjonalistyczną i raczej prawicową formę. Ten sukces włoskiej lewicy – Renzi ma szansę zostać poważnym graczem w Europie – to w pewnym sensie sytuacja biegunowo przeciwna do francuskiej. Tam rządzący socjaliści ponieśli totalną klęskę, a zwycięstwo Marine Le Pen świadczy o posuniętej delegitymizacji ich polityki.

Nie bardzo wiadomo, w jaki sposób Hollande mógłby jeszcze odzyskać inicjatywę i wyprowadzić kraj na prostą.

A Niemcy? Często się podkreśla, że do Parlamentu Europejskiego wszedł neonazista.

To prawda, ale tylko dlatego, że po ostatnich wyborach zniesiono w Niemczech próg wyborczy. Poparcie dla NPD wyniosło około 0,8 procenta; na podobnej zasadzie mandaty dostali przedstawiciele Partii Ochrony Zwierząt czy satyryczna Die Partei, której hasło wyborcze brzmi „Europa nam wisi”, co z kolei ma „przemawiać do serca 72 procentom wyborców”. Dlatego też mandat NPD traktowałbym w kategoriach folkloru politycznego.

Ale już Alternatywa dla Niemiec dostała 7 procent – i tyleż mandatów.

Faktycznie, wiele wskazuje na to, że nie będzie to efemeryda i że uda im się na dłużej pozostać na scenie politycznej. Ten potencjał dla eurosceptycyzmu w Niemczech – bo pamiętajmy, że AfD chce wyjścia Niemiec ze strefy euro – sugeruje, że ostrożny, zachowawczy kurs Angeli Merkel na integrację zostanie utrzymany. Nie ma jednak mowy o jakimś poważnym zwrocie eurosceptycznym w tych wyborach, a najlepiej świadczy o tym słaby wynik CSU – 40 procent w Bawarii brzmi efektownie, ale to aż 8 procent mniej niż pięc lat temu. Wniosek z tego płynie, moim zdaniem, następujący: ludzie naprawdę niechętni Unii wolą zagłosować na oryginał niż na kopię – stąd 8 procent AfD w Bawarii. Mimo kampanii wymierzonej w biurokratycznego molocha z Brukseli i radykalizmu Seehofera czy Gauweilera, partia bądź co bądź środka, partia mieszczańska, jaką bez wątpienia jest CSU – za nadmierny eurosceptycyzm zostanie ukarana. Na podobnej zasadzie, jak w niedawnych wyborach lokalnych w Berlinie wyborcy za ostry język antyeuropejski ukarali FDP.

Czy Parlament Europejski jakkolwiek wyraźnie się zmieni po tych wyborach?

Nie sądzę. Wszystko wskazuje na to, że powstanie wielka koalicja chadeków z socjalistami, która ogromną przewagą przytłoczy dość przecież heterogenicznych eurosceptyków.

Nie do końca pewne jest, kto będzie przewodniczącym KE, bo wiemy, że Martin Schulz liczył na jakąś koalicję na swoją rzecz, pomimo że jego partia ma tylko drugie miejsce.

Nie wygląda na to jednak, żeby jego plany miały się powieść. To będzie zatem dość stabilny parlament – kłopot polega jedynie na tym, że taki układ będzie potwierdzał główną tezę populistów. Patrzcie: możecie głosować jak chcecie, ale elity i biurokraci i tak będą robić swoje.

UKIP wygrała wybory na Wyspach – czy to może oznaczać pierwszy krok w stronę wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej?

Nie sądzę. Sondaże wskazują, że w wyborach do Izby Gmin Farage nie otrzymałby podobnego poparcia. Niedawne badania Pew Research Center pokazują, że opinia publiczna w Wielkiej Brytanii staje się nieco bardziej przychylna zjednoczonej Europie. Pamiętajmy też, że Partia Pracy i torysi – dla których te wybory to niewątpliwa porażka – są bardzo niedaleko za UKIP. Nic zatem nie wskazuje na to, żeby referendum w sprawie dalszej przyszłości tego kraju w UE miało się zakończyć zwycięstwem secesjonistów. Inna sprawa, że wynik wyborczy raczej nie skłoni Camerona do bardziej prointegracyjnej polityki.

Piotr Buras – dyrektor Warszawskiego Biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR)

Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij