Świat

Uchodźcy to ofiary, a nie źródło terroryzmu

Nie pozwólmy prawicowym hejterom wykorzystać zamachu do atakowania uchodźców.

Aktualizacja 14.11.15, godz. 15.50

Nie minęło nawet pół dnia, a nasze obawy sprawdziły się w dwójnasób. Nowy polski rząd w osobie ministra ds. europejskich Konrada Szymańskiego natychmiast wykorzystał zamach w Paryżu do wypowiedzenia wspólnej decyzji UE na temat rozmieszczenia uchodźców. Uchodźcy, którzy uciekli przed mordercami z Państwa Islamskiego – mocodawcami paryskich zamachowców – stają się ponownie ofiarami ich i autorów polityki strachu ze skrajnej prawicy.

Przyszły minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski włączył się do fali nienawiści, mówiąc w RMF FM: „Oszalałe lewactwo tłumaczy nam, że to my jesteśmy winni, że Zachód jest winny…”. Paweł Kukiz, przywódca trzeciej siły politycznej w Sejmie, poszedł jeszcze dalej: „Zastanawiam się, kto jest większym zbrodniarzem – ta dzicz, czy polityczne liberalne lewactwo, które tę dzicz sprowadziło”.

Ministrowi Spraw Zagranicznych i innym politykom przydatna może się okazać informacja, że przekonania, które nazywają „liberalnym lewactwem”, są na Zachodzie poglądami większości partii rządzących i opozycyjnych, z wyłączeniem skrajnej prawicy i marginesów.

Tym „liberalnym lewactwem” od uchodźców, które sprowadza tę „dzicz” do Europy, jest między innymi kanclerz Niemiec Angela Merkel.

To Barack Obama, Jacques Chirac, Jeremy Corbyn, Gerhard Schröder, François Hollande, papież Franciszek i inni przywódcy Zachodu uważają, że wojna w Iraku była błędem, a destrukcja tego kraju i destabilizacja całego regionu jest główną przyczyną powstania Państwa Islamskiego, napędzającego dziś światowy terroryzm, włączając w to zamachy w Paryżu.

Osobliwe poglądy Pawła Kukiza, a nawet ministra Witolda Waszczykowskiego wielkiej krzywdy Europie ostatecznie nie wyrządzą. W przeciwieństwie do tego, co może spotkać ich samych, gdy zamiast przykleić zachodniemu światu łatkę „dziczy”, nie odklei się ona od nich.

**

14.11.15, godz. 03:08

Francję spotkał atak terrorystyczny tak brutalny, jak brutalne i barbarzyńskie jest Państwo Islamskie. Zamknięte granice, stan wyjątkowy, wojsko na ulicach – tego Francja nie przeżyła jeszcze w swojej powojennej historii. Takiego ataku nie było nawet podczas wojny w Algierii.

Gdy piszę te słowa, atak terrorystyczny w Paryżu jeszcze się nie skończył. Pewnie za kilka, kilkanaście godzin większość znaków zapytania zniknie.

Pod wpływem emocji łatwo wskazuje się winnych. Już padają pierwsze oskarżenia wobec uchodźców, a w mediach społecznościowych relacje z Francji przeplatają się z chorym triumfalizmem prawicy, wykorzystującej ten straszny zamach jako dowód na swoje teorie.

Właśnie w tych godzinach należy podkreślić, że uchodźcy są ofiarą, a nie źródłem terroryzmu.

Zdecydowanie najliczniejszymi ofiarami terroryzmu islamskiego zawsze byli – i nadal są – muzułmanie. Uchodźcy uciekają przed terrorystami właśnie. Być może przed takimi samymi, jak  mordercy z Paryża.

Nacjonaliści i inni hejterzy, którzy wykorzystują temat uchodźców do uprawiania swojej polityki strachu, będą teraz wmawiać swoim polskim, czeskim, słowackim czy węgierskim wyborcom, że oto znaleźli empiryczne uzasadnienie swoich poglądów.

Ale fobia nie byłaby fobią, gdyby istniały dla niej racjonalne uzasadnienia.

Hejterzy są nie tylko niemoralni, ale też niebezpieczni, bo utrudniają prowadzenie skutecznej polityki bezpieczeństwa, którego od państwa oczekują obywatele. Państwo, które kierowałoby się fobiami, zachowywałoby się nieodpowiedzialnie. Dość wspomnieć wojnę w Iraku jako skutek polityki strachu. Jeśli ulegniemy polityce strachu, zrobimy krzywdę innym i sobie samym. Zachowamy się nie tylko niemoralnie, ale także niepragmatycznie. Nikt jeszcze dobrze na polityce strachu nie wyszedł.

Z zagrożeniem terrorystycznym świat mierzy się już od dłuższego czasu. Pokonanie go wymaga przemyślanej polityki opartej na międzynarodowej współpracy, gdzie doraźnej polityce zwalczania zagrożeń towarzyszy długofalowy plan gospodarczej i politycznej stabilizacji w regionach nastawionych do Zachodu konfrontacyjnie.

Pochopne reakcje kończące się destrukcją państw, masą uciekinierów, ofiar i miliardami dolarów wyrzuconymi w błoto rodzą jeszcze większe zagrożenia.

Nie byłoby Państwa Islamskiego bez takiej polityki i być może nie byłoby zamachów w Paryżu.

***

Czytaj także:
Patrycja Sasnal: Islamski radykalizm to pusty ruch [rozmowa]
Jakub Majmurek: Europejski 11 września?

 

 **Dziennik Opinii nr 318/2015 (1102)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij