Świat

Słowacja: Straszenie islamem nie przynosi głosów, gdy strajkują pielęgniarki i nauczyciele

W kraju są inne problemy niż imigracja.

Jakkolwiek wyniki wyborów na Słowacji są niepokojące czy rozczarowujące, to nie dajmy się zwieść – nie są one zaskoczeniem. Niewiele jest podobieństw między rośnięciem w siłę ugrupowań takich jak Front Narodowy Marine Le Pen we Francji, UKIP w Wielkiej Brytanii czy AfD w Niemczech, a rozwijaniem się skrajnej prawicy na Słowacji. Przyczyny takich a nie innych wyników wyborów należy szukać lokalnie, niektórych nawet u początku podziału Czechosłowacji i powstania tutejszej sceny politycznej.

Po pierwsze, należy pamiętać, że partia premiera Roberta Fico SMER wygrała wybory po raz czwarty z rzędu. Żadna inna partia nawet nie zbliżyła się do tej pozycji, tym bardziej imponującej, że od 2012 roku SMER rządzi bez koalicjanta. SMER to socjaldemokracja z nazwy, partia członkowska europejskich socjalistów, w wielu aspektach jednak centrowa, bliższa na przykład CDU kanclerz Angeli Merkel niż niemieckich socjaldemokratów. Druga partia – neoliberalny, pro-biznesowy, leseferystyczny, przyjazny mniejszości LGBT, ale jednocześnie ksenofobiczny i eurosceptyczny SAS – wzięła mniej niż połowę głosów SMER-u, a jeszcze na dwa miesiące przed wyborami w ogóle nie było pewności, czy przekroczy pięcioprocentowy próg i pozostanie w parlamencie.

Zwycięzca czy przegrany?

Po drugie, jakkolwiek skandaliczna czy oburzająca nie jest islamofobiczna retoryka premiera Słowacji, zdaje się ona nie mieć wpływu na postępy ekstremistów – tezę tę wspierają zarówno exit polls, jak i socjodemograficzne badania wyników. „Imigranckie zagrożenie” zdaje się odgrywać małą rolę w decyzjach wyborczyń i wyborców. Lekcja, jaka z tego płynie, jest taka: niezależnie od tego, jak dobrym populistą jesteś, i jak dużo strachu udaje ci się wzniecić, widownia nie tylko przestanie się bać, ale i przestanie cię słuchać, jeśli zagrożenie nie zmaterializuje się na dłuższą metę. Mistrz suspensu Alfred Hitchcock miałby dla specjalistów od kampanii Roberta Fico lekcję albo dwie.

W końcu ludzie przestali się bać i zaczęli interesować rzeczywistością dnia codziennego. Gdy z jednej strony są „niewidzialni uchodźcy”, a z drugiej całkiem realne strajkujące pielęgniarki i nauczyciele, a o problemach w widoczny sposób przypominają bolączki systemu szkolnictwa i opieki medycznej, to nietrudno zgadnąć, które zmartwienia okażą się istotniejsze.

Największym błędem Fico było zatem zignorowanie tych ludzi i potraktowanie ich skarg jako bezsensownych.

Największym błędem Fico było zatem zignorowanie tych ludzi i potraktowanie ich skarg jako bezsensownych. Utrata szesnastu punktów procentowych względem wyników z 2012 roku, większa niż ktokolwiek przewidywał, była najpewniej konsekwencją spartaczonej kampanii. Rządy Fico przyniosły bardzo cenioną przez wyborczynie i wyborców na Słowacji stabilność, czego nie można powiedzieć o zdezorganizowanych koalicjach i zjednoczeniach partii prawicowych. Ten wyróżnik rządów Fico był podkreślany zbyt słabo, a wyraźnie wycieńczony premier przybrał postawę defensywną, rozgrywając swoje atuty dopiero, gdy na kilka tygodni przed wyborami sondaże zaczęły wskazywać gwałtownie topniejące poparcie.

Wracając do niespodzianek: wielu analityków podejrzewało, że neonazistowskie LSNS Mariana Kotleby zbliży się do pięcioprocentowego progu, nawet mimo tego, że w przedwyborczych sondażach głosowanie na tę partię deklarowało między 1 a 3 proc. ankietowanych. Tak było jednak ze względu na syndrom wyborcy „ukrytego”. To szczególnie paskudny aspekt słowackiej polityki, zakorzeniony w latach 90., gdy zwolennicy autorytarnego i antyzachodniego Vladimira Mečiara nie przyznawali się, że na niego głosują. Każdy, kto wspierał Mečiara, traktowany był przez intelektualne elity i media jak dureń. Dlatego jedyną prawdziwą niespodzianką jest tak wysoki wynik Kotleby i LSNS – 8 proc. to daleko ponad próg i niemała liczba głosów, których zebrało się ponad 200 tysięcy. I przypomnijmy: nie mówimy o nacjonalistach, jak partia SNS, tylko ugrupowaniu prawdziwie neonazistowskim.

I przypomnijmy: nie mówimy o nacjonalistach, jak partia SNS, tylko ugrupowaniu prawdziwie neonazistowskim.

Stronnictwo Kotleby uważa się, i faktycznie tak jest, za dziedziców tak zwanego państwa Słowackiego z czasów II wojny światowej. W rzeczywistości, owo „państwo” było marionetkowym reżimem Hitlera, który wysłał na śmierć 60 tysięcy swoich obywateli – Słowacja była jedynym nieokupowanym państwem, które z własnej inicjatywy wzięło udział w Zagładzie. Partia istnieje legalnie dzięki luce prawnej – nie można zakazać upamiętniania państwa słowackiego z czasów wojny.

Warto też wspomnieć, że partia Kotleby nie była dotychczas szeroko widoczna. Nie ma znaczącego wsparcia mediów ani dużej kampanii, w przeciwieństwie nawet do tych partii, które nie załapały się na próg wyborczy. Musimy więc z niepokojem przyznać – wyborcy naprawdę zagłosowali w wolny i nieskrępowany sposób.

Dyskurs skręcił na prawo?

Mimo że większość analityków i gadających głów tak twierdzi, radykalizacja i poparcie dla ekstremistów rosło stopniowo przez dłuższy czas, przynajmniej od wyborów w 2012 roku. Wybory przyćmiły wtedy i tak największe w historii kraju protesty Gorilla. Ujawnienie tajnych dokumentów potwierdziło wtedy ponad wszelką wątpliwość istnienie potwornej korupcji, w którą zamieszane były właściwie wszystkie partie głównego nurtu (poza SMER-em, który nie był bezpośrednio związany z ujawnionymi machlojkami) – i sprowokowało falę demonstracji.

SMER wygrał w cuglach, ale nie zrobił zupełnie nic z problemami, które zmusiły ludzi do wyjścia na ulice mroźną zimą 2012 roku. Dodatkowo obrażając społeczeństwo, sami politycy SMER-u – wśród nich wysoko postawieni, jak przewodniczący parlamentu – zostali przyłapani na podobnych przekrętach (przewodniczący musiał zrezygnować). Logika, która popchnęła ludzi do głosowania na LSNS Kotleby była więc prosta: jeśli wszystkie partie głównego nurtu są do gruntu skorumpowane, poszukajmy [alternatywy] poza głównym nurtem. Niestety, skoro nie ma silnej lewicowej partii, ani mocnego ruchu zielonych, „alternatywą” jawił się ruch neonazistowski.

Zwiastunem późniejszych wyników był pierwszy sukces Kotleby, którego wybrano na gubernatora położonego w środkowej Słowacji regionu Bańska Bystrzyca dwa lata temu, na długo zanim ktokolwiek mówił o uchodźcach. W regionie nie ma imigrantów, muzułmanów ani mniejszości, ale nie brakuje problemów społecznych, a bezrobocie jest wysokie. Kiedy wygrał Kotleba, podejście partii głównego nurtu, większości organizacji pozarządowych i mediów było takie: na ostrzeżenie przed problemem reagujemy tym samym, co sprowokowało problem, czyli otwarcie i za wszelką cenę wspieramy partie głównego nurtu. LSNS Kotleby miało zaś poparcie „mediów alternatywnych” – radia internetowego, kanałów na YouTube, blogów – co przykuło uwagę młodych wyborców, którzy używają internetu jako podstawowego źródła informacji. Jedna trzecia wyborców LSNS to ci, którzy w ogóle nie głosowali w poprzednich wyborach i, całkiem prawdopodobne, w poprzednich również, jako że udział w wyborach od 1998 rok stale spada.

Kim jest Kotleba i czy jest sam?

Partia Kotleby jest pełna negacjonistów Holocaustu i admiratorów Hitlera, którzy raz po raz popadali w konflikt z prawem z powodu ataków na cudzoziemców, Romów czy społeczność LGBT. Nie jest prawdopodobne, aby jego ludzie mogli się stać częścią jakiejkolwiek koalicji rządzącej, a na Słowacji opozycja i tak odsuwana jest na bok, żeby rządzący nie musieli dzielić się władzą.

Problem w tym, że parlament jest świetną sceną dla propagandowych popisów LSNS, co tym bardziej niepokojące, że posłowie chronieni są immunitetem.

Dodatkowym powodem do niepokoju jest to, co stanie się poza parlamentem, na ulicach. Bardzo prawdopodobne, że ataki na grupy antyfaszystowskie, cudzoziemców i mniejszości tylko się nasilą, ponieważ zwolennicy partii poczują się ośmieleni wynikami wyborów. Możemy mieć tylko nadzieję, że policja i wymiar sprawiedliwości zareagują. Nauczeni doświadczeniem lat minionych mamy jednak uzasadnione wątpliwości.

Nie zapominajmy też o innej „antysystemowej” partii, Sme Rodina (Jesteśmy Rodziną) Borisa Kollara – wzięli prawie tyle głosów co Kotleba. Lider, którego nazwisko znajduje się w nazwie partii, ma dziewiątkę dzieci z ośmioma kobietami i jest byłym gangsterem średniego szczebla – krótko po wyborach ujawniono policyjne akta potwierdzające jego udział w dużych operacjach przerzutu narkotyków. Mimo że nie nosi stylizowanego na nazistowski munduru i pewnie ma ograniczoną wiedzę o historii kraju z czasów II wojny, to jego poglądy nie są przesadnie odmienne od poglądów Kotleby. Czyli są ksenofobiczne, przeciwne zarówno Unii Europejskiej, jak i Islamowi, ale za to przychylne względem Władimira Putina. „Media alternatywne” wykreowały go i promowały tak samo jak Kotlebę, wyborcy pochodzą więc z tego samego „źródła”. Mimo że liderzy partii dziś temu zaprzeczają, są naturalnymi sojusznikami i możemy tylko trzymać kciuki, żeby kiedyś nie zawiązali koalicji naprawdę.

Kilka dobrych wiadomości

Jednak, wybory przyniosły pewne pozytywne rozstrzygnięcia. Po pierwsze, po niemal dwóch stuleciach, słowacko-węgierska trauma zdaje się dobiegać końca, przynajmniej na poziomie polityki.

Słowaccy nacjonaliści z SNS nie mają problemu ze współpracą z główną partią mniejszości węgierskiej Most-Hid (Most).

Fundamentalistyczna chadecja KDH, z ich autorską mieszanką sympatii do wojennego słowackiego reżimu i związków z Kościołem katolickim, wyleciała z parlamentu po raz pierwszy od 1989 roku. Co więcej, ich wyborczynie i wyborcy nie przepłynęli do Kotleby, co pokazują dostępne na dziś badania. #Siet (#Sieć, z hashtagiem włącznie), nowa probiznesowa partia neokonserwatywna, ledwo co – mimo olbrzymiej i drogiej kampanii, a także wysoko wywindowanych oczekiwań – zrealizowała swój cel, choć poniżej oczekiwań, i przekroczyła próg. Partii towarzyszyły oskarżenia o niejasne źródła finansowania, a jej lider nie był przesadnie przekonujący. Sama partia już się zresztą sypie, ledwie tydzień po wyborach odeszło z niej trzech posłów, i właściwie pewne jest, że #Siet nie wróci w przyszłości do parlamentu.

Co to za partia, skąd ma pieniądze i czy to zniknięcie to dobra rzecz? Biorąc pod uwagę pokaźne środki, jakie ma do dyspozycji (i których źródła lider nie potrafi zidentyfikować), plotka o tym, że jest to próba stworzenia gruntu dla nowego projektu partyjnego rozpadającej się prawicy, nie jest bezzasadna. Szczegółowo zaplanowano ją jako zabawkę dla najbogatszych i najbardziej skorumpowanych elit. Dlaczego się nie udało? Z tego samego powodu, dla którego tyle stracił SMER, a tyle zyskali neonaziści.

Duża część elektoratu zdecydowała się zagłosować dopiero na kilka tygodni przed wyborami albo nawet w dniu pójścia do lokalu wyborczego. Gdyby Fico był „bardziej socjaldemokratyczny”, gdyby wykazał się jakimiś emocjami, zwrócił uwagę na ludzi ledwo utrzymujących swoje rodziny i gospodarstwo domowe, a także strajkujących – zamiast tylko udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, a jedyny problem to „muzułmańskie zagrożenie” – wynik partii byłby wyższy. Wyniki można postrzegać właśnie przez pryzmat głosów last minute, wrzucanych ze złości lub troski o sprawy społeczne, jako wyraz protestu i chęci „ukarania” partii głównego nurtu.

Wygląda na to, że nadszedł czas, aby lewicowe idee stały się znów atrakcyjne dla Słowaków, dotychczas chronicznie odrzucających wszystko, co kojarzyło im się z reżimem komunistycznym. Mówiąc wprost: jeśli ludzie głosują na neonazistów, to czy prawicowy establishment ma jeszcze siłę, żeby kogoś zniechęcić do „czerwonej zarazy”?

***

Peter Weisenbacherpublicysta i działacz społeczny związany z Instytutem Praw Człowieka (Inštitút ľudských práv) w Bratysławie.

Z angielskiego przeł. Jakub Dymek

Czytaj także:
Dlaczego wyborcy tatrzańskiego „tygrysa gospodarczego” głosują na faszystów? Rozmowa Michała Sutowskiego z Michalem Vašečką.
Peter Weisenbacher: Nowa twarz prawicowego ekstremizmu na Słowacji

**Dziennik Opinii nr 83/2016 (1233)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij