Świat

Ruchy tektoniczne w Czechach

O wyborach do senatu i samorządowych mówi się, że mają drugorzędne znaczenie. Czasem jednak widać w nich przejawy głębokich społecznych przemian. 

O wyborach do senatu i samorządowych mówi się w Czechach, że to wybory o drugorzędnym znaczeniu. Faktycznie, w ich efekcie nie może dojść do powstania nowego rządu, ale niech nas to nie zwiedzie. Również takie drugorzędne wybory mogą pokazać, że w społeczeństwie zachodzą pewne ruchy tektoniczne, których znaczenie jest nawet większe niż wymiana rządu. Właśnie zakończone czeskie wybory  samorządowe (i pierwsza tura wyborów do senatu) są tego przykładem. Przynoszą nam informację o  kilku zupełnie nowych zjawiskach.

Pierwszym i najważniejszym jest to, że najważniejszymi siłami, które zetrą się w drugiej turze wyborów do senatu, nie są już prawica i lewica, ale socjaldemokracja i komuniści. Nie mamy już do czynienia z wymianą prawicy na lewicę, ale z przesunięciem całego boiska, na którym toczy się polityczna rozgrywka, i na którym prawica po raz pierwszy od 1989 roku nie jest jednym z głównych graczy. To wypadnięcie prawicy z gry prawdopodobnie nie jest trwałe, ale już sam fakt, że do niego doszło, pokazuje, że system polityczny nie zapuścił jeszcze korzeni zbyt głęboko. Niektórzy sympatycy lewicy świętują, ale ta mobilność systemu skrywa w sobie pewne niebezpieczeństwo, do którego jeszcze wrócimy.

O następnym ważnym zjawisku dużo się właściwie pisze, ale jednak nie zostało do tej pory docenione w pełnej rozciągłości. Skończyły się dwie dekady nieprzerwanych rządów w Pradze Obywatelskiego Forum Demokratycznego (ODS) – prawicowej partii, która co prawda czasem tworzyła koalicje, ale nigdy nie zrezygnowała z władzy (wbrew wszystkim skandalom, które tym rządom towarzyszyły). Praski wyborca ODS, wydawał się przez lata nieporuszony. Ale to właśnie się skończyło. I jest to dobra wiadomość nie tylko dla lewicy, ale przede wszystkim dla demokracji, która bez wymiany partii rządzących i opozycyjnych po prostu się degeneruje.

Warto zauważyć jeszcze jedno: dyskurs antylewicowy stracił swą władzę nad znaczną częścią wyborców. Znaczna liczba obywateli zaczęła go po prostu ignorować, choć antykomunistyczne i antylewicowe wypowiedzi atakują ich ze wszystkich stron, a powyborcze gazety były pełne ostrzeżeń przed potencjalnym czerwonym niebezpieczeństwem.

Prawica na pewno zareaguje na nową sytuację. Odzyskać wyborców w czasach narastających problemów gospodarczych będzie trudno, zwłaszcza jeżeli nie będzie już można użyć, tak skutecznej dotąd, retoryki antykomunistycznej. I właśnie tu czai się niebezpieczeństwo: jaką retoryką zacznie się posługiwać prawica, gdy ta antykomunistyczna okazała się nieskuteczna? Skoro pole politycznej gry stało się ruchome i przesunęło się na bardziej na lewo, oczywiście może w przyszłości przesunąć się bardziej w prawo? Czy nie zostanie w tym celu wykorzystany dyskurs, już nie antykomunistyczny, ale na przykład ksenofobiczny i antyromski?

Chciałbym uczulić moich lewicowych przyjaciół, którzy dzisiaj świętują wyborcze wyniki, że nowo powstała mobilność sceny politycznej skrywa w sobie potencjalne niebezpieczeństwo, któremu trzeba się przeciwstawić. Nie byłby to pierwszy przypadek w historii, kiedy po gwałtownym przesunięciu społeczeństwa w lewo – a to zapewne będzie u nas przez jakiś czas trwało – nie nastąpiła twarda reakcja, która przesunęła społeczeństwo gwałtownie w prawo. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Ale, żeby do tego nie doszło, musimy być takiego niebezpieczeństwa świadomi. I do tego, jak mi się wydaje, wzywają nas ostatnie wybory.

przeł. Vendula Czabak 

Tomáš Samek – jest antropologiem, absolwentem University of Virginia i École Normale Supérieure, pracuje na Uniwersytecie Karola w Pradze.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij