Świat

Rozczarowani. Druga rocznica Majdanu

Porewolucyjny optymizm to już tylko wspomnienie.

Dwa lata po protestach na kijowskim placu Niepodległości na Ukrainie wciąż tli się bunt, bo niewiele się zmieniło. Korupcja przeżera państwo. Politycy, jeszcze niedawno przerażeni, poczynają sobie coraz śmielej i urządzają dobrze znane polityczne gry i skandale. Zapominają, dlaczego wybuchła Rewolucja Godności – jak nazywa się ją na Ukrainie. Budżet świeci pustkami, a Ukraińcom żyje się coraz ciężej. Szczególnie odczują to, gdy nadejdą mrozy i przyjdą nowe rachunki za gaz – nawet trzykrotnie wyższe.

Mieszkańcy Ukrainy mają coraz mniej cierpliwości, ale to jeszcze nie oznacza rewolucji. Trzeci Majdan to perspektywa odległa, ale dla wielu przerażająca. Lewica i prawica, akademicy, dziennikarze twierdzą, że kolejne bunty będą jeszcze bardziej brutalne. Niektórzy – jak na przykład historyk Jarosław Hrycak – że po trzecim Majdanie niewiele by już zostało z Ukrainy.

Ciągłe protesty

Pod Radą Najwyższą regularnie odbywają się protesty. Stoją namioty, wiszą transparenty i plakaty, powiewają flagi. O co dokładnie protestującym chodzi? Trudno się połapać. Czasem dwie albo trzy demonstracje się przeplatają. Z jednej strony Rady stoi tak zwany finansowy Majdan, który wcześniej stał pod bankiem centralnym. Z drugiej przez ponad miesiąc stał Majdan taryfowy. Ten był całkiem wierną kopią miasteczka z kijowskiego Chreszczatyku, tyle że na znacznie mniejszą skalę: scena, namioty i beczki, w które stukano metalowymi prętami. Ostatnio jednak zniknął. Nie wiadomo dlaczego. Może finansujący go polityk Ołeh Laszko stwierdził, że to się nie opłaca? W końcu media ignorowały jego Majdan, a w najlepszym razie się z niego naśmiewały.

Innym razem pod Radą kilkuset demonstrantów domaga się zaprzestania represji. Znowu występuje tam Laszko i straszy, że wkrótce Poroszenko wywoła nową rewolucję, jeśli będzie dalej gnębić patriotów. W taki sposób „męczony” przez system jest Henndij Korban, przewodniczący partii UKROP związanej z oligarchą Ihorem Kołomojskim. Dwóch innych deputowanych pół żartem, pół serio mówi, że ich też pewnie wreszcie wsadzą do aresztu. Za ich „niepokorność”.

Po ucieczce Wiktora Janukowycza prawie sto czterdzieści hektarów, na których znajdowała się jego rezydencja, zostało znacjonalizowanych; teraz jest tu park.

Szybko się jednak okazało, że nie tylko Janukowycz ma swoje Meżyhirija.

Rezydencja prezydenta Petra Poroszenki nie różni się znacząco od pałacu Janukowycza. Z zewnątrz jest może trochę mniej przaśna, ale styl ten sam – przepych, bogactwo i kilkumetrowe ogrodzenie.

Właśnie tam wybrał się Automajdan. Kolumna składała się z około stu samochodów. Domagano się, żeby Poroszenko usunął prokuratora generalnego Wiktora Szokina. To on ma blokować reformy prokuratury. Nie darzą go sympatią ani Ukraińcy, ani zachodni partnerzy, ale to człowiek związany z Poroszenką i póki co nie ma woli, aby go usunąć.

Aktywiści przychodzą dwa razy pod budynek parlamentu, aby wywrzeć nacisk na władzę. Chodzi o dziesięć ustaw, których wymaga Unia Europejska, aby został przyjęty reżim bezwizowy. Rządząca koalicja nie chce się na nie zgodzić. Oficjalnie powodem ma być wymagany przez UE zapis o tym, że nie można dyskryminować mniejszości seksualnych w pracy. Nieoficjalnie – o targi między partiami koalicyjnymi i opozycyjnymi. Kilkuset demonstrantów nie robi wrażenia na deputowanych i pakiet ustaw jest głosowany wielokrotnie. Wreszcie po szóstym głosowaniu tego samego dnia udaje się przyjąć część z nich. Przewodniczący Rady Najwyższej Wołodymyr Hrojsman zapewnia kolegów, żeby się nie martwili, bo małżeństw homoseksualnych nie będzie na Ukrainie nigdy. Chociaż ustawy nie miały z tym nic wspólnego.

Rosnące rozczarowanie

Protesty, w których przeważnie bierze udział kilkaset osób, odbywają się nie tylko w Kijowie. I niezależnie od tego, czy są one rzeczywiście oddolne, czy cynicznie wykorzystywane przez polityków, jest się na co oburzać. Konflikt w Donbasie trwa już półtora roku, ale to wciąż wolontariusze muszą pomagać wojskowym, bo państwo nie jest w stanie ich odpowiednio zaopatrzyć. Do tego wcześniej wolontariat był zjawiskiem na masową skalę; teraz słabnie.

Ile czasu można odwalać robotę za państwo, które często jeszcze ją utrudnia?

Rosnące rachunki za usługi komunalne, problemy ze spłatą kredytów, spadająca siła nabywcza – to wszystko coraz bardziej denerwuje Ukraińców.

Dwa lata od rozpoczęcia protestów na Majdanie oczekiwane zmiany nie przychodzą. Premier Arsenij Jaceniuk zapowiadał, że jego rząd to będą „kamikadze”. Że będzie reformował i zmieniał to państwo. Można się było nie zgadzać co do kształtu tych refom (głównie w duchu konserwatywnym), ale to, czego Ukraińcy oczekują, to właśnie zmiany. Chcą, żeby państwo zaczęło jakoś funkcjonować.  Żeby przestać żyć w permanentnym kryzysie.

Zamiast tego dostają polityczne targi i dziwne gry. Ostatnie duże badania opinii społecznej na Ukrainie odbyły się w lipcu i już wówczas widać było, że porewolucyjny optymizm się ulatnia. Przynajmniej tak wynika z badań przeprowadzonych przez Fundację Demokratyczne Inicjatywy imienia Ilka Kuczeriwa i Centrum Razumkowa. 48 procent respondentów uważa, że ukraińska władza nie zrobiła nic, aby przeprowadzić reformy. Wpływ na to między innymi mają korupcja (72 procent), oligarchizacja gospodarki (52 procent), niekompetentne sprawowanie władzy (47 procent). Pogarszającą się sytuację ekonomiczną w lipcu odczuli niemal wszyscy respondenci – 96 procent (59 procent bardzo poważnie, a 37 procent w pewnym stopniu).

Żółta kartka dla polityków

Gotowość wyjścia na ulice deklarowało w lipcu 18 procent Ukraińców (4 procent zrobi to na pewno, a 14 procent raczej weźmie udział). To niedużo, ale te wyniki powinny być lampką ostrzegawczą dla władzy, bo według szacunków socjologów w protestach na Majdanie brało 20 procent społeczeństwa. Co istotne, badania nie uwzględniają żołnierzy i członków innych formacji, którzy są skoszarowani lub znajdują się na froncie. To oni najczęściej mówią, że ich zdradzono albo oszukano; od samego początku powtarzają, że po Donbasie pojadą do Kijowa. Wszystko jednak wskazuje na to, że jeśli władza nie zrobi niczego nieodpowiedzialnego, to przynajmniej na razie rewolucji nie wywoła.

 

**Dziennik Opinii nr 325/2015 (1109)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij