Świat

Pod przykrywką. Nowa polityka zagraniczna Rosji

Kreml udaje, że dąży do globalnej pozycji, tak naprawdę jednak stara się przykryć zawężenie sfery swoich bezpośrednich interesów.

Rosyjska polityka zagraniczna jest na Zachodzie źródłem nieustannych spekulacji i nieporozumień. Narosły one szczególnie po tym, jak Władimir Putin powrócił na fotel prezydenta. Jeśli jednak porzucimy emocje i stereotypy kojarzące się z Putinem i historycznym widzeniem Rosji, zobaczymy, że polityka międzynarodowa Kremla nie jest tym, czym się wydaje. Rosja odchodzi wreszcie od postrzegania swej globalnej roli w kategoriach pochodzących z czasów sowieckich. To bolesny proces, więc aby go ułatwić, rosyjskie władze tworzą zasłonę dymną.

Używając klasycznej frazy kanclerza Aleksandra Gorczakowa, rosyjskiego ministra spraw zagranicznych z połowy XIX wieku, Rosja „składa się na nowo”. Epoka poradziecka – kiedy polityka zagraniczna Rosji miała dowodzić, że kraj ten przedwcześnie usunięto z listy graczy globalnych – dobiegła końca. Rosja zrobiła, co w jej mocy, i powróciła w szeregi krajów, których nie można zignorować. Nie jest jednak Związkiem Radzieckim i nigdy już nie będzie supermocarstwem w takim sensie, w jakim był nim ZSRR. Zadaniem Rosji na nadchodzące lata jest zawężenie horyzontu i przekształcenie się we wpływowe, ale regionalne mocarstwo. Co nie oznacza małej siły, ponieważ rosyjski „obszar” to cała Eurazja, ogromna przestrzeń, w której Rosja będzie musiała znaleźć dla siebie niszę.

Zmiana pola, na którym toczy się gra, jest trudna. Z jednej strony mamy problem psychologiczny: przez cały wiek XX umysł rosyjski przyzwyczaił się do postrzegania Rosji jako arbitra losów świata – ideologicznie i geopolitycznie. Gwałtowne odrzucenie tego statusu mogłoby wywołać nieprzewidywalną reakcję, z wybuchami nastrojów rewanżystycznych włącznie. Z drugiej strony demonstracyjne wycofanie się z „wielkiej gry” zostałoby uznane przez ludzi za kapitulację i niewątpliwie oznaczałoby dobrowolne zrzeczenie się narzędzi, których można by użyć do utrzymania wpływu na poziomie regionalnym. Przykładowo, jeśli Rosja utrzyma dźwignie globalnego wpływu, będzie mogła wymienić swe konstruktywne podejście w niektórych kwestiach na nieingerencję innych dużych krajów w obszarze swych żywotnych interesów.

Dzisiejsza polityka Moskwy to tak naprawdę sprawna imitacja dążenia do globalnej pozycji, która ma przykrywać zawężenie sfery bezpośrednich interesów. Oto trzy najbardziej jaskrawe przykłady tej imitacji.

BRICS, Syria i Unia Euroazjatycka

BRICS to sprytny twór, który pozwala Rosji zasłonić jej politykę woalem nowego globalizmu. Formalizacja tego sojuszu krajów, które według wszelkich kryteriów całkowicie się różnią, jest niemożliwa. Ale też nie jest tak naprawdę konieczna, ponieważ już sam fakt jakiegokolwiek wspólnego działania kilku dużych krajów prowadzących niezależną politykę przyciąga trwożną uwagę pozostałych aktorów.

W związku z BRIC/BRICS nastąpił zdumiewający paradoks: sama idea, aby tak różne kraje połączyć w jedną grupę, należy do firmy inwestycyjnej Goldman Sachs, która wysunęła ją prawie dziesięć lat temu, aby zareklamować swoje usługi na rynkach wschodzących. Od tamtego czasu sens inwestycyjny stracił na znaczeniu; kraje połączone tym skrótem chętnie jednak przejęły ideę i wypełniły ją nowym znaczeniem – geopolitycznym. Tajemnica sukcesu tego układu, który sztucznie wykreowali bankierzy, a przejęli politycy, nie leży w jego żywotności, lecz w tym, że uosobił on skrywany, acz narastający lęk Zachodu przed utratą globalnego przywództwa.

Dla Rosji, której nikt nie traktuje jako potężnego członka BRICS w kategoriach gospodarczych, to doskonała okazja, by domagać się dla siebie pozycji architekta nowego porządku światowego, choć nie będzie ona uczestniczyć w jego tworzeniu; to także okazja do złagodzenia cierpień tych Rosjan, którzy ciężko przeżyli rozstanie Rosji z globalną potęgą.

Kolejny przykład to Syria, gdzie jesteśmy świadkami poważnego konfliktu dyplomatycznego. Ostateczny cel Rosji jest tu inny, niż mogłoby się wydawać. Wbrew przekonaniu wielu ludzi na Zachodzie Moskwa nie broni wcale swych pozycji gospodarczych i geopolitycznych na Bliskim Wschodzie. Tak naprawdę wygląda na to, że raczej wycofuje się z regionu. Rosja tak naprawdę nie ma tam nic do roboty – bez socjalistycznej ideologii zawartej w polityce Związku Radzieckiego i bez geopolitycznego głodu właściwego ZSRR w epoce totalnej konkurencji ze Stanami Zjednoczonymi.

Ta część świata zamienia się właśnie w nieobliczalną beczkę prochu, której Stany Zjednoczone i Europa, w przeciwieństwie do Rosji, nie mogą opuścić pomimo całego ryzyka – bo to strefa ich żywotnych interesów. Nie chcąc ustąpić w sprawie Baszara Al-Asada, Kreml wysyła sygnał, że żadnego problemu nie można rozwiązać bez jego pomocy i że Zachód powinien o tym na przyszłość pamiętać. A jeśli Nowy i Stary Świat tam utkną, to tym lepiej: Waszyngton i Bruksela będą miały mniej czasu i siły, aby przyciągać terytoria, których Rosja nie zamierza porzucać, przede wszystkim na obszarze dawnego Związku Radzieckiego.

I wreszcie trzecie przykład – Unia Eurazjatycka, która nie jest niczym więcej niż tylko pustą nazwą. Tak naprawdę nie chodzi w niej o żadną „specjalną drogę” dla bezkresnych stepów ani o odbudowanie imperium. Nie ma nic wspólnego z ideologią eurazjatyzmu, opierającą się na tradycji antyzachodniego myślenia kulturowego i politycznego z XIX i XX wieku, choć jej zwolennicy cieszą się z tego pomysłu Putina. Będzie ona raczej wzorowana na integracji europejskiej z połowy XX wieku, w jej pierwotnej formie.

Jedyny kraj, którego członkostwo byłoby mozliwe gospodarczo i korzystne polityczne, to Ukraina – ale to nie jest Eurazja. Kraje Azji Centralnej czekające w kolejce do członkostwa, przede wszystkim Tadżykistan i Kirgistan, otrzymały sygnały, że nie są na razie mile widziane. Sama jednak nazwa tej unii jest miła dla ucha, ponieważ przywołuje sny o wielkim projekcie. Nawiasem mówiąc, wątpliwości dotyczą nawet Kijowa – wielu twierdzi, że wraz z Ukrainą jako członkiem unii Rosja dostanie konia trojańskiego, który będzie sabotował co tylko się da. Do niedawna taką rolę grał Uzbekistan w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (sojuszu polityczno-wojskowym pod przywództwem Rosji).

Pod przykrywką tych odwracających uwagę ruchów Rosja określa swoją nową tożsamość międzynarodową.

Spadek do ligi regionalnej był wstrząsem. Gra w niej nie jest ani trudniejsza, ani łatwiejsza; wymaga po prostu innych umiejętności. Kreml po mistrzowsku wykonuje skomplikowane manewry w Radzie Bezpieczeństwa ONZ czy w negocjacjach na temat redukcji ofensywnych arsenałów strategicznych. Jednak by utemperować Tadżykistan, po tym, jak państwo to skonfiskowało rosyjski samolot i aresztowało pilotów, Moskwa musiała się uciec do bardzo niezręcznej taktyki.

Lekarz naczelny Rosji, Giennadij Oniszczenko publicznie wyraził podejrzenia, że tadżyccy migranci przyjeżdżający do Rosji przywożą ze sobą wiele chorób. Równocześnie dano Duszanbe do zrozumienia, że Rosja może zacząć deportować tadżyckich imigrantów, co rozsadziłoby Tadżykistan. Piloci zostali uwolnieni. Przejęcie udziałów rosyjskiej firmy telekomunikacyjnej MTS w Uzbekistanie latem 2012 wpędziło już władze w zakłopotanie. Moskwa nie wie, co ma zrobić w tym przypadku.

Jeśli odsuniemy na bok emocje, trajektoria ewolucji rosyjskiej polityki na obszarze poradzieckim jest dość naturalna. Z czasem Rosja rozwinie odpowiednie instrumenty i zdolność dostosowywania oczekiwań do możliwości.

Prestiż ponad wszystko

Mówiąc ogólnie, Putinowska polityka zagraniczna, która do niedawna cieszyła się szerokim, niemal powszechnym poparciem w kraju, wyczerpuje się. Jest reaktywna, to znaczy niemal wyłącznie reaguje na bodźce z zewnątrz, zamiast generować własne inicjatywy. Zazwyczaj jest ostrożna, choć bogato doprawiona ostrymi sformułowaniami. Jej kluczowym pojęciem jest prestiż – jego wzmocnienie to wartość sama w sobie.

Rosja Putina ceni wolność działania i stara się unikać wiążących sojuszy, ciągle lawirując między Wschodem a Zachodem. Jej głównie antyzachodnia retoryka idzie ręka w rękę z pragnieniem współpracy, przede wszystkim z partnerami zachodnimi. Rosjanie doceniają, że Putin odbudował narodowe poczucie wiary w siebie po upokorzeniach i klęskach lat 90. Uniwersalna polityka na rzecz „ogólnej odbudowy” i wzmocnienie prestiżu nie wyczerpuje pełnego zakresu rosyjskich interesów; wkrótce pojawi się postulat bardziej celowej i rozsądnej polityki zagranicznej, nakierowanej na realizację konkretnych celów. Sformułowanie tych celów najprawdopodobniej nie zjednoczy tak mocno Rosjan jak dotychczas. Społeczeństwo dojrzewa i nie ma już ochoty podążać za ogólną linią partii.

Tłum. Michał Sutowski

Śródtytuły od redakcji

Fiodor Łukianow – redaktor naczelny pisma „Rossija w globalnoj politikie”; tekst powstał w ramach stypendium Russia in Global Dialogue w wiedeńskim Instytucie Nauk o Człowieku; pierwodruk ukazał się na łamach najnowszego numeru „IWM-Post”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij