Świat

Po morderstwie Marielle Franco na ulice Brazylii wychodzą setki tysięcy ludzi

Protestujący domagają się sprawiedliwego śledztwa i… sprawiedliwości społecznej, a więc tego, by nadal walczyć o wartości, które Marielle niosła na sztandarach.

W brazylijskim filmie Elitarni – ostatnie starcie mamy następującą scenę: trwa rok wyborczy, mężczyzna udaje się na posterunek poskarżyć się na brutalne traktowanie oraz przypadki nadużywania władzy przez policję i specjalne jednostki milicji w Rio de Janeiro. Chwilę później, na światłach obok jego samochodu zatrzymuje się drugi, z którego ktoś strzela do niego z zimną krwią. Mężczyzna ginie na miejscu, a samochód, z którego strzelano, odjeżdża, nie zabrawszy żadnych łupów.

Ta scena jest teraz w Brazylii często przywoływana, bo kilka dni temu coś bardzo podobnego wydarzyło się naprawdę.

Dowbor: Brazylijskie elity szukały haka na prezydent Dilmę Rousseff. I go znalazły

28 lutego Marielle Franco, ciemnoskóra radna miasta Rio de Janeiro została powołana do komisji, która miała się bliżej przyjrzeć wojskowym interwencjom w favelach, czyli brazylijskich dzielnicach biedy. Jednostki wojskowe wprowadzono do nich w lutym, na mocy dekretu prezydenta Michela Temera. Teoretycznie miały dbać o bezpieczeństwo w mieście na czas karnawału, lecz w praktyce wywołały ogromny chaos i poczucie zagrożenia wśród lokalnych mieszkańców. 10 marca Franco złożyła zawiadomienie o brutalności funkcjonariuszy 41 batalionu Żandarmerii, przypadkach nadużywania władzy oraz niebezpieczeństwach, jakie się z tym wiążą dla mieszkańców osiedla Acari. 14 marca w dzielnicy Lapa zdążyła jeszcze wziąć udział w dyskusji na temat roli młodych, ciemnoskórych kobiet w przemianie struktury władzy w Brazylii. Po wyjściu ze spotkania wsiadła do samochodu. Wkrótce obok pojawił się drugi, z którego padło 9 strzałów. 4 z nich zabiły Marielle Franco, a trzy – jej kierowcę, Andersona Pedro Gomeza. Zabójcy natychmiast odjechali, nie zabrawszy żadnych łupów. Wszystko to zdarzyło się tuż po ujawnieniu nadużyć władz mundurowych, w trakcie brazylijskiego roku wyborczego.

Marielle Franco sama wywodziła się z faveli Maré w Rio de Janeiro. Od wczesnych lat musiała zarabiać na swoją edukację, została też matką jako nastolatka, a mimo to udało jej się osiągnąć bardzo wiele: skończyć studia socjologiczne i politycznie działać na tyle skutecznie, że w 2016 roku została wybrana do Rady Miasta. Zdobyła przy tym 46 tys. głosów, będąc piątą najpopularniejszą polityczką w tych wyborach. Był to ogromny sukces, ponieważ nigdy wcześniej nie udało się takiego rezultatu osiągnąć młodej, ciemnoskórej kobiecie z faveli, do tego deklarującej się jako osoba nieheteroseksualna. W momencie wyboru była jedną z zaledwie sześciu kobiet w 51 osobowej Radzie Miasta. Jej osoba dawała wielu nadzieję jako przykład ciemnoskórej kobiety z peryferii, której udało się przebić do struktur władzy. Hasło wyborcze Franco brzmiało „Jestem, ponieważ jesteśmy”, walczyła z nierównościami społecznymi i rasowymi, z dyskryminacją kobiet, osób niebiałych i LGBT. Wielokrotnie interweniowała w przypadku nadużywania siły przez policję. Dzień przed tym, gdy została zabita, napisała na swoim Twiterze: – Kolejne zabójstwo młodego mężczyzny, którym można obciążyć jednostki Żandarmerii. Matheus Melo wychodził z kościoła. Ilu ludzi jeszcze musi zginąć, aby ta wojna się skończyła?

Te wszystkie wydarzenia wiele mówią o tym, jaka jest współczesna Brazylia: jest krajem, w którym większość problemów wynika z nierówności: dochodowych i rasowych. Im ktoś jest biedniejszy, słabszy lub ma ciemniejszy odcień skóry – tym większe prawdopodobieństwo, że mieszka w dzielnicy biedy, nie trafi do dobrej szkoły, nie znajdzie pracy. Bardziej prawdopodobne jest, że zejdzie na drogę przestępczą, a jego lub jej dzieci będą „reprodukować” biedę. Taka osoba znacznie częściej może paść ofiarą brutalności policji – niezależnie od tego, czy jest, czy nie jest winna jakiegoś przestępstwa. Statystyki Instytutu Stosowanych Badań Ekonomicznych mówią same za siebie: na każdych 100 zabitych w Brazylii, 79 osób to osoby ciemnoskóre (choć stanowią około 51 proc. populacji). W czasie, kiedy Państwo czytacie ten tekst, jakiś młody, ciemnoskóry mężczyzna zostanie prawdopodobnie zabity, gdyż w Brazylii zdarza się to średnio co 23 minuty.

Różnice tendencji zabójstw pomiędzy poszczególnymi grupami są przy tym bardzo wyraźne. W latach 2005-2015 o 7,4 proc. spadła ilość zabójstw osób deklarujących się jako białe, żółte lub ludność rdzenna (Brazylijczycy takie właśnie określenia deklarują w spisie powszechnym). Jednocześnie ilość zabójstw afrobrazylijskich kobiet wzrosła aż o 22 proc. Brazylijscy aktywiści mówią wręcz o ludobójstwie (genocídio) ludności ciemnoskórej w swoim kraju. Wiele z tych przypadków to bowiem ofiary policji. W samym Rio de Janeiro, według raportu Amnesty International, w latach 2014/2015 z rąk jej funkcjonariuszy zginęło 1275 osób, w 99,5 proc. przypadków to mężczyźni, w 79 proc. ciemnoskórzy i w 75 proc. w wieku 15-29 lat. Giną także działacze na rzecz równości i to często z rąk tych samych skorumpowanych władz i służb mundurowych, jakkolwiek ogromnym zagrożeniem są też ruchy faszystowskie, neonazistowskie i przestępcy wynajmowani przez poszczególne grupy interesów. Według danych Komitetu Obrońców Praw Człowieka (Comitê de Defensoras de Direitos Humanos) tylko w 2017 roku zginęło aż 62 działaczy na rzecz praw człowieka w Brazylii. Często dochodziło do tortur, przetrzymywania ich w prywatnych więzieniach, podpaleń domów i ogrodzeń czy użycia przeciwko nim broni palnej (strzelania do domów i do pojazdów).

Wielu aktywistów i polityków mówi o potrzebie równości, lepszej edukacji dla wszystkich, o koniecznych zmianach w favelach, które nie polegałyby na wprowadzaniu tam wojska i powodowaniu wzrostu liczby (często przypadkowych) ofiar. Przez lata próbowano tam prowadzić polityki wyrównywania szans, wprowadzano kwoty rasowe na uczelniach, wielkimi programami socjalnymi wspierano głównie najbiedniejszych, a więc przede wszystkim ludność niebiałą. W ciągu ledwie zakilku lat nie da się jednak zlikwidować rozwarstwienia, które narastało przez 500 lat. Obecnie zaś w rządzie Michela Temera, który doszedł do władzy w sposób co najmniej budzący wątpliwości (niektórzy nazywają to zamachem stanu w białych rękawiczkach) znajduje się tylko jedna kobieta i nie ma żadnej osoby ciemnoskórej (mimo że ponad połowa populacji deklaruje się jako potomkowie Afrykanów). Rząd ten zdążył już m. in. zamrozić wydatki socjalne, w tym na edukację i ochronę zdrowia na 20 lat. Z kolei demagogiczne postulaty obniżenia wieku penalizacji oraz hasło „Dobry bandyta to martwy bandyta” padają na podatny grunt w kraju, gdzie ludzie boją się przemocy, z którą mają nieustannie do czynienia. Co tym bardziej przygnębiające, śmierć Marielle Franco bywa wykorzystywana także przez jej politycznych oponentów. Posłowie z tzw. „ławy kuli” (Bancada da bala), czyli tej części Izby Deputowanych, która reprezentuje interesy przemysłu zbrojeniowego sugerowali, że Marielle została wybrana przez handlarzy narkotykami, a ojcem jej córki jest znany dealer. Co ciekawe, jeden z najsilniejszych kandydatów na prezydenta – Jair Bolsonaro, który w wielu sondażach prezydenckich zajmuje drugie miejsce i słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi m.in. „Prawa człowieka to plaga, to rak!” w ogóle nie odniósł się do tych wydarzeń.

Mobilizację widać jednak po obydwu stronach. Po morderstwie Marielle Franco na ulice miast wychodzą setki tysięcy ludzi domagając się sprawiedliwego śledztwa i… sprawiedliwości społecznej, a więc tego, by nadal walczyć o wartości, które Marielle niosła na sztandarach. Tym razem nie jest to jednak tłum przepełniony radością charakterystyczną dla brazylijskich manifestacji, podążających często w rytmie samby. Dominują łzy i smutek. Mottem protestów stał się hasztag #MariellePresente i #MarielleViva, ale nie tylko jej dotyczą transparenty. Można zobaczyć też imiona innych ciemnoskórych ofiar, w tym działaczy: #Cláudia, #Luana, #Amarildo i mnóstwo innych.

Czy nadzieja na lepszą Brazylię umarła? Niektórzy piszą, że to wydarzenie wyzwoli rzesze nowych „Marielles”, że jej postać będzie inspiracją dla osób takich jak ona. Lecz jak powiedziała mi Suzanne Pereira da Silva, studentka szóstego roku medycyny w São Paulo, związana z ruchem Coletivo NegreX, skupiającym ciemnoskórych studentów medycyny – 14 marca zabito nie tylko Marielle.

– Była osobą taką jak ja – mówi. – Ciemnoskóra, z faveli, walczyła z nierównościami społecznymi i rasowymi. Potępiała nadużycia policji, ludobójstwo osób ciemnoskórych i chaotyczną interwencję rządu federalnego. Była matką, lesbijką, socjolożką i od ponad 10 lat mówiła o ofiarach naruszeń praw człowieka. Dlatego to zabójstwo jest bardzo symboliczne. Zabito też nasze marzenia.

Moja rozmówczyni dodała jednak:

– Żyjemy w czasach, gdy deprecjonowane są prawa człowieka, kryminalizuje się favele, każdego dnia kilkudziesięciu czarnoskórych młodych ludzi umiera w kraju „rasowej demokracji”. Nasi przodkowie przez wieki walczyli z uciskiem, byli niewolnikami, niektórym udawało się uciec i stworzyć własne, niezależne społeczności jak „Quilombo dos Palmares”. Życie w patriarchalnym kraju boli, to kraj, który prowadząc polityki zdrowotną, edukacyjną czy zatrudnienia tylko petryfikuje nierówności. Gdzie jest nadzieja? W nas, którzy pozostaliśmy żywi. Jesteśmy milionami Marielles. W kolektywach, grupach lokalnych, organizacjach kobiet ciemnoskórych. W walce zbiorowej. Ona była, bo my jesteśmy.

Brazylijskie „because it’s 2016”

Dodam na marginesie, że owa „demokracja rasowa”, o której wspomina da Silva to rzekomo harmonijne stosunki rasowe panujące w społeczeństwie brazylijskim. Za autora tej koncepcji (choć sam termin nie został przez niego stworzony) uważa się Gilberto Freyre, który w swoim kanonicznym dziele Casa Grande & Senzala z 1933 roku (tłum. polskie: Panowie i niewolnicy) zbudował fundamenty myślenia o narodzie brazylijskim, jako o organizmie współtworzonym przez trzy „rasy” (Indian, Europejczyków i Afrykanów), z których każda wniosła swój wkład w tworzenie Brazylii. Dekonstrukcję mitu „demokracji rasowej” naukowcy zapoczątkowali już w latach 50. XX wieku, jednak do dziś nie pozostaje on bez wpływu na kształt myślenia o tamtejszym społeczeństwie.

W tym tygodniu, 21 marca, obchodzimy Międzynarodowy Dzień Walki z Dyskryminacją Rasową, uchwalony w rocznicę masakry w czasie demonstracji z 1960 roku w Sharperville w RPA, podczas której policjanci zastrzelili 69 osób. W minioną sobotę wielu z nas manifestowało w różnych miastach niezgodę na rasizm, podczas manifestacji mówiono także o Marielle, ale i o polskich, jakże licznych przypadkach dyskryminacji. To znamienne, że po 58 latach od wydarzeń w RPA rasizm jest tak silny – Brazylia to tylko jeden z niezliczonych przykładów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Janina Petelczyc
Janina Petelczyc
Katedra Ubezpieczenia Społecznego SGH, Fundacja Terra Brasilis
Dr nauk społecznych, ekspertka ds. zabezpieczenia społecznego i międzynarodowej porównawczej polityki społecznej. Pracuje w Katedrze Ubezpieczenia Społecznego SGH. Związana z Fundacją Terra Brasilis.
Zamknij