Świat

Po Fadiego przyszli w nocy

Karabin wymierzony prosto w oczy i płacz matki za plecami. Syria? Nie, Europa, do której trafiła syryjska rodzina.

Przyszli po Fadiego w nocy 25 lutego.

– Mieszkałem z rodzicami i młodszym bratem w Grafrath niedaleko Monachium. W domu wielorodzinnym. Tak jak inni mieszkańcy czekaliśmy na decyzję o przyznaniu status uchodźcy – opowiada. – Nagle w nocy ktoś wyważył drzwi. Do mojego pokoju wpadło czterech policjantów. Świecili mi latarką w oczy, grozili karabinem. Mojego brata, Juliana, rzucili na ziemię. Matka była w pokoju obok, chciała podbiec i podać mi ubrania, ale uzbrojony policjant zastąpił jej drogę. „Nie wtrącaj się!” – krzyknął. Kazał mi podnieść ręce do góry, przeszukali mnie, zabrali dowód, paszport, książeczkę wojskową. Na ubranie się dali mi mniej niż minutę. A potem skuli. Nie rozumiem niemieckiego, angielski średnio. Jeden z policjantów łamaną angielszczyzną zaśmiał się, że pewnie śpię z karabinem pod poduszką. Jak to Syryjczyk. I rzucił mi w twarz papierem. To była odmowa azylu. Od takiej decyzji można się odwołać w ciągu dwóch tygodni, ale ja nie mogłem nawet spokojnie jej przeczytać. Trzymał karabin skierowany w moją stronę i mówił: „Przeczytaj sobie swoje prawa!”. Wyprowadzili mnie na dwór. W kajdankach. Słyszałem za plecami płacz matki i głos ojca. Przed domem stało siedem wozów policyjnych, może więcej. W konwoju odwieziono mnie na lotnisko.

Europa nie chce Syryjczyków?

Unia Europejska zajmuje wobec wojny domowej w Syrii postawę neutralną. Udziela jednak pomocy humanitarnej i przyjmuje uchodźców. A przynajmniej tak twierdzi.

Protesty przeciwko dyktaturze Baszara al-Assada w Syrii rozpoczęły się w styczniu 2011, na fali arabskiej wiosny ludów. Szybko przerodziły się w najbardziej krwawą wojnę domową ostatnich lat. Według ONZ od 15 marca 2011 do 12 lutego 2013 roku w Syrii zginęło 70 tys. ludzi. Jeszcze więcej musiało opuścić swoje domy albo w inny sposób ucierpiało. Ilu? Szacunki są bardzo nieprecyzyjne – być może 2, a może nawet 4 miliony Syryjczyków potrzebuje teraz podstawowej pomocy: lekarstw, jedzenia, wody zdatnej do picia.

Coraz więcej z nich stara się o ochronę w Unii Europejskiej. Najwięcej syryjskich wniosków o azyl dostają Niemcy, następnie Szwajcaria, Szwecja, Belgia i Wielka Brytania.

Chociaż migracje są skutkiem masowej przemocy wobec ludności cywilnej, kraje europejskie zaczęły zaostrzać politykę wobec Syryjczyków. Rząd belgijski zawiesił ostatnio wydawanie decyzji o nadanie statusu uchodźcy. Dlaczego? Brakuje „wiarygodnych informacji na temat aktualnej sytuacji w kraju [Syrii] oraz nie ma możliwości zidentyfikowania osób, którym grozi prawdziwe niebezpieczeństwo”. Podobną taktykę zaczęły stosować Holandia, Belgia i Szwecja.

Dom utracony

– To było spokojne, uporządkowane życie. W domu unosił się zapach ciasta naszej mamy – wspomina Firas.

Rodzina Fadiego Daboul należała do mniejszości syryjskich chrześcijan. W swoim domu, w najstarszej części Damaszku, rozmawiali po arabsku i aramejsku. Matka – fryzjerka, prowadziła mały zakład, ojciec – inżynier mechanik – własny warsztat. Mają trzech synów: najmłodszy Julian kończy w tym roku czternaście lat, Fadi studiował księgowość, Firas od 2010 roku pracował dla ONZ.

– Pomagałem uchodźcom – głównie z Iraku, który graniczy z Syrią, i z Somalii, skąd starali się dostać do Europy. Przerażała mnie przemoc, jakiej doświadczali w swoich ojczyznach. W Syrii uchodźca nie może dostać prawa stałego pobytu ani obywatelstwa. Pomagałem im w drodze do Europy. Znałem ich prawa i obowiązki. Pracowałem w międzynarodowym towarzystwie – i dzięki temu stałem się bardziej otwarty na świat. Poznałem też moją żonę – Anię, Polkę. Więcej konfliktów mogę mieć z własnymi rodzicami, którzy są konformistami, niż z moją żoną. Mamy podobne charaktery. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi.

Uśmiecha się: – Problemy zaczęły się, gdy chcieliśmy sformalizować związek. W Syrii nie ma ślubów cywilnych, są tylko kościelne. Przed każdym ślubem małżonków sprawdza tajna policja: wojskowa i polityczna oraz siły powietrzne. Prowadzą prawdziwe przesłuchania; pytają o pochodzenie (np. posądzenie o żydowskie korzenie eliminuje możliwość zawarcia ślubu), poglądy polityczne (czy nie są przypadkiem antypaństwowe). Młodzie ludzie są śledzeni, kontroluje się kontakty, jakie nawiązują. To może trwać nawet pół roku, przez ten czas nie można wyjechać z kraju. Często jedyną drogą, by uzyskać zgodę na ślub, jest bardzo wysoka łapówka. Baliśmy się takiej procedury. W 2011 roku zdecydowaliśmy się wziąć ślub cywilny w Polsce. Ale okazało się, że przed polskimi władzami nie mogę udowodnić, że nie mam innych żon. Syryjskie władze czegoś takiego nie wystawiają. Walka o wszystkie dokumenty trwała ponad rok. Planowaliśmy jechać do Polski tylko na ślub, potem chcieliśmy wrócić do Syrii. Ale sytuacja się skomplikowała.

Kto nie jest z nami…

– Wychowaliśmy się w chrześcijańskiej dzielnicy Damaszku. Nagle usłyszeliśmy wezwania do świętej wojny. Nie wiedzieliśmy, o co właściwie chodzi. Mamy wyjść z domów i strzelać do sąsiadów? Bliźnich w wierze? – opowiada Fadi.

Syria jest jest jednym z najbardziej zróżnicowanych krajów Bliskiego Wschodu – etnicznie, religijnie, ze względu na język. Podziały etniczne i religijne pozwoliły rodzinie Assada rządzić krajem, a w końcu doprowadziły do wojny domowej. W Syrii mieszkają muzułmańscy sunnici, alawici (największa mniejszość, licząca prawie 2,5 miliona ludzi, to z tej grupy wywodzi się Assad), chrześcijanie (druga co do wielkości mniejszość w Syrii, żyją głównie w większych miastach i stosunkowo najwięcej zarabiają), druzowie (ponad 700 tys. ludzi). W Syrii żyje również niewielka mniejszość żydowska, posługująca się językiem arabskim. Assad zniósł dotychczasowe prawo, według którego obowiązywała religia większości, w ten sposób jednak uprzywilejował swoją mniejszość. Kraje Zachodu oskarżają go o rozgrywanie mniejszości przeciwko sobie.

Kościół chrześcijański początkowo nie chciał zbroić ludzi, uznawał, że nadzieja na pokój jest w modlitwie. I wielu chrześcijan odmówiło przyjęcia karabinów – wydawało im się oczywiste, że jeśli je wezmą, zostaną oskarżeni o szerzenie świętej wojny, a w odwecie zabici. Ale ci, którzy odmawiali, i tak byli oskarżani przez rząd Assada o popieranie „terroryzmu”.

– Usłyszeliśmy: uważajcie, postępując w ten sposób, sprowadzicie na siebie nieszczęście – wspomina Firas. Zaczęły się donosy na sąsiadów.

Rodzina Fadiego nie brała udziału w protestach wiosną 2011 roku.

– Ojciec nie interesował się polityką i nie miał poglądów politycznych – mówi Firas.

Nie interesował się też konfliktem, który zaczął narastać wokół. To klienci warsztatu opowiadali mu o masakrach – przywiązywaniu dzieci do czołgów, zamachach bombowych, mordach na ludności cywilnej. Nie komentował. W okolicy zaczęto uważać go za zwolennika reżimu Assada. Plotka poszła w miasto. Zaczął dostawać pogróżki. Któregoś dnia ostrzelano jego warsztat.

– Ojciec przez kilka godzin leżał na podłodze, bojąc się o własne życie.

Zamknął warsztat.

Zakład fryzjerski zamknęła też matka. Znalazł się w strefie działań wojennych. Rodzicie Fadiego i Firasa uciekli na wieś, do Ma’loula, maleńkiej miejscowości u stóp gór Antylibanu, zamieszkałej przez chrześcijan.

Fadi odstawał od swoich przyjaciół na uniwersytecie – muzułmańskich i chrześcijańskich. Większość była politycznie zaangażowana. Jego nie przekonywała żadna strona – ani rządowa, ani opozycyjna. Kłócił się z antyrządowymi studentami o różnym pochodzeniu. Nie chciał zostać zabity. Brzydził się przemocą. Okrzyknięto go tchórzem. „Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam” – słyszał. Przestał spotykać się z kolegami. W końcu przerwał studia na ostatnim roku. W swojej dzielnicy był zastraszany przez antyrządowe, chrześcijańskie grupy zbrojne, które jako „prawdziwemu chrześcijanowi” kazały mu się uzbroic i walczyć z reżimem. Fadi odmawiał. W końcu wyjechał z rodzicami na wieś.

Ale nadal bał się, że zostanie siłą wcielony do wojska. Wiosną 2012 rząd wprowadził nową ustawę – mężczyźni w wieku 18–42 lat nie mogą opuścić Syrii na więcej niż jeden dzień. Po 30 godzinach ustawę zniesiono, a granice otwarto, ale lęk o zamknięcie w kraju bez możliwości ucieczki pozostał. Ludzi zgarniano do armii z każdej wioski. Namawiano do walki w imię wiary –  muzułmańskiej przeciwko chrześcijanom. Przeciwko sąsiadom.

Firas został w mieście razem z przyszłą żoną. Mieszkali w muzułmańskiej dzielnicy. Stracił pracę. Podobnie jak Ania. Była wykładowcą na Międzynarodowym Uniwersytecie Nauki i Technologii pod Damaszkiem i redaktorką w magazynie „Syria Today” (obecnie redakcję zamknięto). Pracę w gazecie straciła, kiedy zaczęły się zamieszki. Wkrótce walki zaczęły się też w okolicach uniwersytetu.

– Nikt z nas nie chciał emigrować – mówi Firas. – Wiem, co znaczy być uchodźcą. Nie chciałem tego losu. Z pewnością nie dla moich najbliższych.

Polska gościnność

Mieli jechać na 10 dni, maksymalnie dwa tygodnie. Anna i Firas wyjechali pod koniec sierpnia. Rodzina dołączyła do nich tydzień później. Był wrzesień 2012 roku.

Wzięli najpotrzebniejsze dokumenty, spakowali się jak na wakacje. Tutaj zaczęli się zastanawiać: a może zostać?

– Tylko na pewno nie w Polsce – mówi Fadi. – Słyszeliśmy, jak traktuje się u was uchodźców: jak więźniów. Słyszeliśmy, że miesiącami trzyma się tu uchodźców w odosobnieniu, bez żadnej opieki, nie uczą się podstaw polskiego. Kiedy rodzice o tym wszystkim usłyszeli, zdecydowali, że jeśli mają nie wracać, to poszukają miejsca niedaleko. Ale nie tu – powtarza Fadi. – Wyjechaliśmy najbliżej, jak się dało. Do Niemiec. Słyszeliśmy, że tam traktują uchodźców lepiej, jak pokrzywdzonych. Zadzwoniliśmy do przyjaciela rodziny mamy, który mieszkał pod Monachium. Bardzo nas namawiał na przyjazd. Mieliśmy wizy, mieliśmy paszporty – pojechaliśmy.

– Rodzice nie przyznali się, że wcześniej przebywali w Polsce. Poprosili o status uchodźcy. Dostali tymczasowe mieszkanie wraz z innymi rodzinami syryjskimi. Tamci namówili ich, żeby nic nie mówić, schować paszporty. Mama strasznie się bała, że zostaną deportowani do Polski – przyznaje Fadi.

Jako pierwszy został wezwany na przesłuchanie przez służby niemieckie. 10 grudnia 2012. Wspomina ten dzień ze zgrozą: – Atmosfera od początku była niemiła. Był tłumacz. Widziałem, że był zirytowany. Często wtrącał: „Po co tyle gadasz? Czego tu szukasz?”. Byłem w szoku. Opowiedziałem dokładnie, co czułem. Że przejechałem przez Polskę. Że nie prosiłem tam o azyl, bo bałem się, jak mnie będą traktować w Polsce.

25 lutego 2013 po Fadiego przyjechały niemieckie służby. Wyprowadzono go w nocy w kajdankach i wywieziono na lotnisko. Bez dokumentów, zostawili mu tylko telefon komórkowy. Twierdzi, że nie poinformowano nikogo, co się z nim stanie. Dowiedział się tylko, jakim lotem będzie leciał i dokąd – do Polski. Wysłał wiadomość rodzicom, a oni bratu w Polsce. Na niemieckim lotnisku powiedziano mu, że polska straż graniczna zna całą sytuację, czyli wie, że w Niemczech był nielegalnie, wcześniej starał się o azyl w Polsce, że dostanie status uchodźcy na miejscu, czekają na niego wszystkie dokumenty. Fadi nie miał pojęcia, o czym mówili. Jak to nielegalnie, skoro miał wizę Shengen? Jaki azyl w Polsce, skoro nigdy o niego się nie ubiegał? Nikt nie chciał z nim rozmawiać.

Firas z pomocą żony próbował dowiedzieć się od straży granicznej, dokąd wysyłają jego brata. Długo nie chciano mu udzielić żadnej informacji. W końcu na Okęciu dowiedzieli się, że ma przylecieć jakiś nielegalny imigrant. Dalszy cel podroży nie był znany. O tym, że jest to Syryjczyk, który ma dostać status uchodźcy w Polsce i wszystkie dokumenty mają na niego czekać na lotnisku, władze polskie nie wiedziały. Z rozmów ze strażą graniczną Firas i Anna wywnioskowali, że człowiek ten ma zostać deportowany dalej. Zadzwonili do Fadiego i kazali poprosić w Polsce o azyl. Po parogodzinnym przesłuchaniu na lotnisku w Warszawie Firas mógł odebrać brata.

Typowy przypadek

Od blisko tygodnia trwa walka o sformalizowanie statusu uchodźcy dla Fadiego i zabezpieczenie sytuacji rodziny Daboul w Niemczech. Pomaga im niemiecki prawnik. W Polsce Firas i Anna dzwonili do różnych organizacji z prośbą o pomoc. Rzecznik prasowy fundacji „Ocalenie”, zajmującej się pomocą uchodźcom i imigrantom, twierdzi, że takie sytuacje się zdarzają. Często ludzie są deportowani i nie wiedzą, dokąd trafią. Sytuacji uchodźców i ich traktowania w Polsce nie chciał komentować.

A o tej sytuacji napisano już wiele złego. Ekaterina Lemondżawa pisała wręcz o „polskim piekle” i „więzieniu”. O problemach, z jakimi borykają się uchodźcy w Polsce, pisała też m.in. Marta Zdzieborska w Refugee.pl.

– Mama nie umie się tu odnaleźć – mówi Firas. Nasz dom w Damaszku i dom na wsi były podobne. Talerze poukładane w taki sam sposób, podobnie poustawiane meble. Porządek. Zapach ciasta. W domu w Bawarii panuje chaos. Nieposłane łóżko. Nastrój napięcia, oczekiwania. Znam takie domy. Pracowałem kilka lat z takimi ludźmi. Zawieszonymi w czasie i przestrzeni, nie potrafiącymi znaleźć swojego miejsca, tęskniącymi za stabilizacja, za prawdziwym domem. To stan umysłu, z którego nie potrafią się wytrącić. Zawsze współczułem ludziom, z którymi pracowałem. Nigdy nie myślałem, że dotknie to moją rodzinę.

Dzień i noc po najściu policji na mieszkanie rodzina Daboul spędziła w kościele. Bali się wrócić do mieszkania.

Po przesłuchaniu na polskiej granicy straż zabrała Fadiemu wszystkie dokumenty. Zostawiono mu jedynie książeczkę wojskową. Widnieje w niej data, której Fadi boi się najbardziej. Data obowiązkowego stawienia się na komisji wojskowej w Damaszku – 3 marca 2013 roku.

Czytaj też Apel o pomoc ofiarom wojny w Syrii

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij