Świat

Pieniążek: Zdjęcia na tle wozów pancernych

Mieszkańcy wschodniej Ukrainy zgadzają się w dwóch kwestiach: nie popierają ani byłego prezydenta Janukowycza, ani obecnych władz w Kijowie. 

Słowiańsk to jedno z kilku miast w obwodzie donieckim, gdzie sytuacja jest napięta. Kilka dni temu pojawiły się tu barykady i „zielone ludziki” – umundurowani mężczyźni uzbrojeni w karabiny i granatniki. Wyglądają jak ci z Krymu i przynajmniej część z nich stamtąd przyjechała. – Jesteśmy ochotniczą armią Krymu… To znaczy Donbasu – powiedział mi dowódca „zielonych”. Inni w prywatnych rozmowach też potwierdzali, że przyjechali właśnie stamtąd.

Na głównym placu Słowiańska stoi Lenin, wokół niego ławki, a za jego plecami ponury gmach rady miejskiej. Gdyby nie to, że wejście do niej zawalono workami z piaskiem i strzegą go „zieloni”, to można by uznać, że życie toczy się normalnie. Na ławkach odpoczywają mieszkańcy, piją piwo i rozmawiają.

Temat dyskusji jest w sumie tylko jeden: wojna. Z kim?

Zgodnie z linią przedstawianą w większości rosyjskich mediów mieszkańcy Słowiańska i innych miast przeważnie boją się wojny domowej. – Oni ją wszczęli, a my musimy się odnaleźć w tej sytuacji – mówi starsza kobieta. Najbardziej boją się jednak, że poziom życia jeszcze bardziej się obniży. Z Rosją niespecjalnie chcą walczyć.

Tuż obok, w parku, stoi w kręgu spora grupa ludzi. Czuć wyraźne podniecenie. Robią zdjęcia wozom pancernym. „Zieloni” chętnie pozują, a nawet biorą dzieci na ręce, aby rodzice mogli uwiecznić ten moment. Do pozowania oddają im nawet swoje karabiny – na razie na szczęście jeszcze nikt nie zginął ani nie został ranny od przypadkowego postrzału.

„Zieloni” w Słowiańsku cieszą się popularnością, a przynajmniej nikt głośno nie wyraża dezaprobaty – oprócz kilkudziesięciu osób, które w piątek wyszły na plac i domagały się, aby „zieloni” wyjechali z centrum i zostali tylko na wjazdach do miasta. Część sił rzeczywiście ruszyła w kierunku Artemowska, gdzie znajdują się duże składy broni, ale to nie dlatego, że poczuli presję społeczną. Słowiańsk dalej pozostaje głównym ośrodkiem zwolenników federalizacji. Miasto obstawione jest barykadami, kursują wozy pancerne.

W Kramatorsku sytuacja jest dużo bardziej złożona. W pobliskich Pczołkinie i Serhijiwce mieszkańcy blokowali wozy pancerne ukraińskiej armii. Część z nich została przechwycona (to one później dotarły do Słowiańska), a pozostałe miały wrócić do Dniepropietrowska. W Serhijiwce blokada została staranowana. W samym mieście są dwa punkty zapalne – wojskowe lotnisko i Rada Miejska. Lotnisko szturmowali zwolennicy federalizacji, ale ostatecznie ukraińskie wojska utrzymały swoje pozycje. Pod lotniskiem zostało kilka barykad i aprę osób, które w żaden sposób nie stanowią zagrożenia dla wojskowych. – Ludzie nie chcą do nas przyjeżdżać – żali się jeden z blokujących bazę. Dalej natomiast okupowana jest Rada Miejska. Ludzie w Kramatorsku nie boją się jednak krytykować działań blokujących.

– Sam jestem za federalizacją, ale to są idioci – mówi jeden z mężczyzn. Inni toczy zażartą dyskusję z okupującymi.

Wszyscy zgadzają się co do dwóch rzeczy: nie popierają byłego prezydenta Wiktora Janukowycza i obecnych władz w Kijowie. Mieszkańców różni to, że jedni nie widzą już możliwości dogadania się, a inni wierzą, że wybory wszystko rozwiążą. Wszyscy obawiają się upadku przemysłu i jeszcze trudniejszych warunków bytowych. Jedni twierdzą, że Rosja jest dla nich zbawieniem, inni uważają, że będzie gwoździem do trumny. Wiele osób – zapewne podobnie jest w Słowiańsku – przyznaje, że w zasadzie jest im bez różnicy, w jakim państwie będą żyć. Ważne, aby mieli zapewnione stabilne życie. – Dla mnie istotne jest tylko to, aby wypłacali emerytury. Wszystko inne jest drugorzędne – mówi emeryt z Doniecka.

Po raz drugi zajęto wieżę telewizyjną – wyłączono pięć ukraińskich kanałów, a zamiast nich włączono pięć prorządowych rosyjskich. Wojna informacyjna odgrywa tu niebagatelną rolę i umożliwia zwiększanie wpływów w regionie. Na terenie wokół wieży stacjonuje od do kilkukilkanastu „zielonych”. Jeden z nich nie wygląda na osiemnaście lat. Trzyma karabin i krzyczy, aby niczego nie filmowano. Wokół wieży krąży wojskowy helikopter, teren patrolowany jest też przez myśliwiec.

W ramach porozumień zawartych w Genewie między Rosją, Ukrainą, Unią Europejską i USA wszystkie nielegalnie zajmowane budynki i ulice mają zostać zwolnione. Zwolennicy federalizacji już zapowiedzieli, że tego nie zrobią. Czekają na referendum w sprawie włączenia Ludowej Republiki Doniecka w skład Rosji, które odbędzie się 11 maja.

Na razie nic nie wskazuje na to, że ustalenia dyplomatów wpłyną na konflikt we wschodniej Ukrainie.

Autor dziękuje warszawskiemu przedstawicielstwu Fundacji im. Heinricha Bölla za umożliwienie wyjazdu na Ukrainę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij