Świat

Pieniążek: Antymajdan w natarciu

W Charkowie, Doniecku i Ługańsku nasiliły się działania separatystyczne. Czy powtórzy się scenariusz krymski?

W Charkowie, Doniecku i Ługańsku nasiliły się działania separatystyczne. Niewykluczone, że Rosja próbuje zrealizować scenariusz krymski we wschodniej Ukrainie. Premier Arsenij Jaceniuk powiedział podczas otwarcia posiedzenia rządu, że rosyjskie wojska cały czas stoją przy ukraińskiej granicy i mogą wykorzystać tę sytuację do wkroczenia.

W trzech wschodnioukraińskich miastach scenariusz był podobny – prorosyjski marsz udawał się pod budynek państwowy, brano go szturmem i wywieszano rosyjską flagę. Podobnie też zachowywała się milicja – niespecjalnie reagowała na to, co się dzieje. Przeważnie niewiele robiono sobie z nacierającego tłumu. W rezultacie po krótkich przepychankach separatyści dostawali się do budynków.

W Doniecku od początku marca administracja obwodowa została zajęta po raz czwarty. Wczoraj dano ultimatum, że rada obwodowa ma zebrać się do północy i ogłosić referendum w sprawie przyłączenia się do Rosji. Jako że tak się nie stało, separatyści powołali na jej miejsce „radę ludową”, która z kolei ogłosiła powstanie Niepodległej Republiki Donieckiej i referendum mające się odbyć do 11 maja. Zwrócili się też do prezydenta Rosji Władimira Putina, aby wprowadził na terytorium obwodu „pokojowy” kontyngent wojskowy, który ma ustabilizować sytuację.

Na razie nie ma oficjalnego rosyjskiego stanowiska, ale powoli pojawiają się sygnały z Jednej Rosji, że „aspiracje” separatystów zostaną poparte. – Oni mają prawo dokonać takiego wyboru i my go popieramy – powiedział deputowany do Dumy Państwowej Siergiej Niewierow.

W Charkowie także zajęto obwodową administrację, ale zanim do tego doszło, napadnięto na uczestników Euromajdanu. Pobitym kazano przejść na czworaka w otoczeniu tłumu i milicji, która ochroniła ich przed jeszcze dotkliwszymi obrażeniami. W mediach pojawiła się informacja, że „korytarzem hańby” przeszli działacze nacjonalistycznego Prawego Sektora. Na tę wieść w rosyjskim internecie zawrzało z radości. Okazało się jednak, że nie było tam nikogo z przedstawicieli tej partii, tylko członkowie samoobrony i sympatyków Euromajdanu. Rannych zostało piętnaście osób. Dzisiaj z kolei na plac Wolności, gdzie stali ludzie z ukraińskimi flagami, wbiegła – bez problemów mijając kordon milicji – około stuosobowa grupa w maskach, kaskach i z kijami. Bili każdego, kto był w pobliżu. „Rosja, Rosja, Rosja” – skandowali. Euromajdan został rozegnany.

Wczoraj w Ługańsku przejęto siedzibę Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Separatyści mieli wykraść z niej broń. Wcześniej około tysiąca osób protestowało pod budynkiem i domagało się wypuszczenia na wolność przewodniczącego Gwardii Ługańskiej Ołeksandra Charytynowa oskarżonego o próbę obalenia porządku konstytucyjnego. Na odbywającym się mitingu ogłoszono stworzenie Ludowej Rady Koordynacyjnej, która ma zapanować nad „bezładem w państwie”. Nie obyło się oczywiście bez opłaconych demonstrantów, którzy czekali na swoje pieniądze po demonstracji.

We wszystkich tych miejscach Antymajdan stosował działania znane z protestów w Kijowie. Zajmowanie budynków, w których powoływani są komendanci, wypowiadanie kontroli władzy centralnej, tworzenie oddziałów samoobrony. Z tą różnicą, że od samego początku prowadzą działania agresywniejsze i są lepiej uzbrojeni. Do tego, jak pokazują ostatnie badania, ich postulaty cieszą się znacznie mniejszą popularnością niż Euromajdanu. Badania przeprowadzone przez grupę Rejtinh pokazują, że nawet we wschodniej Ukrainie większość osób opowiada się za jednością Ukrainy (45 procent chce, aby Ukraina była unitarnym państwem; 8 procent widzi taką Ukrainę, ale bez Krymu). 26 procent chce federalizacji, a tylko 4 procent, aby została podzielona między kilkoma państwami.

Nie zmienia to jednak faktu, że władze centralne w Kijowie są kompletnie bezradne i na razie nic nie wskazuje, że uda im się opanować sytuację – ewentualnie krótkoterminowo. Pełniący obowiązki prezydenta Ołeksandr Turczynow ogłosił akcję antyterrorystyczną, a Rada Najwyższa chce ostrzej karać za działania przeciwko jedności państwa.

Jeśli Rosja poprze aneksję obwodu donieckiego, to powtórzy się scenariusz z Krymu. Może być bardziej krwawy, ale ukraińskie wojska nie będą w stanie powstrzymać rosyjskiej armii.

Tymczasem Unia Europejska oznajmiła, że jest sytuacją zaniepokojona.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij