Świat

Majmurek: Czy katolicki thatcheryzm powstrzyma Le Pen?

Kim właściwie jest Fillon i z jakim programem idzie do wyborów.

Żyjemy w roku politycznych niespodzianek. Nie ominęły one także Francji. Prawybory na francuskiej centroprawicy (partia Republikanie) przegrali faworyzowani Alain Juppé i Nicolas Sarkozy, wygrał François Fillon. Polityk doświadczony, premier w latach 2007-2012, ale zawsze pozostający w cieniu. Raczej technokrata niż charyzmatyczny lider.

Biorąc pod uwagę niskie notowania Hollande’a oraz świetne wyniki w sondażach Frontu Narodowego, istnieje duże prawdopodobieństwo, że w drugiej turze wyborów prezydenckich to Fillon zmierzy się z Marine Le Pen. Cały świat zadaje więc sobie pytanie: kim właściwie jest Fillon i z jakim programem idzie do wyborów?

Bóg i rynek

W Fillonie-osobie nie ma zbyt wiele ciekawego. Wydaje się dość bezbarwnym i typowym przedstawicielem francuskiej klasy politycznej. Syn prowincjonalnej, konserwatywnej, wielodzietnej katolickiej rodziny prawniczej z Kraju Loary. Po krótkiej przygodzie z dziennikarstwem idzie w ślady ojca i sam kończy studia prawnicze. Do polityki wchodzi jako asystent polityka ze swojego rodzinnego regionu – Joëla Le Theule, centroprawicowego deputowanego i ministra w kilku rządach.

Sam Fillon przechodzi przez typową dla francuskiego polityka karierę: zostaje wybrany na deputowanego na miejsce zwolnione przez Le Thuela, mandat w parlamencie łączy – co typowe dla Francji – z mandatem w regionalnym zgromadzeniu Kraju Loary i stanowiskiem mera położonej w regionie gminy Sablé-sur-Sarthe. Od lat 90. wchodzi w skład kolejnych prawicowych rządów, wreszcie w okresie prezydentury Sarkozy’ego sam staje na czele gabinetu.

Prywatnie znany jest przede wszystkim z konserwatywnych poglądów, katolicyzmu i anglofilii. Jego żona jest Walijką – poznali się podczas studiów prawniczych w Paryżu, małżonka zrezygnowała z zawodowej kariery i zajmuje się wychowywaniem ich czwórki dzieci.

Nic ciekawego, prawda? Ciekawy jest za to program Fillona i to jakie grupy wyborców prawicy był on w stanie zmobilizować.

Mówiąc najkrócej, wczoraj we Francji wygrali Bóg i rynek – do tego sprowadzał się bowiem program Fillona łączący katolicki konserwatyzm z obietnicą rynkowej rewolucji.

Terapia szokowa dla Francji

Fillon obiecywał w kampanii, że jeśli zostanie wybrany prezydentem, wstrząśnie Francją. Zreformuje niewydolny system, pozrywa krępujące go biurokratyczne więzy, co uwolni przedsiębiorczość i zapewni dobrobyt francuskim rodzinom. Obietnice te brzmią bardzo ogólnie. Jeśli wczytać się w nie uważnie, to wyłania się z nich program najbardziej neoliberalny ze wszystkich obecnych wśród kandydatów Republikanów. Choć w latach 70. Fillon identyfikował się jako „socjalny gaullista”, później nawrócił się na thatcheryzm. Program, z jakim szedł do prawyborów, zawiera recepty na problemy Francji, jakim pani Thatcher z pewnością by przyklasnęła: cięcia wydatków i podatków, bardziej elastyczny rynek pracy, deregulacja, ułatwienia dla przedsiębiorców.

Fillon zobowiązał się między innymi, że jeśli zostanie wybrany prezydentem w ciągu pięciu lat zredukuje wydatki państwa o 100 miliardów euro. Gdzie będzie szukać oszczędności? 15 miliardów ma pozwolić zaoszczędzić planowane zwolnienie 500 tysięcy funkcjonariuszy publicznych (głównie w edukacji). Zwolnienia ma umożliwić wydłużenie czasu pracy w sektorze publicznym z 35 do 39 godzin tygodniowo. Fillon w ogóle chce znieść 35-godzinny tydzień pracy. Proponuje, by w każdym przedsiębiorstwie zarząd i załoga negocjowali właściwą długość tygodnia pracy, w ramach europejskiej normy (48 godzin).

Kandydat Republikanów uważa też, że Francuzi mają za dużo dni wolnych i szkodzi to gospodarce – chce „odzyskać” przynajmniej jeden dzień roboczy w roku.

Dalszych oszczędności dostarczyć ma reforma emerytur – stopniowa likwidacja przywilejów emerytalnych, wyrównanie wieku emerytalnego dla sektora prywatnego i publicznego. Zwiększone mają być też progi dochodowe upoważniające do takich świadczeń, jak mieszkanie socjalne. Zasiłki rodzinne mają zostać uzależnione od frekwencji dzieci w szkole (to akurat warto by podpatrzyć w naszym programie 500+), a bezrobotni, jeśli odmówią przyjęcia proponowanej pracy, mają mieć zmniejszany stopniowo zasiłek wraz z każdą odmową, aż do całkowitego jego odebrania.

Kandydat obiecuje także radykalne odchudzenie i uproszczenie kodeksu pracy. Uproszczone mają być przede wszystkim negocjacje zbiorowe między pracodawcami i pracownikami – choć zdecydowanie na korzyść tych pierwszych. Planowane reformy wyraźnie osłabiają rolę związków zawodowych w zakładzie pracy. Fillon stawia bowiem na wspieranie przedsiębiorczości i przedsiębiorców. Dla innowacyjnych start-upów oferuje hojne ulgi podatkowe. Zapowiada zmniejszenie podatku od zysków od kapitału. Stawia też na promocję samozatrudnienia, chce podwoić liczbę samozatrudnionych we Francji. Proponuje przy tym dla nich – co nie jest akurat złym pomysłem – system społecznego ubezpieczenia od braku aktywności.

Francja, która nigdy nie była Charlie

Ten, jak na Francję radykalnie rynkowy program, kompensowany jest przez obietnice większych zasiłków dla samotnych matek, czy pomocy dla dużych rodzin. Rynkowej retoryce towarzyszy u Fillona konserwatywno-katolicka. Oczywiście, we Francji nawet katolicy przywiązani są do modelu laickiego. Fillon podkreśla, że jest przeciwny „agresywnemu prozelityzmowi w przestrzeni publicznej” i z tego tytułu popiera zakaz nie tylko noszenia burki na ulicach, ale i burkini na francuskich plażach.

Fillon zawsze publicznie przedstawiał się jako katolik, mówił, że moralnie potępia aborcję, zdarzyło się mu też powiedzieć, że nie uważa jej za „fundamentalne prawo człowieka”.

Fillon zawsze publicznie przedstawiał się jako katolik, mówił, że moralnie potępia aborcję, zdarzyło się mu też powiedzieć, że nie uważa jej za „fundamentalne prawo człowieka”. Jednocześnie kandydat zapewnia, że potrafi rozróżnić między swoim osobistym poglądem, a dobrem publicznym. A w interesie publicznym nie leży dziś jego zdaniem otwieranie debaty na temat aborcji we Francji.

Sam Fillon głosował w 2013 roku przeciw prawu pozwalającemu na małżeństwa tej samej płci. Dziś zapowiada, że jego administracja nie będzie próbowała znieść tego prawa, przede wszystkim dlatego, że nie jest to prawnie możliwe (problem utraty praw nabytych osób tej samej płci, które już zawarły związek małżeński). Obiecuje jednak ograniczenia w prawie do adopcji dzieci przez małżeństwa jednopłciowe. Jest też przeciwny możliwości zapłodnienia in vitro dla par tej samej płci.

Sprzeciw wobec małżeństw dla gejów i lesbijek był jednym z formacyjnych wydarzeń dla katolickiej prawicy we Francji w ciągu ostatnich trzech lat. Ruch Le Manif pour tous, gromadzący organizacje stojące za manifestacjami przeciw „małżeństwu dla wszystkich” ( mariage pour tous), pokazał liczebność katolickich aktywistów, podniósł ich morale, wyłonił nowych młodych, dynamicznych liderów i liderki. Wiele z nich weszło różnymi kanałami do polityki.

Wśród nich szczególną rolę odgrywa działające w ramach Republikanów stowarzyszenie Sens commune, kierowane przez dwójkę młodych, dynamicznych, świetnie wykształconych trzydziestolatków – Sébastiena Pillarda i Madeleine Bazin de Jessey. Stowarzyszenie stawiało początkowo na Sarkozy’ego w prawyborach, ale później przerzuciło poparcie na Fillona.

Mobilizacja katolickiego aktywu miała być kluczowa dla zwycięstwa Fillona. Jak pisało w niedzielę „Liberation”, Fillon wygrał mobilizując „Francję, która nigdy nie była Charlie”. Emerytowane, katolickie nauczycielki; ciężko upudrowane, wkraczające w szóstą dekadę życia żony lokalnych notabli; młodych aktywistów katolickich; drobnych i średnich przedsiębiorców. Ludzi przekonanych, że coś się we Francji popsuło, że jej gospodarka i polityka wymagają terapii szokowej, a przy tym szukających oparcia w tradycyjnej rodzinie, francuskich wartościach i katolicyzmie.

Zła wiadomość dla Polski

Co wybór Fillona znaczy dla Polski? Nie jest to dobra wiadomość. Poglądy Fillona w kluczowych dla nas sprawach są mocno problematyczne.

Kandydat opowiada się za zniesieniem sankcji przeciw Rosji, normalizacją stosunków z Moskwą i dogadaniem się z Putinem w sprawie Syrii. Fillon był premierem wtedy, gdy tę funkcję w Rosji pełnił Putin, panowie spotykali się często i podobno polubili.

Eksperci wskazują, że wiele z prorosyjskich wypowiedzi Fillona wynikało z logiki wyborczej. Grał na przyciągnięcie skrajnej prawicy, tradycyjnie antyatlantyckiej i antyniemieckiej, odwołując się do narracji o „naturalnym” sojuszu Moskwy i Paryża. Naturalnym tym bardziej w kontekście islamskiego zagrożenia. Nawet, jeśli sporo wynikało z retoryki, to zmiana w polityce Paryża – jeśli Fillon wygra – jakaś będzie. Ta zmiana nie byłaby tak szkodliwa, gdyby do Białego Domu w styczniu wprowadziła się Hilary Clinton. Wprowadzi się jednak mówiący o Rosji podobnym językiem co Fillon prezydent Trump. W tej sytuacji utrzymanie korzystnej dla nas ogólnoeuropejskiej polityki wobec Rosji wydaje się coraz mniej prawdopodobne.

Także w kwestii przyszłości UE stanowisko Fillona nastręcza problemów. Rządom PiS może podobać się jego retoryka, słowa o „Europie ojczyzn”, „Europie, która ma być narzędziem, nie religią”. Słowom tym towarzyszą jednak propozycje zacieśniania współpracy w sferze euro, m.in. utworzenie specjalnego, niezależnego od Komisji Europejskiej Sekretariatu Eurosfery – koordynującego ściśle ekonomiczne polityki eurozony na poziomie ministrów finansów, szefów rządów i głów państw. Pomysł sam w sobie jest sensowny, ale wdrożony w życie dziś, będzie po prostu oznaczał dalsze pogłębienie podziału na Europę dwóch prędkości. Z obecnym rządem, który stosunki z Francją popsuł sobie spektakularnie, oznacza to dla nas wyrzucenie poza ścisły krąg integracji.

Kolejny koszmar?

Doradca Sarkozy’ego Patrick Buisson skomentował wygraną Fillona słowami: „we Francji właśnie rozpoczęła się konserwatywna rewolucja”. Czy we Francji, zobaczymy, na pewno w szeregach Republikanów. Centroprawica nie wystawiała jeszcze tak wolnorynkowego i społecznie konserwatywnego kandydata. Sarkozy był blisko, choć łączył to z populizmem w stylu Berlusconiego, zblatowaniem z największym biznesem. Fillon reprezentuje – na poziomie politycznym i swojego stylu – średnią i drobną konserwatywną burżuazję, milczącą mieszczańską większość. Czy jej rewolucja zdobędzie Pałac Elizejski?

Można wyobrazić sobie koszmarny scenariusz, w którym słaba i podzielona lewica nie wchodzi do drugiej tury. Skonfrontowana z neoliberalnym programem Fillona Marine Le Pen ubiera się w szaty obrończyni francuskiego modelu społecznego i wygrywa.

Jednak nawet jeśli wygra Fillon, Francja przesunie się na prawo w nieciekawym (także z punktu widzenia polskich interesów) kierunku.

Podobno socjaliści liczą, że dzięki thatcherowskiemu programowi Fillona to ich kandydat wejdzie z Le Pen do drugiej tury, gdzie wygra dzięki głosom centroprawicy. Ten plan będzie jednak trudny do zrealizowania, jeśli wystartuje kilku lewicowych kandydatów, z których każdy zbierze po kilkanaście procent głosów – a wszystko wskazuje na taki scenariusz.

Żyjemy w sezonie politycznych niespodzianek, więc wiele może się wydarzyć. Pewne jest tylko to, że czekają nas kolejne przyprawiające o bojaźń i drżenie wybory.

 

**Dziennik Opinii nr 333/2016 (1533)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij