Świat

Majmurek: „A jacy to artyści są u nas prześladowani?”

Dziennik z Rosji, część czwarta, ostatnia.

17 października, piątek

Rano podróż sapsanem do Moskwy, chyba wszyscy ją przesypiają. Po obiedzie idziemy do siedziby agencji RIA Novosti, gdzie minister kultury Federacji Rosyjskiej Władimir Medinski odpowiada na pytania dziennikarzy, głównie korespondentów z Polski. Towarzyszy mu wiceszefowa departamentu z ministerstwa i dyrektor Bondarenko. Dominuje temat pomnika zmarłych w obozach jenieckich po wojnie 1920 roku radzieckich żołnierzy, który Rosja planuje postawić na cmentarzu w Krakowie. W Polsce budzi to protesty. Średnio mnie interesuje ta dyskusja. W obozach rzeczywiście, głównie ze względu na fatalne warunki, ginęli ludzie, z drugiej strony pomnik faktycznie jest narzędziem agresywnej polityki historycznej Rosji. Dla świętego spokoju sami tym zmarłym Rosjanom powinniśmy postawić jakiś upamiętniający obiekt, proponował to kiedyś na łamach „Gazety Wyborczej” Paweł Wroński.

Po konferencji minister zaprasza naszą wycieczkę do swojego pokoiku.
– Czy są jakieś pytania?
– Chciałbym zapytać o prześladowanych w Rosji artystów – mówię.
– A jacy to artyści są u nas prześladowani? – pyta jowialnie minister.
– Grupa Wojna, Pussy Riot…
– Proszę pana, to nie są artystki, to chuliganki. Wie pan, co one robiły? Ja panu powiem, tylko to nie jest przeznaczone dla uszu dam, niech panie wyjdą.

I wszystkie kobiety, co do jednej, wychodzą. Od wiceszefowej departamentu do młodej fotografki.

Nie było z nami dziennikarek z Polski, wymiksowały się ze spotkania z ministrem, poszły zwiedzać Moskwę. Nie wiem, jak by się zachowały. Jestem tym trochę zszokowany. Wiem, że polska polityka też jest seksistowska, że całuję rączki, za zdrowie naszych pięknych pań, że duńskie kaszaloty. Ale to się już w polskim standardzie nie mieści. Co nie nadawało się dla „uszu dam”?

– Proszę pana – minister przybiera poważną minę, gdy ostatnia z kobiet zamyka za sobą drzwi – one włamały się do Muzeum Historii Naturalnej i tam, na oczach pracujących tam biednych staruszek, ruchały się nago przez pół godziny. A jedna z nich była ósmym miesiącu ciąży. Nagrały to, wrzuciły do sieci i powiedziały, że to protest w obronie przyrody.
Minister stawia tu kropkę. Patrzy na mnie, a wyraz jego twarzy mówi: „takich pan ludzi broni”.

Minister słyszy, że dzwonią, ale nie wie, w którym kościele. Po pierwsze to nie Pussy Riot stały za tą akcją, tylko grupa Wojna. Jej członkinią była wtedy Nadieżda Tołokonnikowa, rzeczywiście w ósmym miesiącu ciąży. Tak, włamała się do muzeum i nagrała wideo, na którym ona i inne osoby uprawiają seks. Akcja miała miejsce późno w nocy, jeśli były tam jakieś „biedne pracujące staruszki”, to źle świadczy to przede wszystkim o przestrzeganiu praw pracowniczych przez tak szacowną instytucję. W akcji nie chodziło o „ochronę przyrody”, tylko o metaforyczny obraz tego, jak rosyjska władza dyma społeczeństwo – była komentarzem do kontrolowanej sukcesji, w której Putin przekazał władzę Miedwiediewowi w 2008 roku.
Tłumaczę to wszystko ministrowi.
– Później sobie wymyślili takie wytłumaczenie – ucina.

Pytam go jeszcze o eksmisję Teatr.doc.
– Teatr.doc występował przecież w zeszłym roku w Polsce, wspieraliśmy finansowo ich wyjazd – odpowiada nie na temat. – Nic nie wiem o tej sytuacji, to sprawa władz Moskwy, ja tu się nie mogę mieszać, nic nie mogę zrobić. Czynsz trzeba niestety płacić, także instytucje publiczne normalnie płacą.
Nie o niezapłacony czynsz tu chodziło, ale nie chcę zmonopolizować całego czasu na pytania.
Wydawca pewnego popkulturowego magazynu pyta:
– Wszyscy znamy Annę Kareninę, Nikitę Michałkowa, Teatr Bolszoj, ale co z rosyjską popkulturą? Na razie w Polsce ona kojarzy się młodym ludziom tylko z Pussy Riot, nie znają rosyjskich didżejów, hip-hopu, punka. Czy państwo nie chcecie tego promować?
– Didżejami się nie zajmujemy – odpowiada minister. – Nie zajmujemy się komercją.
Nasz czas dobiega końca. Po spotkaniu dyrektor Bondarenko pyta o wrażenia. Nie mam ochoty na kolejną dyskusję z nim, milczę.
– To bardzo utalentowany człowiek – zachwala swojego kolegę dyrektor. – Władimir Władimirowicz bardzo go ceni. Świetnie zna języki, podróżował, pracował w naszej dyplomacji. To jest być może przyszły prezydent.

Wieczorem zabierają nas do Teatru Bolszoj na Cosi fan tutte. Przed wejściem podchodzi do mnie dyrektor Bondarenko:
– Niech się pan nie boi, będzie pan zadowolony. Może Pussy Riot na scenę wpadną, będzie zamieszanie, może panu laskę zrobią – i odchodzi, ciesząc się z żartu.
Dostajemy lożę centralną, gdzie miejsca kosztują prawie tysiąc złotych. Inscenizacja dość konwencjonalna, mam problemy z nadążaniem za napisami po rosyjsku. Siedzący obok mnie koledzy po kolei zasypiają. Zmęczenie obezwładnia i mnie.
Po spektaklu szukam z kolegami jakiegoś imprezowego miejsca w Moskwie. Wszystko wydaje się świecić pustkami. W końcu pijemy wódkę w hotelu i idziemy spać.

Czytaj pierwszą, drugą i trzecią część dziennika z Rosji.


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij